P.S. Spokojnie. Pamiętam o naszej Fretcę. Bądźcie cierpliwi! Proszę :(
___________________________________
Dean’s POV:
Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety.
Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety.
- Może zamiast do opery, pójdziemy do
jakieś fajnej knajpki? – spytałem z nadzieją w głosie. Domyślałem się, że
szanse powodzenia były niemalże zerowe, ale miałem nadzieję. – Co o tym
myślisz, mój najdroższy aniołku?
- Mój najdroższy aniołku? – powtórzył
za mną, niczym echo. – Jaja sobie robisz?
- Co? Ja? No coś ty!
- Nigdy nie zwracasz się do mnie w ten
sposób.
- Nie prawda. – zaprzeczyłem
gorączkowo. – Zawsze tak do ciebie mówię! Jesteś moim najdroższym, najukochańszym,
najprzystojniejszym i najseksowniejszym eks-aniołem, którego kocham ponad
życie! – wykrzyczałem jednym tchem. Cas wpatrywał się we mnie z głupawą miną.
- Ty nie mówisz poważnie, Dean.
- Oczywiście, że mówię!
- Nie pamiętam tego.
- To sobie przypomnij.
- Oh, tak. Mówisz tak do mnie, gdy
prosisz o seks. – Castiel posłał w moją stronę zadziorny uśmieszek, co w jego
przypadku wyglądało dość dziwnie. Zupełnie, jakbym widział mojego młodszego,
najukochańszego braciszka. Nie cierpiałem skurczybyka. – Tylko mi nie mów, że
już tego nie pamiętasz. – Spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem i podszedł do
ogromnej, drewnianej szafy, w której trzymałem więcej pierdół, niż ubrań. –
Chyba będę musiał pojechać do domu, po garnitur.
- Ja cię nigdy nie proszę o seks! Co
ty teraz wygadujesz?!
- Słucham?
- To TY mnie zawsze błagasz. –
Podszedłem do niego i obróciłem w swoją stronę. Zachowałem się, jak totalny
idiota. Szczerze, to nie potrafiłem nawet wytłumaczyć swojego nagłego wybuchu.
Chyba poczułem się urażony. Nie ja, ale moja męskość. Tak, to zdecydowanie ona.
- Nie bądź śmieszny, Dean. Ilekroć
przychodziłem zmęczony po pracy, to stękałeś mi nad uchem, że chcesz się ze mną
kochać. – Na jego twarzy zauważyłem drobny rumieniec. – Oczywiście, nie
powiedziałeś „kochać” tylko…
- Pieprzyć. – Wyszczerzyłem zęby.
- Dokładnie.
- Oj dobra! Muszę przyznać, że
sprytnie zmieniłeś temat. – Pocałowałem go w czoło, po czym spojrzałem głęboko
w oczy. – To jak? Knajpka, czy zostajemy przy operze?
- Przecież obiecałeś, że ze mną
pójdziesz. Czemu teraz próbujesz się z tego wykręcać?
- Przepraszam. W sumie, to żartowałem.
– Machnąłem ręką. – Chcę iść z tobą na balet. – Jakież potworne kłamstwo
wypłynęło mi z ust, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby, prawda? – Oh,
nie musisz jechać do domu. Pożyczę ci jakiś mój garniak.
- Żartowałeś, tak? Udam, że ci wierzę.
– Uśmiechnął się radośnie. Objął mnie i czule pocałował w usta. –A twój
garnitur nie będzie na mnie za duży?
- Mam jeden taki, który będzie w sam
raz.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.