piątek, 28 czerwca 2013

ROZDZIAŁ V
TOTALNY BAŁAGAN W GŁOWIE – CZĘŚĆ 2


Sen jednak nie trwał tak długo, jak się tego spodziewałem. Uchyliłem powieki, szybko unosząc się do góry. Uderzyło mnie jasne światło, bijące zza okna. Słońce promieniowało ciepło, nadając blask wszystkiemu wokoło w tak magiczny sposób, że otworzyłem usta w zachwycie. Tylko ja potrafiłem dostrzec piękno natury. Miałem ochotę, jak najszybciej pobiec do pokoju po ołówek i szkicownik, gdy uderzył mnie tępy ból w skroniach.

Ty jebana cioto!

Byłem pewien, że słyszę głos Patryka. Bezsilnie opadłem na kanapę, spoglądając na sufit. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu, przylepiając się niemal do wszystkiego, co spotkały. Po niecałej chwili poczułem, że coś było nie tak.   

Nogi drżały, jak po długodystansowym biegu, po czole spływał pot, a z kącików oczu spływały resztki łez. W ustach czułem nieprzyjemny, metaliczny smak. Z dolnej wargi sączyła się strużka krwi, powoli spływając po brodzie.

Nienawidzę cię, pedale!

Zmarszczyłem czoło, znów słysząc znajomy głos. Coś musiało mi się przyśnić. Coś cholernie niedobrego. Przełknąłem ślinę, próbując poskładać w głowie wszystkie wspomnienia w jedną spójną całość.

- Byłem tu w domu. – wymruczałem pod nosem, starając przypomnieć sobie, jak najwięcej szczegółów. – Chciałem zjeść śniadanie… - Z chwilą, gdy przymknąłem powieki, przed oczami wyświetlił mi się prawdziwy koszmar.

Był początek tygodnia. Poniedziałek, może wtorek.  Wyjątkowo wstałem z łóżka dość wcześnie. Wziąłem prysznic, ubrałem się w luźne ciuchy i zszedłem na dół. Sądziłem, że znów nikogo nie zastanę. Ku mojemu zdziwieniu ojciec był w domu. Siedział przy długim, drewnianym stole mogącym pomieścić co najmniej tuzin osób. W pomarszczonych dłoniach trzymał jakiś kolorowy magazyn, skupiając na nim całą swą uwagę. Z zainteresowaniem wertował strona po stronie, co jakiś czas upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.

- Nie umiesz się odzywać? – odezwał się niski, męski głos.
- Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać. – W gardle czułem gulę wielkości pomarańczy. – Dzień dobry ojcze. – skinąłem głową, ale gest ten został niezauważony. W dziwnym napięciu przygotowałem kanapki i podszedłem do stołu.   
- Dzień dobry. – sapnął od niechcenia, rzucając czasopismo w moją stronę.

Na okładce stał skąpo ubrany mężczyzna, o doskonale wyrzeźbionej sylwetce. Obydwie dłonie zaciskał na kroczu, dość seksownie zagryzając dolną wargę. W ciemnoniebieskich oczach iskrzyło coś niepokojącego. Przewertowałem kilka stron widząc mnóstwo zdjęć przystojnych i głównie nagich mężczyzn. Przybierali prowokacyjne pozy, spoglądając wprost na czytelnika. Poczułem pewien dyskomfort. Szybko zamknąłem gazetkę, nie rozumiejąc, jak wpadła w posiadanie mojego ojca.  

- Wytłumaczysz mi to?
- Ja… - Zacisnąłem usta. Przesunąłem wzrokiem po całej okładce, próbując oderwać wzrok od magnetyzującej twarzy modela. – To chyba jest magazyn dla gejów.- skrzywiłem się, udając obrzydzenie.
- Myślisz, że tego nie widzę?
- Nie wiem do czego zmierzasz. To nie należy do mnie. – Czułem, jak krew napływa mi do twarzy.  
- Czyżby? – spytał ironicznie. Zaśmiał się pod nosem, spoglądając na mnie z pogardą. – Więc twierdzisz, że ten ohydny magazyn, który znalazłem w twoim pokoju, nie należy do ciebie?
- W moim pokoju?
- Podejdź do mnie. – rozkazał. Bez namysłu podszedłem do mężczyzny, czując suchość w gardle. Złapał mnie za ramię, boleśnie zaciskając palce. Otworzyłem usta, lecz nic prócz przerywanego oddechu nie wydostało się na zewnątrz. Byłem wściekły na swoją bezsilność i tchórzostwo. – Możesz mi wytłumaczyć, skąd wzięło się to w twoich rzeczach?
- J-ja nie wiem.
- Nie wiesz? – Jego głos był coraz oschlejszy. - Może mi jeszcze powiesz, że nie jesteś pedałem?
- Nie jestem!
- Kłamiesz! – Niespodziewanie uderzył mnie w twarz. Syknąłem z bólu, przykładając dłoń do policzka. Chciałem opanować łzy, które były moją największą słabością. – Tylko nie próbuj ryczeć!

Odwróciłem się i wybiegłem z domu. Nagle znalazłem się w szkole. Stałem na środku długiego korytarza, a wokół mnie panował niepokojący półmrok. Nie słyszałem nic, prócz głośnego bicia własnego serca. Błyskawicznie starłem słone krople z policzków i podbródka, próbując dojrzeć coś w panującej ciemności.  

- Patryk? – Zobaczyłem smukłą sylwetkę, zmierzającą w moim kierunku. Intuicyjnie zrobiłem kilka kroków w tył. Nienaturalne uczucie strachu na widok przyjaciela, sprawiło że jedyną rzeczą, jaka wpadła mi wtedy do głowy była ucieczka. – Patryk, to ty? – Zmrużyłem oczy. Patryk zacisnął pięści i przyśpieszył kroku. Chciałem się odezwać, lecz zamiast tego jęknąłem głośno zginając się w pół. Sodziak uderzył mnie w brzuch, rzucając oszczerstwami i wyzwiskami, których wolałbym nie pamiętać. Z każdą chwilą bił mnie coraz mocniej.
- Ty jebana cioto! – warknął, plując mi w twarz. – Brzydzę się ciebie!

Nie miałem siły, by się bronić. Wszędzie widziałem swoją krew. Rozdzierał mnie niewyobrażalny ból w klatce, brzuchu, nogach – czułem, jak agonia pali moje żyły. Patryk nachylił się nade mną, po raz kolejny brutalnie kopiąc i szarpiąc. Każde uderzenie sprawiało ból, który zdawał się rozdzierać moje ciało na strzępy. Cios za ciosem.

- Jesteś nikim, rozumiesz!? – wrzasnął, unosząc mnie do góry. – Nienawidzę cię, pedale! – Zacisnął palce wokół mojej szyi i zaczął dusić. – Nienawidzę cię!

Krztusiłem się własną śliną, wypluwałem połamane zęby. Przymknąłem powieki, spod których nieustannie wypływały słone łzy.     

Ten horror skończył się moją śmiercią. Nie miałem najmniejszej ochoty się nad tym zastanawiać. To był wyłącznie wymysł mojego umysłu. Reakcja podświadomości, na strach który czułem w środku. „Tak nigdy się nie stanie!”, uspokajałem się w duchu. „Patryk nigdy by mnie nie zabił. Co za głupota.”

Miałem dość użalania się nad sobą. Miałem dość dziecinnego płaczu, który i tak w niczym mi nie pomagał. Pobiegłem do pokoju i rozejrzałem się w poszukiwaniu telefonu. Spiąłem wszystkie mięśnie i wybrałem numer Patryka. Wziąłem głęboki uspokajający oddech i przyłożyłem słuchawkę do ucha. Trzy krótkie sygnały.

- Halo? – Aksamitny głos przyjaciela zadziałał na mnie jeszcze gorzej niż myślałem. Nogi zmiękły mi w kolanach, a w płucach poczułem pustkę. – Halo, Seba? Słyszysz mnie? Coś się stało?
- H-hej! Oczywiście, że cię słyszę! Nic się nie stało, no bo co się miało stać? – powiedziałem jednym tchem, śmiejąc się debilnie.
- Dobrze się czujesz? – spytał rozbawiony.
- Tak. – odchrząknąłem nerwowo. – Jestem zdrów, jak ryba. – Pacnąłem się w czoło, mając ochotę zapaść się pod ziemię. „Szefie pomożesz?”
- O-okey. 

Długa, krępująca cisza. „Mam ochotę poderżnąć sobie gardło! To tylko zwykła rozmowa. W swoim marnym życiu, miałem takich od groma!”, piszczałem w duchu. „Zachowuję się tak irracjonalnie, że powalam samą Hannah Morgane, czy jak jej tam! Weź się w garść na Boga!”  

- Halo? Jesteś tam?
- Co? Tak, tak jestem.
- Więc? Zadzwoniłeś, bo…
- Chciałem cię zaprosić. Obejrzymy jakiś film, zamówimy pizze. Wiesz, nasza rutyna.
- Już się za mną stęskniłeś? - Policzki zapiekły mnie mocno, a przed oczami zatańczyły gwiazdy. – Jeśli tak, to nie mam innego wyjścia. 
- Czyli wpadasz?    
- Tak głupku. Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę. – Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc jak to zinterpretować. Nie mógł być poważny.
- Ja też? – wydukałem speszony.
- Będę za pół godziny. Na razie! – cmoknął w słuchawkę i się rozłączył.

„Jestem przewrażliwiony! To, że nie może się doczekać jeszcze nic nie znaczy. Może ma coś ważnego do powiedzenia? A może po prostu tak bardzo za mną tęskni?”. Rzuciłem telefon i wbiegłem do łazienki.  W pośpiechu ogarnąłem bałagan na głowie, odświeżyłem twarz i delikatnie spryskałem się woda kolońską. Wróciwszy do pokoju, przebrałem się w czyste ubranie. Z szafy wyjąłem pomiętą, flanelową koszulę w kolorze ciemnej zieleni. Zwinnie podwinąłem rękawy, by zakamuflować przetarte już łokietniki. Błyskawicznie zapiąłem wszystkie guziki i powędrowałem do półki ze spodniami. Tym razem padło na czarne, dość obcisłe jeansy, które trzymałem na specjalne okazje.  

„Stary, po coś się tak odpicował?” Spojrzałem w lustro. „Choć w sumie… wyglądasz zniewalająco.” Uniosłem kokieteryjnie brwi i wydąłem usta. „Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył.”

Wszystkie rozrzucone po pokoju rysunki włożyłem do jednej teczki. Jeden z nich przedstawiał niedokończony portret Patryka. Zacząłem szkicować go kilka tygodni temu. Choć z początku nie zgadzał się na pozowanie, perspektywa odrobionych zadań z matematyki i biologii rozwiązała sprawę.  

Przez moment patrzyłem na zakreślone ciemne oczy. Wpatrywałem się w nie, wizualizując realną postać przyjaciela.

- Czy moje zachowanie jest normalne? – zapytałem samego siebie. Raz przepełniała mnie radość, zaraz potem znów smutek. Gdy byłem już niemal pewien, co do swych uczuć, bombardowały mnie wątpliwości.

Absurdalny koszmar wepchnąłem na samo dno umysłu, już nigdy nie chcąc o nim myśleć. Martwiło mnie wyłącznie jedno – sen z minionej nocy. Nie dosyć, że był niestosowny, to jeszcze nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Zupełnie, jakbym nie zrobił nic złego. Moje myśli wciąż bezkarnie krążyły wokół ust, oczu, nagiego ciała przyjaciela… Nie potrafiłem wyrzucić z głowy, obrazu jego twarzy. Tak pięknej, która z niewiadomych dla mnie przyczyn, stała się nadzwyczaj pociągająca. Na samą myśl, o tym, że mógłbym go pocałować, po moim ciele rozchodziły się dreszcze.

„Jak tylko go zobaczę to…”

Nakręcałem się, tworząc w głowie jeszcze gorszy bajzel. Lubiłem czy nie? Podobało mi się, czy może jednak nie? Musiałem zrobić skrupulatny rachunek sumienia, by w końcu dotrzeć do prawdy. Tej, która mogła zmienić całe moje życie.

- Jesteś gejem? – zapytałem, wyczekująco, odwracając się w stronę lustrzanego odbicia. – Schiller, czy zaczynasz zakochiwać się w Patryku?

środa, 26 czerwca 2013

Save me, cause I'm fallin' - część 2


Ten rozdział dedykuję w całości Iwonie S. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo nie dawałam znać. Mam nadzieję, że moje poniższe wypociny przypadną ci do gustu;) Enjoy wszystkim! 



- C-co ty wyrabiasz? – wybełkotał. – Z-zwariowałeś… proszę przestań…
- Wiem, że tego chcesz. – wymruczał, zaciskając palce na wilgotnym już czubku sztywnego penisa. Z maleńkiej szparki zaczęły sączyć się krople białej, lepkiej cieczy. – Czemu wciąż się wzbraniasz? – Dostrzegł w swym zachowaniu wręcz szaleńczy obłęd, który zawładnął całym ciałem i umysłem. Rozpalił krew w żyłach.

W tej chwili myślał wyłącznie o zaspokojeniu nie swoich żądz, a mężczyzny stojącego przed nim. Spoglądnął na pokrytą potem  twarz, na napuchnięte usta gotowe przyjąć żarliwe pocałunki. Widok ten okazał się tak nieziemsko podniecający, że Dan powoli zaczął tracił zdrowy rozsądek. – Dlaczego próbujesz walczyć z przyjemnością, jaką ci sprawiam? – szepnął, po czym wpił się w te nie tak chętne, lekko rozchylone wargi. Pana jęknął cicho, broniąc się przed natarczywym językiem. Zacisnął szczękę, lecz zamiar ten zbyt przerósł jego niezbyt silną wolę. Czuł, jak nogi powoli uginały się na skutek zbyt intensywnej dawki rozkoszy. Głowa bezsilnie opadała na ramię blondyna, powieki stawały się ciężkie a gardło opuszczało coraz głośniejszą gamę jęków i pomruków.

Za moment ekstaza miała boleśnie zalać ich ciała. Dan, który ledwo ustawał na własnych nogach z trudem łapał powietrze. Moment wzajemnego oczekiwania, zdawał się dłużyć. Atmosfera stawała się napięta, wręcz nie do wytrzymania.

- Powiedz, przed czym tak nieustannie się bronisz? – Językiem musnął szyję kochanka. Dotyk był delikatny, drażniący wszystkie zmysły. Z premedytacją bawił się rozognionym ciałem bruneta, powoli doprowadzając go do stanu tak silnego podniecenia, że niemal sam tracił świadomość swoich czynów. Dotyk zdawał się parzyć, słowa ranić. Mimo, iż czuł że pieszczone przez niego ciało jest przeciwne, nie potrafił odnaleźć w sobie siły, by przestać. – Czemu mnie okłamujesz? – Chwycił dłoń Pany i przyłożył ją do swojego krocza. Mężczyzna próbował się wyrwać, lecz w dzikiej szamotaninie znów okazał się być słabszym ogniwem. Zacisnął palce na sztywnym fallusie, widząc jak w oczach Feuerriegel’a rozpala się niepohamowana żądza. Ognisty płomień wypełnił zielone tęczówki po brzegi, sprawiając że wyglądały niczym dwa szklące się płomienie. Przez moment znów opierał się przed niezwykle nieustępliwymi ustami, lecz w ostateczności poddał się poczynaniom blondyna, próbując odnaleźć w tym choć odrobinę szczęścia. Nie mógł powiedzieć, że źle się czuł w objęciach Daniela. Nie mógł zaprzeczyć, że było mu przyjemnie, czując jego silne dłonie na swoim ciele.

Więc dlaczego targało nim, tyle sprzecznych emocji? Czemu nie potrafił sprecyzować tego, co naprawdę czuł? Tkwiła w nim pewna malutka cząstka, gnębiąca go całe życie. Czasem udawało mu się jej pozbyć, zrzucić w przepaść zapomnienia. Lecz pomimo tego i tak powracała zadając jeszcze potworniejszy ból.  

- Wiem, że to ci się podoba. Czuję to.

Czy zgłoszenie się na przesłuchanie do roli niewolnika homoseksualisty miało być pretekstem, by wrócić do tego przed czym uciekał tyle lat? Czy możliwość skosztowania ust przystojnego mężczyzny, okazała się aż tak kusząca?

niedziela, 9 czerwca 2013

Clumsy ferret - część 7

Chciałabym ten rozdział w całości zadedykować Ance (tak tobie, Mrs. Winchester) - za to, że musiałaś tak długo czekać, aż w końcu zepnę tyłek i wyskrobię coś nowego. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu;) Enjoy!


Castiel’s POV:


- Zjesz to wszystko sam? – spytał mnie, prezentując mi swój kolejny diabelsko uroczy uśmiech. 
- Tak.

- Dasz radę?
- W razie co, to mi pomożesz. – Zagryzłem wargę, skubiąc różową słodkość. Wata cukrowa była jedną z tych rzeczy, którą uwielbiałem i nie mogłem bez niej normalnie funkcjonować. Spojrzałem w zielone tęczówki, próbując grać pewnego siebie. Czułem się, jak aktor na scenie odgrywający swoją rolę przed liczną publicznością. Moją jedyną publicznością był Dean, przy którym nieustannie czułem pietra. – Prawda? 
- T-tak, oczywiście. – odchrząknął. – To gdzie idziemy najpierw? Szczerze, to jestem nakręcony na tego rollercoaster’a! Na pewno będzie świetnie! Mówię ci, musimy na to pójść. Obiecuję, że nie pożałujesz! – krzyczał podekscytowany. Zupełnie nie rozumiałem, z czego wciąż cieszył się, jak pięcioletnie dziecko. –Więc? Masz coś przeciwko?
- Chyba nie. - burknąłem, coraz mocniej odczuwając stres związany z nieuniknioną jazdą na kolejce górskiej. Na samą myśl, że już niedługo wsiądę na tą diaboliczną machinę, robiło mi się słabo. – Ale… – Przełknąłem głośno ślinę. Na języku zastygła paniczna litania słów, których wolałem nie wymawiać. Odetchnąłem, wpychając do buzi pokaźną ilość waty. Dean spoglądał na mnie z lekkim szokiem, nie wiedząc, czy się do mnie przyłączyć. – Jeszli chcesz to możemy iszcz. Tylko czy nie jeszt za żymno?
- Nie no coś ty! Nie widzisz, jak się rozpromieniło? Zapowiadali dzisiaj gwałtowny skok temperatury. Ma być do 20oC!
- Szuper! – Przełknąłem resztę, nie kryjąc niezadowolenia.   

W tej części miasta nie było widać żadnych oznak zimy. Śnieg stopniał już całkowicie, pozostawiając za sobą jedynie mokre kałuże. Pogoda zmieniła się nieodpoznania! Wszystko było przeciwko mnie – nawet sama Matka Natura! Czy ja naprawdę musiałem wchodzić na tą kolejkę rodem z piekła? Musiałem!?

- To jak? Gdzie najpierw? – spytał podniecony. W zielonych oczach, w których bezwątpienia utonąłem, tliły się iskierki dziecięcej radości. Piegowata twarz promieniowała wesoło sprawiając, że wyglądał niczym mały chłopiec. Nie zastawiając nad tym, co robię (co niestety zdarzało się coraz częściej!) uniosłem dłoń i przyłożyłem do jego policzka.
- Może… - Ciepło jego skóry przenikało mnie. Nastolatek nachylił się, zbliżając swe usta do moich. Poczułem dotyk delikatniejszy niż muśnięcie piórkiem. Nie zważając na ciekawskich gapiów, pogłębiłem pieszczotę, czując jak ciało chłopaka spina się. – Przepraszam. – wydukałem, mentalnie kopiąc się w zadek.
- Nie musisz. – Oblizał usta. – Jesteś słodki. – Puścił mi oczko, wplatając palce we włosy. – Jesteś moją rozkoszną fretką
- Tak.
- Mógłbym stać tu i całować się z tobą całymi dniami, ale proszę nie przedłużajmy tego. Gdzie idziemy?

piątek, 7 czerwca 2013

Clumsy ferret - część 6

Castiel’s POV:

- Jeśli zaraz nie przestaniemy się całować, nie wiem czy będę w stanie się powstrzymać. – szepnął między pocałunkami. Jego niski, lekko zachrypnięty głos sprawił, że przez moje ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. Nie słyszałem nic, prócz  przyjemnego brzmienia oplatającego moje zmysły. Słodki zapach jego perfum działał na mnie, niczym afrodyzjak. 

Byliśmy tylko ja i on, wtuleni w swoje ramiona. Na ustach czułem soczyste pocałunki, za każdym razem odbierające mi dech w piersiach. Mógłbym przysiąc, że każdy był inny. Wpierw czuły, delikatny, po chwili zmieniający się w bardziej drapieżny, pewniejszy. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze. Serce nieustannie obijało mi żebra, a płuca wypluwały monstrualną dawkę powietrza. Dyszałem prosto w usta blondyna, zaciskając palce na jego ciele. W napięciu czekałem, na kolejne pieszczoty, nie mogąc wykrztusić z siebie choćby słowa. 

Nastolatek spoglądał na mnie wyczekująco. Wygiąłem usta w speszonym uśmiechu, wpatrując się w zielone tęczówki.
  
- Powstrzymać? Przed czym? – spytałem niewinnie. Świadomość podsunęła mi różnorakie obrazy, które śmiało mogłem określić mianem sprośnych fantazji. Może niezupełnie sprośnych erotycznie, ale na swój sposób znacznie wybiegających poza rangę normalnych. Przełknąłem ślinę, nawilżając gardło. Moje dłonie, które nadal spoczywały na umięśnionych ramionach chłopaka, zaczęły drżeć, a palce mocniej zaciskać na szorstkim materiale kurtki. Zagryzłem wargę, czekając na odpowiedź.
- Przed zdarciem z ciebie ubrań. 

Zdanie uderzyło mnie, niczym obuch gęstego dymu. Głowa wypełniała się jeszcze bardziej zawstydzającymi wizjami, do których nigdy bym się nie przyznał. Byłem w szoku, że mój nieco niedorozwinięty móżdżek był w stanie wykreować coś podobnego. Poruszyłem się niespokojnie, dostrzegając niebezpieczny błysk w oczach siedzącego Winchestera.

- Oh! – Odsunąłem się, chaotycznie wycierając twarz. Dyskretnie starłem krople potu, które spływały po skroniach i policzkach. Z głębi gardła poczułem zbliżającą się lawinę słów, których poprawność logiczna, czy stylistyczna pewnie pozostawiała wiele do życzenia. – Masz rację, przestańmy. Lepiej będzie, jak wyjdziemy już z tego ciasnego samochodu, odświeżymy się i pójdziemy wreszcie na te cudowne, zapierające dech w piersiach karuzele. – Zapiąłem kurtkę, nie zważając czy guziki są we właściwych miejscach. Sytuacja, która już dawano wymknęła się spod kontroli, teraz wzniosła się do poziomu skrajnie niebezpiecznej. Rozejrzałem się w poszukiwaniu szalika, chaotycznie kręcąc głową. – Widziałeś gdzieś mój szalik? Nie mogę go znaleźć… - spytałem po długim, bez efektownym poszukiwaniu. 

Clumsy ferret - część 5

Castiel’s POV:

Wziąłem głęboki oddech, starając się z całych sił nie zwymiotować na ośnieżony chodnik. Serce ściskało mi gardło, a żołądek poruszał się w chorym tańcu, przy akompaniamencie stresu i zażenowania. Drżącą ręką chwyciłem chłodną klamkę, ciągnąc ją do siebie. Drzwi ani nie drgnęły. Zacisnąłem palce mocniej, wkładając w tą czynność wszystkie pokłady siły, które trzymałem w zapasie. Znów nic.

- Wyjdę na głupka. – pomyślałem. Szarpnąłem drzwi po raz ostatni, czując na sobie zaciekawione i nieco zmieszane spojrzenie blondyna. – Castiel, ty głupku. – skarciłem się w duchu. Ostrożnie usiadłem na czarnym, skórzanym siedzeniu, nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. Otrzepałem buty z resztek śniegu i zatrzasnąłem drzwi. Huknęły nieco mocniej, niż było to konieczne. 
- Zapnij pasy. – powiedział łagodnym głosem. Posłał mi jeden z tysiąca uroczych uśmiechów, którymi bezczelnie potrafił odebrać mi i tak niezdrowy rozsądek. Przez krótką chwilę wpatrywałem się w pokryte bielą zęby, rozczulając nad ich perfekcją. Chłopak przechylił głowę, patrząc na mnie z zainteresowaniem.     
- Tak. – Kiwnąłem głową, odwracając twarz w przeciwnym kierunku. Chwyciłem metalową sprzączkę, zagryzając dolną wargę. – Teraz wystarczy się odwrócić i ją wcisnąć… - mruknąłem pod nosem. Mimo nieustannych prób, nie mogłem zatrzasnąć zamka. – Chyba nie mogę… - wyjąkałem żałośnie, po raz setny tego dnia chcąc zapaść się pod ziemię.
- Spokojnie… - Słyszałem jedynie jego czuły głos i szybkie bicie swego serca. Jakaś niewidzialna siła, oplotła moją szyję, nie pozwalając swobodnie oddychać. – Widzisz? – Opuszkami palców przesunął po mojej dłoni, unosząc kąciki ust w niezauważalnym uśmiechu. – Trzeba to robić bardzo spokojnie…
- Zapamiętam.

Wokół nas znów zapanowała cisza. Przymknąłem oczy, chcąc skupić się nad litanią słów, które miałem zamiar powiedzieć. Mimo, iż nadal kosztowało mnie to sporo psychicznego wysiłku, odwróciłem się w stronę Winchestera. Ten zaciskał palce na kierownicy, oddychając płytko. Odpalił silnik, szczerząc się na głośny ryk, jaki wydał Chevrolet. Dyskretnie spojrzał na mnie, wypinając pierś do przodu. Temperatura, która wzrastała z każdym przebytym kilometrem stawała się nazbyt uporczywym towarzyszem podróży. Mimo, iż na zewnątrz śnieg ozdabiał niemal wszystko, słońce wychylało się zza chmur promieniując ciepło. Odpiąłem kurtkę, czując krople potu na plecach. Odwinąłem szalik i rzuciłem go za siebie.

Clumsy ferret - część 4

- A to? - Chciał pocałować bruneta w nos, jednak on uniósł głowę i wydymał usta. – Co robisz?
- Ja… - Poczuł, jak żołądek skręca się w środku. – Ja… myślałem, że chcesz mnie znów pocałować. – Pragnął ponownie zapaść się pod ziemię. Wyglądało na to, że towarzystwo Hadesa jest nieuniknione. Szybko odwrócił głowę, próbując uspokoić płytki oddech. – Ale się wygłupiłem. Chyba już czas, żebym…
- Nigdzie nie pójdziesz. Najpierw muszę cię pocałować w… - Zbliżył usta do szyi. Wysunął koniuszek języka i polizał gorącą skórę.
- Hahahahaha! Nie rób tak! To mnie łaskoczę! – pisnął, odsuwając się od nastolatka. Ten spoglądał na niego rozbawiony.
- Ale ja chcę. – mruknął. Chwycił bruneta za nadgarstki, kładąc jego dłonie na swoich biodrach. Przysunął miednice blisko brzucha. – Mam pewien pomysł, fretko.
- J-jaki? – spytał, wybałuszając oczy. Jego głowa wypełniła się setką dziwacznych myśli i obaw. Winchester przyglądał mu się uważnie, nic nie mówiąc przez jakiś czas. Powietrze zrobiło się gęstsze. – C-co masz na myśli, Dean?

Zagryzł wargę, wciąż czując na sobie przenikliwe, wręcz świdrujące spojrzenie blondyna. Ciężar zielonych tęczówek był zbyt wielki, by mógł sobie z nim poradzić w normalny i opanowany sposób. Zaczął robić to, co potrafił najlepiej.

- Dean, nie za bardzo wiem, co masz na myśli. Jeśli zaraz nie powiesz mi, o co chodzi pójdę sobie. – burknął jednym tchem. – Nie widzisz, jak mocno się denerwuję? Jesteś bardzo stresującą osobą, wiesz? Nigdy nie czułem takiego zażenowania, jak teraz. Wszystko, co teraz słyszysz, jest efektem mojego zdenerwowania. Chyba lepiej będzie, jak się po prostu…
- Nie. – Pokiwał głową. – Uwielbiam twój głos.
- Co? – Otworzył szeroko usta, po czym szybko zamknął je przykładając dłoń. – Ty mmnómnisz serpio?
- Tak. Proszę, nie wstydź się mnie. – Wplótł palce w ciemne włosy. Serce dziko uderzało w klatkę piersiową, nieustannie przypominając o swojej obecności. Głośno przełknął ślinę, nawilżając spuchnięte usta. – To co? Chcesz wiedzieć, na jaki pomysł wpadłem?
- Nie wiem… - Wzruszył ramionami.
- Tak czy nie?
- Tak.

Clumsy ferret - część 3

- Słucham? O nie, nie, nie! Wracaj tu! – wrzasnął, doskakując do bruneta. – Musisz stawić temu czoła!
- Czemu niby? Zachowałem się, jak skończony głupek. – pisnął spanikowany. Usiadł na drewnianej ławce, pozwalając płynąć słonym łzom. – Nie widzisz tego?
- Tylko się teraz nie rozklejaj!
- Nie potrafię inaczej!
- Castiel, spójrz na mnie. Cas! – Złapał przyjaciela za podbródek. – Zawsze musisz się mazgaić? Ile ty masz lat?
- 17.
- Nie musiałeś odpowiadać, kurczaczku. – Na twarzy pojawił się promienny uśmiech. Usiadł obok skulonego nastolatka, próbując zachować powagę i dojrzałość (co było nieziemsko trudne!). – Posłuchaj mnie teraz bardzo, ale to bardzo uważnie.
- Dobrze. – Podciągnął nosem, niezdarnie ścierając z policzków resztki łez.
- Kochasz Dean’a… Ani mi się waż. – Ostrzegawczo uniósł palec w górę, widząc sprzeciw w szafirowych oczach. – Mam tego dosyć. Dorośnij.
- Ale…
- Shhh! Kochasz go i pozostaje jedynie kwestia, powiedzenia mu o tym. – Zastanowił się przez chwilę. – Mam doskonały pomysł!
- Nie jestem pewien, czy chcę go poznać.
- Oj cicho bądź. – Zbył go machnięciem ręki. – Z pewnością jest lepszy, niż twoje padanie na kolana i…
- Nie przypominaj mi o tym, błagam.
- Dobrze, dobrze. – Stanął naprzeciwko ciemnowłosego. – Pójdziemy teraz do szkoły.
- Ale ja nie chcę!
- Ostrzegam cię! – Pogroził palcem. – Z kim ja się zadaję! – Złapał się za czoło, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Spojrzał w górę, na rozpromienione niebo, przez moment nic nie mówiąc. – Pójdziemy do szkoły. – powtórzył groźnie. – Będziesz zachowywał się tak samo niezdarnie, jak zawsze. Przewróć się, czy coś. Chociaż, możesz też…
- Słucham!? – obruszył się. – Ja? Niezdarnie? – Skrzyżował ręce na klatce, srogo marszcząc brwi. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś moim przyjacielem.
- Jedynym, najukochańszym. Lepszego nie znajdziesz. – Cmoknął.

Castiel wstał szybko, chcąc minąć nastolatka i ruszyć przed siebie. Nie zauważył jednak, zamarzniętej kałuży znajdującej się zaraz obok. Zrobił kilka kroków, po czym poślizgnął się i padł na ziemię. Blondyn wybuchł dzikim, niepohamowanym śmiechem.

Clumsy ferret - część 2


  
Idąc do szkoły, zastanawiał się nad scenariuszem dzisiejszego dnia. Choć wieczorem , zanim poszedł spać – wszystko dokładnie przeanalizował - nadal czuł pewien niepokój. Gdzieś w środku. Bezpodstawnie zadręczał się niepotrzebnymi wątpliwościami, co tylko przyćmiewało mu poranną pewność siebie. Spojrzał w górę, na lekko rozpromienione niebo, chcąc jak najszybciej zdusić w sobie negatywne emocje.

Nie cierpiał zimy. To była jedna z tych pór roku, która przyprawiała go o niemalże depresje. Nie mógł znieść zimna, szarości dnia, braku słońca. Jedyne, co sprawiało mu radość – to uśmiech Dean’a Winchestera. Gdy Castiel widział piękną twarz nastolatka, serce wznosiło się po sam Olimp, a ciało wbijało w ziemię, niczym mosiężne kowadło.

- Jesteś moim uzależnieniem. – mruknął pod nosem, znów przenosząc się do świata fantazji. Do miejsca, gdzie czuł się najszczęśliwszy. W objęciach miłości jego życia.  – Mhm..
- Cas?
- Mhm..
- Dobrze. Się. Czujesz? – Szturchnął przyjaciela w ramię. – Cas! Nie jęcz na ulicy, bo się ludzie gapią!
- Co? Słucham? O co chodzi? – Przetarł nieco zamglone oczy, wpatrując się w zbulwersowanego chłopaka. – Znowu masz problem?      

Słońce, stłumione jeszcze przez chłodny wiatr próbowało przebić się przez grubą warstwę chmur. Drobne promyki rozjaśniały pokaźnie zarumienione oblicze bruneta, próbując zakamuflować wstydliwą prawdę.

- Jesteśmy na dworze, między ludźmi, mój drogi. – Wskazał na niewielką grupkę, zmierzającą w tylko sobie znanym kierunku. – Widzisz?
- I?
- Ty nie masz wstydu, perwersie! – krzyknął, niespodziewanie ciągnąc Castiela do siebie. – No to powiedz maleńki, o czym znów marzyłeś. – Wydął usta i zwiesił nadgarstki. – Mów, mów, szybciutko!
- Spadaj!
- Ej! Bo się obrażę! – wysyczał, gestykulując na wszystkie strony. Podparł się na biodrach, uporczywie tupiąc w pokryty śniegiem chodnik.

Cas otworzył usta z zamiarem wypowiedzenia kilku brzydkich słów, ale w ostatniej chwili się opamiętał. Przezwiska, które normalnie obraziłyby rozmówcę - w tym przypadku podziałałyby wręcz przeciwnie. Chłopak postawił na mniejsze zło. Uśmiechnął się szeroko, łapiąc Balthazara pod pachę. Chciał uniknąć niezręcznych pytań, na które mimo własnej niechęci i tak udzieliłby pożądanej odpowiedzi.

- To będzie wspaniały dzień!  
- Taa, kurczaczku. – odpowiedział, nieco zbity z pantałyku.
- Przestań już, okey? – Zrobił naburmuszoną minę, spoglądając na przyjaciela kątem oka. – Mówiłem, żebyś o tym zapomniał.
- Ale ja nie potrafię! On był taki maciupeńki!
- Jeszcze chwila, a cię zabiję! – Mimo lekkiego uczucia złości, jego twarz wciąż zdobił szeroki uśmiech. – Cicho bądź, Balthy!
- Wiem, co teraz robisz. – odparł po chwili, niskim, nieco srogim tonem. – Znam cię lepiej, niż sobie wyobrażasz. - Spojrzał w górę, niczym starożytny mędrzec. - Nawet sam nie wiesz o sobie, niektórych rzeczy. - Jedną dłonią masował się po brodzie, marszcząc jasne, odsłonięte czoło. -  Choć dla wszystkich zdajesz się zagadką, dla mnie jesteś niczym otwarta księga. Znam każdy rozdział, wers… - Modulował głos, nadając wypowiedzi, dziwnie dramatyczny wydźwięk. – Ty Castielu, jesteś zbyt przewidywalny, dlatego nie omieszkam sądzić, iż to właśnie o Deanie marzyłeś.
- Ja…
- Nawet zachowanie zdradza twe myśli, skarbie.
- No ej! W co ty się zmieniłeś? W poetę od siedmiu boleści?
- Krzyk, którym mnie raczysz w tej chwili, nie jest w stanie ukryć prawdy, jaką widzę w twych oczach.
- Daj mi spokój!
- O czym myślałeś? – Naciskał. – Powiedz.
- O niczym. – odpowiedział pośpiesznie. Policzki zapiekły go, perfidnie pokazując to, co chciało ukryć serce.

To było „schorzenie”, z którym nastolatek walczył od wczesnego dzieciństwa. Będąc małym berbeciem, później młodzikiem – nie mógł poradzić sobie z nadwrażliwą, silnie reagującą na bodźce naturą. Nie mógł kłamać, oszukiwać. Jego ciało reagowało zbyt emocjonalnie, przez co tracił wiarygodność. Twarz robiła się czerwona, a język poczynał plątać się w ustach.

- Zresztą, czemu tak naciskasz?
- Z ciekawości. – Uniósł brwi, drapiąc się w czubek nosa. – Więc?
- Nikt ważny.
- Czyli jednak, to ‘ktoś’! – Kąciki ust uniosły się w cwanym uśmieszku. – Czyli to Dean. – stwierdził.
- Nie! No coś ty! Ja? On!? Błagam cię! Przecież to głupek! Nie! Nie myślałem o nim, bo po co? Prawda? Mam wiele innych rzeczy do robienia!
- Nie musisz znów krzyczeć.
- Tylko nie myśl, że wystroiłem się dla niego! Proszę cię! – Serce biło w nienaturalnie przyśpieszonym tempie. Chłopak nie potrafił się opanować. Zupełnie, jakby stracił kontrolę nad swoim ciałem. Drżące ręce, przerywany oddech.
- Młody, wyluzuj. – Blondyn czerpał z tego widoku niesamowitą i niczym niewytłumaczalną satysfakcję. – Jeszcze nabawisz się nerwicy. – Stanął naprzeciwko rozdygotanego chłopaka, kładąc mu dłonie na ramionach. – Wdech i wydech…
- Wdeeech i wydeeeech. – powtórzył, biorąc porządny haust chłodnego powietrza.
- Brawo. Grzeczny chłopczyk. – Poklepał bruneta po głowie i ruszył przed siebie.
- Ja…
- Wiem.
- Nie! Ty nic nie wiesz! Ja go nie kocham! Ba! Ja go nawet nie lubię!
- Lubisz go, Cas.
- Taaaak! – krzyknął nagle, upadając na kolana. Złapał się na kark, kiwając ciałem w przód i w tył. – Co ja mam zrobić?! Pomóż mi! – wyjąkał żałośnie.
- Wstań głupku, ludzie się na nas gapią! – Odwrócił się w stronę bruneta.
- No i? – oburzył się, jeszcze głośniej lamentując. – Ja go tak mocno kocham! To mój ideał! – Teatralnie przyłożył rękę do piersi, drugą przykładając do czoła.
- Dziwny jesteś.
- Te zielone oczy!
- Cas? Wiesz, co? Chyba powinieneś wstać.
- Cudowny uśmiech!
- CAS!
- Chcę mu o tym powiedzieć! Teraz! Natychmiast! Nic mnie nie powstrzyma! Muszę go znaleźć!
- Kogo? – Winchester zmierzył klęczącego nastolatka, robiąc zszokowaną minę. Wiedział, że ciemnowłosy jest dziwnie specyficzny. Wiedział, że niekiedy zachowuje się w niekonwencjonalny sposób. Jednakże w tej dziwaczności się zakochał. Oryginalność chłopaka, rozpalała w nim tak silne uczucia, że obawiał się za nimi podążać. Nie był pewien, dokąd może doprowadzić go miłość – w jego mniemaniu jednostronna – z którą zmagał się już od roku. Lecz mimo wszystko tkwił w niej, nie zamierzając przestać.  

W tym samym czasie Castiel poczuł, jak rozsypuje się niczym miliony ziarenek piachu. Znał TEN głos. Doskonale wiedział, do KOGO należy. Zamknął oczy, chcąc zapaść się pod ziemie – głęboko, po same królestwo Hadesa! Zagryzł dolną wargę, czując drobne krople potu na karku.

Postawił przed sobą dwie alternatywy wyjścia z tej sytuacji. Jedna dotyczyła spanikowanej ucieczki w nieznanym kierunku - byle uniknąć rozmowy z nowoprzybyłym typem. Druga wymagała nieco większych zdolności.

Serce, oddech, dłonie – to niewiele spośród tego, nad czym musiałby panować. Musiałby, ale z pewnością! nie dałby rady.

Balthazar zaśmiał się głośno, klepiąc Winchestera po plecach. Ten stał, niczym marmurowy posąg, spoglądając wyczekująco w stronę nadal klęczącego bruneta. Najchętniej sam padłby na ziemię i wziął w ramiona to drobne ciałko, lecz nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi. Podparł ręce na biodrach, nachylając się nad ciemnowłosym.

- Powiesz coś, fretko?
- Nie. – wymruczał, ledwie słyszalnym głosem. Zakrył twarz dłońmi w nadziei, iż blondyn odpuści.
- Chcesz wyznać miłość? Komu? – Zgrywał pewnego siebie, choć w środku pozostawał nieśmiałym, wstydliwym chłopcem.
- Ja… - Uniósł głowę. – To nie twój interes. S-spadaj!
- I tak się dowiem. – zapewnił. Poczuł ulgę. Był świadkiem wszystkiego. Widział, jak chłopak upada na kolana, głośno krzycząc. Słyszał słowa, które wypowiadał.
Nagle, jego serce wzniosło się w przestworza, a umysł przepełniła fala szczęścia.

- Nie.
- O tak. – Zły humor, niechęć i negatywne nastawienie do wszystkiego, co go otaczało – wyparowało w jednej chwili. Nie spodziewał się podobnego obrotu sytuacji.  – Do zobaczenia w szkole, fretko. – rzucił na odchodne. Drżące ręce schował do kieszeni, mocno zaciskając pięści. Po stokroć zastanawiał się, w jaki sposób wyzna chłopakowi miłość. Teraz, gdy znał intencje bruneta – nie potrafił skupić się na sklejeniu myśli. Rozproszony dumał wyłącznie nad słowami błękitnookiego.

 „Ja go tak mocno kocham! To mój ideał! Te zielone oczy! Cudowny uśmiech!”

- Ja ciebie też, fretko. – wyszeptał. - Kocham najbardziej na świecie. – Zerknął na czerwonego nastolatka, uśmiechając się niepewnie. – Wkrótce będziemy razem, zobaczysz.

Castiel zwiesił głowę. Wstał, otrzepując kolana z białego puchu. Przyłożył dłonie do piekących policzków, zerkając na roześmianego kompana.

- Balthy, ty idioto! Czemu nie powiedziałeś mi, że ON stoi obok?
- Nie zauważyłem go! – krzyknął. – Piękne przedstawienie.
- Zamknij się. Wracam do domu. – Castiel warknął groźnie, chcąc udać się na przystanek. – Do zoba…
- Słucham? O nie, nie, nie! Wracaj tu!
  

Clumsy ferret - część 1

Młody chłopak wstał dziś wyjątkowo wcześnie. To był dzień, w którym musiał wyglądać perfekcyjnie. Nie mógł zapomnieć o żadnym szczególe. Wyłączył skrzeczący budzik, zrywając się na równe nogi. Szybko wbiegł do łazienki, prawie nie potykając się o leżący na ziemi klamot. Jeszcze tego brakowało, by narobił sobie guza!

Zrzucił wypłowiały dres i wskoczył do ciasnej kabiny. Odkręcił dopływ ciepłej wody, rozsmarowując brzoskwiniowy żel pod prysznic, po całym ciele. Rozkoszował się w przyjemnym zapachu, czując przypływ pozytywnej energii. Przez moment zatracił się, zapominając o szybko ulatującym czasie.

- Skup się!

Z szerokim uśmiechem na twarzy wyszedł z kabiny i owinąwszy się ręcznikiem, podszedł do lustra. Dłonią pogładził sterczące na wszystkie strony świata włosy, chcąc choć odrobinę je przygładzić. Po piętnastominutowym zmaganiu – zwyczajnie odpuścił.

- Trudno. – wymamrotał pod nosem. – Najwyżej będę wyglądać, jak mokra fretka. – westchnął zrezygnowany. Twarz pokryta trzydniowym zarostem wygięła się w jeszcze szerszym uśmiechu. – Jak przystojna, mokra fretka!

Sięgnął po piankę do golenia, nakładając co nieco na porośnięte policzki. Ostrożnie przyłożył ostrze, nie chcąc poranić skóry, tak jak ostatnio. Przez tydzień wyglądał, jak szwajcarski ser!

- Długo jeszcze? – Zza drzwi dobiegł go zniecierpliwiony głos przyjaciela. – Twoja mama mnie wpuściła. Mówi, że od pół godziny z kibelka nie wychodzisz! – zaśmiał się szyderczo. Castiel oczami wyobraźni widział ten sam, kretyński wyraz twarzy i ten sam jeszcze bardziej idiotyczny uśmiech, który pewnie pojawił się teraz na twarzy Balthazara.
- Już idę! Nie marudź! – odpowiedział, zmywając resztki białej piany. Jeszcze pokropił ciało wodą kolońską i wyszedł z pomieszczenia.– Co się tak gapisz? – spytał blondyna. Ten stał z szeroko otwartą buzią, nie wiedząc co powiedzieć.
- No, bo wiesz… - Złapał się za głowę, uciekając wzrokiem w stronę sufitu. – nagi jesteś.
- Co?! – pisnął. Mechanicznie zakrył odkryte krocze dłońmi, rozglądając się za zaginionym ręcznikiem. – Przecież...
- Tam jest. – Wskazał palcem.

CLUMSY FERRET

Pairing: teen!Dean/teen!Castiel
Fandom:
Supernatural
Rated: PG-13

Notka: Fluff AU! Castiel jest obłędnie zakochany w najpopularniejszym chłopaku w szkole. Czy Dean odwzajemnia jego uczucia?
Ostrzeżenia: duża porcja fluff'u;)


ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12

SAVE ME, CAUSE I'M FALLIN'

Pairing: Pana Hema Taylor/Daniel Feuerriegel (PanDa)
Fandom: brak
Rated: NC-17
Notka:
 Sequel do one-shot’a This is the only! exercise. Czy Pana jest pewny swoich uczuć? Czy mężczyźni będą razem, pomimo przeszkód z jakimi przyjdzie im się spotkać? Czy ich historia będzie miała "happy end"?
Ostrzeżenia: seks, nagość, angst 


CZĘŚĆ 1

CZĘŚĆ 2
CZĘŚĆ 3

This is the only! exercise.

- Daniel! – krzyknął brunet,  stając na przeciwko wyższego mężczyzny. – Mogę zamienić z tobą chwilę?
- Coś się stało?
- Nie! – Jego głos drżał niespokojnie, a umysł zasnuł smog przerażenia. – Chodzi tylko o to, że zaraz idziemy kręcić tę scenę… razem. Wiesz jaką, prawda? – spytał, czując przypływ ciepła na twarzy. – Steven kazał nam obgadać pewne… intymne kwestie, żebyśmy czuli się komfortowo. – odetchnął głęboko, uciekając przed zaciekawionym i nieco rozbawionym spojrzeniem aktora. Zmarszczył brwi, wpatrując się w podłogę.
- Czego się boisz?
- C-co masz na myśli? – spytał zdziwiony. Serce na moment stanęło w miejscu.

Blondyn zbliżył się nieznacznie. Ciemnowłosy poczuł silne ukłucie w klatkę piersiową, skrępowany zbyt śmiałą postawą przyjaciela.

- Dlaczego teraz drżysz? – musnął palcami zaczerwieniony policzek, widząc zakłopotanie w czekoladowych oczach. Kierował się dziwnym pragnieniem, którego jeszcze nigdy nie czuł. Było to zarazem fascynujące i cholernie podniecające.

Dan czuł krew dziko pulsującą w żyłach, adrenalinę napędzającą skonfundowany umysł.

- Steven powiedział, że będziemy nadzy, by nadać scenie więcej autentyczności. – wyszeptał, unikając odpowiedzi na pytanie rozmówcy. Regularny oddech stał się płytki i niejednostajny. Aktor zrobił kilka kroków w tył, po chwili napotykając drzwi do garderoby. Oparł się o nie, widząc spowitą pożądaniem twarz jasnowłosego.  – Musimy być… - Starał się nie reagować zbyt impulsywnie, jednak silny zapach męskich perfum i napięcie wiszące w powietrzu, skrupulatnie niszczyły jego postanowienie.
- Shh… - Przysunął palec do ust bruneta. – Może najpierw to przećwiczymy? – zapytał, zbliżając twarz na tyle blisko, by czuć ciepły oddech na swych wargach.
- Nie mam nic przeciwko. – szepnął, do końca nie wierząc w swe słowa. Dał się ponieść chwili, zupełnie nie zastawiając się nad późniejszymi konsekwencjami. Wiedział jedynie, że śmiałe zachowanie starszego aktora podniecało go do utraty tchu. Choć próbował wyprzeć niepożądane emocje, ciało już zdecydowało.

Save me, cause I'm fallin' - część 1

- Cięcie! – krzyknął postawny mężczyzna, dość ostro zdzierając gardło. Anna Hutchison, odgrywająca rolę Laety westchnęła z ulgą. Dyskretnie spojrzała na wycieńczonego Liam’a, poklepując go po ramieniu. Mężczyzna zerknął w kierunku DeKinight’a z chęcią mordu w oczach.
- Kiedyś przyjdzie taki dzień, że zabiję tego dupka. – Uśmiechnął się. – On nas torturuje!
- Przesadzasz, on tylko bardzo…
- Skończcie plotkować. – Wtrącił się łysy;), szczerząc zęby. – Marsz do garderoby. Liam! Masz dokładnie godzinę przerwy, więc jeśli się spóźnisz na następną scenę, zabiję cię. – Pogroził palcem. – Musimy się teraz zająć sceną Nagrona, jeśli chcemy wrócić do domu przed północą! – Rozejrzał się w poszukiwaniu czerwonego notatnika, którego zwykł nosić przy sobie. – Tu jesteś. – Przewertował kartki, zatrzymując wzrok na jednej z nich. – Dokładnie! O godzinie szesnastej mieliśmy zacząć kręcić! Jest kwadrans po, a ich jeszcze nie ma! Gdzie jest Dan i Pana?! Zaraz mnie trafi jasny szlag!
- Nie denerwuj się staruszku. – Zakpił aktor.
- Cicho bądź i mnie nie denerwuj!
- Hahaha!
- Zmykaj stąd i to w trymiga! Ty! Podejdź szybciutko. – Pomachał w kierunku niskiej, rudowłosej dziewczyny. Ta podbiegła natychmiast, poprawiając spływające z nosa okulary.
- Tak?
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie… Jak masz na imię?
- Victoria.
- Ładnie. Więc Victorio, posłuchaj mnie… – zniżył nieco głos, odchrząkując. – musisz sprawdzić, czy wszystko w porządku z Danielem i Taylor’em. Scena, nad którą aktualnie mam zamiar pracować wymaga od nich dużo więcej zaangażowania.
- Rozumiem.
- Chcę być pewien, że mnie nie zawiodą, kapujesz?
- Tak, proszę pana. – Pokiwała głową, skrupulatnie spisując każde słowo reżysera w niewielkim notesiku. – Wszystko rozumiem.
- I proszę, mów mi Stev. – Uśmiechnął się na krótki moment, zaraz potem przybierając morderczy wyraz twarzy. – ŚWIATŁO! Błagam poprawcie je na Boga!
- T-to ja idę ich poszukać. – szepnęła, jakby do siebie. Poprawiła kręcone włosy i udała się na poszukiwanie zaginionych aktorów. – Widzieliście idziesz Feuerriegel’a i Taylor’a? – spytała stojącą grupkę montażystów.
- Ostatnio widziałem tego blondaska niedaleko garderoby.
- Dzięki wielkie.