niedziela, 25 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 11

Zapraszam na jedenasty już rozdział "Niezdarnej Fretki". Mam nadzieję, że (jak zwykle zresztą), rozdział przypadnie Wam wszystkim do gustu ;) Nic ważnego nie mam do przekazania, także enjoy!
P.S. Poniższy rozdział pierwotnie miał być troszkę inny. Chciałam wspomnieć o Balthym i Charlie, ale na to będziecie musieli poczekać do przyszłej niedzieli:)
P.S.S. Aniu! Różowa szczoteczka się w końcu pojawi, obiecuję. Tylko kurczę, nie wiem kiedy xd 




Castiel’s POV:

Dlaczego teraz siedzę i wparuję się w niego, jak głupek? Dlaczego nie powiem mu tego samego?

Dlatego, że jedyną rzeczą, którą pragnąłem zrobić w tamtej chwili, było rzucenie się na Winchestera i wtulenie się w jego muskularne ramiona! Wyściskanie jego umięśnionego ciała, najmocniej jak tylko potrafiłem! Wpicie się w jego ponętne usta, poczucie jego zapachu na swojej skórze… koniec! Znów, zbytnio nie myśląc, nad tym co robię – uwiesiłem się chłopakowi na szyję, nie przejmując się tym, że mógłbym zrobić mu krzywdę. Był większy i silniejszy ode mnie, więc co takiego mogłem mu zrobić?

- Ja też cię kocham, Dean! – pisnąłem. Byłem świadom swojego durnego zachowania, ale w żaden sposób nie potrafiłem temu zapobiec. Czułem, jak każda część mojego ciała wymyka się spod kontroli. Zupełnie, jakby tam gdzieś w środku - we mnie, wybuchł wulkan. Dzika erupcja emocji niezdolna do opanowania. To nie miało tak wyglądać!

 Bynajmniej nie wyglądało tak w moich snach, gdzie wszystko było tak piękne, że wręcz magiczne.

- C-Ca.. Castiel, chyba się duszę. – wyjąkał, ledwie słyszalnym głosem. Poluźniłem, według mnie nie tak ciasny uścisk i spojrzałem na nastolatka. Jego przed momentem sinawa twarz odzyskiwała swój naturalny kolor. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy ze swoich zdolności. – Castiel…
- Widzisz Dean… - wtrąciłem się bezczelnie. Choć wiedziałem, że było to niegrzeczne! Zawsze uważałem się za osobę kulturalną. Moi rodzice przykładali naprawdę sporo uwagi mojemu wychowaniu. Pilnowali, bym nie przeklinał, bym rozmawiał ze starszymi z należytym im szacunkiem. Co we mnie wstąpiło? – ty należysz do osób, przez które wariuję. Generalnie to jesteś chyba jedyną taką osobą, która chodzi na tej ziemi i sprawia, że za każdym razem robię z siebie…
- Fretko. – przerwał mi, próbując jakoś zakończyć mój męczący monolog.
- Muszę się natychmiast uspokoić. – Przyłożyłem dłonie do ust, lecz nawet to nie powstrzymało mnie od mówienia. – Pyroszę zbryób cosz ze mnyą, bo…
- Fretko! – Dean złapał mnie za oba nadgarstki i przyciągnął do siebie. – Nie miałem pojęcia, że zareagujesz tak… - Zagryzł wargę, szukając dobrego słowa na określenie mojego anormalnego zachowania. – intensywnie. Zgaduję, że twoja małomówność sprzed kilkunastu minut, była jedynie skutkiem tego nieszczęsnego wypadku ,tak? – Kąciki jego ust, wygięły się w pogodnym uśmiechu. Kolejnym z wielu, które kochałem.
- Tak mi się zdaję, Dean. Wiesz przecież, że…
- Dobrze już. Shhh. Spokojnie, wdech i potem wydech. Wdech i wydech. – Wiedziałem, że walczył ze sobą, by nie wybuchnąć śmiechem. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzyma głupek jeden. To nie było zabawne! – O Boże, Fretko. Tę cechę chyba najbardziej w tobie kocham, wiesz?
- Czyżby? Moją gadatliwość, czy fakt że gdy tylko zaczynam się denerwować w twojej obecności gadam rzeczy, których po części nawet ja sam nie rozumiem?

niedziela, 18 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 10

Witajcie! Przepraszam, że publikuję nowy rozdział tak późno. Mimo, iż mam cały tydzień na wyskrobanie czegoś nowego, zazwyczaj biorę się za to w niedzielę. Zazwyczaj około siedemnastej ;) W każdym razie, znów mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Cieszę się, że poprzedni odebraliście tak pozytywnie - to było miłe;) Dobra, by nie przedłużać... Enjoy!
P.S. Rozdział dedykuję Wam wszystkim! Dziękuję za wsparcie!;*




Dean’s POV:

W kuchni nie czułem się zbyt pewnie, jednak jeśli moja Fretka zgłodniała, musiałem się naprawdę postarać. W pierwszej chwili chciałem coś ugotować. Oczywiście, nic szczególnie trudnego, czy skomplikowanego. Otworzyłem lodówkę i rozejrzałem się za czymś jadalnym. Nie znalazłem niczego, prócz kilku plasterków szynki, pół kostki żółtego sera, pomidora i ogórka.

- Dziękuję mamo, że zrobiłaś zakupy! – pomyślałem, wyjmując wszystkie składniki. Ukradkiem spojrzałem na zamyślonego Castiela. Jego twarz zdobiły jeszcze delikatne rumieńce, które jedynie dodawały mu więcej uroku. Ciemne włosy, jak zwykle sterczały na wszystkie strony, a usta wygięte były w rozkosznie dziwnym grymasie. Zauważyłem, że chłopak bardzo często wykrzywia je właśnie w ten sposób.
- Kto to rysował? – Castiel odezwał się po chwili. Spoglądał na rysunki wiszące na lodówce. Wstyd się przyznać, że byłem ich autorem.
- Ja. – odpowiedziałem. Nastolatek zdawał się zaskoczony. - Gdy jeszcze byłem dzieckiem, Fretko. Już kilka razy błagałem mamę, żeby je zdjęła i najlepiej wyrzuciła, ale nie chce mnie słuchać.
- Oh, rozumiem.

Między nami zapanowała cisza. Po raz pierwszy nie miałem ochoty jej przerywać. Wsłuchiwałem się tylko w przyśpieszony oddech Castiela, ciesząc się jego obecnością. Z racji tego, iż nie miałem nic, by przygotować pełnowartościowy obiad, zdecydowałem się na zwyczajne kanapki. Niestety przyrządzanie ich szło mi gorzej, niż myślałem. Mimo, iż nie było to żadne wymyślne danie, czułem jakbym miał dwie lewe ręce. Kilka razy prawie nie obciąłbym sobie palca! Nie wspominając już o drobnych zacięciach, które miałem na całej dłoni.

- Auć. – syknąłem po cichu, po raz setny przecinając się w tym samym miejscu. Szybko przyłożyłem palec do ust, by w żadnym wypadku nie wyjść przed Fretką na mięczaka. Jeszcze tego brakowało, by uważał mnie za beczącego frajera! Ostrożnie pokroiłem pomidora w grube plastry i „zgrabnie” ułożyłem na wcześniej posmarowanych skibkach chleba.
- Dean… – Przerwała mu głośna wibracja telefonu. Chłopak wyciągnął komórkę i spojrzał na wyświetlacz. Miałem wrażenie, że się zdenerwował. Szybko odrzucił połączenie i spojrzał na mnie.
- Kto to? – spytałem z ciekawości.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 9

Witajcie;) Jak widzicie wzięłam się do roboty. Dziś zapraszam na kolejny rozdział naszej "Niezdarnej Fretki". Jak zwykle, mam ogromną nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Enjoy! 


P.S. Mała informacja dotycząca nagronowego opowiadania: wiem, że już minęło sporo czasu od ostatniej publ., ale mogę obiecać, że już niedługo pojawi się kolejny rozdział "You're mine, no matter what". Słowo harcerza!;)




Castiel’s POV:

- Masz ochotę na coś więcej? – Dean uśmiechnął się, spoglądając mi w oczy.  
- Więcej? – Podniosłem się, lekko odchrząkując. Podświadomie wróciłem do rozmowy z Balthazarem. Czyżby Deanowi zależało wyłącznie na tym, by mnie „zaliczyć”? Od początku udawał, że jest we mnie zakochany, tylko po to, żebym mu uległ? Nie i jeszcze raz nie! Przenigdy w to nie uwierzę. To nie był mój Dean. – Co masz na myśli? – spytałem.
- Ja tylko… Czy miałbyś ochotę na inną piosenkę? Tego zespołu, co teraz leci. Czy masz ochotę na więcej ich kawałków? – Wypalił chaotycznie.
- Możesz mnie odwieźć do domu?
- Co? Przecież mówiłeś…
- Wiem, co mówiłem, ale mam ochotę wrócić teraz do siebie. Przepraszam. – powiedziałem zupełnie bez sensu. Dlaczego? Pfff…,  gdybym wiedział. Moje nielogiczne zachowanie, już dawno przestało mnie dziwić.  

- Powiedziałem coś nie tak, prawda? Przez to boisz się jechać do mnie?
- Boję? Niby czemu? – zaśmiałem się pod nosem. – Wcale, że nie.
- Nie chcesz do mnie jechać, bo?
- Będą twoi rodzice w domu? – spytałem, odwracając się w jego kierunku. Z początku chłopak zdawał się osłupiały. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz zamiast tego usłyszałem jedynie stłumione jęknięcie. Póki co, nie chciałem zastanawiać się nad jego znaczeniem. Czując, że serce zaraz rozerwie mi mostek, zadałem pytanie jeszcze raz. – Będą twoi rodzice w domu? – W tamtej chwili miałem nad nim przewagę. Mój nagły i jak się później okazało krótkotrwały przejaw pewności siebie wywarł na nim szokujące wrażenie.
- Nie wiem, ale chyba nie. – odpowiedział zmieszany. – To dlatego nie chcesz, do mnie jechać, tak? Nie będzie moich starych i się boisz, że coś ci zrobię? Mam rację!?
- Nie.
- To…
- Co?
- Czemu…
- Chcę, abyś mnie odwiózł do domu, bo… - Szukałem, jakiekolwiek logicznej wymówki, ale oczywiście nie mogłem wymyślić niczego sensownego. Uniosłem głowę i pocałowałem chłopaka w usta. Ten jęknął cichutko, wplatając palce w moje włosy. – Jedźmy do ciebie. – wymruczałem między pocałunkami, które trwały jeszcze jakiś czas. Uczucie, które towarzyszyło mi przy tej pieszczocie było magiczne. Nie przejmowałem się tym, co powiedział Balthazar. Liczyła się wyłącznie ta chwila. Ja w objęciach ukochanego chłopaka.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 8


Po pierwsze: przepraszam, że niczego nie dodawałam przez tak długi czas. Mam ogromną nadzieję, że poniższy rozdział Wam to wynagrodzi.
Po drugie: chciałabym zadedykować ten rozdział wszystkim czytelniczkom, a może i czytelnikom;) Nie wiem, co bym bez was zrobiła! 

Zapraszam!


P.S. Nie wiem, czy poniższy rozdział należy do fluffu;)






Balthazar’s POV:

To było zupełnie nie w jego stylu. Cas nigdy nie urwałby się z lekcji, a już na pewno nie opuściłby pracy klasowej z mikrobiologii molekularnej. Przygotowywał się do niej ponad dwa tygodnie, tylko po to by teraz uciekać z tym plejasem? Nie mogłem uwierzyć w jego bezmyślność! Przykładał się do nauki bardziej niż ktokolwiek w szkole. Byłem ciekawy, czy zrobił to dobrowolnie, czy pod „czarującym” wpływem tego lalusia.

- Balthazar! – Dobiegł mnie głos wysokiego chłopaka, którego kojarzyłem z zajęć w-fu i geografii. W pierwszej chwili nie mogłem przypomnieć sobie, jak ma na imię. Benedict? Benjamin? – Widziałeś gdzieś Dean’a? – Benny!
- Razem z Casem zwiali z lekcji. – Wzruszyłem ramionami, uważnie wpatrując się w rozbiegane oczy nastolatka.   
- Co? – Ben zdawał się zasmucony, czego z początku nie mogłem zrozumieć. Jak się później okazało, miał ku temu powody. – Z Castielem? Czemu uciekli razem? – spytał, nieco spłoszony.
- Tego to już nie wiem. Przykro mi. – skłamałem. – A coś się stało?
- N-nie. Nic takiego. Dzięki wielkie. – Odwrócił się i poszedł w kierunku stołówki. Pobiegłem za nim, chcąc wyciągnąć z niego jakieś informacje na temat starszego z Winchesterów. Nie wiem, co mną pokierowało. Wcześniej tego nie czułem, ale w tamtej chwili zapragnąłem dowiedzieć się wszystkiego na temat tego skurczybyka, dla którego Cas tak bardzo stracił głowę. Coś podpowiadało mi, że Dean nie był w rzeczywistości tym, za którego się podawał. Chciałem poznać wszystkie najmroczniejsze i najpikantniejsze szczegóły jego życia. Miałem nadzieję, że Benny mi w tym pomoże. Mógłbym wypytać jeszcze Ash’a lub Garth’a, ale oni nie za bardzo za mną przepadali. Jak zauważyłem wcześniej, Benny wszędzie latał za Winchesterem niczym pies, dlatego póki co był najlepszym informatorem.
- Poczekaj! – krzyknąłem, łapiąc go za ramię. – Mogę iść z tobą? Nie chcę siedzieć sam.
- Jasne.     

Benny Lafitte należał do tych osób, które nie przykuwały absolutnie żadnej uwagi. Uzyskiwał przeciętne wyniki w nauce. Wyglądał przeciętnie i podobnie się ubierał. Był zwyczajnym nastolatkiem, który niczym się nie wyróżniał. Dziwiłem się, że ktoś taki obracał się w towarzystwie Deana Winchestera. Wielokrotnie widziałem, jak spędzali razem przerwy lub wracali razem do domu. Mogłoby się zdawać, że są przyjaciółmi.

- Od kiedy znasz Deana? – spytałem, chcąc jakoś oczyścić dziwnie spiętą atmosferę.
- Poznałem go dwa lata temu na obozie sportowym w Minnesocie. Później okazało się, że będziemy chodzić do tego samego liceum.
- Jesteście przyjaciółmi?
- Tak mi się wydaję. – Zarumienił się, odwracając głowę.
- Czemu tylko wydaje?