P.S. Poniższy rozdział pierwotnie miał być troszkę inny. Chciałam wspomnieć o Balthym i Charlie, ale na to będziecie musieli poczekać do przyszłej niedzieli:)
P.S.S. Aniu! Różowa szczoteczka się w końcu pojawi, obiecuję. Tylko kurczę, nie wiem kiedy xd
Castiel’s POV:
Dlaczego
teraz siedzę i wparuję się w niego, jak głupek? Dlaczego nie powiem mu tego
samego?
Dlatego, że jedyną rzeczą, którą pragnąłem zrobić w
tamtej chwili, było rzucenie się na Winchestera i wtulenie się w jego
muskularne ramiona! Wyściskanie jego umięśnionego ciała, najmocniej jak tylko
potrafiłem! Wpicie się w jego ponętne usta, poczucie jego zapachu na swojej
skórze… koniec! Znów,
zbytnio nie myśląc, nad tym co robię – uwiesiłem się chłopakowi na szyję, nie
przejmując się tym, że mógłbym zrobić mu krzywdę. Był większy i silniejszy ode
mnie, więc co takiego mogłem mu zrobić?
- Ja też cię kocham, Dean! – pisnąłem. Byłem
świadom swojego durnego zachowania, ale w żaden sposób nie potrafiłem temu zapobiec.
Czułem, jak każda część mojego ciała wymyka się spod kontroli. Zupełnie, jakby
tam gdzieś w środku - we mnie, wybuchł wulkan. Dzika erupcja emocji niezdolna
do opanowania. To nie miało tak wyglądać!
Bynajmniej
nie wyglądało tak w moich snach, gdzie wszystko było tak piękne, że wręcz
magiczne.
- C-Ca.. Castiel, chyba się duszę. – wyjąkał,
ledwie słyszalnym głosem. Poluźniłem, według mnie nie tak ciasny uścisk i
spojrzałem na nastolatka. Jego przed momentem sinawa twarz odzyskiwała swój
naturalny kolor. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy ze swoich zdolności. –
Castiel…
- Widzisz Dean… - wtrąciłem się bezczelnie. Choć
wiedziałem, że było to niegrzeczne! Zawsze uważałem się za osobę kulturalną.
Moi rodzice przykładali naprawdę sporo uwagi mojemu wychowaniu. Pilnowali, bym
nie przeklinał, bym rozmawiał ze starszymi z należytym im szacunkiem. Co we
mnie wstąpiło? – ty należysz do osób, przez które wariuję. Generalnie to jesteś
chyba jedyną taką osobą, która chodzi na tej ziemi i sprawia, że za każdym
razem robię z siebie…
- Fretko. – przerwał mi, próbując jakoś zakończyć mój
męczący monolog.
- Muszę się natychmiast uspokoić. – Przyłożyłem dłonie
do ust, lecz nawet to nie powstrzymało mnie od mówienia. – Pyroszę zbryób cosz
ze mnyą, bo…
- Fretko! – Dean złapał mnie za oba nadgarstki i
przyciągnął do siebie. – Nie miałem pojęcia, że zareagujesz tak… - Zagryzł
wargę, szukając dobrego słowa na określenie mojego anormalnego zachowania. –
intensywnie. Zgaduję, że twoja małomówność sprzed kilkunastu minut, była
jedynie skutkiem tego nieszczęsnego wypadku ,tak? – Kąciki jego ust, wygięły
się w pogodnym uśmiechu. Kolejnym z wielu, które kochałem.
- Tak mi się zdaję, Dean. Wiesz przecież, że…
- Dobrze już. Shhh. Spokojnie, wdech i potem
wydech. Wdech i wydech. – Wiedziałem, że walczył ze sobą, by nie wybuchnąć
śmiechem. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzyma głupek jeden. To nie było
zabawne! – O Boże, Fretko. Tę cechę chyba najbardziej w tobie kocham, wiesz?
- Czyżby? Moją gadatliwość, czy fakt że gdy tylko
zaczynam się denerwować w twojej obecności gadam rzeczy, których po części
nawet ja sam nie rozumiem?