niedziela, 8 grudnia 2013

OGŁOSZENIE #2

Hej miśki;3 Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu od czasu do czasu zagląda. Wiem, że już długo nie opublikowałam nic nowego. Ba! Ponad dwa miesiące już mijają. To frustrujące. Chcę wszystkich uspokoić - nie opuściłam bloga i nie mam zamiaru kończyć mojej przygody z pisaniem ;3
Jeśli ktoś jest zainteresowany - już niedługo powinien pojawić się nowy one-shot;) Nie będę pisała, kiedy i jaki. Sami się przekonacie.

poniedziałek, 21 października 2013

OGŁOSZENIE

Ludki! Nie martwcie się! Jeśli nadal ktoś tu zagląda, to uspokajam, że nie opuściłam tego bloga. Tylko... ponad trzy tygodnie temu zaczęłam studia. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak pochłoną moje życie osobiste.  Codziennie gnębi mnie myśl, że nie publikuję nic nowego, ale musicie mnie zrozumieć. Proszę!;*
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo cieplutko i mam nadzieję, że pomimo tak długiej przerwy jeszcze ktoś z Was tu zagląda i czeka na moje wypociny. 

sobota, 28 września 2013

Lovely evening

No więc... WITAJCIE!:) Po raz kolejny, Was wszystkich przepraszam, że nie było mnie tak długo. Dziś zapraszam Was na "Lovely evening" :) (Poprzednie dwie części znajdziecie w dziale: http://mania-stories.blogspot.com/p/one-shoty.html). Jak zwykle mam ogromną nadzieję, że się wszystkim spodoba i nie będziecie zawiedzeni. Więc już nie przedłużam, miłego czytania, enjoy!

P.S. Spokojnie. Pamiętam o naszej Fretcę. Bądźcie cierpliwi! Proszę :(
___________________________________


Dean’s POV:

Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. 
Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety. 

- Może zamiast do opery, pójdziemy do jakieś fajnej knajpki? – spytałem z nadzieją w głosie. Domyślałem się, że szanse powodzenia były niemalże zerowe, ale miałem nadzieję. – Co o tym myślisz, mój najdroższy aniołku?
- Mój najdroższy aniołku? – powtórzył za mną, niczym echo. – Jaja sobie robisz?
- Co? Ja? No coś ty!
- Nigdy nie zwracasz się do mnie w ten sposób.
- Nie prawda. – zaprzeczyłem gorączkowo. – Zawsze tak do ciebie mówię! Jesteś moim najdroższym, najukochańszym, najprzystojniejszym i najseksowniejszym eks-aniołem, którego kocham ponad życie! – wykrzyczałem jednym tchem. Cas wpatrywał się we mnie z głupawą miną.
- Ty nie mówisz poważnie, Dean.
- Oczywiście, że mówię!
- Nie pamiętam tego.
- To sobie przypomnij.  
- Oh, tak. Mówisz tak do mnie, gdy prosisz o seks. – Castiel posłał w moją stronę zadziorny uśmieszek, co w jego przypadku wyglądało dość dziwnie. Zupełnie, jakbym widział mojego młodszego, najukochańszego braciszka. Nie cierpiałem skurczybyka. – Tylko mi nie mów, że już tego nie pamiętasz. – Spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem i podszedł do ogromnej, drewnianej szafy, w której trzymałem więcej pierdół, niż ubrań. – Chyba będę musiał pojechać do domu, po garnitur.
- Ja cię nigdy nie proszę o seks! Co ty teraz wygadujesz?!
- Słucham?
- To TY mnie zawsze błagasz. – Podszedłem do niego i obróciłem w swoją stronę. Zachowałem się, jak totalny idiota. Szczerze, to nie potrafiłem nawet wytłumaczyć swojego nagłego wybuchu. Chyba poczułem się urażony. Nie ja, ale moja męskość. Tak, to zdecydowanie ona.
- Nie bądź śmieszny, Dean. Ilekroć przychodziłem zmęczony po pracy, to stękałeś mi nad uchem, że chcesz się ze mną kochać. – Na jego twarzy zauważyłem drobny rumieniec. – Oczywiście, nie powiedziałeś „kochać” tylko…
- Pieprzyć. – Wyszczerzyłem zęby.
- Dokładnie.
- Oj dobra! Muszę przyznać, że sprytnie zmieniłeś temat. – Pocałowałem go w czoło, po czym spojrzałem głęboko w oczy. – To jak? Knajpka, czy zostajemy przy operze?
- Przecież obiecałeś, że ze mną pójdziesz. Czemu teraz próbujesz się z tego wykręcać?
- Przepraszam. W sumie, to żartowałem. – Machnąłem ręką. – Chcę iść z tobą na balet. – Jakież potworne kłamstwo wypłynęło mi z ust, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby, prawda? – Oh, nie musisz jechać do domu. Pożyczę ci jakiś mój garniak.
- Żartowałeś, tak? Udam, że ci wierzę. – Uśmiechnął się radośnie. Objął mnie i czule pocałował w usta. –A twój garnitur nie będzie na mnie za duży?
- Mam jeden taki, który będzie w sam raz.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.   

piątek, 6 września 2013

Lovely afternoon

Taaak. Wiem, że niespodzianka miała być wczoraj wieczorem, ale... Dosyć późno wzięłam się za jej kończenie. Przez większość dnia byłam poza domem, także sami rozumiecie. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za bardzo;) Mam nadzieję, że poniższe wypociny przypadną Wam do gustu. 
P.S. Pamiętacie "Lovely morning" (http://mania-stories.blogspot.com/2013/07/lovely-morning.html)? Przedstawiam kontynuację tego opow., po tytułem "Lovely afternoon" ;) Oby się spodobało!^^
Nie przedłużam już, enjoy!
P.S.S. ANONIMOWYCH CZYTELNIKÓW PROSZĘ O PODPIS POD KOMENTARZEM:)
___________________________________



- Co za niemiły koleś. – mruknął Dean z impetem odkładając słuchawkę. Szef, a właściwie już były szef Castiela zdecydowanie zaliczał się do grona najbardziej wrednych i chamskich kreatur, z jakimi miał do czynienia. Mężczyzna wzdrygnął się, wyrzucając z głowy ten ochrypły, zasmarkany głos, który przez ostatni kwadrans skrzeczał mu do słuchawki. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jakim bydlakiem był człowiek dla którego pracował jego ukochany. Winchester poczuł się bohaterem wyzwalającym swego księcia z opresji. „Już nigdy nie zobaczysz tego gnojka na oczy. Znajdę ci lepszą pracę”, pomyślał, niechcący? wyobrażając sobie Casa w roli seksownego strażaka lub hydraulika. „Oh, Dean trafisz za to do piekła.” Niespodziewanie na jego twarz wpełzł szeroki uśmiech, a oczy błysnęły zadziornie. Do głowy wleciała mu zbereźna fantazja siejąca spustoszenie.
- Dean! Co ty robisz tak długo!? – dobiegł go stłumiony przez ściany głos. – Wracaj tu natychmiast, inaczej nie dostaniesz śniadania!
- Już idę! – odpowiedział chrapliwie, wybudzając się ze słodkiej fantasmagorii. Błyskawicznie wbiegł do łazienki i stanął nad zlewem. Odkręcił wodę i oblał nią odsłoniętą klatkę i włosy. Zabieg ten miał zapewnić mu seksownie pociągający wygląd. Uśmiechnął się do siebie, czując dumę z własnej kreatywności. – Jesteś miszczem. – Wyszczerzył zęby i wyszedł z pomieszczenia.

W tym samym czasie Cas rozejrzał się po kuchni, w której ku jego zdziwieniu panował niesłychany porządek. Po raz pierwszy nie musiał sprzątać sterty brudnych naczyń, ścierać ufajdanych blatów i wyrzucać prawie dwutygodniowych śmieci. Niestety okazało się to wyłącznie naiwnym złudzeniem. Mężczyzna podszedł do szafki, chcąc wyjąć czyste kubki, lecz zamiast tego znalazł stos używanych talerzy i misek. Wszystko pokryte było resztkami jedzenia, za pewne jeszcze sprzed tygodnia. Lekki uśmiech, który do tej pory gościł na jego obliczu zamienił się w morderczy grymas.  

- Przyjdzie taki dzień, że go zabiję. – wymruczał pod nosem i ostrożnie wyciągnął naprawdę ohydne znalezisko. Wszystko lepiło się nieznośnie, a zapach, który temu towarzyszył wywołał u mężczyzny prawie, że odruchy wymiotne. Zatknął nos i błyskawicznie włożył naczynia do zlewu. – Cholera jasna, dlaczego nie kupił sobie zmywarki? – westchnął i napuścił ciepłej wody. Szybko umył dwa kubki i talerze, nie mając siły na resztę.

Castiel dokładnie wiedział, że Dean jest nagminnym bałaganiarzem, dlatego przyzwyczaił się już do nieco ekstremalnych warunków. Jednakże ukrycie uświnionych talerzy przerastało wszelkie wyobrażenie. Przecież nie ma niczego przyjemniejszego dla oka, niż starannie poukładane ubrania, wyczyszczone podłogi i czyste! naczynia. Choć osobiście nie należał do osób pedantycznych, zawsze ganiał Winchestera do utrzymywania ładu i czystości. W głównej mierze bezskutecznie.

poniedziałek, 2 września 2013

Save me, cause I'm fallin' - część 3

Dziś wyjątkowo zapraszam wszystkich zainteresowanych na nowy rozdział PanDy. Tak, dokładnie;) Coś mnie tknęło i w końcu to napisałam! Hell yeah!xd Enjoy!
P.S. Poniższy rozdział dedykuję RU - gnido, wiesz jak się Ciebie boję? xd



Pana’s POV:

- Przestań zachowywać się, jak gówniarz! – wrzasnął Dan. Bezceremonialnie wepchnął mnie do tego przeklętego pomieszczenia, w którym straciłem zdrowy rozsądek i zamknął za sobą drzwi. Ukradkiem spojrzałem na kanapę. Błyskawicznie moją głowę zalała fontanna gorących wspomnień, które napawały mnie teraz… obrzydzeniem. To, co zrobiliśmy nigdy nie powinno mieć miejsca. Przez własną głupotę, obudziłem w sobie potwora, którego ukrywałem przez tyle lat. Potwora, którego wstydziłem się pokazać światu. – Przebieraj się! – rozkazał chłodnym tonem. – Dziś idziesz ze mną, rozumiesz?

Spanikowany rozejrzałem się wokół siebie. Nie chciałem patrzeć Danielowi w oczy. Obawiałem się, że znów jakimś cudem uda mu się mnie oczarować. Tak samo, jak zrobił to na korytarzu. Sposób w jaki do mnie mówił, szeptał te cholerne czułe słówka. Jeszcze nikt nie zachowywał się w stosunku do mnie, tak jak on. Jeszcze nigdy nie był tak odważny i pewny siebie. Zaimponowało mi, ale też nieco zaskoczyło. Stojąc naprzeciw niego, słuchając zachrypniętego głosu, czując ciepły dotyk – z minuty na minutę, stawałem się coraz bardziej bezsilny.   

- Nie rozkazuj mi. – wydusiłem z siebie po chwili.
- Przepraszam, do cholery jasnej! Cały dzień zachowujesz się, jak jakaś pieprzona baba. – Zabolało, choć Feuerriegel miał rację. Przeginałem, robiąc z siebie niezdecydowanego dzieciaka. – Zupełnie nie rozumiem, co w ciebie wstąpiło!
- To wszystko jest dla mnie trudne! – wrzasnąłem, zakładając skórzaną kurtkę. Wsunąłem rękę do kieszeni, w której trzymałem złotą obrączkę. Tą, która stała się symbolem kłamstwa i mojego tchórzostwa. Szybko wsunąłem ją na palec i przymknąłem oczy. Poczułem bolesny ucisk w klatce, jak gdyby zabrakło mi powietrza. Ujrzałem twarz mojego synka. Niewinnej istotki, której nie potrafiłem pokochać, choć starałem się z całych sił. Byłem bliski histerycznego płaczu. – Nie widzisz tego? – Uniosłem dłoń, wymachując nią przed twarzą mężczyzny. – Jestem żonaty! Mam swoje obowiązki. Nie mogę tak po prostu wdać się w romans z mężczyzną!  

Danielle – kobieta, której nigdy nie powinienem poznać. Ilekroć wracam do naszych pierwszych randek, ilekroć wspominam te wszystkie puste słowa, którymi ją karmiłem – zadaję sobie te same pytanie. Czemu Bóg zrobił ze mnie takiego potwora? Choć od naszego ślubu minęły raptem cztery lata, każdy rok zrzucał na mnie większy ciężar kłamstw. Będąc w domu, udając wzorowego ojca i męża plułem mojej rodzinie w twarz. Spieprzyłem w swoim życiu tak wiele. Nie chciałem, by i ona była następna na liście.

niedziela, 1 września 2013

Clumsy ferret - część 12

Kochani! Jak pewnie zauważyliście, wprowadziłam kilka drobnych zmian w wyglądzie bloga. Nowy baner, zawijanie tekstu i możliwość oceny moich wypocin. Pod każdym rozdziałem znajduję się teraz rubryka "oceń". Liczę na każdą obiektywną ocenę! Tylko nie bądźcie zbyt surowi xd
W każdym razie, mam nadzieję, że poniższy rozdział przypadnie Wam do gustu. Już nie przedłużam, enjoy! ;)



Balthazar’s POV:

- Czyli nie mam u ciebie żadnych szans? – spytałem z nadzieją. Charlie zlustrowała mnie wzrokiem, rozkosznie marszcząc brwi. Wiedziałem, że przez tą całą sprawę z Portierem, pewnie prędko mi nie zaufa, ale nie mogłem się poddawać. Nie, jeśli chodziło o zdobycie mojej piękności!  
- Nie! Nigdy nie będziesz miał. – Jej słowa zabrzmiały surowo i poważnie. Przełknąłem ślinę powoli godząc się ze swoją pierwszą porażką.   
- Dlaczego? Zobaczysz, że przeczytam wszystkie tomy, obejrzę filmy i stanę się takim samym potteromaniakiem, jak ty! – Raczej nie będę miał tyle wytrwałości, by przebrnąć przez wszystkie siedem tomów i nieco za długich filmów. Może streszczenia wystarczą?
- Zobaczymy. – Wzruszyła ramionami, rzucając mi chłodne spojrzenie. – Na razie zostawmy ten temat, ok? – Odsunęła się ode mnie i pokiwała w stronę rechoczącego się Gabriela. Nie znosiłem typa z całego serca.
- Dobrze. Tylko pamiętaj, co ci mówiłem. Stanę się…
- Tak, tak. Będę pamiętała. – pokiwała lekceważąco dłonią. 
- Cha…
- Cześć lamusy! – krzyknął chłopak, bezczelnie wtrącając mi się w słowo. W jednej dłoni trzymał kawałek czekoladowego ciasta, którego sporą część właśnie przeżuwał. W drugiej zauważyłem niewielką kartkę przepełnioną numerami telefonów. Nad każdym z nich napisane było imię jakieś dziewczyny. – Zobaczcie ile dupeczek dziś zarwałem! – pomachał białym świstkiem, po czym wsunął go do kieszeni. – Co się stało? – spytał, zauważając nasze zdegustowane miny. Wymieniliśmy z Charlie porozumiewawcze spojrzenia, odpowiadając wzruszeniem ramion.
- Ty się nigdy nie zmienisz, co? – spytałem.
- Dlaczego miałbym się zmieniać? Kobiety mnie kochają i nic na to nie poradzę. – Posłał mi podejrzane perskie oko i usiadł między mną a Charlie. W pierwszej chwili, chciałem przywalić mu za to, że rozdzielił mnie i moją piękność. Z jednej strony mogłem to zrobić, z drugiej nie miałem ochoty wszczynać bójki.
- Pokaż mi tę kartkę. – odezwała się dziewczyna. – Zobaczymy, kogo tym razem będę musiała ratować z opresji. – Zlustrowała szybko pomięty papier, zatrzymując wzrok na jednym konkretnym imieniu.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 11

Zapraszam na jedenasty już rozdział "Niezdarnej Fretki". Mam nadzieję, że (jak zwykle zresztą), rozdział przypadnie Wam wszystkim do gustu ;) Nic ważnego nie mam do przekazania, także enjoy!
P.S. Poniższy rozdział pierwotnie miał być troszkę inny. Chciałam wspomnieć o Balthym i Charlie, ale na to będziecie musieli poczekać do przyszłej niedzieli:)
P.S.S. Aniu! Różowa szczoteczka się w końcu pojawi, obiecuję. Tylko kurczę, nie wiem kiedy xd 




Castiel’s POV:

Dlaczego teraz siedzę i wparuję się w niego, jak głupek? Dlaczego nie powiem mu tego samego?

Dlatego, że jedyną rzeczą, którą pragnąłem zrobić w tamtej chwili, było rzucenie się na Winchestera i wtulenie się w jego muskularne ramiona! Wyściskanie jego umięśnionego ciała, najmocniej jak tylko potrafiłem! Wpicie się w jego ponętne usta, poczucie jego zapachu na swojej skórze… koniec! Znów, zbytnio nie myśląc, nad tym co robię – uwiesiłem się chłopakowi na szyję, nie przejmując się tym, że mógłbym zrobić mu krzywdę. Był większy i silniejszy ode mnie, więc co takiego mogłem mu zrobić?

- Ja też cię kocham, Dean! – pisnąłem. Byłem świadom swojego durnego zachowania, ale w żaden sposób nie potrafiłem temu zapobiec. Czułem, jak każda część mojego ciała wymyka się spod kontroli. Zupełnie, jakby tam gdzieś w środku - we mnie, wybuchł wulkan. Dzika erupcja emocji niezdolna do opanowania. To nie miało tak wyglądać!

 Bynajmniej nie wyglądało tak w moich snach, gdzie wszystko było tak piękne, że wręcz magiczne.

- C-Ca.. Castiel, chyba się duszę. – wyjąkał, ledwie słyszalnym głosem. Poluźniłem, według mnie nie tak ciasny uścisk i spojrzałem na nastolatka. Jego przed momentem sinawa twarz odzyskiwała swój naturalny kolor. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy ze swoich zdolności. – Castiel…
- Widzisz Dean… - wtrąciłem się bezczelnie. Choć wiedziałem, że było to niegrzeczne! Zawsze uważałem się za osobę kulturalną. Moi rodzice przykładali naprawdę sporo uwagi mojemu wychowaniu. Pilnowali, bym nie przeklinał, bym rozmawiał ze starszymi z należytym im szacunkiem. Co we mnie wstąpiło? – ty należysz do osób, przez które wariuję. Generalnie to jesteś chyba jedyną taką osobą, która chodzi na tej ziemi i sprawia, że za każdym razem robię z siebie…
- Fretko. – przerwał mi, próbując jakoś zakończyć mój męczący monolog.
- Muszę się natychmiast uspokoić. – Przyłożyłem dłonie do ust, lecz nawet to nie powstrzymało mnie od mówienia. – Pyroszę zbryób cosz ze mnyą, bo…
- Fretko! – Dean złapał mnie za oba nadgarstki i przyciągnął do siebie. – Nie miałem pojęcia, że zareagujesz tak… - Zagryzł wargę, szukając dobrego słowa na określenie mojego anormalnego zachowania. – intensywnie. Zgaduję, że twoja małomówność sprzed kilkunastu minut, była jedynie skutkiem tego nieszczęsnego wypadku ,tak? – Kąciki jego ust, wygięły się w pogodnym uśmiechu. Kolejnym z wielu, które kochałem.
- Tak mi się zdaję, Dean. Wiesz przecież, że…
- Dobrze już. Shhh. Spokojnie, wdech i potem wydech. Wdech i wydech. – Wiedziałem, że walczył ze sobą, by nie wybuchnąć śmiechem. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzyma głupek jeden. To nie było zabawne! – O Boże, Fretko. Tę cechę chyba najbardziej w tobie kocham, wiesz?
- Czyżby? Moją gadatliwość, czy fakt że gdy tylko zaczynam się denerwować w twojej obecności gadam rzeczy, których po części nawet ja sam nie rozumiem?

niedziela, 18 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 10

Witajcie! Przepraszam, że publikuję nowy rozdział tak późno. Mimo, iż mam cały tydzień na wyskrobanie czegoś nowego, zazwyczaj biorę się za to w niedzielę. Zazwyczaj około siedemnastej ;) W każdym razie, znów mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Cieszę się, że poprzedni odebraliście tak pozytywnie - to było miłe;) Dobra, by nie przedłużać... Enjoy!
P.S. Rozdział dedykuję Wam wszystkim! Dziękuję za wsparcie!;*




Dean’s POV:

W kuchni nie czułem się zbyt pewnie, jednak jeśli moja Fretka zgłodniała, musiałem się naprawdę postarać. W pierwszej chwili chciałem coś ugotować. Oczywiście, nic szczególnie trudnego, czy skomplikowanego. Otworzyłem lodówkę i rozejrzałem się za czymś jadalnym. Nie znalazłem niczego, prócz kilku plasterków szynki, pół kostki żółtego sera, pomidora i ogórka.

- Dziękuję mamo, że zrobiłaś zakupy! – pomyślałem, wyjmując wszystkie składniki. Ukradkiem spojrzałem na zamyślonego Castiela. Jego twarz zdobiły jeszcze delikatne rumieńce, które jedynie dodawały mu więcej uroku. Ciemne włosy, jak zwykle sterczały na wszystkie strony, a usta wygięte były w rozkosznie dziwnym grymasie. Zauważyłem, że chłopak bardzo często wykrzywia je właśnie w ten sposób.
- Kto to rysował? – Castiel odezwał się po chwili. Spoglądał na rysunki wiszące na lodówce. Wstyd się przyznać, że byłem ich autorem.
- Ja. – odpowiedziałem. Nastolatek zdawał się zaskoczony. - Gdy jeszcze byłem dzieckiem, Fretko. Już kilka razy błagałem mamę, żeby je zdjęła i najlepiej wyrzuciła, ale nie chce mnie słuchać.
- Oh, rozumiem.

Między nami zapanowała cisza. Po raz pierwszy nie miałem ochoty jej przerywać. Wsłuchiwałem się tylko w przyśpieszony oddech Castiela, ciesząc się jego obecnością. Z racji tego, iż nie miałem nic, by przygotować pełnowartościowy obiad, zdecydowałem się na zwyczajne kanapki. Niestety przyrządzanie ich szło mi gorzej, niż myślałem. Mimo, iż nie było to żadne wymyślne danie, czułem jakbym miał dwie lewe ręce. Kilka razy prawie nie obciąłbym sobie palca! Nie wspominając już o drobnych zacięciach, które miałem na całej dłoni.

- Auć. – syknąłem po cichu, po raz setny przecinając się w tym samym miejscu. Szybko przyłożyłem palec do ust, by w żadnym wypadku nie wyjść przed Fretką na mięczaka. Jeszcze tego brakowało, by uważał mnie za beczącego frajera! Ostrożnie pokroiłem pomidora w grube plastry i „zgrabnie” ułożyłem na wcześniej posmarowanych skibkach chleba.
- Dean… – Przerwała mu głośna wibracja telefonu. Chłopak wyciągnął komórkę i spojrzał na wyświetlacz. Miałem wrażenie, że się zdenerwował. Szybko odrzucił połączenie i spojrzał na mnie.
- Kto to? – spytałem z ciekawości.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 9

Witajcie;) Jak widzicie wzięłam się do roboty. Dziś zapraszam na kolejny rozdział naszej "Niezdarnej Fretki". Jak zwykle, mam ogromną nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Enjoy! 


P.S. Mała informacja dotycząca nagronowego opowiadania: wiem, że już minęło sporo czasu od ostatniej publ., ale mogę obiecać, że już niedługo pojawi się kolejny rozdział "You're mine, no matter what". Słowo harcerza!;)




Castiel’s POV:

- Masz ochotę na coś więcej? – Dean uśmiechnął się, spoglądając mi w oczy.  
- Więcej? – Podniosłem się, lekko odchrząkując. Podświadomie wróciłem do rozmowy z Balthazarem. Czyżby Deanowi zależało wyłącznie na tym, by mnie „zaliczyć”? Od początku udawał, że jest we mnie zakochany, tylko po to, żebym mu uległ? Nie i jeszcze raz nie! Przenigdy w to nie uwierzę. To nie był mój Dean. – Co masz na myśli? – spytałem.
- Ja tylko… Czy miałbyś ochotę na inną piosenkę? Tego zespołu, co teraz leci. Czy masz ochotę na więcej ich kawałków? – Wypalił chaotycznie.
- Możesz mnie odwieźć do domu?
- Co? Przecież mówiłeś…
- Wiem, co mówiłem, ale mam ochotę wrócić teraz do siebie. Przepraszam. – powiedziałem zupełnie bez sensu. Dlaczego? Pfff…,  gdybym wiedział. Moje nielogiczne zachowanie, już dawno przestało mnie dziwić.  

- Powiedziałem coś nie tak, prawda? Przez to boisz się jechać do mnie?
- Boję? Niby czemu? – zaśmiałem się pod nosem. – Wcale, że nie.
- Nie chcesz do mnie jechać, bo?
- Będą twoi rodzice w domu? – spytałem, odwracając się w jego kierunku. Z początku chłopak zdawał się osłupiały. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz zamiast tego usłyszałem jedynie stłumione jęknięcie. Póki co, nie chciałem zastanawiać się nad jego znaczeniem. Czując, że serce zaraz rozerwie mi mostek, zadałem pytanie jeszcze raz. – Będą twoi rodzice w domu? – W tamtej chwili miałem nad nim przewagę. Mój nagły i jak się później okazało krótkotrwały przejaw pewności siebie wywarł na nim szokujące wrażenie.
- Nie wiem, ale chyba nie. – odpowiedział zmieszany. – To dlatego nie chcesz, do mnie jechać, tak? Nie będzie moich starych i się boisz, że coś ci zrobię? Mam rację!?
- Nie.
- To…
- Co?
- Czemu…
- Chcę, abyś mnie odwiózł do domu, bo… - Szukałem, jakiekolwiek logicznej wymówki, ale oczywiście nie mogłem wymyślić niczego sensownego. Uniosłem głowę i pocałowałem chłopaka w usta. Ten jęknął cichutko, wplatając palce w moje włosy. – Jedźmy do ciebie. – wymruczałem między pocałunkami, które trwały jeszcze jakiś czas. Uczucie, które towarzyszyło mi przy tej pieszczocie było magiczne. Nie przejmowałem się tym, co powiedział Balthazar. Liczyła się wyłącznie ta chwila. Ja w objęciach ukochanego chłopaka.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Clumsy ferret - część 8


Po pierwsze: przepraszam, że niczego nie dodawałam przez tak długi czas. Mam ogromną nadzieję, że poniższy rozdział Wam to wynagrodzi.
Po drugie: chciałabym zadedykować ten rozdział wszystkim czytelniczkom, a może i czytelnikom;) Nie wiem, co bym bez was zrobiła! 

Zapraszam!


P.S. Nie wiem, czy poniższy rozdział należy do fluffu;)






Balthazar’s POV:

To było zupełnie nie w jego stylu. Cas nigdy nie urwałby się z lekcji, a już na pewno nie opuściłby pracy klasowej z mikrobiologii molekularnej. Przygotowywał się do niej ponad dwa tygodnie, tylko po to by teraz uciekać z tym plejasem? Nie mogłem uwierzyć w jego bezmyślność! Przykładał się do nauki bardziej niż ktokolwiek w szkole. Byłem ciekawy, czy zrobił to dobrowolnie, czy pod „czarującym” wpływem tego lalusia.

- Balthazar! – Dobiegł mnie głos wysokiego chłopaka, którego kojarzyłem z zajęć w-fu i geografii. W pierwszej chwili nie mogłem przypomnieć sobie, jak ma na imię. Benedict? Benjamin? – Widziałeś gdzieś Dean’a? – Benny!
- Razem z Casem zwiali z lekcji. – Wzruszyłem ramionami, uważnie wpatrując się w rozbiegane oczy nastolatka.   
- Co? – Ben zdawał się zasmucony, czego z początku nie mogłem zrozumieć. Jak się później okazało, miał ku temu powody. – Z Castielem? Czemu uciekli razem? – spytał, nieco spłoszony.
- Tego to już nie wiem. Przykro mi. – skłamałem. – A coś się stało?
- N-nie. Nic takiego. Dzięki wielkie. – Odwrócił się i poszedł w kierunku stołówki. Pobiegłem za nim, chcąc wyciągnąć z niego jakieś informacje na temat starszego z Winchesterów. Nie wiem, co mną pokierowało. Wcześniej tego nie czułem, ale w tamtej chwili zapragnąłem dowiedzieć się wszystkiego na temat tego skurczybyka, dla którego Cas tak bardzo stracił głowę. Coś podpowiadało mi, że Dean nie był w rzeczywistości tym, za którego się podawał. Chciałem poznać wszystkie najmroczniejsze i najpikantniejsze szczegóły jego życia. Miałem nadzieję, że Benny mi w tym pomoże. Mógłbym wypytać jeszcze Ash’a lub Garth’a, ale oni nie za bardzo za mną przepadali. Jak zauważyłem wcześniej, Benny wszędzie latał za Winchesterem niczym pies, dlatego póki co był najlepszym informatorem.
- Poczekaj! – krzyknąłem, łapiąc go za ramię. – Mogę iść z tobą? Nie chcę siedzieć sam.
- Jasne.     

Benny Lafitte należał do tych osób, które nie przykuwały absolutnie żadnej uwagi. Uzyskiwał przeciętne wyniki w nauce. Wyglądał przeciętnie i podobnie się ubierał. Był zwyczajnym nastolatkiem, który niczym się nie wyróżniał. Dziwiłem się, że ktoś taki obracał się w towarzystwie Deana Winchestera. Wielokrotnie widziałem, jak spędzali razem przerwy lub wracali razem do domu. Mogłoby się zdawać, że są przyjaciółmi.

- Od kiedy znasz Deana? – spytałem, chcąc jakoś oczyścić dziwnie spiętą atmosferę.
- Poznałem go dwa lata temu na obozie sportowym w Minnesocie. Później okazało się, że będziemy chodzić do tego samego liceum.
- Jesteście przyjaciółmi?
- Tak mi się wydaję. – Zarumienił się, odwracając głowę.
- Czemu tylko wydaje?

czwartek, 4 lipca 2013

YOU'RE MINE, NO MATTER WHAT

Pairing: Agron/Nasir
Fandom: 
Spartacus
Rated: NC-17

Notka: Co byłoby, gdyby Duro przeżył? Jak zareagowałby na wybranka Agrona? Czy Nasir wzbudziłby w nim sympatię, czy wręcz przeciwnie? (Akcja toczy się między dwoma sezonami - "Vengeance" a "War Of The Damned", gdyż nie chciałam wpisywać jej w jakiś konkret.
Ostrzeżenia: wylgaryzmy, seks, nagość

ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2

wtorek, 2 lipca 2013

Lovely Morning

- Wstawaj, śpiochu. – Dean wymruczał słodko, gryząc Castiela w płatek ucha. Wysunął koniuszek języka i wolno przesunął nim wzdłuż jego szyi.

Mężczyzna jęknął cichutko, odchylając powieki. Wydął usta, bezsłownie prosząc o pocałunek. To był jeden z tych momentów, gdy czuł się najszczęśliwszą istotą na ziemi. Otwierając oczy i napotykając spojrzenie zielonych tęczówek i piegowatego nosa. Słysząc głos, który nieustannie rozbrzmiewał w myślach. Nie potrafił wytłumaczyć tego w jednym zdaniu. Było to po prostu niemożliwe! Za każdym razem, gdy próbował do ust napływała litania słów, sprawiająca wrażenie, iż nigdy nie dosięgnie końca.

- Nie. – Winchester oburzył się, marszcząc czoło. – Dostaniesz całusa dopiero, jak ruszysz dupsko. Musisz iść do pracy, nie pamiętasz? – Trącił nosem „castielowy” policzek, rozkoszując się słodkim zapachem. Palcami pieścił nagą skórę brzucha, chcąc zsunąć je odrobinę niżej. – Wstaniesz, czy mam zastosować bardziej radykalny sposób pobudki? – wyszeptał, unosząc głowę. Czuł, jak pieszczone przez niego ciało spina się, po czym rozluźnia w ten uroczy i charakterystyczny sposób. Ostrożnie wkradł się za granicę bokserek, uważnie wsłuchując się w już przyśpieszony oddech bruneta.

Pomimo wczesnej pory, obstawał na dostarczeniu Castielowi, jak najwięcej rozkoszy. Budzik grał okrutnie piskliwą melodię, lecz przez obu mężczyzn dźwięk ten został zignorowany. W ich głowach szalał już sztorm chaotycznie sklejonych myśli. Pożądanie i oczekiwanie stało się ich jedyną pobudką. Wszystkie zmysły wyostrzyły się. Dean nie wytrzymał napięcia i namiętnie wpił się w kuszące wargi, delektując się ich iście anielskim smakiem.

- Boże, jak ja cię kocham… - wyszeptał, między pocałunkami.
- Nie wzywaj ciągle mojego Ojca. – nadąsał się Castiel. – To denerwujące.
- Nie wściekaj się, tak. – Dean ucałował kącik ust, delikatnie wysuwając czubek języka i po chwili drażnił nim już delikatną skórę policzków. Cas odsunął się, nadal mając niezadowolony grymas na twarzy. – Co jest? Wciąż się wkurzasz? Mogę przeprosić, jeśli chcesz.
- Dupek z ciebie, wiesz o tym? – rozpogodził się. W błękitnych oczach błysnęła iskierka radości. Czy, aż tak oczywistym był fakt, że nie potrafił długo wściekać się na ukochanego? Tak.
- Wiem. – Wzruszył ramionami. – W tym momencie powinienem był nazwać cię suką, jak robię to w przypadku Sama, ale teraz na to nie zasługujesz.
- Teraz? – Położył dłoń na szybko unoszącej się klatce mężczyzny i spojrzał w jego stronę zdziwionym wzrokiem.
- Nie przesłyszałeś się. Teraz nie, ale czasem bywa, że gryzę się w język.
- Jak to czasem? – powtórzył, jak echo.
- Czemu się tak dziwisz?
- Ja nie zachowuję się, jak suka! – Castiel uniósł się, opierając ciężar ciała na łokciach.
- Kochanie… - Mężczyzna zaczął subtelnie, co kiedyś wydawało mu się niemęsko ckliwe. – czy musimy psuć tę chwilę?
- Nie. Chyba nie. – Opadł z powrotem na poduszki. – Tylko proszę o jedno.
- Słucham? – Winchester polizał kościsty obojczyk, szybko przenosząc się na kolumnę szyi.
- Nazywaj mnie suką.

piątek, 28 czerwca 2013

ROZDZIAŁ V
TOTALNY BAŁAGAN W GŁOWIE – CZĘŚĆ 2


Sen jednak nie trwał tak długo, jak się tego spodziewałem. Uchyliłem powieki, szybko unosząc się do góry. Uderzyło mnie jasne światło, bijące zza okna. Słońce promieniowało ciepło, nadając blask wszystkiemu wokoło w tak magiczny sposób, że otworzyłem usta w zachwycie. Tylko ja potrafiłem dostrzec piękno natury. Miałem ochotę, jak najszybciej pobiec do pokoju po ołówek i szkicownik, gdy uderzył mnie tępy ból w skroniach.

Ty jebana cioto!

Byłem pewien, że słyszę głos Patryka. Bezsilnie opadłem na kanapę, spoglądając na sufit. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu, przylepiając się niemal do wszystkiego, co spotkały. Po niecałej chwili poczułem, że coś było nie tak.   

Nogi drżały, jak po długodystansowym biegu, po czole spływał pot, a z kącików oczu spływały resztki łez. W ustach czułem nieprzyjemny, metaliczny smak. Z dolnej wargi sączyła się strużka krwi, powoli spływając po brodzie.

Nienawidzę cię, pedale!

Zmarszczyłem czoło, znów słysząc znajomy głos. Coś musiało mi się przyśnić. Coś cholernie niedobrego. Przełknąłem ślinę, próbując poskładać w głowie wszystkie wspomnienia w jedną spójną całość.

- Byłem tu w domu. – wymruczałem pod nosem, starając przypomnieć sobie, jak najwięcej szczegółów. – Chciałem zjeść śniadanie… - Z chwilą, gdy przymknąłem powieki, przed oczami wyświetlił mi się prawdziwy koszmar.

Był początek tygodnia. Poniedziałek, może wtorek.  Wyjątkowo wstałem z łóżka dość wcześnie. Wziąłem prysznic, ubrałem się w luźne ciuchy i zszedłem na dół. Sądziłem, że znów nikogo nie zastanę. Ku mojemu zdziwieniu ojciec był w domu. Siedział przy długim, drewnianym stole mogącym pomieścić co najmniej tuzin osób. W pomarszczonych dłoniach trzymał jakiś kolorowy magazyn, skupiając na nim całą swą uwagę. Z zainteresowaniem wertował strona po stronie, co jakiś czas upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.

- Nie umiesz się odzywać? – odezwał się niski, męski głos.
- Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać. – W gardle czułem gulę wielkości pomarańczy. – Dzień dobry ojcze. – skinąłem głową, ale gest ten został niezauważony. W dziwnym napięciu przygotowałem kanapki i podszedłem do stołu.   
- Dzień dobry. – sapnął od niechcenia, rzucając czasopismo w moją stronę.

Na okładce stał skąpo ubrany mężczyzna, o doskonale wyrzeźbionej sylwetce. Obydwie dłonie zaciskał na kroczu, dość seksownie zagryzając dolną wargę. W ciemnoniebieskich oczach iskrzyło coś niepokojącego. Przewertowałem kilka stron widząc mnóstwo zdjęć przystojnych i głównie nagich mężczyzn. Przybierali prowokacyjne pozy, spoglądając wprost na czytelnika. Poczułem pewien dyskomfort. Szybko zamknąłem gazetkę, nie rozumiejąc, jak wpadła w posiadanie mojego ojca.  

- Wytłumaczysz mi to?
- Ja… - Zacisnąłem usta. Przesunąłem wzrokiem po całej okładce, próbując oderwać wzrok od magnetyzującej twarzy modela. – To chyba jest magazyn dla gejów.- skrzywiłem się, udając obrzydzenie.
- Myślisz, że tego nie widzę?
- Nie wiem do czego zmierzasz. To nie należy do mnie. – Czułem, jak krew napływa mi do twarzy.  
- Czyżby? – spytał ironicznie. Zaśmiał się pod nosem, spoglądając na mnie z pogardą. – Więc twierdzisz, że ten ohydny magazyn, który znalazłem w twoim pokoju, nie należy do ciebie?
- W moim pokoju?
- Podejdź do mnie. – rozkazał. Bez namysłu podszedłem do mężczyzny, czując suchość w gardle. Złapał mnie za ramię, boleśnie zaciskając palce. Otworzyłem usta, lecz nic prócz przerywanego oddechu nie wydostało się na zewnątrz. Byłem wściekły na swoją bezsilność i tchórzostwo. – Możesz mi wytłumaczyć, skąd wzięło się to w twoich rzeczach?
- J-ja nie wiem.
- Nie wiesz? – Jego głos był coraz oschlejszy. - Może mi jeszcze powiesz, że nie jesteś pedałem?
- Nie jestem!
- Kłamiesz! – Niespodziewanie uderzył mnie w twarz. Syknąłem z bólu, przykładając dłoń do policzka. Chciałem opanować łzy, które były moją największą słabością. – Tylko nie próbuj ryczeć!

Odwróciłem się i wybiegłem z domu. Nagle znalazłem się w szkole. Stałem na środku długiego korytarza, a wokół mnie panował niepokojący półmrok. Nie słyszałem nic, prócz głośnego bicia własnego serca. Błyskawicznie starłem słone krople z policzków i podbródka, próbując dojrzeć coś w panującej ciemności.  

- Patryk? – Zobaczyłem smukłą sylwetkę, zmierzającą w moim kierunku. Intuicyjnie zrobiłem kilka kroków w tył. Nienaturalne uczucie strachu na widok przyjaciela, sprawiło że jedyną rzeczą, jaka wpadła mi wtedy do głowy była ucieczka. – Patryk, to ty? – Zmrużyłem oczy. Patryk zacisnął pięści i przyśpieszył kroku. Chciałem się odezwać, lecz zamiast tego jęknąłem głośno zginając się w pół. Sodziak uderzył mnie w brzuch, rzucając oszczerstwami i wyzwiskami, których wolałbym nie pamiętać. Z każdą chwilą bił mnie coraz mocniej.
- Ty jebana cioto! – warknął, plując mi w twarz. – Brzydzę się ciebie!

Nie miałem siły, by się bronić. Wszędzie widziałem swoją krew. Rozdzierał mnie niewyobrażalny ból w klatce, brzuchu, nogach – czułem, jak agonia pali moje żyły. Patryk nachylił się nade mną, po raz kolejny brutalnie kopiąc i szarpiąc. Każde uderzenie sprawiało ból, który zdawał się rozdzierać moje ciało na strzępy. Cios za ciosem.

- Jesteś nikim, rozumiesz!? – wrzasnął, unosząc mnie do góry. – Nienawidzę cię, pedale! – Zacisnął palce wokół mojej szyi i zaczął dusić. – Nienawidzę cię!

Krztusiłem się własną śliną, wypluwałem połamane zęby. Przymknąłem powieki, spod których nieustannie wypływały słone łzy.     

Ten horror skończył się moją śmiercią. Nie miałem najmniejszej ochoty się nad tym zastanawiać. To był wyłącznie wymysł mojego umysłu. Reakcja podświadomości, na strach który czułem w środku. „Tak nigdy się nie stanie!”, uspokajałem się w duchu. „Patryk nigdy by mnie nie zabił. Co za głupota.”

Miałem dość użalania się nad sobą. Miałem dość dziecinnego płaczu, który i tak w niczym mi nie pomagał. Pobiegłem do pokoju i rozejrzałem się w poszukiwaniu telefonu. Spiąłem wszystkie mięśnie i wybrałem numer Patryka. Wziąłem głęboki uspokajający oddech i przyłożyłem słuchawkę do ucha. Trzy krótkie sygnały.

- Halo? – Aksamitny głos przyjaciela zadziałał na mnie jeszcze gorzej niż myślałem. Nogi zmiękły mi w kolanach, a w płucach poczułem pustkę. – Halo, Seba? Słyszysz mnie? Coś się stało?
- H-hej! Oczywiście, że cię słyszę! Nic się nie stało, no bo co się miało stać? – powiedziałem jednym tchem, śmiejąc się debilnie.
- Dobrze się czujesz? – spytał rozbawiony.
- Tak. – odchrząknąłem nerwowo. – Jestem zdrów, jak ryba. – Pacnąłem się w czoło, mając ochotę zapaść się pod ziemię. „Szefie pomożesz?”
- O-okey. 

Długa, krępująca cisza. „Mam ochotę poderżnąć sobie gardło! To tylko zwykła rozmowa. W swoim marnym życiu, miałem takich od groma!”, piszczałem w duchu. „Zachowuję się tak irracjonalnie, że powalam samą Hannah Morgane, czy jak jej tam! Weź się w garść na Boga!”  

- Halo? Jesteś tam?
- Co? Tak, tak jestem.
- Więc? Zadzwoniłeś, bo…
- Chciałem cię zaprosić. Obejrzymy jakiś film, zamówimy pizze. Wiesz, nasza rutyna.
- Już się za mną stęskniłeś? - Policzki zapiekły mnie mocno, a przed oczami zatańczyły gwiazdy. – Jeśli tak, to nie mam innego wyjścia. 
- Czyli wpadasz?    
- Tak głupku. Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę. – Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc jak to zinterpretować. Nie mógł być poważny.
- Ja też? – wydukałem speszony.
- Będę za pół godziny. Na razie! – cmoknął w słuchawkę i się rozłączył.

„Jestem przewrażliwiony! To, że nie może się doczekać jeszcze nic nie znaczy. Może ma coś ważnego do powiedzenia? A może po prostu tak bardzo za mną tęskni?”. Rzuciłem telefon i wbiegłem do łazienki.  W pośpiechu ogarnąłem bałagan na głowie, odświeżyłem twarz i delikatnie spryskałem się woda kolońską. Wróciwszy do pokoju, przebrałem się w czyste ubranie. Z szafy wyjąłem pomiętą, flanelową koszulę w kolorze ciemnej zieleni. Zwinnie podwinąłem rękawy, by zakamuflować przetarte już łokietniki. Błyskawicznie zapiąłem wszystkie guziki i powędrowałem do półki ze spodniami. Tym razem padło na czarne, dość obcisłe jeansy, które trzymałem na specjalne okazje.  

„Stary, po coś się tak odpicował?” Spojrzałem w lustro. „Choć w sumie… wyglądasz zniewalająco.” Uniosłem kokieteryjnie brwi i wydąłem usta. „Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył.”

Wszystkie rozrzucone po pokoju rysunki włożyłem do jednej teczki. Jeden z nich przedstawiał niedokończony portret Patryka. Zacząłem szkicować go kilka tygodni temu. Choć z początku nie zgadzał się na pozowanie, perspektywa odrobionych zadań z matematyki i biologii rozwiązała sprawę.  

Przez moment patrzyłem na zakreślone ciemne oczy. Wpatrywałem się w nie, wizualizując realną postać przyjaciela.

- Czy moje zachowanie jest normalne? – zapytałem samego siebie. Raz przepełniała mnie radość, zaraz potem znów smutek. Gdy byłem już niemal pewien, co do swych uczuć, bombardowały mnie wątpliwości.

Absurdalny koszmar wepchnąłem na samo dno umysłu, już nigdy nie chcąc o nim myśleć. Martwiło mnie wyłącznie jedno – sen z minionej nocy. Nie dosyć, że był niestosowny, to jeszcze nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Zupełnie, jakbym nie zrobił nic złego. Moje myśli wciąż bezkarnie krążyły wokół ust, oczu, nagiego ciała przyjaciela… Nie potrafiłem wyrzucić z głowy, obrazu jego twarzy. Tak pięknej, która z niewiadomych dla mnie przyczyn, stała się nadzwyczaj pociągająca. Na samą myśl, o tym, że mógłbym go pocałować, po moim ciele rozchodziły się dreszcze.

„Jak tylko go zobaczę to…”

Nakręcałem się, tworząc w głowie jeszcze gorszy bajzel. Lubiłem czy nie? Podobało mi się, czy może jednak nie? Musiałem zrobić skrupulatny rachunek sumienia, by w końcu dotrzeć do prawdy. Tej, która mogła zmienić całe moje życie.

- Jesteś gejem? – zapytałem, wyczekująco, odwracając się w stronę lustrzanego odbicia. – Schiller, czy zaczynasz zakochiwać się w Patryku?

środa, 26 czerwca 2013

Save me, cause I'm fallin' - część 2


Ten rozdział dedykuję w całości Iwonie S. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo nie dawałam znać. Mam nadzieję, że moje poniższe wypociny przypadną ci do gustu;) Enjoy wszystkim! 



- C-co ty wyrabiasz? – wybełkotał. – Z-zwariowałeś… proszę przestań…
- Wiem, że tego chcesz. – wymruczał, zaciskając palce na wilgotnym już czubku sztywnego penisa. Z maleńkiej szparki zaczęły sączyć się krople białej, lepkiej cieczy. – Czemu wciąż się wzbraniasz? – Dostrzegł w swym zachowaniu wręcz szaleńczy obłęd, który zawładnął całym ciałem i umysłem. Rozpalił krew w żyłach.

W tej chwili myślał wyłącznie o zaspokojeniu nie swoich żądz, a mężczyzny stojącego przed nim. Spoglądnął na pokrytą potem  twarz, na napuchnięte usta gotowe przyjąć żarliwe pocałunki. Widok ten okazał się tak nieziemsko podniecający, że Dan powoli zaczął tracił zdrowy rozsądek. – Dlaczego próbujesz walczyć z przyjemnością, jaką ci sprawiam? – szepnął, po czym wpił się w te nie tak chętne, lekko rozchylone wargi. Pana jęknął cicho, broniąc się przed natarczywym językiem. Zacisnął szczękę, lecz zamiar ten zbyt przerósł jego niezbyt silną wolę. Czuł, jak nogi powoli uginały się na skutek zbyt intensywnej dawki rozkoszy. Głowa bezsilnie opadała na ramię blondyna, powieki stawały się ciężkie a gardło opuszczało coraz głośniejszą gamę jęków i pomruków.

Za moment ekstaza miała boleśnie zalać ich ciała. Dan, który ledwo ustawał na własnych nogach z trudem łapał powietrze. Moment wzajemnego oczekiwania, zdawał się dłużyć. Atmosfera stawała się napięta, wręcz nie do wytrzymania.

- Powiedz, przed czym tak nieustannie się bronisz? – Językiem musnął szyję kochanka. Dotyk był delikatny, drażniący wszystkie zmysły. Z premedytacją bawił się rozognionym ciałem bruneta, powoli doprowadzając go do stanu tak silnego podniecenia, że niemal sam tracił świadomość swoich czynów. Dotyk zdawał się parzyć, słowa ranić. Mimo, iż czuł że pieszczone przez niego ciało jest przeciwne, nie potrafił odnaleźć w sobie siły, by przestać. – Czemu mnie okłamujesz? – Chwycił dłoń Pany i przyłożył ją do swojego krocza. Mężczyzna próbował się wyrwać, lecz w dzikiej szamotaninie znów okazał się być słabszym ogniwem. Zacisnął palce na sztywnym fallusie, widząc jak w oczach Feuerriegel’a rozpala się niepohamowana żądza. Ognisty płomień wypełnił zielone tęczówki po brzegi, sprawiając że wyglądały niczym dwa szklące się płomienie. Przez moment znów opierał się przed niezwykle nieustępliwymi ustami, lecz w ostateczności poddał się poczynaniom blondyna, próbując odnaleźć w tym choć odrobinę szczęścia. Nie mógł powiedzieć, że źle się czuł w objęciach Daniela. Nie mógł zaprzeczyć, że było mu przyjemnie, czując jego silne dłonie na swoim ciele.

Więc dlaczego targało nim, tyle sprzecznych emocji? Czemu nie potrafił sprecyzować tego, co naprawdę czuł? Tkwiła w nim pewna malutka cząstka, gnębiąca go całe życie. Czasem udawało mu się jej pozbyć, zrzucić w przepaść zapomnienia. Lecz pomimo tego i tak powracała zadając jeszcze potworniejszy ból.  

- Wiem, że to ci się podoba. Czuję to.

Czy zgłoszenie się na przesłuchanie do roli niewolnika homoseksualisty miało być pretekstem, by wrócić do tego przed czym uciekał tyle lat? Czy możliwość skosztowania ust przystojnego mężczyzny, okazała się aż tak kusząca?

niedziela, 9 czerwca 2013

Clumsy ferret - część 7

Chciałabym ten rozdział w całości zadedykować Ance (tak tobie, Mrs. Winchester) - za to, że musiałaś tak długo czekać, aż w końcu zepnę tyłek i wyskrobię coś nowego. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu;) Enjoy!


Castiel’s POV:


- Zjesz to wszystko sam? – spytał mnie, prezentując mi swój kolejny diabelsko uroczy uśmiech. 
- Tak.

- Dasz radę?
- W razie co, to mi pomożesz. – Zagryzłem wargę, skubiąc różową słodkość. Wata cukrowa była jedną z tych rzeczy, którą uwielbiałem i nie mogłem bez niej normalnie funkcjonować. Spojrzałem w zielone tęczówki, próbując grać pewnego siebie. Czułem się, jak aktor na scenie odgrywający swoją rolę przed liczną publicznością. Moją jedyną publicznością był Dean, przy którym nieustannie czułem pietra. – Prawda? 
- T-tak, oczywiście. – odchrząknął. – To gdzie idziemy najpierw? Szczerze, to jestem nakręcony na tego rollercoaster’a! Na pewno będzie świetnie! Mówię ci, musimy na to pójść. Obiecuję, że nie pożałujesz! – krzyczał podekscytowany. Zupełnie nie rozumiałem, z czego wciąż cieszył się, jak pięcioletnie dziecko. –Więc? Masz coś przeciwko?
- Chyba nie. - burknąłem, coraz mocniej odczuwając stres związany z nieuniknioną jazdą na kolejce górskiej. Na samą myśl, że już niedługo wsiądę na tą diaboliczną machinę, robiło mi się słabo. – Ale… – Przełknąłem głośno ślinę. Na języku zastygła paniczna litania słów, których wolałem nie wymawiać. Odetchnąłem, wpychając do buzi pokaźną ilość waty. Dean spoglądał na mnie z lekkim szokiem, nie wiedząc, czy się do mnie przyłączyć. – Jeszli chcesz to możemy iszcz. Tylko czy nie jeszt za żymno?
- Nie no coś ty! Nie widzisz, jak się rozpromieniło? Zapowiadali dzisiaj gwałtowny skok temperatury. Ma być do 20oC!
- Szuper! – Przełknąłem resztę, nie kryjąc niezadowolenia.   

W tej części miasta nie było widać żadnych oznak zimy. Śnieg stopniał już całkowicie, pozostawiając za sobą jedynie mokre kałuże. Pogoda zmieniła się nieodpoznania! Wszystko było przeciwko mnie – nawet sama Matka Natura! Czy ja naprawdę musiałem wchodzić na tą kolejkę rodem z piekła? Musiałem!?

- To jak? Gdzie najpierw? – spytał podniecony. W zielonych oczach, w których bezwątpienia utonąłem, tliły się iskierki dziecięcej radości. Piegowata twarz promieniowała wesoło sprawiając, że wyglądał niczym mały chłopiec. Nie zastawiając nad tym, co robię (co niestety zdarzało się coraz częściej!) uniosłem dłoń i przyłożyłem do jego policzka.
- Może… - Ciepło jego skóry przenikało mnie. Nastolatek nachylił się, zbliżając swe usta do moich. Poczułem dotyk delikatniejszy niż muśnięcie piórkiem. Nie zważając na ciekawskich gapiów, pogłębiłem pieszczotę, czując jak ciało chłopaka spina się. – Przepraszam. – wydukałem, mentalnie kopiąc się w zadek.
- Nie musisz. – Oblizał usta. – Jesteś słodki. – Puścił mi oczko, wplatając palce we włosy. – Jesteś moją rozkoszną fretką
- Tak.
- Mógłbym stać tu i całować się z tobą całymi dniami, ale proszę nie przedłużajmy tego. Gdzie idziemy?