Hej miśki;3 Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu od czasu do czasu zagląda. Wiem, że już długo nie opublikowałam nic nowego. Ba! Ponad dwa miesiące już mijają. To frustrujące. Chcę wszystkich uspokoić - nie opuściłam bloga i nie mam zamiaru kończyć mojej przygody z pisaniem ;3
Jeśli ktoś jest zainteresowany - już niedługo powinien pojawić się nowy one-shot;) Nie będę pisała, kiedy i jaki. Sami się przekonacie.
niedziela, 8 grudnia 2013
poniedziałek, 21 października 2013
OGŁOSZENIE
Ludki! Nie martwcie się! Jeśli nadal ktoś tu zagląda, to uspokajam, że nie opuściłam tego bloga. Tylko... ponad trzy tygodnie temu zaczęłam studia. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak pochłoną moje życie osobiste. Codziennie gnębi mnie myśl, że nie publikuję nic nowego, ale musicie mnie zrozumieć. Proszę!;*
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo cieplutko i mam nadzieję, że pomimo tak długiej przerwy jeszcze ktoś z Was tu zagląda i czeka na moje wypociny.
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo cieplutko i mam nadzieję, że pomimo tak długiej przerwy jeszcze ktoś z Was tu zagląda i czeka na moje wypociny.
sobota, 28 września 2013
Lovely evening
No więc... WITAJCIE!:) Po raz kolejny, Was wszystkich przepraszam, że nie było mnie tak długo. Dziś zapraszam Was na "Lovely evening" :) (Poprzednie dwie części znajdziecie w dziale: http://mania-stories.blogspot.com/p/one-shoty.html). Jak zwykle mam ogromną nadzieję, że się wszystkim spodoba i nie będziecie zawiedzeni. Więc już nie przedłużam, miłego czytania, enjoy!
P.S. Spokojnie. Pamiętam o naszej Fretcę. Bądźcie cierpliwi! Proszę :(
___________________________________
P.S. Spokojnie. Pamiętam o naszej Fretcę. Bądźcie cierpliwi! Proszę :(
___________________________________
Dean’s POV:
Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety.
Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety.
- Może zamiast do opery, pójdziemy do
jakieś fajnej knajpki? – spytałem z nadzieją w głosie. Domyślałem się, że
szanse powodzenia były niemalże zerowe, ale miałem nadzieję. – Co o tym
myślisz, mój najdroższy aniołku?
- Mój najdroższy aniołku? – powtórzył
za mną, niczym echo. – Jaja sobie robisz?
- Co? Ja? No coś ty!
- Nigdy nie zwracasz się do mnie w ten
sposób.
- Nie prawda. – zaprzeczyłem
gorączkowo. – Zawsze tak do ciebie mówię! Jesteś moim najdroższym, najukochańszym,
najprzystojniejszym i najseksowniejszym eks-aniołem, którego kocham ponad
życie! – wykrzyczałem jednym tchem. Cas wpatrywał się we mnie z głupawą miną.
- Ty nie mówisz poważnie, Dean.
- Oczywiście, że mówię!
- Nie pamiętam tego.
- To sobie przypomnij.
- Oh, tak. Mówisz tak do mnie, gdy
prosisz o seks. – Castiel posłał w moją stronę zadziorny uśmieszek, co w jego
przypadku wyglądało dość dziwnie. Zupełnie, jakbym widział mojego młodszego,
najukochańszego braciszka. Nie cierpiałem skurczybyka. – Tylko mi nie mów, że
już tego nie pamiętasz. – Spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem i podszedł do
ogromnej, drewnianej szafy, w której trzymałem więcej pierdół, niż ubrań. –
Chyba będę musiał pojechać do domu, po garnitur.
- Ja cię nigdy nie proszę o seks! Co
ty teraz wygadujesz?!
- Słucham?
- To TY mnie zawsze błagasz. –
Podszedłem do niego i obróciłem w swoją stronę. Zachowałem się, jak totalny
idiota. Szczerze, to nie potrafiłem nawet wytłumaczyć swojego nagłego wybuchu.
Chyba poczułem się urażony. Nie ja, ale moja męskość. Tak, to zdecydowanie ona.
- Nie bądź śmieszny, Dean. Ilekroć
przychodziłem zmęczony po pracy, to stękałeś mi nad uchem, że chcesz się ze mną
kochać. – Na jego twarzy zauważyłem drobny rumieniec. – Oczywiście, nie
powiedziałeś „kochać” tylko…
- Pieprzyć. – Wyszczerzyłem zęby.
- Dokładnie.
- Oj dobra! Muszę przyznać, że
sprytnie zmieniłeś temat. – Pocałowałem go w czoło, po czym spojrzałem głęboko
w oczy. – To jak? Knajpka, czy zostajemy przy operze?
- Przecież obiecałeś, że ze mną
pójdziesz. Czemu teraz próbujesz się z tego wykręcać?
- Przepraszam. W sumie, to żartowałem.
– Machnąłem ręką. – Chcę iść z tobą na balet. – Jakież potworne kłamstwo
wypłynęło mi z ust, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby, prawda? – Oh,
nie musisz jechać do domu. Pożyczę ci jakiś mój garniak.
- Żartowałeś, tak? Udam, że ci wierzę.
– Uśmiechnął się radośnie. Objął mnie i czule pocałował w usta. –A twój
garnitur nie będzie na mnie za duży?
- Mam jeden taki, który będzie w sam
raz.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
piątek, 6 września 2013
Lovely afternoon
Taaak. Wiem, że niespodzianka miała być wczoraj wieczorem, ale...
Dosyć późno wzięłam się za jej kończenie. Przez większość dnia byłam poza
domem, także sami rozumiecie. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za
bardzo;) Mam nadzieję, że poniższe wypociny przypadną Wam do gustu.
P.S. Pamiętacie "Lovely morning" (http://mania-stories.blogspot.com/2013/07/lovely-morning.html)?
Przedstawiam kontynuację tego opow., po tytułem "Lovely afternoon" ;)
Oby się spodobało!^^
Nie przedłużam już, enjoy!
P.S.S. ANONIMOWYCH CZYTELNIKÓW PROSZĘ O PODPIS POD KOMENTARZEM:)
___________________________________
P.S.S. ANONIMOWYCH CZYTELNIKÓW PROSZĘ O PODPIS POD KOMENTARZEM:)
___________________________________
- Co za niemiły koleś. –
mruknął Dean z impetem odkładając słuchawkę. Szef, a właściwie już były szef
Castiela zdecydowanie zaliczał się do grona najbardziej wrednych i chamskich
kreatur, z jakimi miał do czynienia. Mężczyzna wzdrygnął się, wyrzucając z
głowy ten ochrypły, zasmarkany głos, który przez ostatni kwadrans skrzeczał mu
do słuchawki. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jakim bydlakiem był człowiek
dla którego pracował jego ukochany. Winchester poczuł się bohaterem
wyzwalającym swego księcia z opresji. „Już nigdy nie zobaczysz tego gnojka na
oczy. Znajdę ci lepszą pracę”, pomyślał, niechcący? wyobrażając sobie Casa w
roli seksownego strażaka lub hydraulika. „Oh, Dean trafisz za to do piekła.”
Niespodziewanie na jego twarz wpełzł szeroki uśmiech, a oczy błysnęły
zadziornie. Do głowy wleciała mu zbereźna fantazja siejąca spustoszenie.
- Dean! Co ty robisz tak
długo!? – dobiegł go stłumiony przez ściany głos. – Wracaj tu natychmiast,
inaczej nie dostaniesz śniadania!
- Już idę! – odpowiedział
chrapliwie, wybudzając się ze słodkiej fantasmagorii. Błyskawicznie wbiegł do
łazienki i stanął nad zlewem. Odkręcił wodę i oblał nią odsłoniętą klatkę i
włosy. Zabieg ten miał zapewnić mu seksownie pociągający wygląd. Uśmiechnął się
do siebie, czując dumę z własnej kreatywności. – Jesteś miszczem. – Wyszczerzył
zęby i wyszedł z pomieszczenia.
W tym samym czasie Cas
rozejrzał się po kuchni, w której ku jego zdziwieniu panował niesłychany
porządek. Po raz pierwszy nie musiał sprzątać sterty brudnych naczyń, ścierać
ufajdanych blatów i wyrzucać prawie dwutygodniowych śmieci. Niestety okazało
się to wyłącznie naiwnym złudzeniem. Mężczyzna podszedł do szafki, chcąc wyjąć
czyste kubki, lecz zamiast tego znalazł stos używanych talerzy i misek.
Wszystko pokryte było resztkami jedzenia, za pewne jeszcze sprzed tygodnia.
Lekki uśmiech, który do tej pory gościł na jego obliczu zamienił się w
morderczy grymas.
- Przyjdzie taki dzień, że
go zabiję. – wymruczał pod nosem i ostrożnie wyciągnął naprawdę ohydne
znalezisko. Wszystko lepiło się nieznośnie, a zapach, który temu towarzyszył
wywołał u mężczyzny prawie, że odruchy wymiotne. Zatknął nos i błyskawicznie
włożył naczynia do zlewu. – Cholera jasna, dlaczego nie kupił sobie zmywarki? –
westchnął i napuścił ciepłej wody. Szybko umył dwa kubki i talerze, nie mając
siły na resztę.
Castiel dokładnie
wiedział, że Dean jest nagminnym bałaganiarzem, dlatego przyzwyczaił się już do
nieco ekstremalnych warunków. Jednakże ukrycie uświnionych talerzy przerastało
wszelkie wyobrażenie. Przecież nie ma niczego przyjemniejszego dla oka, niż starannie
poukładane ubrania, wyczyszczone podłogi i czyste! naczynia. Choć osobiście nie
należał do osób pedantycznych, zawsze ganiał Winchestera do utrzymywania ładu i
czystości. W głównej mierze bezskutecznie.
poniedziałek, 2 września 2013
Save me, cause I'm fallin' - część 3
Dziś wyjątkowo zapraszam wszystkich zainteresowanych na nowy rozdział PanDy. Tak, dokładnie;) Coś mnie tknęło i w końcu to napisałam! Hell yeah!xd Enjoy!
P.S. Poniższy rozdział dedykuję RU - gnido, wiesz jak się Ciebie boję? xd
P.S. Poniższy rozdział dedykuję RU - gnido, wiesz jak się Ciebie boję? xd
Pana’s
POV:
- Przestań zachowywać się, jak gówniarz! – wrzasnął Dan.
Bezceremonialnie wepchnął mnie do tego przeklętego pomieszczenia, w którym
straciłem zdrowy rozsądek i zamknął za sobą drzwi. Ukradkiem spojrzałem na
kanapę. Błyskawicznie moją głowę zalała fontanna gorących wspomnień, które
napawały mnie teraz… obrzydzeniem. To, co zrobiliśmy nigdy nie powinno mieć
miejsca. Przez własną głupotę, obudziłem w sobie potwora, którego ukrywałem
przez tyle lat. Potwora, którego wstydziłem się pokazać światu. – Przebieraj
się! – rozkazał chłodnym tonem. – Dziś idziesz ze mną, rozumiesz?
Spanikowany rozejrzałem się wokół siebie. Nie
chciałem patrzeć Danielowi w oczy. Obawiałem się, że znów jakimś cudem uda mu
się mnie oczarować. Tak samo, jak zrobił to na korytarzu. Sposób w jaki do mnie
mówił, szeptał te cholerne czułe słówka. Jeszcze nikt nie zachowywał się w
stosunku do mnie, tak jak on. Jeszcze nigdy nie był tak odważny i pewny siebie.
Zaimponowało mi, ale też nieco zaskoczyło. Stojąc naprzeciw niego, słuchając
zachrypniętego głosu, czując ciepły dotyk – z minuty na minutę, stawałem się
coraz bardziej bezsilny.
- Nie rozkazuj mi. – wydusiłem z siebie po chwili.
- Przepraszam, do cholery jasnej! Cały dzień
zachowujesz się, jak jakaś pieprzona baba. – Zabolało, choć Feuerriegel miał
rację. Przeginałem, robiąc z siebie niezdecydowanego dzieciaka. – Zupełnie nie rozumiem,
co w ciebie wstąpiło!
- To wszystko jest dla mnie trudne! – wrzasnąłem,
zakładając skórzaną kurtkę. Wsunąłem rękę do kieszeni, w której trzymałem złotą
obrączkę. Tą, która stała się symbolem kłamstwa i mojego tchórzostwa. Szybko
wsunąłem ją na palec i przymknąłem oczy. Poczułem bolesny ucisk w klatce, jak
gdyby zabrakło mi powietrza. Ujrzałem twarz mojego synka. Niewinnej istotki,
której nie potrafiłem pokochać, choć starałem się z całych sił. Byłem bliski
histerycznego płaczu. – Nie widzisz tego? – Uniosłem dłoń, wymachując nią przed
twarzą mężczyzny. –
Jestem żonaty! Mam swoje obowiązki. Nie mogę tak po prostu wdać się w romans z
mężczyzną!
Danielle
– kobieta, której nigdy nie powinienem poznać. Ilekroć wracam do naszych
pierwszych randek, ilekroć wspominam te wszystkie puste słowa, którymi ją
karmiłem – zadaję sobie te same pytanie. Czemu Bóg zrobił ze mnie takiego
potwora? Choć od naszego ślubu minęły raptem cztery lata, każdy rok zrzucał na
mnie większy ciężar kłamstw. Będąc w domu, udając wzorowego ojca i męża plułem
mojej rodzinie w twarz. Spieprzyłem w swoim życiu tak wiele. Nie chciałem, by i ona była następna na liście.
niedziela, 1 września 2013
Clumsy ferret - część 12
Kochani! Jak pewnie zauważyliście, wprowadziłam kilka drobnych zmian w wyglądzie bloga. Nowy baner, zawijanie tekstu i możliwość oceny moich wypocin. Pod każdym rozdziałem znajduję się teraz rubryka "oceń". Liczę na każdą obiektywną ocenę! Tylko nie bądźcie zbyt surowi xd
W każdym razie, mam nadzieję, że poniższy rozdział przypadnie Wam do gustu. Już nie przedłużam, enjoy! ;)
W każdym razie, mam nadzieję, że poniższy rozdział przypadnie Wam do gustu. Już nie przedłużam, enjoy! ;)
Balthazar’s
POV:
- Czyli nie mam u ciebie żadnych szans? – spytałem z nadzieją. Charlie zlustrowała mnie wzrokiem, rozkosznie marszcząc brwi. Wiedziałem, że przez tą całą sprawę z Portierem, pewnie prędko mi nie zaufa, ale nie mogłem się poddawać. Nie, jeśli chodziło o zdobycie mojej piękności!
- Czyli nie mam u ciebie żadnych szans? – spytałem z nadzieją. Charlie zlustrowała mnie wzrokiem, rozkosznie marszcząc brwi. Wiedziałem, że przez tą całą sprawę z Portierem, pewnie prędko mi nie zaufa, ale nie mogłem się poddawać. Nie, jeśli chodziło o zdobycie mojej piękności!
- Nie! Nigdy nie będziesz miał. – Jej słowa
zabrzmiały surowo i poważnie. Przełknąłem ślinę powoli godząc się ze swoją pierwszą
porażką.
- Dlaczego? Zobaczysz, że przeczytam wszystkie
tomy, obejrzę filmy i stanę się takim samym potteromaniakiem, jak ty! – Raczej
nie będę miał tyle wytrwałości, by przebrnąć przez wszystkie siedem tomów i
nieco za długich filmów. Może streszczenia wystarczą?
- Zobaczymy. – Wzruszyła ramionami, rzucając mi
chłodne spojrzenie. – Na razie zostawmy ten temat, ok? – Odsunęła się ode mnie
i pokiwała w stronę rechoczącego się Gabriela. Nie znosiłem typa z całego
serca.
- Dobrze. Tylko pamiętaj, co ci mówiłem. Stanę się…
- Tak, tak. Będę pamiętała. – pokiwała lekceważąco
dłonią.
- Cha…
- Cześć lamusy! – krzyknął chłopak, bezczelnie
wtrącając mi się w słowo. W jednej dłoni trzymał kawałek czekoladowego ciasta, którego
sporą część właśnie przeżuwał. W drugiej zauważyłem niewielką kartkę przepełnioną
numerami telefonów. Nad każdym z nich napisane było imię jakieś dziewczyny. –
Zobaczcie ile dupeczek dziś zarwałem! – pomachał białym świstkiem, po czym
wsunął go do kieszeni. – Co się stało? – spytał, zauważając nasze zdegustowane
miny. Wymieniliśmy z Charlie porozumiewawcze spojrzenia, odpowiadając wzruszeniem
ramion.
- Ty się nigdy nie zmienisz, co? – spytałem.
- Dlaczego miałbym się zmieniać? Kobiety mnie
kochają i nic na to nie poradzę. – Posłał mi podejrzane perskie oko i usiadł
między mną a Charlie. W pierwszej chwili, chciałem przywalić mu za to, że
rozdzielił mnie i moją piękność. Z jednej strony mogłem to zrobić, z drugiej
nie miałem ochoty wszczynać bójki.
- Pokaż mi tę kartkę. – odezwała się dziewczyna. –
Zobaczymy, kogo tym razem będę musiała ratować z opresji. – Zlustrowała szybko
pomięty papier, zatrzymując wzrok na jednym konkretnym imieniu.
niedziela, 25 sierpnia 2013
Clumsy ferret - część 11
Zapraszam na jedenasty już rozdział "Niezdarnej Fretki". Mam nadzieję, że (jak zwykle zresztą), rozdział przypadnie Wam wszystkim do gustu ;) Nic ważnego nie mam do przekazania, także enjoy!
P.S. Poniższy rozdział pierwotnie miał być troszkę inny. Chciałam wspomnieć o Balthym i Charlie, ale na to będziecie musieli poczekać do przyszłej niedzieli:)
P.S.S. Aniu! Różowa szczoteczka się w końcu pojawi, obiecuję. Tylko kurczę, nie wiem kiedy xd
P.S. Poniższy rozdział pierwotnie miał być troszkę inny. Chciałam wspomnieć o Balthym i Charlie, ale na to będziecie musieli poczekać do przyszłej niedzieli:)
P.S.S. Aniu! Różowa szczoteczka się w końcu pojawi, obiecuję. Tylko kurczę, nie wiem kiedy xd
Castiel’s POV:
Dlaczego
teraz siedzę i wparuję się w niego, jak głupek? Dlaczego nie powiem mu tego
samego?
Dlatego, że jedyną rzeczą, którą pragnąłem zrobić w
tamtej chwili, było rzucenie się na Winchestera i wtulenie się w jego
muskularne ramiona! Wyściskanie jego umięśnionego ciała, najmocniej jak tylko
potrafiłem! Wpicie się w jego ponętne usta, poczucie jego zapachu na swojej
skórze… koniec! Znów,
zbytnio nie myśląc, nad tym co robię – uwiesiłem się chłopakowi na szyję, nie
przejmując się tym, że mógłbym zrobić mu krzywdę. Był większy i silniejszy ode
mnie, więc co takiego mogłem mu zrobić?
- Ja też cię kocham, Dean! – pisnąłem. Byłem
świadom swojego durnego zachowania, ale w żaden sposób nie potrafiłem temu zapobiec.
Czułem, jak każda część mojego ciała wymyka się spod kontroli. Zupełnie, jakby
tam gdzieś w środku - we mnie, wybuchł wulkan. Dzika erupcja emocji niezdolna
do opanowania. To nie miało tak wyglądać!
Bynajmniej
nie wyglądało tak w moich snach, gdzie wszystko było tak piękne, że wręcz
magiczne.
- C-Ca.. Castiel, chyba się duszę. – wyjąkał,
ledwie słyszalnym głosem. Poluźniłem, według mnie nie tak ciasny uścisk i
spojrzałem na nastolatka. Jego przed momentem sinawa twarz odzyskiwała swój
naturalny kolor. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy ze swoich zdolności. –
Castiel…
- Widzisz Dean… - wtrąciłem się bezczelnie. Choć
wiedziałem, że było to niegrzeczne! Zawsze uważałem się za osobę kulturalną.
Moi rodzice przykładali naprawdę sporo uwagi mojemu wychowaniu. Pilnowali, bym
nie przeklinał, bym rozmawiał ze starszymi z należytym im szacunkiem. Co we
mnie wstąpiło? – ty należysz do osób, przez które wariuję. Generalnie to jesteś
chyba jedyną taką osobą, która chodzi na tej ziemi i sprawia, że za każdym
razem robię z siebie…
- Fretko. – przerwał mi, próbując jakoś zakończyć mój
męczący monolog.
- Muszę się natychmiast uspokoić. – Przyłożyłem dłonie
do ust, lecz nawet to nie powstrzymało mnie od mówienia. – Pyroszę zbryób cosz
ze mnyą, bo…
- Fretko! – Dean złapał mnie za oba nadgarstki i
przyciągnął do siebie. – Nie miałem pojęcia, że zareagujesz tak… - Zagryzł
wargę, szukając dobrego słowa na określenie mojego anormalnego zachowania. –
intensywnie. Zgaduję, że twoja małomówność sprzed kilkunastu minut, była
jedynie skutkiem tego nieszczęsnego wypadku ,tak? – Kąciki jego ust, wygięły
się w pogodnym uśmiechu. Kolejnym z wielu, które kochałem.
- Tak mi się zdaję, Dean. Wiesz przecież, że…
- Dobrze już. Shhh. Spokojnie, wdech i potem
wydech. Wdech i wydech. – Wiedziałem, że walczył ze sobą, by nie wybuchnąć
śmiechem. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzyma głupek jeden. To nie było
zabawne! – O Boże, Fretko. Tę cechę chyba najbardziej w tobie kocham, wiesz?
- Czyżby? Moją gadatliwość, czy fakt że gdy tylko
zaczynam się denerwować w twojej obecności gadam rzeczy, których po części
nawet ja sam nie rozumiem?
niedziela, 18 sierpnia 2013
Clumsy ferret - część 10
Witajcie! Przepraszam, że publikuję nowy rozdział tak późno. Mimo, iż mam cały tydzień na wyskrobanie czegoś nowego, zazwyczaj biorę się za to w niedzielę. Zazwyczaj około siedemnastej ;) W każdym razie, znów mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Cieszę się, że poprzedni odebraliście tak pozytywnie - to było miłe;) Dobra, by nie przedłużać... Enjoy!
P.S. Rozdział dedykuję Wam wszystkim! Dziękuję za wsparcie!;*
P.S. Rozdział dedykuję Wam wszystkim! Dziękuję za wsparcie!;*
Dean’s POV:
W
kuchni nie czułem się zbyt pewnie, jednak jeśli moja Fretka zgłodniała,
musiałem się naprawdę postarać. W pierwszej chwili chciałem coś ugotować.
Oczywiście, nic szczególnie trudnego, czy skomplikowanego. Otworzyłem lodówkę i
rozejrzałem się za czymś jadalnym. Nie znalazłem niczego, prócz kilku
plasterków szynki, pół kostki żółtego sera, pomidora i ogórka.
-
Dziękuję mamo, że zrobiłaś zakupy! – pomyślałem, wyjmując wszystkie składniki.
Ukradkiem spojrzałem na zamyślonego Castiela. Jego twarz zdobiły jeszcze
delikatne rumieńce, które jedynie dodawały mu więcej uroku. Ciemne włosy, jak
zwykle sterczały na wszystkie strony, a usta wygięte były w rozkosznie dziwnym grymasie. Zauważyłem, że chłopak bardzo często wykrzywia je właśnie w ten sposób.
-
Kto to rysował? – Castiel odezwał się po chwili. Spoglądał na rysunki wiszące
na lodówce. Wstyd się przyznać, że byłem ich autorem.
-
Ja. – odpowiedziałem. Nastolatek zdawał się zaskoczony. - Gdy jeszcze
byłem dzieckiem, Fretko. Już kilka razy błagałem mamę, żeby je zdjęła i najlepiej
wyrzuciła, ale nie chce mnie słuchać.
- Oh, rozumiem.
Między nami zapanowała cisza. Po raz pierwszy nie
miałem ochoty jej przerywać. Wsłuchiwałem się tylko w przyśpieszony oddech
Castiela, ciesząc się jego obecnością. Z racji tego, iż nie miałem nic, by
przygotować pełnowartościowy obiad, zdecydowałem się na zwyczajne kanapki. Niestety przyrządzanie ich szło mi
gorzej, niż myślałem. Mimo, iż nie było to żadne wymyślne danie, czułem jakbym
miał dwie lewe ręce. Kilka razy prawie nie obciąłbym sobie palca! Nie
wspominając już o drobnych zacięciach, które miałem na całej dłoni.
-
Auć. – syknąłem po cichu, po raz setny przecinając się w tym samym miejscu.
Szybko przyłożyłem palec do ust, by w żadnym wypadku nie wyjść przed Fretką na
mięczaka. Jeszcze tego brakowało, by uważał mnie za beczącego frajera!
Ostrożnie pokroiłem pomidora w grube plastry i „zgrabnie” ułożyłem na wcześniej
posmarowanych skibkach chleba.
-
Dean… – Przerwała mu głośna wibracja telefonu. Chłopak wyciągnął komórkę i
spojrzał na wyświetlacz. Miałem wrażenie, że się zdenerwował. Szybko odrzucił
połączenie i spojrzał na mnie.
-
Kto to? – spytałem z ciekawości.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Clumsy ferret - część 9
Witajcie;) Jak widzicie wzięłam się do roboty. Dziś zapraszam na kolejny rozdział naszej "Niezdarnej Fretki". Jak zwykle, mam ogromną nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Enjoy!
P.S. Mała informacja dotycząca nagronowego opowiadania: wiem, że już minęło sporo czasu od ostatniej publ., ale mogę obiecać, że już niedługo pojawi się kolejny rozdział "You're mine, no matter what". Słowo harcerza!;)
Castiel’s
POV:
- Masz ochotę na coś więcej? – Dean uśmiechnął
się, spoglądając mi w oczy.
- Więcej? – Podniosłem się, lekko
odchrząkując. Podświadomie wróciłem do rozmowy z Balthazarem. Czyżby Deanowi
zależało wyłącznie na tym, by mnie „zaliczyć”? Od początku udawał, że jest we
mnie zakochany, tylko po to, żebym mu uległ? Nie i jeszcze raz nie! Przenigdy w
to nie uwierzę. To nie był mój Dean. – Co masz na myśli? – spytałem.
- Ja tylko… Czy miałbyś ochotę na inną
piosenkę? Tego zespołu, co teraz leci. Czy masz ochotę na więcej ich kawałków?
– Wypalił chaotycznie.
- Możesz mnie odwieźć do domu?
- Co? Przecież mówiłeś…
- Wiem, co mówiłem, ale mam ochotę
wrócić teraz do siebie. Przepraszam. – powiedziałem zupełnie bez sensu. Dlaczego?
Pfff…, gdybym wiedział. Moje nielogiczne
zachowanie, już dawno przestało mnie dziwić.
- Powiedziałem coś nie tak, prawda? Przez
to boisz się jechać do mnie?
- Boję? Niby czemu? – zaśmiałem się pod nosem. – Wcale, że nie.
- Nie chcesz do mnie jechać, bo?
- Będą twoi rodzice w domu? – spytałem,
odwracając się w jego kierunku. Z początku chłopak zdawał się osłupiały.
Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz zamiast tego usłyszałem jedynie
stłumione jęknięcie. Póki co, nie chciałem zastanawiać się nad jego znaczeniem.
Czując, że serce zaraz rozerwie mi mostek, zadałem pytanie jeszcze raz. – Będą twoi
rodzice w domu? – W tamtej chwili miałem nad nim przewagę. Mój nagły i jak się
później okazało krótkotrwały przejaw pewności siebie wywarł na nim szokujące
wrażenie.
- Nie wiem, ale chyba nie. –
odpowiedział zmieszany. – To dlatego nie chcesz, do mnie jechać, tak? Nie
będzie moich starych i się boisz, że coś ci zrobię? Mam rację!?
- Nie.
- To…
- Co?
- Czemu…
- Chcę, abyś mnie odwiózł do domu, bo…
- Szukałem, jakiekolwiek logicznej wymówki, ale oczywiście nie mogłem wymyślić
niczego sensownego. Uniosłem głowę i pocałowałem chłopaka w usta. Ten jęknął
cichutko, wplatając palce w moje włosy. – Jedźmy do ciebie. – wymruczałem
między pocałunkami, które trwały jeszcze jakiś czas. Uczucie, które
towarzyszyło mi przy tej pieszczocie było magiczne. Nie przejmowałem się tym,
co powiedział Balthazar. Liczyła się wyłącznie ta chwila. Ja w objęciach
ukochanego chłopaka.
niedziela, 4 sierpnia 2013
Clumsy ferret - część 8
Po pierwsze: przepraszam, że niczego nie dodawałam przez tak długi czas. Mam ogromną nadzieję, że poniższy rozdział Wam to wynagrodzi.
Po drugie: chciałabym zadedykować ten rozdział wszystkim czytelniczkom, a może i czytelnikom;) Nie wiem, co bym bez was zrobiła!
Zapraszam!
P.S. Nie wiem, czy poniższy rozdział należy do fluffu;)
Balthazar’s POV:
To było zupełnie
nie w jego stylu. Cas nigdy nie urwałby się z lekcji, a już na pewno nie opuściłby
pracy klasowej z mikrobiologii molekularnej. Przygotowywał się do niej ponad
dwa tygodnie, tylko po to by teraz uciekać z tym plejasem? Nie mogłem uwierzyć
w jego bezmyślność! Przykładał się do nauki bardziej niż ktokolwiek w szkole.
Byłem ciekawy, czy zrobił to dobrowolnie, czy pod „czarującym” wpływem tego
lalusia.
- Balthazar! –
Dobiegł mnie głos wysokiego chłopaka, którego kojarzyłem z zajęć w-fu i
geografii. W pierwszej chwili nie mogłem przypomnieć sobie, jak ma na imię.
Benedict? Benjamin? – Widziałeś gdzieś Dean’a? – Benny!
- Razem z Casem
zwiali z lekcji. – Wzruszyłem ramionami, uważnie wpatrując się w rozbiegane
oczy nastolatka.
- Co? – Ben
zdawał się zasmucony, czego z początku nie mogłem zrozumieć. Jak się później
okazało, miał ku temu powody. – Z Castielem? Czemu uciekli razem? – spytał,
nieco spłoszony.
- Tego to już
nie wiem. Przykro mi. – skłamałem. – A coś się stało?
- N-nie. Nic
takiego. Dzięki wielkie. – Odwrócił się i poszedł w kierunku stołówki.
Pobiegłem za nim, chcąc wyciągnąć z niego jakieś informacje na temat starszego
z Winchesterów. Nie wiem, co mną pokierowało. Wcześniej tego nie czułem, ale w
tamtej chwili zapragnąłem dowiedzieć się wszystkiego na temat tego skurczybyka,
dla którego Cas tak bardzo stracił głowę. Coś podpowiadało mi, że Dean nie był
w rzeczywistości tym, za którego się podawał. Chciałem poznać wszystkie najmroczniejsze i najpikantniejsze szczegóły jego życia. Miałem nadzieję, że Benny mi w tym pomoże. Mógłbym wypytać jeszcze
Ash’a lub Garth’a, ale oni nie za bardzo za mną przepadali. Jak zauważyłem
wcześniej, Benny wszędzie latał za Winchesterem niczym pies, dlatego póki co był
najlepszym informatorem.
- Poczekaj! –
krzyknąłem, łapiąc go za ramię. – Mogę iść z tobą? Nie chcę siedzieć sam.
- Jasne.
Benny Lafitte należał
do tych osób, które nie przykuwały absolutnie żadnej uwagi. Uzyskiwał
przeciętne wyniki w nauce. Wyglądał przeciętnie i podobnie się ubierał. Był
zwyczajnym nastolatkiem, który niczym się nie wyróżniał. Dziwiłem się, że ktoś
taki obracał się w towarzystwie Deana Winchestera. Wielokrotnie widziałem, jak
spędzali razem przerwy lub wracali razem do domu. Mogłoby się zdawać, że są
przyjaciółmi.
- Od kiedy znasz
Deana? – spytałem, chcąc jakoś oczyścić dziwnie spiętą atmosferę.
- Poznałem go
dwa lata temu na obozie sportowym w Minnesocie. Później okazało się, że
będziemy chodzić do tego samego liceum.
- Jesteście
przyjaciółmi?
- Tak mi się
wydaję. – Zarumienił się, odwracając głowę.
- Czemu tylko
wydaje?
czwartek, 4 lipca 2013
YOU'RE MINE, NO MATTER WHAT
Pairing: Agron/Nasir
Fandom: Spartacus
Rated: NC-17
Notka: Co byłoby, gdyby Duro przeżył? Jak zareagowałby na wybranka Agrona? Czy Nasir wzbudziłby w nim sympatię, czy wręcz przeciwnie? (Akcja toczy się między dwoma sezonami - "Vengeance" a "War Of The Damned", gdyż nie chciałam wpisywać jej w jakiś konkret.
Ostrzeżenia: wylgaryzmy, seks, nagość
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
Fandom: Spartacus
Rated: NC-17
Notka: Co byłoby, gdyby Duro przeżył? Jak zareagowałby na wybranka Agrona? Czy Nasir wzbudziłby w nim sympatię, czy wręcz przeciwnie? (Akcja toczy się między dwoma sezonami - "Vengeance" a "War Of The Damned", gdyż nie chciałam wpisywać jej w jakiś konkret.
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
wtorek, 2 lipca 2013
Lovely Morning
-
Wstawaj, śpiochu. – Dean wymruczał słodko, gryząc Castiela w płatek ucha.
Wysunął koniuszek języka i wolno przesunął nim wzdłuż jego szyi.
Mężczyzna
jęknął cichutko, odchylając powieki. Wydął usta, bezsłownie prosząc o
pocałunek. To był jeden z tych momentów, gdy czuł się najszczęśliwszą istotą na
ziemi. Otwierając oczy i napotykając spojrzenie zielonych tęczówek i
piegowatego nosa. Słysząc głos, który nieustannie rozbrzmiewał w myślach. Nie
potrafił wytłumaczyć tego w jednym zdaniu. Było to po prostu niemożliwe! Za
każdym razem, gdy próbował do ust napływała litania słów, sprawiająca wrażenie,
iż nigdy nie dosięgnie końca.
- Nie. – Winchester oburzył się, marszcząc czoło. – Dostaniesz całusa dopiero, jak ruszysz dupsko.
Musisz iść do pracy, nie pamiętasz? – Trącił nosem „castielowy” policzek,
rozkoszując się słodkim zapachem. Palcami pieścił nagą skórę brzucha, chcąc
zsunąć je odrobinę niżej. – Wstaniesz, czy mam zastosować bardziej radykalny
sposób pobudki? – wyszeptał, unosząc głowę. Czuł, jak pieszczone przez niego
ciało spina się, po czym rozluźnia w ten uroczy i charakterystyczny sposób.
Ostrożnie wkradł się za granicę bokserek, uważnie wsłuchując się w już
przyśpieszony oddech bruneta.
Pomimo
wczesnej pory, obstawał na dostarczeniu Castielowi, jak najwięcej rozkoszy.
Budzik grał okrutnie piskliwą melodię, lecz przez obu mężczyzn dźwięk ten
został zignorowany. W ich głowach szalał już sztorm chaotycznie sklejonych
myśli. Pożądanie i oczekiwanie stało się ich jedyną pobudką. Wszystkie zmysły
wyostrzyły się. Dean nie wytrzymał napięcia i namiętnie wpił się w kuszące
wargi, delektując się ich iście anielskim smakiem.
- Boże,
jak ja cię kocham… - wyszeptał, między pocałunkami.
- Nie
wzywaj ciągle mojego Ojca. – nadąsał się Castiel. – To denerwujące.
- Nie
wściekaj się, tak. – Dean ucałował kącik ust, delikatnie wysuwając czubek języka i
po chwili drażnił nim już delikatną skórę policzków. Cas odsunął się, nadal
mając niezadowolony grymas na twarzy. – Co jest? Wciąż się wkurzasz? Mogę
przeprosić, jeśli chcesz.
- Dupek z
ciebie, wiesz o tym? – rozpogodził się. W błękitnych oczach błysnęła iskierka
radości. Czy, aż tak oczywistym był fakt, że nie potrafił długo wściekać się na
ukochanego? Tak.
- Wiem. –
Wzruszył ramionami. – W tym momencie powinienem był nazwać cię suką, jak robię
to w przypadku Sama, ale teraz na to nie zasługujesz.
- Teraz?
– Położył dłoń na szybko unoszącej się klatce mężczyzny i spojrzał w jego
stronę zdziwionym wzrokiem.
- Nie
przesłyszałeś się. Teraz nie, ale czasem bywa, że gryzę się w język.
- Jak to
czasem? – powtórzył, jak echo.
- Czemu
się tak dziwisz?
- Ja nie
zachowuję się, jak suka! – Castiel uniósł się, opierając ciężar ciała na łokciach.
-
Kochanie… - Mężczyzna zaczął subtelnie, co kiedyś wydawało mu się niemęsko ckliwe. – czy
musimy psuć tę chwilę?
- Nie.
Chyba nie. – Opadł z powrotem na poduszki. – Tylko proszę o jedno.
-
Słucham? – Winchester polizał kościsty obojczyk, szybko przenosząc się na kolumnę szyi.
- Nazywaj
mnie suką.
piątek, 28 czerwca 2013
ROZDZIAŁ V
TOTALNY BAŁAGAN W GŁOWIE – CZĘŚĆ 2
Sen jednak nie trwał tak długo, jak się tego
spodziewałem. Uchyliłem powieki, szybko unosząc się do góry. Uderzyło mnie
jasne światło, bijące zza okna. Słońce promieniowało ciepło, nadając blask
wszystkiemu wokoło w tak magiczny sposób, że otworzyłem usta w zachwycie. Tylko
ja potrafiłem dostrzec piękno natury. Miałem ochotę, jak najszybciej pobiec do
pokoju po ołówek i szkicownik, gdy uderzył mnie tępy ból w skroniach.
Ty jebana cioto!
Byłem pewien, że słyszę głos Patryka. Bezsilnie opadłem
na kanapę, spoglądając na sufit. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu,
przylepiając się niemal do wszystkiego, co spotkały. Po niecałej chwili
poczułem, że coś było nie tak.
Nogi drżały, jak po długodystansowym biegu, po czole
spływał pot, a z kącików oczu spływały resztki łez. W ustach czułem nieprzyjemny,
metaliczny smak. Z dolnej wargi sączyła się strużka krwi, powoli spływając po
brodzie.
Nienawidzę cię,
pedale!
Zmarszczyłem czoło, znów słysząc znajomy głos. Coś
musiało mi się przyśnić. Coś cholernie niedobrego. Przełknąłem ślinę, próbując
poskładać w głowie wszystkie wspomnienia w jedną spójną całość.
- Byłem tu w domu. – wymruczałem pod nosem, starając
przypomnieć sobie, jak najwięcej szczegółów. – Chciałem zjeść śniadanie… - Z
chwilą, gdy przymknąłem powieki, przed oczami wyświetlił mi się prawdziwy
koszmar.
Był początek
tygodnia. Poniedziałek, może wtorek. Wyjątkowo wstałem z łóżka dość wcześnie.
Wziąłem prysznic, ubrałem się w luźne ciuchy i zszedłem na dół. Sądziłem, że
znów nikogo nie zastanę. Ku mojemu zdziwieniu ojciec był w domu. Siedział przy
długim, drewnianym stole mogącym pomieścić co najmniej tuzin osób. W
pomarszczonych dłoniach trzymał jakiś kolorowy magazyn, skupiając na nim całą
swą uwagę. Z zainteresowaniem wertował strona po stronie, co jakiś czas
upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.
- Nie umiesz się
odzywać? – odezwał się niski, męski głos.
- Przepraszam,
nie chciałem przeszkadzać. – W gardle czułem gulę wielkości pomarańczy. – Dzień
dobry ojcze. – skinąłem głową, ale gest ten został niezauważony. W dziwnym
napięciu przygotowałem kanapki i podszedłem do stołu.
- Dzień dobry. –
sapnął od niechcenia, rzucając czasopismo w moją stronę.
Na okładce stał
skąpo ubrany mężczyzna, o doskonale wyrzeźbionej sylwetce. Obydwie dłonie
zaciskał na kroczu, dość seksownie zagryzając dolną wargę. W ciemnoniebieskich
oczach iskrzyło coś niepokojącego. Przewertowałem kilka stron widząc mnóstwo
zdjęć przystojnych i głównie nagich mężczyzn. Przybierali prowokacyjne pozy, spoglądając
wprost na czytelnika. Poczułem pewien dyskomfort. Szybko zamknąłem gazetkę, nie
rozumiejąc, jak wpadła w posiadanie mojego ojca.
- Wytłumaczysz mi
to?
- Ja… -
Zacisnąłem usta. Przesunąłem wzrokiem po całej okładce, próbując oderwać wzrok
od magnetyzującej twarzy modela. – To chyba jest magazyn dla gejów.- skrzywiłem
się, udając obrzydzenie.
- Myślisz, że tego
nie widzę?
- Nie wiem do
czego zmierzasz. To nie należy do mnie. – Czułem, jak krew napływa mi do
twarzy.
- Czyżby? –
spytał ironicznie. Zaśmiał się pod nosem, spoglądając na mnie z pogardą. – Więc
twierdzisz, że ten ohydny magazyn, który znalazłem w twoim pokoju, nie należy
do ciebie?
- W moim pokoju?
- Podejdź do mnie.
– rozkazał. Bez namysłu podszedłem do mężczyzny, czując suchość w gardle. Złapał
mnie za ramię, boleśnie zaciskając palce. Otworzyłem usta, lecz nic prócz
przerywanego oddechu nie wydostało się na zewnątrz. Byłem wściekły na swoją
bezsilność i tchórzostwo. – Możesz mi wytłumaczyć, skąd wzięło się to w twoich
rzeczach?
- J-ja nie wiem.
- Nie wiesz? –
Jego głos był coraz oschlejszy. - Może mi jeszcze powiesz, że nie jesteś
pedałem?
- Nie jestem!
- Kłamiesz! –
Niespodziewanie uderzył mnie w twarz. Syknąłem z bólu, przykładając dłoń do
policzka. Chciałem opanować łzy, które były moją największą słabością. – Tylko nie
próbuj ryczeć!
Odwróciłem się i
wybiegłem z domu. Nagle znalazłem się w szkole. Stałem na środku długiego
korytarza, a wokół mnie panował niepokojący półmrok. Nie słyszałem nic, prócz głośnego
bicia własnego serca. Błyskawicznie starłem słone krople z policzków i podbródka,
próbując dojrzeć coś w panującej ciemności.
- Patryk? –
Zobaczyłem smukłą sylwetkę, zmierzającą w moim kierunku. Intuicyjnie zrobiłem
kilka kroków w tył. Nienaturalne uczucie strachu na widok przyjaciela, sprawiło
że jedyną rzeczą, jaka wpadła mi wtedy do głowy była ucieczka. – Patryk, to ty?
– Zmrużyłem oczy. Patryk zacisnął pięści i przyśpieszył kroku. Chciałem się
odezwać, lecz zamiast tego jęknąłem głośno zginając się w pół. Sodziak uderzył
mnie w brzuch, rzucając oszczerstwami i wyzwiskami, których wolałbym nie
pamiętać. Z każdą chwilą bił mnie coraz mocniej.
- Ty jebana
cioto! – warknął, plując mi w twarz. – Brzydzę się ciebie!
Nie miałem siły,
by się bronić. Wszędzie widziałem swoją krew. Rozdzierał mnie niewyobrażalny ból
w klatce, brzuchu, nogach – czułem, jak agonia pali moje żyły. Patryk nachylił
się nade mną, po raz kolejny brutalnie kopiąc i szarpiąc. Każde uderzenie
sprawiało ból, który zdawał się rozdzierać moje ciało na strzępy. Cios za
ciosem.
- Jesteś nikim,
rozumiesz!? – wrzasnął, unosząc mnie do góry. – Nienawidzę cię, pedale! – Zacisnął
palce wokół mojej szyi i zaczął dusić. – Nienawidzę cię!
Krztusiłem się
własną śliną, wypluwałem połamane zęby. Przymknąłem powieki, spod których nieustannie
wypływały słone łzy.
Ten horror skończył się moją śmiercią. Nie miałem
najmniejszej ochoty się nad tym zastanawiać. To był wyłącznie wymysł mojego
umysłu. Reakcja podświadomości, na strach który czułem w środku. „Tak nigdy się
nie stanie!”, uspokajałem się w duchu. „Patryk nigdy by mnie nie zabił. Co za
głupota.”
Miałem dość użalania się nad sobą. Miałem dość
dziecinnego płaczu, który i tak w niczym mi nie pomagał. Pobiegłem do pokoju i rozejrzałem
się w poszukiwaniu telefonu. Spiąłem wszystkie mięśnie i wybrałem numer
Patryka. Wziąłem głęboki uspokajający oddech i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
Trzy krótkie sygnały.
- Halo? – Aksamitny głos przyjaciela zadziałał na mnie
jeszcze gorzej niż myślałem. Nogi zmiękły mi w kolanach, a w płucach poczułem
pustkę. – Halo, Seba? Słyszysz mnie? Coś się stało?
-
H-hej! Oczywiście, że cię słyszę! Nic się nie stało, no bo co się miało stać? –
powiedziałem jednym tchem, śmiejąc się debilnie.
-
Dobrze się czujesz? – spytał rozbawiony.
-
Tak. – odchrząknąłem nerwowo. – Jestem zdrów, jak ryba. – Pacnąłem się w czoło,
mając ochotę zapaść się pod ziemię. „Szefie pomożesz?”
-
O-okey.
Długa,
krępująca cisza. „Mam ochotę poderżnąć sobie gardło! To tylko zwykła rozmowa. W
swoim marnym życiu, miałem takich od groma!”, piszczałem w duchu. „Zachowuję
się tak irracjonalnie, że powalam samą Hannah Morgane, czy jak jej tam! Weź się
w garść na Boga!”
-
Halo? Jesteś tam?
- Co?
Tak, tak jestem.
-
Więc? Zadzwoniłeś, bo…
-
Chciałem cię zaprosić. Obejrzymy jakiś film, zamówimy pizze. Wiesz, nasza
rutyna.
- Już
się za mną stęskniłeś? - Policzki zapiekły mnie mocno, a przed oczami
zatańczyły gwiazdy. – Jeśli tak, to nie mam innego wyjścia.
-
Czyli wpadasz?
- Tak
głupku. Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę. – Zmarszczyłem brwi, nie
wiedząc jak to zinterpretować. Nie mógł być poważny.
- Ja
też? – wydukałem speszony.
-
Będę za pół godziny. Na razie! – cmoknął w słuchawkę i się rozłączył.
„Jestem
przewrażliwiony! To, że nie może się doczekać jeszcze nic nie znaczy. Może ma
coś ważnego do powiedzenia? A może po prostu tak bardzo za mną tęskni?”.
Rzuciłem telefon i wbiegłem do łazienki. W pośpiechu ogarnąłem bałagan na głowie, odświeżyłem twarz i delikatnie spryskałem się
woda kolońską. Wróciwszy do pokoju, przebrałem się w czyste ubranie. Z szafy
wyjąłem pomiętą, flanelową koszulę w kolorze ciemnej zieleni. Zwinnie podwinąłem
rękawy, by zakamuflować przetarte już łokietniki. Błyskawicznie zapiąłem
wszystkie guziki i powędrowałem do półki ze spodniami. Tym razem padło na
czarne, dość obcisłe jeansy, które trzymałem na specjalne okazje.
„Stary, po coś
się tak odpicował?” Spojrzałem w lustro. „Choć w sumie… wyglądasz zniewalająco.”
Uniosłem kokieteryjnie brwi i wydąłem usta. „Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył.”
Wszystkie
rozrzucone po pokoju rysunki włożyłem do jednej teczki. Jeden z nich
przedstawiał niedokończony portret Patryka. Zacząłem szkicować go kilka tygodni
temu. Choć z początku nie zgadzał się na pozowanie, perspektywa odrobionych
zadań z matematyki i biologii rozwiązała sprawę.
Przez moment
patrzyłem na zakreślone ciemne oczy. Wpatrywałem się w nie, wizualizując realną
postać przyjaciela.
- Czy moje
zachowanie jest normalne? – zapytałem samego siebie. Raz przepełniała mnie
radość, zaraz potem znów smutek. Gdy byłem już niemal pewien, co do swych uczuć,
bombardowały mnie wątpliwości.
Absurdalny
koszmar wepchnąłem na samo dno umysłu, już nigdy nie chcąc o nim myśleć. Martwiło
mnie wyłącznie jedno – sen z minionej nocy. Nie dosyć, że był niestosowny, to
jeszcze nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Zupełnie, jakbym nie zrobił nic
złego. Moje myśli wciąż bezkarnie krążyły wokół ust, oczu, nagiego ciała
przyjaciela… Nie potrafiłem wyrzucić z głowy, obrazu jego twarzy. Tak pięknej,
która z niewiadomych dla mnie przyczyn, stała się nadzwyczaj pociągająca. Na
samą myśl, o tym, że mógłbym go pocałować, po moim ciele rozchodziły się
dreszcze.
„Jak tylko go
zobaczę to…”
Nakręcałem się,
tworząc w głowie jeszcze gorszy bajzel. Lubiłem czy nie? Podobało mi się, czy
może jednak nie? Musiałem zrobić skrupulatny rachunek sumienia, by w końcu
dotrzeć do prawdy. Tej, która mogła zmienić całe moje życie.
- Jesteś gejem? –
zapytałem, wyczekująco, odwracając się w stronę lustrzanego odbicia. –
Schiller, czy zaczynasz zakochiwać się w Patryku?
środa, 26 czerwca 2013
Save me, cause I'm fallin' - część 2
Ten rozdział dedykuję w całości Iwonie S. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo nie dawałam znać. Mam nadzieję, że moje poniższe wypociny przypadną ci do gustu;) Enjoy wszystkim!
- C-co ty
wyrabiasz? – wybełkotał. – Z-zwariowałeś… proszę przestań…
- Wiem, że tego chcesz.
– wymruczał, zaciskając palce na wilgotnym już czubku sztywnego penisa. Z maleńkiej
szparki zaczęły sączyć się krople białej, lepkiej cieczy. – Czemu wciąż się
wzbraniasz? – Dostrzegł w swym zachowaniu wręcz szaleńczy obłęd, który zawładnął
całym ciałem i umysłem. Rozpalił krew w żyłach.
W tej chwili
myślał wyłącznie o zaspokojeniu nie swoich żądz, a mężczyzny stojącego przed
nim. Spoglądnął na pokrytą potem twarz,
na napuchnięte usta gotowe przyjąć żarliwe pocałunki. Widok ten okazał się tak
nieziemsko podniecający, że Dan powoli zaczął tracił zdrowy rozsądek. –
Dlaczego próbujesz walczyć z przyjemnością, jaką ci sprawiam? – szepnął, po
czym wpił się w te nie tak chętne, lekko rozchylone wargi. Pana jęknął cicho,
broniąc się przed natarczywym językiem. Zacisnął szczękę, lecz zamiar ten zbyt
przerósł jego niezbyt silną wolę. Czuł, jak nogi powoli uginały się na skutek
zbyt intensywnej dawki rozkoszy. Głowa bezsilnie opadała na ramię blondyna,
powieki stawały się ciężkie a gardło opuszczało coraz głośniejszą gamę jęków i
pomruków.
Za moment ekstaza
miała boleśnie zalać ich ciała. Dan, który ledwo ustawał na własnych nogach z
trudem łapał powietrze. Moment wzajemnego oczekiwania, zdawał się dłużyć. Atmosfera
stawała się napięta, wręcz nie do wytrzymania.
- Powiedz, przed
czym tak nieustannie się bronisz? – Językiem musnął szyję kochanka. Dotyk był
delikatny, drażniący wszystkie zmysły. Z premedytacją bawił się rozognionym
ciałem bruneta, powoli doprowadzając go do stanu tak silnego podniecenia, że
niemal sam tracił świadomość swoich czynów. Dotyk zdawał się parzyć, słowa
ranić. Mimo, iż czuł że pieszczone przez niego ciało jest przeciwne, nie
potrafił odnaleźć w sobie siły, by przestać. – Czemu mnie okłamujesz? – Chwycił
dłoń Pany i przyłożył ją do swojego krocza. Mężczyzna próbował się wyrwać, lecz
w dzikiej szamotaninie znów okazał się być słabszym ogniwem. Zacisnął palce na
sztywnym fallusie, widząc jak w oczach Feuerriegel’a rozpala się niepohamowana żądza.
Ognisty płomień wypełnił zielone tęczówki po brzegi, sprawiając że wyglądały
niczym dwa szklące się płomienie. Przez moment znów opierał się przed niezwykle
nieustępliwymi ustami, lecz w ostateczności poddał się poczynaniom blondyna,
próbując odnaleźć w tym choć odrobinę szczęścia. Nie mógł powiedzieć, że źle
się czuł w objęciach Daniela. Nie mógł zaprzeczyć, że było mu przyjemnie, czując
jego silne dłonie na swoim ciele.
Więc dlaczego
targało nim, tyle sprzecznych emocji? Czemu nie potrafił sprecyzować tego, co
naprawdę czuł? Tkwiła w nim pewna malutka cząstka, gnębiąca go całe życie.
Czasem udawało mu się jej pozbyć, zrzucić w przepaść zapomnienia. Lecz pomimo
tego i tak powracała zadając jeszcze potworniejszy ból.
- Wiem, że to ci
się podoba. Czuję to.
Czy zgłoszenie
się na przesłuchanie do roli niewolnika homoseksualisty miało być pretekstem,
by wrócić do tego przed czym uciekał tyle lat? Czy możliwość skosztowania ust przystojnego
mężczyzny, okazała się aż tak kusząca?
niedziela, 9 czerwca 2013
Clumsy ferret - część 7
Chciałabym ten rozdział w całości zadedykować Ance (tak tobie, Mrs. Winchester) - za to, że musiałaś tak długo czekać, aż w końcu zepnę tyłek i wyskrobię coś nowego. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu;) Enjoy!
Castiel’s
POV:
- Zjesz to wszystko sam? – spytał mnie, prezentując mi swój kolejny
diabelsko uroczy uśmiech.
- Tak.
- Dasz radę?
- W razie co, to mi pomożesz. – Zagryzłem wargę, skubiąc różową słodkość. Wata
cukrowa była jedną z tych rzeczy, którą uwielbiałem i nie mogłem bez niej
normalnie funkcjonować. Spojrzałem w zielone tęczówki, próbując grać pewnego
siebie. Czułem się, jak aktor na scenie odgrywający swoją rolę przed liczną publicznością.
Moją jedyną publicznością był Dean, przy którym nieustannie czułem pietra. –
Prawda?
- T-tak, oczywiście. – odchrząknął. – To gdzie idziemy najpierw? Szczerze, to
jestem nakręcony na tego rollercoaster’a! Na pewno będzie świetnie! Mówię ci,
musimy na to pójść. Obiecuję, że nie pożałujesz! – krzyczał podekscytowany.
Zupełnie nie rozumiałem, z czego wciąż cieszył się, jak pięcioletnie dziecko. –Więc?
Masz coś przeciwko?
- Chyba nie. - burknąłem, coraz mocniej odczuwając stres związany z
nieuniknioną jazdą na kolejce górskiej. Na samą myśl, że już niedługo wsiądę na
tą diaboliczną machinę, robiło mi się słabo. – Ale… – Przełknąłem głośno ślinę.
Na języku zastygła paniczna litania słów, których wolałem nie wymawiać.
Odetchnąłem, wpychając do buzi pokaźną ilość waty. Dean spoglądał na mnie z
lekkim szokiem, nie wiedząc, czy się do mnie przyłączyć. – Jeszli chcesz to
możemy iszcz. Tylko czy nie jeszt za żymno?
- Nie no coś ty! Nie widzisz, jak się
rozpromieniło? Zapowiadali dzisiaj gwałtowny skok temperatury. Ma być do 20oC!
- Szuper! – Przełknąłem resztę, nie
kryjąc niezadowolenia.
W tej części miasta nie było widać
żadnych oznak zimy. Śnieg stopniał już całkowicie, pozostawiając za sobą
jedynie mokre kałuże. Pogoda zmieniła się nieodpoznania! Wszystko było
przeciwko mnie – nawet sama Matka Natura! Czy ja naprawdę musiałem wchodzić na
tą kolejkę rodem z piekła? Musiałem!?
-
To jak? Gdzie najpierw? – spytał podniecony.
W zielonych oczach, w których bezwątpienia utonąłem, tliły się iskierki
dziecięcej radości. Piegowata twarz promieniowała wesoło sprawiając, że wyglądał
niczym mały chłopiec. Nie zastawiając nad tym, co robię (co niestety zdarzało
się coraz częściej!) uniosłem dłoń i przyłożyłem do jego policzka.
- Może… - Ciepło jego skóry przenikało
mnie. Nastolatek nachylił się, zbliżając swe usta do moich. Poczułem dotyk
delikatniejszy niż muśnięcie piórkiem. Nie zważając na ciekawskich gapiów,
pogłębiłem pieszczotę, czując jak ciało chłopaka spina się. – Przepraszam. –
wydukałem, mentalnie kopiąc się w zadek.
- Nie musisz. – Oblizał usta. – Jesteś
słodki. – Puścił mi oczko, wplatając palce we włosy. – Jesteś moją rozkoszną fretką
- Tak.
- Mógłbym stać tu i całować się z tobą
całymi dniami, ale proszę nie przedłużajmy tego. Gdzie idziemy?
Subskrybuj:
Posty (Atom)