poniedziałek, 12 listopada 2018

NA PRZEKÓR WSZYSTKIEMU - część 2

Cześć! Zapraszam na kolejny rozdział Omandera <3
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. 

Dziękuję A. za korektę i dobrą radę! Jesteś najlepsza ;*

_____________________________________________________




Szedłem przed siebie, nie zwracając uwagi dokąd idę. Nie byłem pewien, jak długo błąkałem się bez celu. Zaczęło padać. Rozejrzałem się dookoła szukając schronienia przed deszczem. Zauważając sklep Omara stanąłem, jak wryty. To musiało być zrządzenie losu, albo głupie szczęście. Z pośród wszystkich miejsc w całym mieście, nogi poniosły mnie akurat pod ten cholerny sklep! Usiadłem przed drzwiami, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Schowałem głowę między nogi, próbując nie wpaść teraz na jakiś cholernie absurdalny pomysł. Może mógłbym zapukać do jego okna? Tylko, które do jasnej cholery będzie jego? Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej miałem ochotę pójść na całość. Będzie, co będzie. Rozejrzałem się, czy nikogo nie ma i poszedłem na tyły budynku. Na szczęście okna nie były za wysoko, więc bez problemu udało mi się zajrzeć do środka. W panującym dookoła mnie mroku nie mogłem jednak dostrzec niczego konkretnego. Powoli traciłem nadzieję na powodzenie mojego durnego pomysłu, gdy zapaliło się światło w czyimś pokoju. Wychyliłem się lekko i ostrożnie zajrzałem do środka.   

Omar.

Serce podskoczyło mi do gardła. W jednej chwili zapomniałem o tym, jak bardzo byłem na niego zły. Wyprostowałem się, chcąc delikatnie zapukać w szybę, gdy do jego pokoju weszła Nadia. Nie słyszałem, o czym rozmawiali, ale sądząc po minie Omara nie była to przyjemna pogawędka. Musiałem zaczekać. Lało jak z cebra, a ja miałem na sobie letnią koszulkę. Trzęsłem się z zimna bardziej, niż bym tego chciał. Przymknąłem oczy, opierając głowę o ścianę. Musiałem wyglądać żałośnie. Krople deszczu spływały mi po włosach i twarzy. Po mozolnie dłużącej się chwili znów zajrzałem przez szybę. Omar siedział przy niewielkim biurku, bazgroląc coś w zeszycie. Był sam. To była moja szansa. Z duszą na ramieniu zapukałem ostrożnie, czekając na jego reakcję. Nie usłyszał mnie. Zapukałem raz jeszcze, nieco mocniej. Zakręciło mi się w głowie. Czułem, że robię się czerwony na twarzy. Omar spojrzał w moją stronę, całkowicie zdezorientowany. Szybko zgasił lampkę i otworzył okno. Nareszcie.

czwartek, 1 listopada 2018

NA PRZEKÓR WSZYSTKIEMU - część 1

Cześć! Tak, jak zapowiedziałam. Zapraszam na pierwszy rozdział Omandera <3
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. 

Dziękuję A. za korektę i dobrą radę! Jesteś najlepsza ;*

_____________________________________________________





Minął drugi tydzień odkąd ostatni raz widziałem się z Omarem. Nie odpisywał na moje sms’y, nie odbierał ode mnie telefonu. Kilka razy przechodziłem obok sklepu jego ojca, ale ani razu go nie widziałem. Nieustannie myślałem tylko o tym, czy zobaczę go w najbliższym czasie. Co jeśli jego ojciec jakimś cudem dowiedział się prawdy o nas? Co jeśli zakazał mu się ze mną spotykać? Bezradność rozsadzała mnie od środka.

OMAR PROSZĘ. ODPISZ MI W KOŃCU.
WSZYSTKO W PORZĄDKU?
TĘSKNIĘ.

Wystukiwałem sms’y jeden po drugim. Wpatrywałem się nieustannie w ekran telefonu, czekając jak dureń na jakąkolwiek wiadomość od niego.  Odpowiadała mi głucha cisza. Miałem ochotę płakać i wrzeszczeć jednocześnie. Co strzeliło mi do głowy, by zakochiwać się w Muzułmaninie? Przez radykalne podejście jego ojca, nie mam co liczyć na to, że nas zaakceptuje. Napisałem kolejną wiadomość, prawie rycząc. Usiadłem na podłodze, podpierając się plecami o łóżko. Po kolejnej godzinie ciszy, byłem już wściekły na wszystko. Na Omara. Na jego pierdolniętego ojca. Na moją matkę. Na Guzmána.

ODEZWIJ SIĘ DUPKU!!!

Wyrzuciłem telefon gdzieś w kąt, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko przetarłem twarz, robiąc najbardziej obojętną minę, na jaką było mnie teraz stać. Nie chciałem wdawać się w żadną dyskusję w stylu: Co się stało? Masz jakiś problem? Chcesz o tym pogadać? Moja stara była ostatnią osobą, której chciałbym się zwierzać ze swoich problemów. Uchyliłem lekko drzwi, patrząc na nią spod byka.

- Czego chcesz? – spytałem oschle.
- Wołałam cię na kolację.
- No i? – Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się bezczelnie. – Mam to gdzieś.
- Ander, jak ty się do mnie odzywasz?
- Normalnie.
- Znowu paliłeś? – spytała lekko poirytowanym głosem. Zaczęła napierać na drzwi, chcąc wejść do środka. Nawet, jeśli bym zapalił, nie zamierzałem się jej z tego spowiadać. – Ander, wpuść mnie natychmiast! Znowu paliłeś to gówno. – Zatarasowałem jej drogę. – Zaraz zawołam ojca. Wpuść mnie.
- A właź sobie jak chcesz. – prychnąłem pod nosem, schodząc jej z drogi. Usiadłem na łóżku, całkowicie ją ignorując. Odruchowo spojrzałem w stronę telefonu leżącego w stercie ubrań. Matka zaczęła wykład o „szkodliwym wpływie narkotyków”, ale nie miałem zamiaru tego wysłuchiwać. Kusiło mnie, by po raz kolejny sprawdzić, czy Omar w końcu mi odpisał. Nie. To nie miało sensu. Westchnąłem ciężko, spoglądając na matkę.
- Co się stało, Ander? – spytała, widząc moją zrezygnowaną minę. – Wszystko w porządku? Ostatnio dziwnie się zachowujesz.
- Nie twoja sprawa.