Taaak. Wiem, że niespodzianka miała być wczoraj wieczorem, ale...
Dosyć późno wzięłam się za jej kończenie. Przez większość dnia byłam poza
domem, także sami rozumiecie. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za
bardzo;) Mam nadzieję, że poniższe wypociny przypadną Wam do gustu.
P.S. Pamiętacie "Lovely morning" (http://mania-stories.blogspot.com/2013/07/lovely-morning.html)?
Przedstawiam kontynuację tego opow., po tytułem "Lovely afternoon" ;)
Oby się spodobało!^^
Nie przedłużam już, enjoy!
P.S.S. ANONIMOWYCH CZYTELNIKÓW PROSZĘ O PODPIS POD KOMENTARZEM:)
___________________________________
P.S.S. ANONIMOWYCH CZYTELNIKÓW PROSZĘ O PODPIS POD KOMENTARZEM:)
___________________________________
- Co za niemiły koleś. –
mruknął Dean z impetem odkładając słuchawkę. Szef, a właściwie już były szef
Castiela zdecydowanie zaliczał się do grona najbardziej wrednych i chamskich
kreatur, z jakimi miał do czynienia. Mężczyzna wzdrygnął się, wyrzucając z
głowy ten ochrypły, zasmarkany głos, który przez ostatni kwadrans skrzeczał mu
do słuchawki. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jakim bydlakiem był człowiek
dla którego pracował jego ukochany. Winchester poczuł się bohaterem
wyzwalającym swego księcia z opresji. „Już nigdy nie zobaczysz tego gnojka na
oczy. Znajdę ci lepszą pracę”, pomyślał, niechcący? wyobrażając sobie Casa w
roli seksownego strażaka lub hydraulika. „Oh, Dean trafisz za to do piekła.”
Niespodziewanie na jego twarz wpełzł szeroki uśmiech, a oczy błysnęły
zadziornie. Do głowy wleciała mu zbereźna fantazja siejąca spustoszenie.
- Dean! Co ty robisz tak
długo!? – dobiegł go stłumiony przez ściany głos. – Wracaj tu natychmiast,
inaczej nie dostaniesz śniadania!
- Już idę! – odpowiedział
chrapliwie, wybudzając się ze słodkiej fantasmagorii. Błyskawicznie wbiegł do
łazienki i stanął nad zlewem. Odkręcił wodę i oblał nią odsłoniętą klatkę i
włosy. Zabieg ten miał zapewnić mu seksownie pociągający wygląd. Uśmiechnął się
do siebie, czując dumę z własnej kreatywności. – Jesteś miszczem. – Wyszczerzył
zęby i wyszedł z pomieszczenia.
W tym samym czasie Cas
rozejrzał się po kuchni, w której ku jego zdziwieniu panował niesłychany
porządek. Po raz pierwszy nie musiał sprzątać sterty brudnych naczyń, ścierać
ufajdanych blatów i wyrzucać prawie dwutygodniowych śmieci. Niestety okazało
się to wyłącznie naiwnym złudzeniem. Mężczyzna podszedł do szafki, chcąc wyjąć
czyste kubki, lecz zamiast tego znalazł stos używanych talerzy i misek.
Wszystko pokryte było resztkami jedzenia, za pewne jeszcze sprzed tygodnia.
Lekki uśmiech, który do tej pory gościł na jego obliczu zamienił się w
morderczy grymas.
- Przyjdzie taki dzień, że
go zabiję. – wymruczał pod nosem i ostrożnie wyciągnął naprawdę ohydne
znalezisko. Wszystko lepiło się nieznośnie, a zapach, który temu towarzyszył
wywołał u mężczyzny prawie, że odruchy wymiotne. Zatknął nos i błyskawicznie
włożył naczynia do zlewu. – Cholera jasna, dlaczego nie kupił sobie zmywarki? –
westchnął i napuścił ciepłej wody. Szybko umył dwa kubki i talerze, nie mając
siły na resztę.
Castiel dokładnie
wiedział, że Dean jest nagminnym bałaganiarzem, dlatego przyzwyczaił się już do
nieco ekstremalnych warunków. Jednakże ukrycie uświnionych talerzy przerastało
wszelkie wyobrażenie. Przecież nie ma niczego przyjemniejszego dla oka, niż starannie
poukładane ubrania, wyczyszczone podłogi i czyste! naczynia. Choć osobiście nie
należał do osób pedantycznych, zawsze ganiał Winchestera do utrzymywania ładu i
czystości. W głównej mierze bezskutecznie.
- Przyjdzie taki dzień, że
przestanę tu przychodzić. – Pokiwał głową, wyrzucając tą absurdalną myśl. Wbrew
wewnętrznemu głosu sprzeciwu, rozprawił się z resztą naczyń i podszedł do
lodówki. – To chyba jakiś żart. – Półki świeciły pustkami. Gdzieniegdzie walały
się jakieś resztki jedzenia, choć po wyglądzie ciężko było stwierdzić, czym
faktycznie jest… było owe „jedzenie”. Zrezygnowany oparł dłonie o blat i
zwiesił głowę. Szybko przymknął oczy i począł liczyć do dziesięciu. Głębokie,
uspokajające oddechy nieco ugasiły wewnętrzne poirytowanie, jakie rozsadzało go
od środka. Po chwili zmarszczył czoło, wyczuwając pod palcami coś
intrygującego. – Czy zawsze był tu ten obrus? – Nie przypominając sobie, by
Winchester był ich miłośnikiem, zdjął płócienny materiał. – Nie wierzę. –
Przejechał palcem po drewnianej płycie, nie chcąc myśleć co się na niej
znajduje. – To jest jakaś paranoja. DEAN! – wrzasnął, wręcz zdzierając gardło.
- Co jest skarbie? Czemu
tak krzyczysz? - Dean wyszedł zza drewnianej framugi i zerknął na krzątającą
się po kuchni postać Castiela. – Jesteś wkurzony? – spytał.
- Tak.
- Dlaczego? – Posłał
mężczyźnie niewinny uśmiech. Nie miał zielonego pojęcia, co wytrąciło Casa z
równowagi.
- Pomyślmy. Zamiast
czystych kubków do kawy, znalazłem upieprzone talerze. Nie chcę wiedzieć,
sprzed ilu dni.
- Przecież wszystko jest
czyste. – stwierdził.
- Ale nie było! – żachnął
się. – Wszystko już umyłem. – Wskazał na lśniące czystością naczynia, widząc
skonfundowaną minę Winchestera.
- I to cię tak zirytowało?
- Nie tylko. Otwieram
lodówkę a tam? Pustka. Zdziwiłem się, że wyłożyłeś obrus, więc zwyczajnie
zajarzałem pod spód i co?! Klejący syf!
- Nie czepiaj się. – Głos
Deana zmiękł dziwnie, a na twarz wstąpił grymas wstydu. – Wiedziałem, że
przyjdziesz, ale za cholerę nie miałem czasu, by posprzątać. Musiałem ogarnąć
sypialnie, umyć się. Wiesz przecież, jak długo się dla ciebie szykuję.
- Jesteś chory. – Zaśmiał
się, patrząc uważnie w zielone tęczówki.
- No co?! Musiałem wziąć
prysznic, wyszorować zęby, ułożyć fryzurę, dobrać wszystkie ciuchy. To nie jest
takie proste, jak myślisz. Skarbie…
- Żadne skarbie. Wiesz, że
nie umiem się na ciebie gniewać i bezczelnie to wykorzystujesz. Za każdym razem.
– prychnął Castiel. –
Chodź tu i mi pomóż. Pamiętaj, że ja twoją gosposią nie jestem. – Biodra
mężczyzny zdobił wyłącznie biały ręcznik, perfekcyjnie uwydatniający dwa krągłe
pośladki. Po lekko umięśnionych plecach spływały krople wody. Mimo, iż zaraz po
kąpieli Cas przyczesał wszystkie niesforne pasemka ciemnych włosów, te znów
sterczały na cztery strony świata. – Na co się tak gapisz? – spytał. Spojrzał
na Winchestera, po chwili zagryzając wargę.
- Na ciebie.
- Po co? Sprzątanie cię
nie ominie. Po śniadaniu wszyściuteńko ładnie wypucujesz, a teraz bierz się za
smarowanie.
- Nie widzisz? – spytał
wypinając pierś.
- Co mam widzieć? Znów
brałeś prysznic, tak?
Dean westchnął
zrezygnowany. Krople wody obficie spływały po piersiach i brzuchu, kończąc swą
wędrówkę na nieco za nisko przewiązanym ręczniku. Misterny plan bycia „bardziej
seksi” nie wypalił, więc nie pozostało mu nic innego, jak zaufać wewnętrznemu
urokowi.
- Nie. Oblałem się wodą,
by wiesz… wyglądać bardziej ponętnie. – wytłumaczył. – Chciałem, żebyś poczuł
na mnie chrapkę.
- Zawsze ją czuję.
- Tak? A teraz? –
Przejechał palcami po piersiach, zatrzymując się na szybko twardniejących
sutkach. Przesunął językiem po górnej wardze, rzucając w stronę mężczyzny
zadziorne spojrzenie.
- Teraz nie.
- Co?! Jak to?!
- Normalnie. – Cas
wzruszył ramionami, mając niesamowitą uciechę z zachowania Winchestera. –
Smaruj. – Wskazał na wyłożone skibki tostowego chleba. – Oh, udało mi się
znaleźć nieprzeterminowany dżem, także tyle musi nam dziś wystarczyć. – Kątem
oka przyuważył naburmuszoną minę Deana, co tylko dało mu jeszcze większą
satysfakcję.
- Jesteś okrutny, ale i
tak cię kocham!
- Nie podlizuj się.
Winchester roześmiał się
głośno, zachodząc mężczyznę od tyłu.
- Skarbie… - odchrząknął
lekko, czując jak ciało niższego lekko się spina. – chciałbym ci coś powiedzieć.
- Słucham?
- Zwolniłem cię z pracy. –
Objął Castiela w pasie, całując po ramionach. – Przykro mi, ale jesteś
bezrobotny. – Pomimo chęci, nie potrafił ukryć zadowolenia. – Teraz będę miał
cię wyłącznie dla siebie.
- Bardzo śmieszne. Ej,
może zatrudnisz mnie, jako pomoc domową? Będę sprzątał, gotował, robił pranie.
Co ty na to?
- Seks z pracodawcą wchodzi w grę? – Dean lekko ugryzł odsłonięty kawałek szyi, słysząc syk zadowolenia. Jedną dłoń zsunął na pośladki, wślizgując się za granicę ręcznika. – Dziki, namiętny…
- Ty się puknij w tą pustą łepetynę. – wydyszał Cas. – Nie będę twoją służącą… – Poczuł przyjemny dotyk między pośladkami, przez co nie mógł już uspokoić szalejącego serca i przyśpieszonego oddechu.
- Seks z pracodawcą wchodzi w grę? – Dean lekko ugryzł odsłonięty kawałek szyi, słysząc syk zadowolenia. Jedną dłoń zsunął na pośladki, wślizgując się za granicę ręcznika. – Dziki, namiętny…
- Ty się puknij w tą pustą łepetynę. – wydyszał Cas. – Nie będę twoją służącą… – Poczuł przyjemny dotyk między pośladkami, przez co nie mógł już uspokoić szalejącego serca i przyśpieszonego oddechu.
- To tylko moja sprośna
fantazja. Tak naprawdę, to przykro mi…
- Tobie jest przykro? –
spytał, odwracając twarz w kierunku Winchestera. – Wybacz, jeśli ci nie wierzę.
– Wplótł palce we włosy kochanka, ostrożnie ciągnąć bliżej siebie. Wysunął
język i przesunął nim po kolumnie szyi, przez co Dean aż zadrżał z rozkoszy. –
Jeśli zaraz nie pomożesz mi przy robieniu śniadania, dzisiejsza noc nie będzie
się zbytnio różnić od wczorajszej. Jeśli jednak weźmiesz się do roboty,
postaram się nieco ją urozmaicić. Tak. – przyłożył palec do piegowatych ust. –
Mam tu na myśli kajdanki.
- A pejcze?
- Pomyślimy. – Cmoknął
Winchestera w policzek. – No już! Do roboty!
Winchester czuł, jak krew gotuje się w jego żyłach. Złapał za nóż drżącą ręką, nie mogąc uspokoić kołatającego serca. Niemal wszystkie szare komórki, jakie mu jeszcze pozostały myślały wyłącznie o jednym. Przystojną twarz ozdobił zawstydzający rumieniec, a na czoło wstąpiły krople potu. „Ochłoń, Dean.”, uspokoił się w myślach. „Jak tak dalej pójdzie, będzie z tobą bardzo, bardzo źle.”
- Wszystko w porządku? –
Castiel zerknął na pobudzonego mężczyznę, czując jak rozpierała go duma.
Właśnie o to mu chodziło. Do wytrącenia Deana z równowagi, wystarczyło parę
niejednoznacznych słówek.
- T-tak.
- Na pewno?
- Nie śmiej się ze mnie. –
Dean burknął niezadowolony. – Wiem, że zrobiłeś to specjalnie. Powiem ci tylko,
że jesteś okrutny. To, że znasz mnie tak dobrze, wcale nie znaczy, że możesz
się nade mną pastwić. To nie fair!
- Co jest znowu nie fair?
- Działasz na mnie,
pobudzasz. Wystarczy, że tylko na ciebie spojrzę! Wystarczy, że usłyszę twój
głos… – urwał, biorąc głęboki wdech.
- Przesadzasz. – Castiel
wzruszył ramionami i rzucił mężczyźnie obojętne spojrzenie. – Z cukrem, czy bez?
- I widzisz?! Znów to
robisz!
- Ale co?
- TO!!!
***
Po śniadaniu zgodnie z
„umową”, Dean pomaszerował do kuchni. Niechętnie zabrał się za sprzątnięcie
uświnionego blatu, dodając sobie siły castielową fantazją. Na ten jakże
inteligentny pomysł wpadł wczoraj, „sprzątając” mieszkanie.
- Jesteś idiotą. –
szepnął. Starł ostatnie resztki i zadowolony z rezultatu dumnie wypiął pierś. –
Skończyłem! Jeśli chcesz, możesz spra… - urwał, przełykając ślinę. Jego
oczom ukazał się Castiel. – Co ty teraz… - Mężczyzna był zupełnie nagi. Prowokacyjnie
stanął w drzwiach, wsuwając palec do ust.
- Coś się stało? – Cas
spytał niewinnie.
- N-nie. Już w-wszystko
p-posprzątałem. – odchrząknął.
- Dobrze. – Zrobił kilka
kroków i stanął naprzeciwko zaskoczonego mężczyzny. – Wiesz, co mi teraz chodzi
po głowie? – Uklęknął i szybkim ruchem pozbył się ręcznika oplatającego biodra
Winchestera. Ten jęknął głośno, zagryzając wargę. – Chcesz tego, prawda? – Nie
czekając już na odpowiedź chwycił sztywnego do czerwoności penisa i wsunął go
do ust. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo sunął językiem po całym trzonie, co
jakiś czas pieszcząc nabrzmiałe już jądra. Doskonale wiedział, jak zaspokoić
swojego mężczyznę. Wiedział, gdzie ugryźć, polizać, by dać mu jak najwięcej
rozkoszy.
- Kurwa mać. – wychrypiał
Dean. Wplótł palce w ciemne włosy, szarpiąc nimi spazmatycznie. Za nic w
świecie nie mógł zahamować ciągłych jęków opuszczających jego gardło. – Mhm, o
tak. Ssij... szybciej, agh! – Brunet uśmiechnął się pod nosem i zwolnił
rozkoszne tortury. Polizał zaróżowioną główkę, czując pierwsze, słone krople
spełnienia. Palcami pieścił pośladki i uda, nie pomijając choćby cala
rozpalonej skóry. Pragnął dać z siebie wszystko, a może i więcej? Wolną ręką
przesuwał wzdłuż swojego członka, chcąc i sobie sprawić więcej przyjemności.
- Nie zwalniaj, bo
zwariuję!
Był coraz bliżej
zaspokojenia Winchestera. Członek pulsował mu w ustach - zrobił się twardszy,
większy. Lekko zacisnął szczękę, zahaczając zębami o wrażliwy napletek. Po
chwili otoczył ustami sztywną erekcję i zaczął zawzięcie ssać.
- Agh, wstań! – wrzasnął
Dean odrzucając głowę w tył. Podniecenie, które czuł maltretowało jego umysł i
ciało. Nie mógł skupić się na powstrzymywaniu przedwczesnego wytrysku. Przed
oczami zatańczyły mu gwiazdy, w uszach zaszumiała krew. – Wstań, do cholery! –
powtórzył z naciskiem. Chwycił klęczącego mężczyznę za ramiona i podniósł go do
góry. – Jeszcze moment, a bym…
- Chcę tego.
- Jesteś pewien? – spytał,
choć marzył, by Cas jak najszybciej wrócił na dół i dokończył to, co zaczął.
- Tak. – wydyszał i podarował Winchesterowi agresywny
pocałunek. – Mogę już wrócić do roboty?
- Mhm. – Mięśnie zadrżały
z rozkoszy. Gorący oddech, ślizgi język, zaciskające się na nim usta. – Cas,
szybciej. Czemu się nade mną znęcasz? Agh!
Wystarczył moment. Dean
eksplodował w uniesieniu wykrzykując szereg nic nieznaczących słów. Castiel
połknął całe nasienie, dokładnie zlizując resztki słonej cieczy.
- Podobało ci się?
- Oczywiście, że tak… -
Odetchnął, próbując wrócić do siebie. – Co w ciebie wstąpiło?
- To jeszcze nie koniec. –
Przyciągnął Winchestera do długiego pocałunku, po czym odwrócił się i oparł
rękoma o blat. Wypiął pośladki w kierunku oszołomionego mężczyzny i zaczął
słodko mruczeć. – Wejdź we mnie, Dean. Chcę poczuć cię w sobie. Proszę…
- Co ty ze mną robisz,
Cas? – Wsunął dwa palce do ust, ssąc je przez chwilę.
- Dean, proszę! Pośpiesz
się!
- Muszę cię przygotować.
Chyba nie chcesz potem cierpieć, prawda? – Wsunął pierwszy palec, czując
spięcie mięśni. – Mhm, jesteś tak rozkosznie ciasny. Zaraz oszaleję… – Kolejny
palec.
- Właź już!
Winchester chwycił swojego
penisa i naprowadził do wnętrza kochanka. Obydwoje jęczeli z bezwstydnej
rozkoszy.
- Mhm… - stęknął, całując
bruneta po ramionach i karku. Przyśpieszył ruchy bioder, czując jak ekstaza
powoli zalewa całe jego ciało. Na moment wysunął twardego członka i obrócił
Castiela twarzą do siebie. – Połóż się na stole.
- T-tak. – Cas posłusznie
położył się na chłodnym blacie, rozsuwając prowokacyjnie nogi. Położył je na
umięśnionych ramionach Winchestera i czekał, aż ten wróci do zadawania mu
błogiej przyjemności. – Głębiej. – syknął, czując napierającego członka. – Oh,
tak. Aghm! – Pociągnął blondyna do chaotycznego pocałunku. Jęczał, mruczał,
stękał prosto w usta kochanka, zatracając się bez reszty w jego dzikie
poczynania.
- Cas, dłużej nie
wytrzymam…
- Dalej, szybciej!
- Aghm! – Jeszcze kilka
szybszych ruchów, jeszcze jeden namiętny pocałunek. – Kurwa mać.
Castiel poczuł ciepło
zalewające jego wnętrze. Przyśpieszył ruchy dłoni i eksplodował obficie,
tryskając mlecznobiałą cieczą na brzuch i klatkę Winchestera. Ten starł słone
krople, zlizując je z palców.
- Ja chcę więcej, Dean.
- Mrrrr, to mi się podoba.
– zamruczał, niczym kocur. Wysunął wciąż sztywnego penisa, przesuwając po nim
dłonią. – Wiesz, co bym chciał, nie?
- Domyślam się. – Castiel
zszedł z blatu i stanął za mężczyzną. – Nachyl się. – Wysunął koniuszek języka
i przesunął nim między chętnymi już pośladkami.
- Oh, tak. Głębiej, wsuń
go głę… agh!
***
Castiel’s POV:
- Nie musiałeś iść do
roboty? – spytałem, leniwie spoglądając na Winchestera. – Dochodzi trzynasta.
Bobby cię za to nie zatłucze?
- Wątpię. – wzruszył
ramionami, ze znużeniem spoglądając na telewizor. Dość ekstremalny seks w
kuchni nieźle nas obydwóch wypompował.– Dzwoniłem już do Sammy’ego. Nic mu się
nie stanie, jak od czasu do czasu popracuje za nas dwóch.
- Rozumiem. – Wtuliłem się
w ciepłe ciało, wsłuchując w spokojne bicie serca.
- Powiesz mi w końcu, co w
ciebie wstąpiło? – Pogłaskał mnie po włosach, bawiąc się pojedynczymi
pasemkami. – Ja tu sobie grzecznie sprzątam, marzę o twoim nagim ciele, gdy
nagle pojawiasz się przede mną… – Przymknął oczy, jakby wracając do tamtej
chwili. – Myślałem, że mi się to śni, wiesz? Kompletnie nie wiedziałem, jak mam
zareagować.
- Marzyłeś o moim nagim
ciele?
- Nie masz pojęcie, jak
często to robię. Gdy jestem w pracy, taka fantazja zawsze daje mi kopa. –
zarechotał.
- Mi też zawsze pomaga…
fantazjowanie o tobie. – szepnąłem nieśmiało. Chwyciłem w zęby płatek jego
ucha, na co zadrżał lekko. – Gdy tak uczynnie sprzątałeś, pomyślałem sobie, by
ci to jakoś wynagrodzić. Oczywiście, pod warunkiem, że wszystko będzie lśnić. –
Zarumieniłem się, unikając spojrzenia zielonych tęczówek. – To źle?
- Zwariowałeś!? Nigdy nie
sądziłem, że jesteś tak wygimnastykowany i odważny. Mam nadzieję, że jeszcze
kiedyś mnie tak zaskoczysz. – Klasnął w dłonie, puszczając w moją stronę
perskie oko. – Chyba cię takiego polubiłem.
- Dziękuję. – Zawstydziłem
się, szukając odpowiednich słów. – Chciałem pokazać ci, że wiesz…
- Znowu to samo? Myślałeś,
że mi nie wystarczasz, tak? – wybuchł nagle, spoglądając na mnie złowieszczo.
– Dlatego postanowiłeś wparować nago do kuchni i wypinać tyłek? Co było
oczywiście cholernie seksowne… ale to nie zmienia faktu! Znów tak myślałeś?
- Nie.
- To dlaczego to zrobiłeś?
Przyznaj się. Przeklinałem i nawet nie zwracałeś mi uwagi. To podejrzane.
- Wiesz, że uwielbiam
przebywać w twoim towarzystwie nie? – spytałem, próbując wymigać się od
odpowiedzi.
- Uwielbiasz? No wiesz, ja
kocham…
- Oj, nie czepiaj się!
Wiesz, że kooooocham przebywać w twoim towarzystwie, nie? – powtórzyłem.
- Tak, ale nie
odpowiedziałeś mi na py…
- Właśnie. Dlatego, nie
wyobrażam sobie iść w pewne miejsce samemu. – Musiałem wreszcie to z siebie
wyrzucić. Od wczoraj nie myślałem o niczym innym. – Chciałbym cię mieć u swego
boku.
- Chyba nie rozumiem. –
Zmarszczył czoło. – Do czego zmierzasz?
- Bo jest taka sprawa. –
Usiadłem na deanowych biodrach, wtulając twarz w zagłębienie między szyją a
obojczykiem. – Czy poszedł byś dziś ze mną do… - Zrobiłem króciutką pauzę,
która nadała mojej wypowiedzi nieco teatralny wydźwięk.
- Do?
- Do opery. Na balet. –
wziąłem głęboki wdech, po czym kontynuowałem – Wiem, co o tym sądzisz. Wiem, że
nie cierpisz…
- Facetów w rajtuzach. –
wtrącił morderczym tonem. Poczułem, jak włoski na karku stają mi dęba.
- Właśnie. Ostatnio
oglądałem telewizję i zauważyłem fragment jakiegoś przedstawienia. Bardzo
spodobała mi się muzyka i ten przedziwny taniec…
- Wyduś to z siebie.
- Wiem, że dziś grają
„Jezioro Łabędzie”. Poprosiłem Sama, by kupił dwa bilety.
- Nie wierzę. Jeszcze
wmieszałeś w to mojego brata? – krzyknął dramatycznie. – Jak mogłeś?
Dean odchylił bezwładnie
głowę do tyłu i ciężko westchnął. Przez dłużącą się chwilę nie odezwał się
choćby słowem. Gdy miałem zacząć się tłumaczyć, zepchnął mnie na kanapę i wstał
na równe nogi. Stanął naprzeciw mnie i skrzyżował ręce na piersiach. Otworzyłem
usta, nie za bardzo wiedząc co zrobić.
- Powiesz coś? K-Kochanie?
- Opera jest ostatnim
miejscem na ziemi, do którego chciałbym pójść. – zaczął poważnie. – Rozumiem
twoje zainteresowanie względem baletu. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie
widziałeś. Chciałbyś zobaczyć, jak to wygląda, prawda?
- Nie, przecież widziałem
to w telewizji. Chciałbym zobaczyć to na żywo. – Podrapałem się w tył głowy,
posyłając Winchesterowi jeden z bardziej urokliwych uśmiechów. – Dlatego jeśli
naprawdę nie chcesz jechać, mogę sam…
- Shhh. Jeszcze nie
skończyłem. – Uniósł dłoń. – Pojadę z tobą, pod jednym warunkiem. – Wyglądał
niczym aktor odgrywający swą rolę na scenie. Przyłożył dłoń do czoła i wzniośle
westchnął. – O której się zaczyna te „Ptasie Jezioro”?
- To jest „Jezioro
Łabędzie”, Dean. – poprawiłem go, a on bezsłownie zbeształ mnie wzrokiem. – O
siedemnastej.
- Dobrze. O której
przewidujesz powrót do domu? – Wiedziałem, że był u kresu wytrzymałości. To
okrutne, jednak miałem z tego niesamowitą uciechę.
- Nie wiem. Może około
ósmej. Całe przedstawienie trwa ponad dwie godziny. – Nie miałem pojęcia, co
wykombinował. – Powiesz mi w końcu, jaki masz warunek?
- Dwie godziny?!
- Dwie godziny i
dwadzieścia pięć minut dokładnie.
- Pojadę z tobą, gdy mi
coś obiecasz. - westchnął rozpaczliwie.
- Mówże, bo nie wytrzymam.
- Dziś w nocy pójdziemy na
całość. – wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu. Gdy tylko o tym wspomniał
zmienił się nie do poznania. Twarz rozpromieniała, a w oczach błysnęła
niezbeczana iskra. – Co ty na to? – Spoglądał na mnie dzikim,
zniecierpliwionym wzrokiem, wyczekując odpowiedzi.
- Jak zwykle, ty tylko o
jednym. Masz na myśli te twoje kajdanki, tak? Coś ty się tak ich uczepił? –
Propozycja Deana wydała mi się naprawdę podniecająca. Jeszcze nigdy nie
mieliśmy okazji bawić się w ten sposób. To tylko pobudziło moją fantazję,
wzbogacając ją o całkiem interesujące szczegóły.
- To mega podniecające.
- Fakt. – Marzyłem, by
przejął nade mną władzę. Przykuł mnie do łóżka i słodko torturował, aż
postradam zmysły. Na samą myśl, przeszły mnie ciarki. – Jesteś pewien, że
chcesz ze mną iść?
- Tak, jeśli pozwolisz się
przykuć do łóżka.
- Będziesz moim panem? –
Podszedłem do mężczyzny, czując wybuch gorąca w dole brzucha.
- A chcesz, bym nim był? –
Odpowiedziałem namiętnym pocałunkiem. Dean jęknął słodko, odsuwając się ode
mnie po chwili. – Uznaję to za tak.
- I dobrze.
Między nami nieskończenie
szalała dzika namiętność. Czasami była nie do okiełznania – wybuchała w najmniej
oczekiwanych momentach. W chwilach, gdy żaden z nas nie był na to przygotowany.
Chyba tą spontaniczność kochałem w naszym związku
najbardziej.
- To powiesz mi, co miał
znaczyć ten twój wybuch odwagi?
- Domyśl się.
KONIEC
Urocze *u* Dean i Cas spełniający nawzajem swoje marzenia... A te pejcze i kajdanki są najlepsze. Dean ma genialny sposób na sprzątanie: nakryć brud obrusem, robię tak samo :D Czy będzie może "Lovely night" z tymi kajdankami?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Hanna
Oczywiście, że będzie "Lovely night" - tylko najpierw, chciałabym napisać "Lovely evening" jeśli łaska xd :D
UsuńOh, pewnie nie zauważyłaś, ale zmieniłam fragment Castiel's POV (mam tu na myśli to sprawę z rodzicami -.- Głupio wyszło, bo przecież Cas był aniołem, nie?) Zalecam przeczytanie jeszcze raz od:
"- Mi też zawsze pomaga… fantazjowanie o tobie. – szepnąłem nieśmiało. Chwyciłem w zęby płatek jego ucha, na co zadrżał lekko. – Gdy tak uczynnie sprzątałeś, pomyślałem sobie, by ci to jakoś wynagrodzić. Oczywiście, pod warunkiem, że wszystko będzie lśnić. – Zarumieniłem się, unikając spojrzenia zielonych tęczówek. – To źle?"
Pozdrawiam, Haniu ;*
Cas jako fan opery... Hahaha, biedny Dean, nie wyobrażam go sobie na "Jeziorze łabędzim" :P
UsuńNie wiem czemu, ale zawsze wydawało mi się, że najpierw jest "evening", potem "afternoon", a później "night", ale oczywiście jest inaczej xd nic na to nie poradzę, że szkoła mnie ogłupia (tak twierdzę).
Jak miło... "Haniu" :* kocham tą formę mojego imienia i uwielbiam ludzi, którzy się tak do mnie zwracają- niestety większość albo nie rozumie, że nie mam już 5 lat ( "Haneczko", co to ma być?!) albo mnie lekceważą ( "Hanka"). Tak więc od dzisiaj uwielbiam Cię jeszcze bardziej ;)
Oczywiście trzymam kciuki za Twoją wenę,
H.
Powiem tylko tyle, że na tym przedstawieniu Dean będzie zachowywać się dość... nieprzyzwoicie ;p
UsuńHahaha, a powiedz mi kogo szkoła nie ogłupia?xd
Haniu, będę się zawsze tak do Ciebie zwracać, bo "Haneczeko", Czy "Hanko" - brzmi jakoś tak dziwnie, nie wiem... nie podoba mi się xd
Trzymaj mocno, bo musi spać na mnie jakiś fajny pomysł na niedzielne CF;)
Buziak;*
"TRWA PISANIE DALSZEJ CZĘŚCI XD PROSZĘ CZEKAĆ :)" Phie xD Co za zakończenie! Full romantic!
OdpowiedzUsuńDean jest tak słodko naiwny i..hm.. aż mi słowa brakuje ;) Ale on tak ulega Casowi, że nasz aniołek ma nad nim absolutną władzę. Tak poza tym jakim cudem Cas nagle stał się aż tak niewyżyty?? Wooow!
Ale Destiel to miód na moje serce xD
Wobec tego czekam na ciąg dalszy. Kiedy będzie??
Alys
Za chwilę xd
UsuńDopisałam resztę tam gdzie się skończyło. Miałam pewien problem i musiałam nieco zmienić zakończenie, stąd ten romantico "TRWA PISANIE DALSZEJ..." :)
UsuńZacznij czytać, tam gdzie skończyłaś ;p
Och rany, nie spodziewałam się, że ciąg dalszy będzie aż tak szybko! I odczytałam go dopiero dziś..;) Ale genialnie! Już się nie mogę doczekac Lovely Evening! xD Będzie się działo!
UsuńAlys
No cóż mogę rzec...
OdpowiedzUsuńAskdjsfkjhsdiogsoiejtgfdskfj!
Jak czytałam o tym balecie to przypomniała mi się scena z odcinka "Red Sky At The Morning", gdzie czysty sex w postaci Deana schodzi wolno po schodach w smokingu aww
Dziękuję ślicznie :) Oj taaaak, Dean wygląda tak... mrrrrrr! <3
UsuńGenialne, uwielbiam czytać twoje destiele :3
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam czytać takie komentarze:)
UsuńSiorka pocisnęłaś z tym rozdziałem xd BRAVO! :3 Oczywiście mój zboczony umysł czeka na więcej :D
OdpowiedzUsuńCas i opera? Z dziwnych przyczyn jakoś mi to pasuje do niego. To takie bardzo w jego stylu.
OdpowiedzUsuńKajdanki mogą być ciekawym tematem do napisania aż zazdroszczę (i po części jestem ciekawa) Twoich myśli. Wierzę, że napiszesz to świetnie.
Zdumiał mnie fakt iż napisałaś kolejną część i z tego co widziałam/czytałam planujesz inne.
Więc (nie zaczynamy zdania od więc - jak to mawiała moja nauczycielka polskiego) wpycham w Ciebie energię i wenę. Nie waż się jej teraz złapać i wsadzić głęboko do pudła.
MaryKate
Oj kajdanki będą, ale dopiero w "Lovely night" :3 Teraz muszę się wziąć za oglądanie "Ptasiego Jeziora" xd
UsuńNa pomysł z napisaniem kolejnych części wpadłam od razu po napisaniu "Lovely Morning":) Kwestią czasu jest, kiedy je napiszę.
Tak, tak - energii i weny - tego mi właśnie trzeba! Dziękuję ;*