P.S. Spokojnie. Pamiętam o naszej Fretcę. Bądźcie cierpliwi! Proszę :(
___________________________________
Dean’s POV:
Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety.
Westchnąłem ociężale i wszedłem do sypialni. Bezwładnie opadłem na łóżko, coraz bardziej żałując, że zgodziłem się iść do tej głupiej opery. Jeszcze nigdy w swoim mizernym życiu nie byłem na balecie. Wiedziałem jednak, że do kolesi latających po scenie w obcisłych rajstopach nie pałam zbytnim entuzjazmem. Kto to widział? Takie rzeczy powinny nosić wyłącznie kobiety.
- Może zamiast do opery, pójdziemy do
jakieś fajnej knajpki? – spytałem z nadzieją w głosie. Domyślałem się, że
szanse powodzenia były niemalże zerowe, ale miałem nadzieję. – Co o tym
myślisz, mój najdroższy aniołku?
- Mój najdroższy aniołku? – powtórzył
za mną, niczym echo. – Jaja sobie robisz?
- Co? Ja? No coś ty!
- Nigdy nie zwracasz się do mnie w ten
sposób.
- Nie prawda. – zaprzeczyłem
gorączkowo. – Zawsze tak do ciebie mówię! Jesteś moim najdroższym, najukochańszym,
najprzystojniejszym i najseksowniejszym eks-aniołem, którego kocham ponad
życie! – wykrzyczałem jednym tchem. Cas wpatrywał się we mnie z głupawą miną.
- Ty nie mówisz poważnie, Dean.
- Oczywiście, że mówię!
- Nie pamiętam tego.
- To sobie przypomnij.
- Oh, tak. Mówisz tak do mnie, gdy
prosisz o seks. – Castiel posłał w moją stronę zadziorny uśmieszek, co w jego
przypadku wyglądało dość dziwnie. Zupełnie, jakbym widział mojego młodszego,
najukochańszego braciszka. Nie cierpiałem skurczybyka. – Tylko mi nie mów, że
już tego nie pamiętasz. – Spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem i podszedł do
ogromnej, drewnianej szafy, w której trzymałem więcej pierdół, niż ubrań. –
Chyba będę musiał pojechać do domu, po garnitur.
- Ja cię nigdy nie proszę o seks! Co
ty teraz wygadujesz?!
- Słucham?
- To TY mnie zawsze błagasz. –
Podszedłem do niego i obróciłem w swoją stronę. Zachowałem się, jak totalny
idiota. Szczerze, to nie potrafiłem nawet wytłumaczyć swojego nagłego wybuchu.
Chyba poczułem się urażony. Nie ja, ale moja męskość. Tak, to zdecydowanie ona.
- Nie bądź śmieszny, Dean. Ilekroć
przychodziłem zmęczony po pracy, to stękałeś mi nad uchem, że chcesz się ze mną
kochać. – Na jego twarzy zauważyłem drobny rumieniec. – Oczywiście, nie
powiedziałeś „kochać” tylko…
- Pieprzyć. – Wyszczerzyłem zęby.
- Dokładnie.
- Oj dobra! Muszę przyznać, że
sprytnie zmieniłeś temat. – Pocałowałem go w czoło, po czym spojrzałem głęboko
w oczy. – To jak? Knajpka, czy zostajemy przy operze?
- Przecież obiecałeś, że ze mną
pójdziesz. Czemu teraz próbujesz się z tego wykręcać?
- Przepraszam. W sumie, to żartowałem.
– Machnąłem ręką. – Chcę iść z tobą na balet. – Jakież potworne kłamstwo
wypłynęło mi z ust, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby, prawda? – Oh,
nie musisz jechać do domu. Pożyczę ci jakiś mój garniak.
- Żartowałeś, tak? Udam, że ci wierzę.
– Uśmiechnął się radośnie. Objął mnie i czule pocałował w usta. –A twój
garnitur nie będzie na mnie za duży?
- Mam jeden taki, który będzie w sam
raz.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Choć z całego serca nie cierpiałem
bawić się w ckliwe wyrażanie uczuć, jakimś cudem przy tej jeszcze niedawno
nadprzyrodzonej istocie zmieniałem się. Wystarczyło spojrzenie tych cholernie błękitnych
oczu, bym zapomniał o otaczającym mnie świecie. Czasami zastanawiałem się, czy
aby Cas w pełni utracił swą anielską moc. Czy nie udało mu się odrobiny
zachować, skrupulatnie manipulując moimi uczuciami? Nie. To głupie.
- Oh, koszulę też pożyczam. Tylko
oczywiście muszę ją NAJPIERW wyprasować. – W jego głosie rozpoznałem nutkę
poirytowania.
- Okey. Nie widzę problemu. –
Wzruszyłem ramionami i położyłem się z powrotem na łóżko. Przez kilka następnych
minut wpatrywałem się w sufit, nadal kombinując czy nie wymigać się jakoś z
tych „Dzikich Łabędzi”. Naprawdę nie miałem ochoty tam iść. Zagryzłem wargę,
walcząc z własnym sumieniem. Z jednej strony cholernie kusiła mnie ta sprawa z
kajdankami, z drugiej odpychali głupio tańczący faceci w pończoszkach. Do mojej
łepetyny zaczęły wpadać różnorakie pomysły. Głupie lub bardzo głupie. Może się
wymknę podczas przedstawienia? Może powiem, że się źle czuję? Może zatrzasnę
się w łazience i powiem, że nie mogę wyjść? A może wezmę tabletki na
przeczyszczenie i… - Stop. – wymruczałem do siebie. – Nad czym ty się
zastanawiasz, Dean? – Przewróciłem się na lewy bok, widząc wchodzącego do
pomieszczenia Castiela.
- I jak? – spytał. – Mogłem wziąć tą?
– Yhm. Moją też wyprasujesz?
- Mówiłem, że nie jestem twoją
gosposią.
- Wiem, ale zrozum. Ja do takich spraw
mam dwie lewe ręce. Tobie to wychodzi znacznie lepiej.
- Jasne. – westchnął zrezygnowany. –
Którą ubierasz?
- Obojętnie.
- Zaraz cię trzasnę, Dean.
- Białą. Druga od lewej strony.
- Dziękuję.
Porwał
wskazaną przeze mnie koszulę i wyszedł z pokoju. W między czasie wyjąłem
telefon i napisałem opieprzającego sms’a do ukochanego brachola. Nigdy mu nie
wybaczę, że załatwił bilety na te cholerne „Fruwające gołębie”! NIGDY!
- Piszesz z Sam’em?
- Tak, ale…
- To nie jego wina, Dean. Ja chciałem
iść na balet. On mi tylko pomógł.
- Skąd wiesz, o czym ja… Zresztą
nieważne. Chcę żyć w nieświadomości.
- I dobrze. – Ten gnojek z pewnością
coś przede mną ukrywał. Prędzej, czy później i tak to z niego wyciągnę. Jak nie
będzie chciał po dobroci, to zastosuję bardziej radykalne metody. – Możesz
sobie wyobrazić, że wyprasowałem ci koszulę, spodnie i garnitur? Taki kochany
jestem.
- Naprawdę? Jednak nadajesz się na
moją gosposię.
- Cicho bądź, Dean. To był pierwszy i
ostatni raz. Z resztą sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem.
- Zrobiłeś to, bo mnie bardzo kochasz.
Castiel wzruszył ramionami, próbując
utrzymać sfrustrowany wyraz twarzy. Wyprasowane rzeczy przewiesił na krześle,
ani na moment nie patrząc w moją stronę. Uwielbiałem mu dokuczać. Zawsze
wydawał mi się tak rozkosznie zdenerwowany. Cmoknąłem w jego stronę, dopiero po
chwili dostrzegając, że stał przede mną w samych slipkach i koszuli.
- Ale z ciebie przystojniak. – Posłałem
w stronę mężczyzny lubieżne spojrzenie. Skubany miał na sobie koszulę, pewnie
specjalnie zapiętą tylko na jeden guzik. Fikuśne slipy z podobizną Myszki Mikey
bezczelnie zasłaniały apetyczne pośladki, pobudzając moją wyobraźnie. Twarz
zdobił kilkudniowy zarost, który moim zdaniem dodawał mu nieco drapieżności. –
No co? – Cas odpowiedział zawstydzonym uśmiechem i speszony wtargnął do
łazienki. – Nie ma się czego wstydzić, kochanie! – krzyknąłem przez śmiech. –
Wracaj do mnie! Chcę oczy nacieszyć!
- Daj mi chwilkę. M-muszę się ogolić.
- Pomóc ci?
- N-nie. Dam sobie radę.
- Jak tam chcesz. – Ruszyłem tyłek do
szafy w poszukiwaniu czystej pary skarpet. Po kilkuminutowym prześledzeniu
szuflad i okolic, znalazłem jedną białą, zieloną i ŻÓŁTĄ! Tą ostatnią
błyskawicznie wrzuciłem do kosza. – Ugh. I co ja mam teraz zrobić? CAAAAAAAAS!
Nie mam czystych skarpetek! Czemu nie zrobiłeś prania!?
- Auć. Chol… Co mówiłeś!?
- Pytałem, czemu… – Stanąłem w
drzwiach, zauważając castielowe „dam sobie radę”. Mężczyzna stał przed lustrem,
niezgrabnie posmarowany pianką. W jednej dłoni trzymał maszynkę, drugą
powstrzymywał krwawienie z policzka. – Coś ty narobił, ciamajdo? Pytałem, czy
ci pomóc.
- Wiem, ale… chciałem w końcu zrobić
to samemu. – Zwiesił głowę, niczym zawstydzone dziecko.
- Samemu, tak? Pamiętasz, jak ostatnio
chciałeś się „ogolić”? – Uniosłem ręce, zaznaczając w powietrzu cudzysłów. –
Pociąłeś sobie całą twarz! Oddawaj mi to natychmiast!
- Przepraszam.
- Ej, bez przesady. Nie musisz mnie
przepraszać.
- Jesteś zły.
- Tak, ale tylko dlatego, że się o
ciebie boję. Właściwie boję się o twoją przystojną twarz. – Stanąłem za nim i
chwyciłem maszynkę. Cas uderzył mnie łokciem w żebra, mamrocząc coś pod nosem.
– Co ja takiego znowu powiedziałem?
- Nie będę ci robił prania.
- Co? Oh, no właśnie. Czemu nie
zrobiłeś? Teraz nie mam czarnych skarpetek. Mam iść w gołych stopach?
- Pfff.
- Jakie pfff?
- Takie pfff, że pożyczę ci moje.
Zawsze noszę przy sobie zapasowe.
- To dziwne, Cas.
- Niejednokrotnie robiłeś takie akcje,
Dean. Pamiętasz naszą pierwszą, oficjalną randkę?
- Tja. – odpowiedziałem rozmarzonym
głosem. – To było coś.
- Właśnie. Czy możesz kontynuować?
- Czekaj. Myślę teraz o tej akcji w
Impali. Mhm. – wymruczałem. Pocałowałem Castiela w tył głowy, odchrząknąłem i
wziąłem się z powrotem do demonstracji poprawnego, męskiego golenia. – Aleś się
tym wysmarował. – zaśmiałem się, opuszkami palców rozprowadzając piankę po
delikatnej skórze. Cas wpatrywał się w moje odbicie błękitnym, nieco
świdrującym wzrokiem. W jego oczach zauważyłem mieszane uczucia. Coś pokroju
zainteresowania, ale też speszenia. – Wszystko gra, skarbie? – Czułe słówka
przychodziły mi niesamowicie łatwo. Zupełnie nie przejmowałem się ich ckliwym
brzmieniem. Kiedyś, owszem miałbym z tym problem. Teraz, zupełnie nie.
- Wszystko w porządku, Dean. – zagryzł
wargę, marszcząc nos z niesmakiem. – Bleh, ale to ohydne. – Wytknął język,
ścierając z niego resztki białej pianki. Nie mogłem pohamować śmiechu.
- Kocham cię, Cas. – Odkręciłem wodę i
pomogłem mu wypłukać usta. – Kocham to, że każdego dnia mnie zadziwiasz. –
Objąłem jego ciało, mocno przyciskając do siebie. – Czasem zachowujesz się
niczym pewny siebie macho, a czasem tak rozkosznie niezdarnie… – Pocałowałem
odsłoniętą skórę szyi, językiem kreśląc nic nie znaczące wzory. Castiel posłał
w moje odbicie mordercze spojrzenie, które zignorowałem darując mu kolejny
pocałunek, lecz tym razem w kark.
- W końcu się tego nauczę.
- Czego?
- W końcu nauczę się golić.
- Póki co, nie narzekam. Mogę golić
twoją przystojna buzię, do póki dasz się macać po tyłku. – zażartowałem,
szczypiąc go w oba pośladki.
- Jesteś chory, Dean.
- Wiem. – Wzruszyłem ramionami.
Zgrabnie przesunąłem golarką po obu policzkach mężczyzny, omijając wcześniej
zranione miejsce. – Musisz to robić bardzo delikatnie, ale stanowczo. Widzisz?
- Tak. – Z uwagą wpatrywał się w moje
dłonie, ani na moment nie odrywając oczu.
- Czuję się, jak twój nauczyciel.
Super przystojny, utalentowany…
- Nie dodawaj sobie. – rzucił z
przekąsem. Nachylił się nad umywalką, opłukał twarz i wyszedł. Tak po prostu.
- Ej! Ale co ty?! Poczekaj!
***
- O której wychodzimy? – spytałem,
poprawiając krawat.
- Za jakiś kwadrans.
- Ehh… To znacz, ekstra! – Mój koniec
był bliski. Jedyne, co dodawało mi otuchy to sprośne fantazje, które
dzisiejszej nocy nareszcie miały się spełnić. Gdy tylko wrócimy z tego pożal
się Bogu przedstawienia…
- Umiesz myśleć tylko o jednym? –
spytał, kładąc mi dłoń na ramieniu. Delikatnie zacisnął palce, po czym przeniósł
je na moją szyję. – Zauważyłem, że robisz się czerwony. Na twoim czole pojawiły
się już drobne kropelki potu, a mamy tu przecież włączoną klimatyzację. Ponadto
lekko drżą ci dłonie. – Odruchowo spojrzałem w dół. Faktycznie. – Zagaduję
zatem, że musisz myśleć albo o mnie, albo o… - Twarz Casa wydawała mi się teraz
nadzwyczajnie idealna. Pomijając fakt, iż przed momentem dał popis swych
detektywistycznych sztuczek. Zmarszczył leciutko brwi, jakby zastanawiał się
nad tym, co chce powiedzieć. – albo o moim nagim ciele. – kontynuował. Powiedz
mi, czy kiedykolwiek robisz sobie przerwę?
- A widzisz, żebym często miewał
normalne ubarwienie twarzy?
- Oh.
- Co jest? Co za oh?
- Doszedłem do pewnego wniosku, Dean.
Często, gdy poświęcam czas na kontemplację…
- Na co?! Nie umówiliśmy się, że nie
będziesz używał takich trudnych słów?
- No tak, przepraszam. – wyszczerzył
szereg białych zębów. – Gdy poświęcam czas zadumie.
- Yhm. Mów dalej.
- No więc, gdy tak często dumam, zdaję
sobie sprawę jakim niewyżytym zwierzęciem jesteś, Dean.
- Ej! Bez przesady! Jakim znowu
zwierzęciem?
- Tak tylko mówię. – Znów wzruszył
ramionami z tą fałszywie udawaną obojętnością.
- Pamiętaj, że dzisiejszej nocy pokażę
ci, na co mnie naprawdę stać.
- Nie przestraszysz mnie. Mówiłem ci,
co czytam. Niektórzy autorzy mają niesłychanie bujną wyobraźnię. Niczym mnie
nie zaskoczysz, a już na pewno nie przestraszysz.
- Zobaczymy.
Podobała mi się nasza mała wymiana
zdań. Była niczym rozgrzewka przed ważną bitwą. Mógł zaprzeczać, ale w jego
oczach zawsze zobaczę prawdę. Nie ważne jak bardzo starałby się ją ukryć.
***
Wnętrze opery było olbrzymie.
Marmurowa posadzka pokryta gryzmołami ściany (gołe tyłki karłowatych aniołów ciężko
było nazwać jakąkolwiek sztuką) i sufit ozdobiony złotymi żyrandolami. Wedle
mojego skromnego gustu panował tu za duży przepych. Castiel z zafascynowaniem
przeglądał program, co jakiś czas wzdychając ze zdumienia. Chciałem dać mu
chwilę spokoju. Zresztą i tak na nic nie ragował, zbyt mocno pochłonięty czytaniem
tego badziewia. Podszedłem do niewyglądającej wygodnie kanapy i z rozżaleniem
wpatrywałem się w potężny zegar wiszący tuż przede mną. Miałem wrażenie, że
czas płynie w zwolnionym tempie. Złote wskazówki ślamazarnie pokazywały
upływające minuty. Zacisnąłem pięści i przyłożyłem jedną dłoń do ust. Tak
bardzo chciałem stamtąd wybiec i znaleźć się z powrotem w moim przytulnym
mieszkanku.
- Dean. – usłyszałem nagle moje imię.
Głos wołającego mężczyzny z pewnością nie należał do Castiela. Był o wiele
niższy i jakby znajomo prze mnie znienawidzony. Uniosłem głowę i ujrzałem GO.
Kiedyś łączył nas dość burzliwy związek, czego do dziś nie mogłem pojąć.
Ciągoty do istot nadprzyrodzonych, w dodatku płci męskiej nie były normalne.
Benny’ego i mnie różniło to, iż ja dawno zapomniałem, on jeszcze nie potrafił.
– Dean, miło cię widzieć, przyjacielu. – Wysunął prawą dłoń, czekając na ten
sam gest z mojej strony. Z nieukrywaną niechęcią podniosłem zadek i rzuciłem w
jego stronę obojętny uśmiech.
- Cześć Benny. – Ukradkiem zerknąłem
na Castiela. Gdyby tylko zauważył, że gadam ze swoim byłym, pewnie odwaliłby
jakąś kompromitującą scenkę. Całym sercem pragnąłem tego uniknąć.
- Nigdy nie mówiłeś, że kręcą cię
faceci w rajstopkach. – zaśmiał się głośno, wciąż irytująco wpatrując mi się w
oczy. – Chyba, że prowadzisz tu jakieś śledztwo ze swoim durnowatym
braciszkiem.
- Nie. Z resztą nie muszę ci się
tłumaczyć. – Na jego widok chciało mi się rzygać. Nienawidziłem go z całego
serca, ale za cholerę nie mogłem przestać myśleć o tym, co kiedyś nas łączyło.
W gruncie rzeczy, Benny był tylko zabawką, którą się pocieszyłem. Castiel
zapadł się pod ziemię. Mijały miesiące, a ja nie miałem od niego żadnych
wieści. Pozornie sprawiałem wrażenie, że wszystko ze mną w porządku. Sammy
wiele razy próbował porozmawiać o moich uczuciach. Wykręcałem się z tego, jak
tylko mogłem. Nie miałem ochoty z nikim dzielić się swoim smutkiem i rozpaczą.
W środku czułem się wrakiem człowieka, aż któregoś nieszczęsnego dnia napatoczył
się wampir. Przebrzydły krwiopijca, w którym chcąc czy nie chcąc postanowiłem
znaleźć pocieszenie. Zaufałem mu, wiedziałem, że mogę polegać, ale wciąż czułem
się zdrajcą. Wszystko zaczęło mnie przerastać. Niemal codziennie miałem
koszmary. Budziłem się w środku nocy z krzykiem i łzami w oczach. Sam zawsze
udawał, że śpi – cholerny skurczybyk. Zawsze na drugi dzień uśmiechał się do
mnie z dziwacznym wyrazem twarzy i mówił, że kiedyś wszystko się ułoży. Gdy
teraz wracam pamięcią do tych dni, wstydzę się za własną bezsilność.
- Jesteś zły. – stwierdził po chwili.
– Tylko nie wiem, dlaczego. To ja powinien być zły, za to w jaki sposób mnie
rzuciłeś.
- Kiedy zrozumiesz, że nigdy nas nic
nie łączyło? To był tylko seks, Benny. Nic po za tym. – Zniżyłem nieco ton,
widząc zniesmaczony grymas na twarzy jakieś staruchy. – Odpuść sobie wreszcie,
okey?
- Oh, czyli znów jesteś z tym
świętoszkiem? Zostawił cię na tak długo, nic nie mówiąc, a ty mu po prostu wybaczyłeś?
- Dałem mu popalić.
- Trudno mi w to uwierzyć.
- To już nie moja sprawa. Jeśli mogę
cię uprzejmie prosić, odwal się…
- Od nas. – Przełknąłem ślinę i
spojrzałem za siebie. – Jeśli mogę cię
już nie tak uprzejmie prosić, odwal się od Deana i ode mnie. – Cas zwrócił się
do nieco zaszokowanego Benny’ego.
- Nie przestraszysz mnie, aniołku.
- Odwal? – wymruczałem pod nosem. –
Wow... Ehm, h-hej Castiel! Coś się stało? – Jego oczy z jasnego błękitu
zmieniły się w ciemny granat. Na czoło wstąpiły wyraźne zmarszczki, zwiastujące
rychły wybuch. Wiedziałem, że jest wkurzony. Ba! Nawet bardzo, ale miałem
nadzieję, że jednak sobie odpuści.
- Jesteś Ben, mam rację? – zapytał
podejrzanym tonem, patrząc wampirowi prosto w oczy.
- Tak. – Ten prychnął od niechcenia.
Obydwie dłonie zacisnął w pięści, odchrząknął głośno i stanął naprzeciw
Castiela. Przez moment wpatrywali się w siebie w milczeniu.
- Ej, chłopaki dajcie spokój.
- …
- …
- Pamiętajcie, że jesteśmy w operze. –
Miałem wrażenie, że gadam do siebie.
- Więc Ben, jesteś wampirem, prawda?
- Jeszcze tak.
- Jeszcze? Czyżbyś znalazł odtrutkę
dla krwiopijców?
- Może. – Wzruszył ramionami. – Nic ci
do tego, świętoszku. – warknął. Jeszcze przed momentem ludzkie zęby zmieniły
się w wampirze. Dwa szeregi błyszczących, ostrych kłów! Wziąłem głęboki oddech
i z bijącym sercem zrobiłem kilka kroków w kierunku tych dwóch macho-kretynów.
Obydwoje zachowywali się absurdalnie. Urządzali sobie jakieś słowne potyczki,
zmierzające do najgorszego.
- Ben. – odezwałem się. Nie
zareagował. – Castiel. – Ten też mnie zignorował. Musiałem szybko coś wymyślić,
bo inaczej dojdzie do nierównego pojedynku między rozwścieczonym wampirem i
eks-aniołem. – Możecie mnie posłuchać?! – wrzasnąłem. Obydwoje zwrócili się w
moim kierunku, nie za bardzo wiedząc, jak się teraz zachować. – Dziękuję.
- Tylko spróbuj tknąć Deana, tymi
plugawymi łapami, a powyrywam ci wszystkie kończyny. Łącznie z twoją tępą łepetyną.
– Castiel wyrzucił z siebie jednym tchem. – Czego nie rozumiesz? Dean jedynie
chciał z tobą zaspokoić swoje zwierzęce instynkty, nic więcej. – kontynuował.
Zamurowało mnie. Za cholerę nie wiedziałem, co zrobić, ani co mam powiedzieć. –
Teraz ma mnie i będzie miał do końca swojego życia. Nie mam zamiaru już nigdy
go opuszczać, więc przykro mi, ale nie masz szans.
- Ty…
- Jeszcze nie skończyłem. – Cas uniósł
dłoń i skierował palcem w stronę tak samo zamurowanego wampira. – Deana i mnie
łączy więź. Nikt i nic nie może jej zerwać. Kocham go całym sercem i wiem, że
on czuje to samo do mnie. Jeśli jest coś, czego nadal nie możesz pojąć…
- Nie. Wszystko zrozumiałem.
- Zatem dziękuję, że mnie wysłuchałeś.
Życzę miłego wieczoru. – Uśmiechnął się serdecznie, uścisnął Benny’emu dłoń i
odwrócił się w moja stronę. – Dean, za dwadzieścia minut zacznie się spektakl.
Chciałbym iść już na salę.
- Oh, t-tak. Oczywiście! Narka, Benny!
– Pomachałem w jego stronę nie racząc choćby spojrzeniem. Złapałem Castiela za
nadgarstek i wciągnąłem do męskiej ubikacji.
- Dean, co ty…
- Zamknij się, Cas. Błagam cię, niż
już więcej nie mów. – wydusiłem z trudem. Zachowanie Castiela, jego pewność
siebie i to wszystko, co powiedział Benny’emu tak cholernie mnie podnieciło, że
dostałem najszybszego wzwodu w swoim życiu. Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tak
silnego podniecenia, co tam stojąc obok niego i tylko słuchając jego głosu. –
Teraz mam zamiar… - Przyłożyłem mu dłoń do ust i wepchnąłem do kabiny. Na całe
szczęście toaleta świeciła pustkami. – obciągnąć ci tak, że stracisz dech w
piersiach.
- C-co?
- Słyszałeś. Zdejmuj spodnie. –
Rozkazałem i nie czekając, aż zareaguje szybko opuściłem zbędne okrycie, aż do
samych kostek. – Widzę, że też jesteś podniecony. – zaśmiałem się. Spojrzałem w błękitne tęczówki. Strach,
podniecenie i milion pytań, które pewnie i tak mnie nie ominą. Chwyciłem go za
oba policzki i wpiłem się w ponętne usta. Językiem szybko wślizgnąłem się do
środka, delektując jak zawsze doskonałym smakiem i akordem jęków, które natychmiast
zaczęły opuszczać jego gardło.
- Mhm.
- Dobrze ci? – zapytałem, ściskając w
dłoniach nabrzmiałego członka. Mężczyzna stęknął głośno, ciągnąc mnie do
kolejnego nieco drapieżniejszego pocałunku. – Starczy tego. – wyszeptałem. –
Czas zabrać się do roboty. – Uklęknąłem i bez żadnego zastanowienia wziąłem
całego penisa w usta. Był wilgotny, twardy i czułem, że jest bliski wybuchu.
Lizałem, ssałem, obciągałem najlepiej, jak tylko potrafiłem. Wolną dłonią,
pieściłem swojego członka, choć miałem wrażenie, że zdążyłem dojść już z ponad
trzy razy.
- Mhm, Dean! – Wplótł palce w moje
włosy, ciągnąc pojedyncze kosmyki. Po chwili zsunął dłonie na plecy. Wbił
paznokcie w spoconą skórę i przeciągnął nimi od dołu po sam kark. Syknąłem z
bólu i jeszcze większego podniecenia. Miałem wrażenie, że ktoś wszedł do
pomieszczenia, ale słysząc głośne skomlenia i jęki, dość szybko zrezygnował z
zaspokojenia fizjologicznej potrzeby. – D- Dean, chyba ktoś tu wszedł, aghm!
- Mam to gdzieś, nie przeszkadzaj mi!
– Przesunąłem językiem po całym trzonie. – Byłeś tak cholernie, aghm! –
Doszedłem. Znowu. – Byłeś tak cholernie seksowny! – wydyszałem, łapiąc Castiela
za pośladki.
- Agh! Dean, ja już.. teraz! Aghm! –
pisnął. Poczułem rozpływającą się po wnętrzu ust ciepłą ciecz. Ochoczo zlizałem
mlecznobiałe krople, uważając, by żadnej nie przeoczyć. Rozkoszowałem się tym,
jakbym spijał słodki afrodyzjak, a nie faktycznie połykał spermę z
eks-anielskiego fiuta. – Dean, wstań i mnie pocałuj.
- Z miłą chęcią.
- Czy teraz ja mogę…
- Nie. Wytrzyj się, zapnij spodnie,
umyj ręce i wyjdź.
- Słucham?
- Czekaj na mnie przed wejściem na
salę, zrozumiano?
- Ale..
- Shh. – Przyłożyłem mu palec do ust.
– Było wspaniale. Nic mi teraz nie potrzeba. Wyjdź pierwszy, żeby ludzie
totalnie nie zbzikowali. Ja przyjdę za góra pięć minut. – Pokiwał głową i
wyszedł z kabiny. – Dean, ty faktycznie jesteś zwierzęciem. – mruknąłem do
siebie i wziąłem się za ścieranie swojego spełnienia z podłogi. – Jesteś
cholernym zwierzęciem.
***
Spektakl zaczął się punktualnie. Przez pierwsze pół godziny uważnie
obserwowałem wszystko to, co działo się na scenie. Kobiety i mężczyźni wili się
w tym dziwacznym tańcu, szczerząc się do siebie, jak głupki. Najbardziej
rozbrajający był koleś, odgrywający rolę bodajże nadwornego pazia, czy klauna.
Latał po całej scenie w tych okrutnie ciasnych galotach, robiąc z siebie
totalnego pajaca.
- On ma gołą dupę, czy stringi? –
spytałem Castiela, ale był tak mocno zaabsorbowany tym, co się tam działo, że
nawet nie raczył odpowiedzieć. – Cas! On ma gołą dupę, czy stringi? – Nie
dawałem za wygraną. Naprawdę mnie to nurtowało. Wszyscy tańczący tam mężczyźni
mieli krągłe (muszę przyznać, że nawet apetyczne) pośladki. Zastanawiałem się,
jak to możliwe, że nie odznaczała im się bielizna?
- Co ty pleciesz?
- Pytałem, czy…
- Doskonale wiem, o co pytałeś. –
Rzucił mi karcące spojrzenie. – Muszę cię zmartwić, ale nie znam na nie
odpowiedzi.
- A ciebie to nie nurtuję?
- Może.
- Widzisz! Jak tylko wrócimy do domu,
musimy to sprawdzić. – Cas pokiwał głową i głośno westchnął. – No co?!
- Nic. Oglądaj i nie gadaj. Proszę
cię.
- Dobrze, już dobrze. Będę grzeczny. –
Chcąc, czy nie - wróciłem wzrokiem na roztańczoną scenę. W ogóle nie zwracałem
uwagi na kościste baletnice, ani na to w jaki sposób ruszają stopami. Jedyne,
na co miałem ochotę patrzeć, to bijące po oczach klejnoty baleciarzy. Niektóre
duże, inne mniejsze lub stosunkowo okey. Porównywałem ich kształt lub stopień
widoczności. Miałem z tego niesamowitą frajdę.
- Co robisz?
- Słucham?
- Co robisz, Dean? – Głos Castiela był
ostry, niczym brzytwa.
- Patrzę na ptaszki. – zaśmiałem się.
– No co, kurdę? Jesteś zły, że to robię?
- Tak.
- Boże! Już nie będę, obiecuję.
- Prosiłem cię, byś nie wymawiał
imienia mojego Ojca, Dean.
Posłałem w jego stronę przepraszający
uśmiech. Chwilę później po całej sali rozniosły się głośne oklaski. Miałem
głupią nadzieję, że tu już koniec. Po zapoznaniu się z planem, dowiedziałem
się, że czekają na mnie jeszcze całe TRZY akty. Bezsilnie opadłem na fotel i
odchyliłem głowę do tyłu. „Musisz być dzielny, Dean. Dasz radę! Postaraj się
dla Castiela. Zrób to dla niego, przecież tak bardzo go kochasz!” Mentalny
monolog przerwała mi na
nowo
zaczynająca się mdła melodia. „Już koniec przerwy?!”
Na scenę weszło kilkanaście kobiet.
Stroje i komiczne ozdoby we włosach miały zapewne imitować ptactwo - gołębie,
czy łabędzie - mniejsza z tym. Ze zniecierpliwieniem wyczekiwałem pojawienia
się jakiegoś faceta. Tylko nimi mogłem nacieszyć oczy. Na te ohydnie wychudzone
szkarady nie dałem rady patrzeć. Nim się zorientowałem na scenę wbiegł
księciunio. Przez moment obserwowałem, jak wiruje w tańcu z jedną
kobieto-łabędzicą, gdy nagle moje oczy przesłoniła ciemność. Byłem już tak
znudzony i znużony, że po prostu zasnąłem. Gdy Castiel się zorientuje – zabije
mnie.
***
- I jak ci się podobało? – Słodki głos
Castiela zbudził mnie z niezbyt ciekawego snu. – Halo, Dean.
- Oh, tak. Bardzo mi się podobało.
- Dziękuję ci, że ze mną poszedłeś. To
naprawdę wiele dla mnie znaczy. – Pocałował mnie w policzek, dzięki czemu
poczułem się, jak prawdziwy dupek. – Kupmy butelkę czerwonego wina i wracajmy
już do domu. – Był taki podekscytowany i szczęśliwy. Dlaczego musiałem przespać
te durne przedstawienie? Znów go zawiodłem, cholera jasna! – W drodze opowiesz
mi o swoim wrażeniach. No chodź.
- Tak. – Odetchnąłem i zacząłem
główkować, jak wywinąć się od „wspólnego dzielenia się wrażeniami”. Castiel
nieprzerwanie mówił o tym, jak bardzo podobała mu się nastrojowa muzyka, lekki
taniec i uczucia bohaterów, których również doświadczał. Opowiedziałem mu o dwóch
pierwszych aktach, reszta była dla mnie wyłącznie czarną plamą.
- A jak podobało ci się zakończenie?
- Yyyy…
KONIEC.
Czyżby Cas miał maluteńką tajemnicę ze skrzydełkami, która jest powodem jego pewności siebie? :)
OdpowiedzUsuńCas, Cas, Cas.. jak nie Cas ;p nie umiem się przyzwyczaić do jego pewności siebie.
MaryKate
Owszem. Castiel skrywa pewną tajemnicę. Nie wiem, czy ją wyjawi w następnej części :p Być może przez to zdaje się w niektórych momentach tak pewny siebie ^^
UsuńPo pierwsze: czy KONIEC to naprawdę koniec?? Czy mogę liczyć na Lovely night? :D No bo gdzie będą obiecane kajdanki?! :P
OdpowiedzUsuńPo drugie: czasami oni są jak stare, dobre małżeństwo, a czasami jak niewyżyte nastolatki xD Bosko!
Po trzecie: powalił mnie Dean ze swoim "On ma gołą dupę, czy stringi?" :D No i cała rozmowa z "kontemplacją" jest genialna!
Mam nadzieję, że już nie będziesz znikać na tak długo :)
Alys
Nigdy w życiu! Oczywiście, że pojawi się następna część! Jeszcze dokładnie nie wiem kiedy, ale bd na 100% - także, o nic się nie martw :)
UsuńBardzo się cieszę, że ta część przypadła Ci do gustu :3 Obym podołała na tym piekielnym "Lovely Night" - chyba będę musiała obejrzeć jakieś hardcorowe porno xd
Hahaha... W takim razie polecam ostre BDSM :P
UsuńSuper opowiadanie! Uwielbiam Castiela i Deana. To jak ich kreujesz w Swoich opowiadaniach jest nieziemskie <3<3<3
UWIELBIAM!!! :*
PS. Ja jestem tu nowa, ale na pewno zostane na dluzej~!
Rainbow Unicorn/ Dead Parade
Oh, jak miło powitać nową czytelniczkę! Bardzo cieszę się i dziękuję za miłe słowa. Myślałam, że już mnie wszyscy opuścili -.-
UsuńMam nadzieję, że nie zawiodę i nadal bd się podobać moje wypociny:)
pozdrawiam!
Hahaha... Wypociny. Dobre sobie! To jest swietne, wiec nie obrazaj tego opowiadania ani zadnego innego Twego autorstwa. Jestes swietna autorka!
UsuńSzczerze mowiac to historie pisane przez Ciebie sa o wiele lepsze niz niejedna ksiazka, ktora przeczytalam (a sporo tego ;D Kocham czytac)!!!
No, wiec masz oficjalny zakaz obnizania poziomu swoich prac! No...
Pozdrawiam Cie goraco~ Rainbow Unicorn/ Dead Parade
Ojej... dziękuję. Chyba, nie wiem, co mam teraz napisać *blush*. Naprawdę to doceniam i chyba właśnie niezmiernie obrosłam w piórka xd
UsuńPodoba mi sie Twoj styl pisania. Czyta sie szybko, lekko i przyjemnie- czyli tak jak lubie najbardziej~! Oczywiscie uwielbiam Castiela, wiec nie ma opcji, zebym nie przeczytala! Co to to nie~!
OdpowiedzUsuńCzekam na ciag dalszy 'Lovely Night'. Nie moge sie tez doczekac 'Clumsy Ferret'. No i bardzo chetnie przeczytalabym dalsze losy Sebastiana z Twojego autorskiego opowiadania.
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam~!
Rainbow Cloud in ur head
Zawsze staram się pisać lekko... nie używam przekombinowanego słownictwa, po prostu piszę to, co mi na myśl przychodzi ;3 Tak, jak już pisałam.. "Lovely Night" pojawi się na 100%, tylko nie wiem kiedy dokładnie. Jeśli chodzi o CF, wiem, że trochę zaniedbałam to opow., ale jak już mam coś opubl. to niech to będzie coś porządnego, a nie jakieś szajs :/
UsuńSebastian, eh... stęskniłam się za nim. Już dawno wrzuciłabym kolejny rozdział, ale stanęłam w miejscu. Damn it! Muszę, jak najszybciej z tego wybrnąć. Serio -.-
Dziękuję cieplutko za wszystkie miłe słowa i również pozdrawiam! ;*
To jest CUDNE!!! ;33
OdpowiedzUsuńJa sie uzaleznilam od Twoich opowiadan! A rowniez jestem tu dosyc nowa, bo odkrylam tego bloga 2 tyg. temu. Zakochalam sie w nich ^_^ <3<3<3
Kiedy moge sie spodziewac czegos nowego?
Pozdrawiam~°~ Stranger
Witam!:) Ojeju.. znów nie wiem, co mam napisać.. dziękuję Ci ślicznie! Naprawdę nie sądziłam, że moje opow. mogę się komuś tak spodobać. Coś nowego? Postaram się wrzucić coś w niedzielę wieczorem. Postaram się! :))))
UsuńA ja nadal czakam na 'I'm too stupid, to be loved' żeby nie było ;p
OdpowiedzUsuńMaryKate
MaryKate, pamiętam słońce Ty moje! Spokojna głowa. Moja siostra również na to czeka i wciąż mi o tym dość dosadnie przypomina ._.
UsuńMusi mnie nawiedzić...
Haahaa... O Bosz! Dean na balecie?? Skad Ty bierzesz takie odjechane pomysly? Usmialam sie jak nie wiem. Moj chlopak dziwnie sie na mnie patrzyl jak sie smialam do komputera, ale juz jest przyzwyczajony do tego, ze ja nie jestem do konca normalna, wiec luzik :P
OdpowiedzUsuńFaajnie piszesz. Na serio. Wgl ja jestem tu nowa. Moja przyjaciolka (Rainbow Unicorn/Dead Parade) mi pokazala Twoj blog. Musze jej podziekowac, bo to bardzo fajny blog. Cudnie piszesz. Lubie Destiele, ale szczerze to o wiele bardziej podoba mi sie historia Sebastiana (kocham to imie *w*)
Oczywiscie zostaje na dluzej. Do konca i o jeden dzien dluzej~!
Niecierpliwie czekamna dalszy ciag.
Pozdrawiam~! Sh*ty <3
Wiesz, że uwielbiam obecny typ opowiadania, ale Fretką bym nie pogardziła. Tak dawno nie było nic nowego...
OdpowiedzUsuńTakże jakbyś miała troszeczkę czasu to wiesz :)
MaryKate
Aaah, jest kolejna część! :D
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi się podobała, ale o godzinie 3 w nocy raczej trudno mi cokolwiek skrytykować. XD
Potyczka Benny'ego i Casa, jedno wielkie wow. Idealnie to wypadło i również jestem ciekawa, jaką tajemnicę skrywa Castiel. <3 Nie wspomnę już o tym, jak kocham Cię za takie przedstawienie Bena, bo mimo miłości fandomu do niego, nigdy jakoś nie mogłam go znieść. XD
Nie mogę się doczekać Lovely Night, powodzenia i weny życzę. <3
Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję :( Odkąd zaczęłam studia nie mam na nic czasu. Huh. Mam zamiar wziąć się teraz za ostatnią część, mianowicie "Lovely night". Trzymaj kciuki i życz mi weny, bo naprawdę teraz tego potrzebuję! Dziękuję ślicznie za komentarz. Pozdrawiam cieplutko! ;*
Usuń