P.S. Poniższy rozdział dedykuję RU - gnido, wiesz jak się Ciebie boję? xd
Pana’s
POV:
- Przestań zachowywać się, jak gówniarz! – wrzasnął Dan.
Bezceremonialnie wepchnął mnie do tego przeklętego pomieszczenia, w którym
straciłem zdrowy rozsądek i zamknął za sobą drzwi. Ukradkiem spojrzałem na
kanapę. Błyskawicznie moją głowę zalała fontanna gorących wspomnień, które
napawały mnie teraz… obrzydzeniem. To, co zrobiliśmy nigdy nie powinno mieć
miejsca. Przez własną głupotę, obudziłem w sobie potwora, którego ukrywałem
przez tyle lat. Potwora, którego wstydziłem się pokazać światu. – Przebieraj
się! – rozkazał chłodnym tonem. – Dziś idziesz ze mną, rozumiesz?
Spanikowany rozejrzałem się wokół siebie. Nie
chciałem patrzeć Danielowi w oczy. Obawiałem się, że znów jakimś cudem uda mu
się mnie oczarować. Tak samo, jak zrobił to na korytarzu. Sposób w jaki do mnie
mówił, szeptał te cholerne czułe słówka. Jeszcze nikt nie zachowywał się w
stosunku do mnie, tak jak on. Jeszcze nigdy nie był tak odważny i pewny siebie.
Zaimponowało mi, ale też nieco zaskoczyło. Stojąc naprzeciw niego, słuchając
zachrypniętego głosu, czując ciepły dotyk – z minuty na minutę, stawałem się
coraz bardziej bezsilny.
- Nie rozkazuj mi. – wydusiłem z siebie po chwili.
- Przepraszam, do cholery jasnej! Cały dzień
zachowujesz się, jak jakaś pieprzona baba. – Zabolało, choć Feuerriegel miał
rację. Przeginałem, robiąc z siebie niezdecydowanego dzieciaka. – Zupełnie nie rozumiem,
co w ciebie wstąpiło!
- To wszystko jest dla mnie trudne! – wrzasnąłem,
zakładając skórzaną kurtkę. Wsunąłem rękę do kieszeni, w której trzymałem złotą
obrączkę. Tą, która stała się symbolem kłamstwa i mojego tchórzostwa. Szybko
wsunąłem ją na palec i przymknąłem oczy. Poczułem bolesny ucisk w klatce, jak
gdyby zabrakło mi powietrza. Ujrzałem twarz mojego synka. Niewinnej istotki,
której nie potrafiłem pokochać, choć starałem się z całych sił. Byłem bliski
histerycznego płaczu. – Nie widzisz tego? – Uniosłem dłoń, wymachując nią przed
twarzą mężczyzny. –
Jestem żonaty! Mam swoje obowiązki. Nie mogę tak po prostu wdać się w romans z
mężczyzną!
Danielle
– kobieta, której nigdy nie powinienem poznać. Ilekroć wracam do naszych
pierwszych randek, ilekroć wspominam te wszystkie puste słowa, którymi ją
karmiłem – zadaję sobie te same pytanie. Czemu Bóg zrobił ze mnie takiego
potwora? Choć od naszego ślubu minęły raptem cztery lata, każdy rok zrzucał na
mnie większy ciężar kłamstw. Będąc w domu, udając wzorowego ojca i męża plułem
mojej rodzinie w twarz. Spieprzyłem w swoim życiu tak wiele. Nie chciałem, by i ona była następna na liście.
-
Możesz i chcesz! – warknął. Dlaczego był takim popapranym egoistą? Gdyby
zastanowił się, w jakiej sytuacji mnie stawia. – Wiem to, nie oszukuj mnie.
- Sam się oszukujesz sądząc, że to wypali. Nigdy
nie będziemy razem, rozumiesz? Nigdy! – wrzasnąłem, wybiegając z pomieszczenia.
Trzasnąłem drzwiami, robiąc głośny huk. Zwróciłem uwagę kilku montażystów,
którzy wymienili ze sobą skonfundowane spojrzenia. – Na co się gapicie?! Koniec
przedstawienia. – Wybiegłem na dwór, chcąc jak najszybciej wsiąść do samochodu.
Dziwnie drżącą ręką wyciągnąłem kluczyki i nie oglądając się już za siebie
pojechałem w nieznanym sobie kierunku.
***
Mężczyzna stanął przed budynkiem, po raz setny rozważając wejście do środka. Zza ścian dochodziło głośna muzyka, bardziej przypominająca dudnienie niżeli konkretną piosenkę. Pana przełknął ślinę i zrobił kilka kroków w kierunku stojącej przed klubem grupki młodych ludzi. Założył kaptur na głowę i zajął miejsce w niewielkiej kolejce. W każdej chwili mógł wrócić do samochodu, lecz tego nie zrobił. Chciał przekonać się na własnej skórze, jak to jest... tam w środku. Wśród "tych" ludzi.
Nie minął kwadrans, gdy stanął twarzą w twarz z postawnym ochroniarzem.
- Wchodzisz, młody?
- Słucham? – zadrżał na dźwięk niskiego, męskiego
głosu. – Oh, tak. Przepraszam, zamyśliłem się. – Wziął głęboki oddech i nie
zadając sobie już żadnych pytań, wszedł do środka.
W pierwszej chwili uderzył go silny obuch
tytoniowego dymu. Zmrużył oczy, próbując dostrzec cokolwiek pomiędzy kolorową
grą świateł, a mrugającymi po oczach fleszami. Zrobił kilka kroków w przód,
niechcąco wpadając na wysokiego mężczyznę.
- Uważaj, jak chodzisz złotko. – wymruczał pewnym
tonem, łapiąc aktora za pośladki.
- Puszczaj mnie.
- Coś ty taki agresywny? – spytał, robiąc
głupkowatą minę. Pana zaczął żałować, że w ogóle przekroczył próg tego
podrzędnego klubu dla… gejów.
Po półtora godzinnej jeździe całkowicie bez sensu,
skręcił w pierwszą lepszą uliczkę. Wpierw minął podejrzaną przecznicę,
zauważając przy drodze wdzięczące się prostytutki. Broń Boże nie chciał
skorzystać z ich usług! Na samą myśl o seksie z którąś z tych roznegliżowanych
panienek, czuł niesmak. „Nie rozumiem tego, jak facet może zapuścić się w to
zapomniane przez Boga miejsce i uprawiać seks z tym czymś.”, pomyślał. Gdy
tylko udało mu się już opuścić „czerwoną dzielnicę”, znalazł się w tej części
miasta, do której nie zapuści się żaden heteroseksualny mężczyzna. Taylor
przełknął ślinę, czując strach i zażenowanie. Szybko zatrzymał się przy
niewielkim markecie i pchany niczym niewytłumaczalną siłą wyszedł z samochodu.
„Co ja tu do diabła robię?!”, rozejrzał się wokoło, widząc dziesiątki
nieznajomych twarzy. „Niech to szlag!”. Kolorowe witraże i tęczowe flagi w
oknach, biły po oczach swym przesytem. Mężczyźni ubrani w obcisłe topy i
lateksowe spodnie, przerośnięte kobiety z ekstrawaganckim makijażem i grupki
normalnych, niczym niewyróżniających się ludzi. Wszystko tworzyło perfekcyjnie
współgrającą ze sobą całość. Nikogo nie dziwił widok faceta w szpilkach, lesbijek
na motorach, ani dwóch zwyczajnych facetów trzymających się za ręce. Tu wszyscy
uważani byli za… równych sobie.
Aktor czuł już znużenie ciągłą walką ze zdrowym
rozsądkiem, którego mu z pewnością teraz brakowało. Przetarł twarz i ruszył
przed siebie. Drżącą ręką wyciągnął z kieszeni paczkę fajek, przez dłuższy
moment szukając zapalniczki.
- Gdzie ty… - urwał.
- Potrzebujesz ognia? – odezwał się niewysoki
chłopak. Podszedł do aktora lekko chwiejnym krokiem, rzucając w jego stronę
sugestywne spojrzenie. Pana zlustrował obcego jegomościa posępnym wzrokiem,
próbując bezsłownie wyminąć. – Hej! Do ciebie mówię. – Stanął naprzeciw
mężczyzny, torując przejście. – Poczekaj, chyba mam zapałki. – Chaotycznie
przeszukał wszystkie kieszenie, po chwili wyjmując zapalniczkę. – Zapalniczka,
czy zapałki… jeden pies. – Posłał aktorowi serdeczny uśmiech, drapiąc się w tył
głowy. Taylor niepewnie zbliżył się do chłopaka, biorąc papierosa w usta. –
Palenie szkodzi, wiesz?
- W-wiem. - Zapalił papierosa i bezsłownie poszedł
w przeciwnym kierunku.
- Ani dziękuję, ani w dupę pocałuj. Co za dziwny
typ. – Usłyszał za plecami. Błyskawicznie spalił całą fajkę, czując przyjemny
smak w ustach. Kątem oka zauważył bezwstydnie całujących się dwóch mężczyzn, co
wprawiło go w niepokojącą konsternację. „Muszę się napić.”, skwitował. I
właśnie w taki sposób trafił do klubu, w którym aktualnie obmacywał go jakiś
podejrzany typek.
- Wyluzuj koleżko. – Obmacywacz uniósł dłonie. –
Już cię nie dotykam. Co jest teraz z tymi facetami? – zapytał swojego towarzysza.
– Wszyscy tacy poważni…
***
Taylor czuł pod skórą dziwne podekscytowanie. Po
raz pierwszy był w gejowskim klubie, co budziło w nim zarówno fascynację, jak i
pewne obawy. Póki co, obrał sobie jeden cel: upić się. Nie chciał tracić świadomości,
a jedynie poczuć się wolny. Choć na moment uciec od przytłaczającej
rzeczywistości, z którą nie mógł sobie poradzić. Zdawał sobie sprawę z
idiotyzmu swojego pomysłu, ale nie miał ochoty po raz kolejny wdawać się w
durny dialog z rozsądną częścią mózgownicy. Dziś chciał zaszaleć i odreagować
po kłótni z Feuerriegelem. Miał nadzieję, że alkohol mu w tym pomoże.
Niepewnym krokiem podszedł do baru, siadając z dala
od grupki roześmianych mężczyzn. Przyszedł tu wypić, a nie zawierać znajomości!
Ignorując zalotne spojrzenia, zamówił kolejkę czystej wódki. Barman posłał w
jego stronę dość dwuznaczny uśmiech i podał zamówienie.
- Trzymaj słodziutki.
- Dzięki. – Z każdym następnym kieliszkiem tracił
poczucie świadomości. Wlewał w siebie coraz więcej alkoholu, nie zważając już
na podrywających go facetów. Zaczynał mieć z tego frajdę. Kokietował i
flirtował absolutnie nie przejmując się swoim zachowaniem. Nie przeszkadzało mu
to, że wzbudzał coraz większe zainteresowanie. Jednak na samych niewinnych
flirtach się kończyło, bo gdy tylko któryś z adoratorów chciał złapać kontakt
cielesny, Pana od razu się wzdrygał. Jedyną osobą, która mogła go dotykać - był
Daniel Feuerriegel. Tylko jemu Taylor dał takie prawo.
-
Mógłbyś przestać? – zwrócił się do chłopaka, który natrętnie podrywał go od
dobrych dwóch kwadransów. – Zaczynasz przeginać. Zabieraj łapę z mojego kolana.
-
Przepraszam. Poniosło mnie. – wymruczał zawstydzony, dopijając drugiego drinka.
– Już znikam.
-
Nie. – Pana wypił już ostatni kieliszek, po czym przywołał barmana gestem
dłoni. – Zostań.
-
Ale…
-
Nie przeszkadzasz mi, dopóki nie próbujesz mnie obmacywać. Nie odchodź. – Położył
dłoń na ramieniu skonfundowanego chłopaka. – Jak masz na imię? – Dzieciak mógł
mieć nie więcej, niż osiemnaście lat. Ciemna karnacja, doskonale współgrała z
kruczoczarnymi włosami i czekoladowymi oczami. Strój nie wyróżniał się niczym
szczególnym, prócz obcisłego topu uwydatniającego wyrzeźbione mięśnie. Swoją
osobą sprawiał wrażenie otwartego i przyjaznego chłopaka. Choć, jak na gust
Taylora był zbyt gadatliwym typem człowieka.
-
Mówiłem ci. Jak tylko do ciebie podszedłem, mając totalnego pietra… od razu się
przedstawiłem.
-
To było sześć, nie… siedem kieliszków temu. Chyba mi umknęło. – Aktor odwrócił
się w stronę rozkojarzonego nastolatka, lustrując go wzrokiem. – Więc?
-
Daniel. Jestem Daniel Carter. – Na dźwięk tego imienia, zadrżał podświadomie.
Przed oczami ujrzał niewyraźne sceny z dzisiejszych wydarzeń. Pocałunki,
namiętność jakiej nigdy nie czuł, zapomnienie. Szybko wyrzucił to z głowy,
skupiając się na postaci nowopoznanego towarzysza. – Coś się stało? Dziwnie
zbladłeś… na pewno wszystko gra?
-
N-nic mi nie jest. – odpowiedział wymijająco. – Jeszcze jedna kolejka! – Rzucił
w stronę barmana.
-
Nie przesadzasz? Jeszcze trochę, a będę musiał zbierać cię z podłogi i odwozić
do domu. Chociaż nie, przecież sam jestem wstawiony. Musielibyśmy znaleźć jakiś
inny sposób. Stąd odjeżdża chyba jakiś autobus…
-
Hotelu. – poprawił go, nie słuchając ciągnącej się paplaniny. – Mieszkam w
hotelu i mam pokój obok tego jebanego kretyna. Jak on śmiał wmawiać mi, że coś
do niego czuję?!
-
Chyba się pogubiłem. – odezwał się Carter. – Jakiego znowu kretyna? O czym ty
teraz mówisz?
-
Dana. Cholernego macho-playboya, który myśli, że może mieć wszystkich na kiwnięcie
palcem. Za każdą cenę! Pfff... dobre mi sobie. – wyrzucił z siebie potok słów,
które dusił w sobie od kilku godzin. Nie miał odwagi wypowiedzieć ich na głos,
lecz alkohol uporał się z tym „problemem”.
-
To twój były, tak?
-
Były?! Zwariowałeś?
-
Nie. Próbuję tylko zrozumieć, o czym do diabła mówisz. Możesz powiedzieć mi kim
jest ten cały Dan-kretyn-macho-playboy?
-
Kolega z pracy. – Mężczyzna wiedział, że nierozsądnie byłoby przyznanie się, w
jakiej branży pracował. Miał szczęście, że gówniarz go nie rozpoznał. W końcu
nie często spotyka się jeszcze niewyoutowanych aktorów w gejowskim klubie,
prawda?
-
Rozumiem, że jeśli nie jest twoim byłym… to jesteś w nim zakochany?
-
Czyś ty postradał zmysły?! Nigdy w życiu! Jak ty wpadasz na takie chore
pomysły, dzieciaku? – Pokiwał głową, czując już wpływ wypitego alkoholu. Głos
mu się załamywał, wzrok zaczynał płatać figle. – Byłeś kiedyś zakochany?
-
Tylko nie dzieciaku! – oburzył się. – Mam skończone osiemnaście lat!
-
No i? – Wypił kilka kolejnych kieliszków, rozkoszując się ciepłem rozlewającym
się po całym organizmie. – Pytałem, czy byłeś kiedyś zakochany?
-
Tak. Raz.
-
Ze wzajemnością, czy bez?
-
Wydawało mi się, że mnie kochał, ale pewnego razu przyłapałem go w łóżku z moim
kumplem. Był moim pierwszym… chłopakiem. Pamiętam, jak całymi dniami ryczałem.
Rozumiesz, że nawet chciałem mu wybaczyć?
-
Wybaczyłeś?
-
Nie. Tego samego dnia widziałem, jak kręcił już z jakimś kolesiem. A tak
zarzekał się, że mnie kocha. Byłem idiotą. – westchnął. – Barman! Kolejnego
browara!
-
Rozumiem. – Mało go obchodziło życie tego chłopaka. Szumiało mu w uszach, więc
i tak ledwo co słyszał. Chciał być po prostu uprzejmy, sam do końca nie
wiedząc, po co. Głośna muzyka coraz mocniej zachęcała go do wejścia na parkiet. Taylor odwrócił się i
spojrzał na dziką plątaninę ciał. Mężczyźni ocierali się w namiętnym tańcu,
całowali, pieścili. Gra światłocienia budowała jeszcze bardziej podniecającą
atmosferę. Aktor bez jakiegokolwiek zastanowienia wypił ostatni już kieliszek
wódki i szybko pociągnął nastolatka na parkiet.
W
głowie szalała przerażająca pustka.
PanDa! Nie wierzę! :D jak dawno tego nie było.. No i szybko się uwinęłaś z tą niespodzianką ;)
OdpowiedzUsuńBiedny Pana... Rany, skończyło się tak przygnębiająco. Nie ma to jak zagłuszyć ból i wątpliwości alkoholem :/ W ogóle jego żona ma na imię Danielle? Więc z jednej strony Danielle, a z drugiej Daniel? Ooo... nieźle.
A tak poza tym widać różnicę w stylu w porównaniu z CF, jest tak poważniej. Ale i tak bardzo dobrze :) Tylko czemu tak krótko??
Alys
PS. A kiedy będzie Sebryk??
No wiem... już długo tego nie pisałam;/ Hahaha, to nie jest TA niespodzianka, którą planuję jeszcze dodać;p W środku tygodnia pojawi się to, co planowałam dodać na początku. PanDę napisałam, pod wpływem chwili;p Ej, no właśnie... nie zwróciłam na to uwagi!xd Daniel i Danielle - spoooooko;p
UsuńDziękuję ślicznie za opinię;) I ej! To wcale nie jest krótko;_; Rozdział ma prawie 2 tys. słów. Po prostu przyzwyczaiłam Was nieco dłuższymi rozdziałami CF xd Te zazwyczaj mają nieco ponad 2 tys. ;p
P.S. Sebryk już niedługo! Obiecuję, tylko najpierw chcę napisać tą suprise dla Was (Anya, mnie zabiję jak tego nie opubl. w tym tygodniu -.- )
Pozdrawiam!;*
Rozpieszczasz nas xD
UsuńAlys
Jakoś muszę Wam wynagrodzić moją prawie dwumiesięczną nieobecność, nie? ;p
Usuńno, w porządku. Czekamy na niespodziankę *-*
OdpowiedzUsuńHehe:) Ktoś Ty taki? Przyznawać się! xd
UsuńProszę podpisujcie się pod komentarzami, bo wtedy jest mi dużo łatwiej, a tak się gubię :(