czwartek, 6 czerwca 2013

I.

Brunet spojrzał na kochanka, uśmiechając się pod nosem. Znów był szczęśliwy. Ostatnie dni były prawdziwym utrapieniem. Agron wraz ze Spartacusem i kilkorgiem ludzi wyruszył na podbój okolicznych wiosek, by zdobyć jedzenie i broń. Chłopak odchodził od zmysłów, nieustannie myśląc o ich powrocie. Bezcelowo snuł się po kątach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Codziennie modlił do Bogów, choć w głębi duszy nie wierzył w ich istnienie. Chciał jedynie, jak najszybciej znaleźć się w ramionach ukochanego. O nic więcej nie prosił. I choć rozłąka nie była długa, w żaden sposób nie mógł zaradzić na to, co czuł. Na początku nie spodziewał się tak silnej tęsknoty. Teraz jednak jego serce na reszcie przepełniała radość, umysł pożądanie, którego nie mógł pohamować. 

- Witaj z powrotem. – szepnął. – Tęskniłem.
- Ja również. Każdej nocy, każdego dnia… - Zagryzł wargę, nieśmiało spoglądając w czekoladowe tęczówki. – W końcu jesteśmy razem. Wyczekiwałem tego całym sercem.    
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że znów trzymasz mnie w swoich ramionach. – Objął mężczyznę, czule całując spierzchnięte wargi. Pieszczoty wyrwały z gardła obydwóch stłumiony jęk. Nasir wysunął koniuszek języka, liżąc kącik ust. – Stęskniłem się za twoim smakiem… - Pocałunkami powędrował na szyję. – za twoim zapachem… - Obojczyk. – twoim głosem… - Klatka piersiowa. – Liczyłem dni, by wreszcie być z tobą. – szepnął z nutką rozbawienia. – Wierz mi lub nie…  
- Wierzę w każde twe słowo. - Pogłaskał Syryjczyka po lekko zaróżowionych policzkach. – Moje ciało nieustannie błagało o dotyk, nie mogąc doczekać się naszego spotkania. - W ciemnych tęczówkach zauważył płonącą iskrę, która mogła zwiastować wyłącznie jedno.
- Agron…
- Musisz wiedzieć, że me serce na zawsze pozostanie przy tobie! – wtrącił nieco chaotycznie. – Już nigdy... – Wplótł palce w ciemne włosy, ciągnąc chłopaka do długiego pocałunku.
- Obiecaj mi, że już nigdy ode mnie nie odejdziesz.
- Obiecuję, przyrzekam! – krzyknął, bijąc się w lewą pierś.
- Bo jak nie, wiedz że spotka cię sroga kara. – Na twarzy pojawił się zalotny uśmiech. Uszczypnął blondyna w sutek, szybko wstając z łoża.
- Auć! – mruknął. – Dlaczego…
- Ej! Nie pozwoliłem ci mówić. – Pokiwał palcem. – Musisz słuchać moich poleceń.
- Takiej zabawy pragniesz?
- A czy ja powiedziałem, że będzie to zabawa?

Młodszy zagryzł wargę, walcząc z rozsadzającą umysł żądzą. Najchętniej porzuciłby całe te gry wstępne, od razu przechodząc do większych przyjemności. Lecz po co się spieszyć, gdy można czerpać rozkosz z powolnych tortur?  

- Połóż się na plecach. – Rozkazał, po niedługiej chwili milczenia. German szeroko otworzył oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Przełknął głośno ślinę, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Serce spazmatycznie rozsadzało klatkę. – Czemu mnie nie słuchasz?
- Przepraszam. – wyjąkał żałośnie. Spełnił prośbę, w napięciu czekając na dalsze instrukcje.  
- Rozbierz się.
- Tak. – Rozpiął skórzane sprzączki, po czym rozwiązał starty, wypłowiały materiał oplatający biodra. Wszystko rzucił w ciemny kąt, pozostając zupełnie nagim. Chłodne, nieco wilgotne powietrze drażniło wrażliwą skórę, powodując dreszcze. – Przyjdziesz do mnie? – spytał, kładąc ręce wzdłuż ciała. – Proszę.
- Jeszcze nie. – odpowiedział niskim głosem. – Nie odzywaj się nieproszony, bo pożałujesz. – Mimo chęci, nie udało mu się przybrać zbyt ostrego tonu. Odchrząknął, starając się brzmieć jak najbardziej srogo. – Rozumiesz mnie?
- Tak.
- Dotykaj się. Wszędzie. – szepnął, wsuwając dłoń za krawędź bielizny. Objął twardego członka, zaciskając na nim swe palce. Uważnie przyglądał się gladiatorowi, chłonąc z tego niesamowitą przyjemność. – Jęcz. Głośno!
- Mhmm… - Masował sztywną erekcję, czując na sobie skoncentrowane, spowite perwersją spojrzenie. Nie spodziewał się, tak intensywnej odpowiedzi swojego ciała. Każda komórka, zdawała się przeżywać własny orgazm, doskonale ze sobą współgrając. – Mhmhmm… - Drugą dłonią, gładził już lekko spoconą klatkę, drażniąc twarde sutki.

Sytuacja powoli zaczynała wymykać się spod kontroli. Agron wypychał biodra w górę, zaciskając palce na płóciennym posłaniu. Jego gardło opuszczały coraz głośniejsze wrzaski i błagania. Zacisnął powieki, czując krople potu spływające po skroniach. Krew szumiała w uszach, otępiając jego świadomość. Myślał wyłącznie o jednym – by móc wreszcie poczuć na sobie ciepłe dłonie, napuchnięte wargi. O niczym bardziej nie marzył! Otworzył usta, łapczywie połykając powietrze.

- Spokojnie, jestem tu. - wyszeptał. Nachylił się nad drżącym ciałem, całując brzuch, miednicę.
- Proszę, zrób to wreszcie…
- To ty miałeś spełniać moje zachcianki. – wtrącił się, liżąc prawą pachwinę. Wbił palce w uda mężczyzny, pozostawiając za sobą czerwone ślady. – Jednak w tej sytuacji, mogę zrobić wyjątek.
- Fuck the Gods!*
- Mhm… - Zacisnął wargi wokół wilgotnego członka. Językiem pieścił jego czubek, czując tak dobrze znany mu smak. Dokładnie wiedział, jak sprawić Germanowi wręcz diabelską rozkosz. Ostrożnie, nie wypuszczając penisa z ust, rozchylił nogi blondyna.
- Kurwa! - Nasir wsunął mu palce do ust. Ten szybko zaczął je ssać, wiedząc co zaraz nastąpi. – Taaak, zrób to…

Młodszy mężczyzna wsunął mokre palce do ciasnego wnętrza blondyna, równocześnie pieszcząc sztywne przyrodzenie. Agron odchylił głowę w tył, zagryzając dolną wargę. Drobna strużka krwi spłynęła po brodzie, lecz ból ten nikł, przy rozkoszy jaka bombardowała jego ciało.

- Aghm!

Oboje zniknęli w otchłani przyjemności. Niewielkie pomieszczenie wypełniły głośne westchnienia i pomruki. Brunet nie chcąc zbyt szybko doprowadzić kochanka do szczytowania, położył się obok niego, mrucząc zachęcająco.

- Chodź bliżej. – Oblizał wargi. – Tak mocno cię pragnę.
- Nasir. – zawył. – Co ty ze mną wyczyniasz?
- To, na co mam ochotę. Teraz twoja kolej. Wyliż mnie. – Położył się na brzuchu, wypinając pośladki. Po chwili poczuł wilgotny język, wsuwający się w jego wnętrze. Sapnął ciężko, zaciskając pięści. Sam był niemal bliski orgazmu, ale spowalniał go jak tylko potrafił. – Mhm…
- Czy dobrze, Domine*? – spytał kpiąco. Wbił paznokcie w plecy Syryjczyka, wsłuchując w donośny jęk. Ponownie wsunął język w ciasny otwór, czując zaciskające się na nim mięśnie. Młode ciało drżało spazmatycznie.  
- Wiesz, że taaa… - Wypchnął biodra, chcąc poczuć w sobie coś sztywniejszego. Odchylił głowę w bok, wołając mężczyznę do siebie. Ten nachylił się nad zaczerwienioną, spoconą twarzą dysząc lekko. – Pragnę wreszcie poczuć twojego kutasa. – szepnął. – Bierz się do roboty!
- Tak. – Szybko chwycił członka, naprowadzając go we „wskazane” miejsce.
- Aghm!
- Boli? – zapytał czule.  
- Trochę… Błagam, nie przestawaj! – Wyrzucił miednicę w górę, pochłaniając całego członka. – Aghm! Kurwa…

Agron wbijał się w przyjemnie ciepłe wnętrze, całując go po łopatkach, ramionach, karku. Lekko szarpnął bruneta za włosy, zmuszając do kolejnego i nieostatniego mokrego pocałunku. Z upływem chwili położył się na plecach. Nasir usiadł na jego biodrach, kołysząc ciałem w przód i tył. Spoglądał w zielone oczy, widząc w nich płomienną miłość. Tak, to było te uczucie. Jego serce podskoczyło po same gardło. Prawie nie zachłysnął się własną śliną, próbując wydusić z siebie kilka logicznie brzmiących słów.

- Jesteś najwspanialszym mężczyzną, jakiego poznałem. – Powiedział jednym tchem. Chwycił gladiatora za rękę, przykładając jego dłoń do swojego policzka. Pocałował miękką skórę, widząc lekkie zakłopotanie w jasnych tęczówkach. – Stało się coś?
- N-nie, tylko… - Podniósł się, opierając na łokciach. Młodszy nadal kołysał swoim ciałem, dekoncentrując blondyna cichymi pomrukami i rozkosznym spojrzeniem. Ten wziął szybki haust powietrza, nie potrafiąc złożyć sensownego zdania. Mózg wypełniła papka nasiąknięta bzdurami, których lepiej nie wymawiać. – Aghm…
- Czyżbyś nie mógł się skupić? – zakpił pod nosem. Powoli uniósł biodra, gwałtownie opadając z powrotem. – Dotykaj mnie.
- Tak, Domine. – Uśmiechnął się szeroko. Chwycił wilgotną erekcje, posuwiście masując cały trzon. Kciukiem pieścił czubek, widząc pierwsze krople spełnienia.
- Mhm!

Obydwoje osiągnęli orgazm w tym samym czasie. Nasir trysnął białą spermą na umięśniony tors i brzuch, czując w sobie rozlewające rozkoszne ciepło. Nie wysuwając członka, położył się na nagiej, lekko klejącej klatce i wtulił w szyję ukochanego. Ten objął go, przyciskając jeszcze bliżej siebie. Choć mógł powiedzieć teraz tak wiele. Choć chciał wyszeptać wszystko, co kryło się w jego sercu – nie był to odpowiedni moment. Pocałował Syryjczyka w czoło i przymknął oczy.

***

- Duro! – Poklepał mężczyznę po plecach. Ten odwrócił się zaskoczony, po chwili wtulając w ciało starszego brata. – Jesteś wreszcie! 
- Jak widać.
- Wczoraj chciałem się przywitać, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć, choć mówili że już wróciłeś. Gdzieś się podziewał?
- To tu, to tam. – Wyszczerzył się głupio. – Witaj bracie! – Pokazał szereg białych zębów, wieszając się na szyi wyższego.
- Dobrze już.
- Nie mogę tęsknić za swym braciszkiem? – zarechotał głośno.
- Oczywiście, że możesz. Ale nigdy nie wybaczę ci, że znikłeś na prawie dwadzieścia nocy, nie dając znaku życia. – Klepnął chłopaka w tył głowy. - Odchodziłem od zmysłów, pizdo!
- Powiedziałem ci dokąd zmierzam.
- Ale nie raczyłeś przyznać, na jak długo!
- Nic mi się nie stało. Żyję, a to chyba najważniejsze, nie? 
- Yhm, ale do rzeczy. Pragnę ci kogoś przedstawiać. – Głos wibrował radośnie, przez co blondyn zdawał się niezwykle podekscytowany. - Ta osoba jest dla mnie bardzo ważna, więc zachowuj się, jak należy. – Ostrzegająco uniósł palec, kiwając bratu przed nosem. – Rozumiesz?
- Yhm. – Obojętnie wzruszył ramionami, jakby nie słysząc skierowanych do niego słów.
- Więc, co takiego robiłeś przez tyle dni?
- Z życia korzystałem w towarzystwie pięknych niewiast. – Puścił oczko w kierunku stojącycych blondynek, jednak ani jedna nie raczyła go choćby spojrzeniem. – Co jest ze mną nie tak, że mnie kobiety nie pragną? – mruknął pod nosem. – Tutaj, każda jedna woli tego pijanego obrzydliwca!
- Pech. – zakpił. – Idziemy?
- Gdzie?
- Mówiłem, że pragnę ci kogoś przedstawić…
- Ach tak, przepraszam. Znam ją?
- Raczej go. – Na twarz wpełznął czerwony rumieniec. Uśmiechnął się nieśmiało, drapiąc w czubek głowy. – Zapomniałem wspomnieć, w kim gustuję?
- Na to wychodzi. – Zaśmiał się. – Więc? Znam go?
- Być może. – Rozejrzał się w poszukiwaniu kochanka. Ten stał niedaleko, żywo rozmawiając z Gannicusem. Długowłosy blondyn próbował wcisnąć mu kieliszek wina, opowiadając o milionie zalet owego trunku. Objął go, szepcząc coś do ucha. – Puść go! – warknął, podbiegając w stronę gladiatora.
- Dobrze. – Uniósł dłonie. – Spokojnie. Tylko wymienialiśmy nasze spostrzeżenia na temat tego, czy pieprzysz jak prawdziwy bóg.
- Agron! – wrzasnął, powstrzymując blondyna przed rzuceniem się na rozbawionego Celta. – On żartuje! Opanuj się do cholery!
- Jeszcze słowo… - Poczuł delikatny pocałunek na wargach.
- Już? Uspokoiłeś się?
- Mhm… Chodź, muszę ci kogoś przedstawić… - szepnął między kolejnymi, nieco głębszymi pocałunkami. – Proszę, przestań… tracę zmysły. – Odsunął bruneta i chwycił go za rękę. – Chcesz bym kiedyś wyzionął ducha, przez twoje niecne uczynki?
- Nigdy. – Pokręcił przecząco głową. – Kogo mam poznać?
- Mojego brata.

Podeszli do stojącego, szczupłego chłopaka. Duro uśmiechnął się serdecznie, podając rękę speszonemu Syryjczykowi. Przywitali się, wymieniając przyjazne spojrzenia. Agron objął bruneta, dyskretnie całując w policzek. Serce znów wzniosło się w przestworza, rozlewając ciepło po całym ciele. Czuł się naprawdę szczęśliwy. Przez dłuższą chwilę, rozmawiali na neutralne tematy, od czasu do czasu wymieniając się poglądami na temat trwającego buntu.     

- Agron! – krzyknął Donar, kiwając do przyjaciela. – Spartacus cię wzywa!
- Już idę! – odpowiedział, zdzierając gardło. Spojrzał przepraszająco, całując bruneta w usta, nieco dłużej niż było to konieczne. – Uważaj na niego, bywa nieznośny. – szepnął mu do ucha. – Jak wrócę, to się tobą zajmę. – Wysunął koniuszek języka, chcąc polizać płatek ucha, jednak został brutalnie odciągnięty. – Co ty wyprawiasz?!
- Spartacus cię wzywa, nie każ mu czekać. – odszczekał młody Germanin, uśmiechając się cwaniacko. 
- Od kiedy…
- Od dziś.

Blondyn wzruszył ramionami, ostatni raz spoglądając na ukochanego. Gdyby tylko mógł, spędzałby z nim każdą chwilę. Jeszcze nigdy nie czuł się w ten sposób. Nie porzucając trapiących umysł myśli, wbiegł do niewielkiego pomieszczenia. Spartacus wraz z Crixusem stali za drewnianym stolikiem, uważnie wpatrując się w rozłożoną na nim wyblakłą mapę. Żywo dyskutowali na temat podbijania kolejnych ziem i niesienia pomocy niewolnikom. Po chwili wszedł Gannicus, którego Agron powitał zirytowanym spojrzeniem. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się idiotycznie, unosząc czarę wina.

- Nadal żywisz do mnie urazę, bracie? Mówiłem te głupoty, pod namową okrutnego Momusa*, który przecież słynie z drwin i żartów. – Poklepał Germanina po plecach, czekając na odpowiedź. – Nie obrażaj się.
- Jeszcze raz go tkniesz…
- Źle rozumiesz moje intencje. W przeciwieństwie do ciebie, wolę ruchać wilgotne cipki.
- Ygh… - Skrzywił się. – Więc, o chodzi Spartacusie? Dlaczego mnie wezwałeś? – spytał, nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje z ledwie trzeźwym Celtem.
- Otóż…

***

Zaraz po odejściu Agrona, Nasir poczuł się niesamowicie dziwnie. Duro zamilkł, a uśmiech spełzł mu z twarzy niemal tak szybko, jak się pojawił. Skrzyżował ręce na klatce, odchodząc pół kroku. Syryjczyk zastanawiał się nad tak raptowną zmianą w zachowaniu chłopaka. Dyskretnie spojrzał w ciemne oczy, w których nie ujrzał niczego, prócz agresji i złości.

- Widzę, że spochmurniałeś. – stwierdził, ostrożnie ważąc słowa. Chłopak nie odpowiedział, mierząc go zdegustowanym spojrzeniem. Jeszcze przed chwilą uradowane serce, teraz zalała nieprzyjemna fala goryczy. Przez moment zastanowił się, czy nie powiedział czegoś, co mogło przypadkowo urazić młodego szatyna. W przyśpieszonym tempie przypomniał sobie przebieg rozmowy, nie wyłapując jednak niczego konkretnego. – Miło było cię poznać. – Porzucając bezsensowne rozmyślenia, pragnął pożegnać się i odejść. – Muszę już…
- Zamilcz. – Wtrącił się. Jego głos był ostry, niczym brzytwa. – To ty jesteś miłością mojego brata? Dobre sobie. - Łypnął na skonfundowanego bruneta. – Nie wiem, co w tobie widzi.    
- Nie rozumiem.
- Posłuchaj mnie uważnie, niewolniku. – Chwycił Nasira za podbródek. – Agron jest moim bratem. Mamy tylko siebie. Nie chcę, by ktokolwiek stawał między nim a mną.
- Już nie jestem niewolnikiem! Zresztą ty też nim byłeś! – Chciał się wyszarpnąć, jednak ucisk był zbyt mocny.
- W przeciwieństwie do ciebie, byłem gladiatorem. – warknął dumnie. – Walczyłem na Arenie…
- Z tego, co słyszałem niezbyt dobrym. – prychnął kpiąco. – Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? Agron jest ze mną szczęśliwy. Żałosna jest twa prośba, bym go zostawił.
- Nie zrozumiałeś moich słów, psie? Masz dać mu spokój!
- Nie! – Odepchnął bruneta. – On jest miłością mojego życia i nie mam zamiaru zostawić go dla kaprysu niedojrzałego gówniarza. Zastanów się, co mówisz!
- Zobaczymy. – rzucił na odchodne. W środku czuł poczucie winy. Nasir był miłym chłopakiem, gdyby nie fakt, że pieprzy się z jego bratem, może by go nawet polubił. Sytuacja jednak na to nie pozwalała. Duro czuł się zagrożony. Teraz nie on, był oczkiem w głowie Agrona, lecz jego kochaś. Duro nie mógł do tego dopuścić. – Jestem ciekaw, ile jesteś w stanie znieść w imię miłości. – mruknął, idąc w stronę dziedzińca.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz