I.
Brunet spojrzał na kochanka,
uśmiechając się pod nosem. Znów był szczęśliwy. Ostatnie dni były prawdziwym
utrapieniem. Agron wraz ze Spartacusem i kilkorgiem ludzi wyruszył na podbój
okolicznych wiosek, by zdobyć jedzenie i broń. Chłopak odchodził od zmysłów,
nieustannie myśląc o ich powrocie. Bezcelowo snuł się po kątach, nie wiedząc co
ze sobą zrobić. Codziennie modlił do Bogów, choć w głębi duszy nie wierzył w
ich istnienie. Chciał jedynie, jak najszybciej znaleźć się w ramionach
ukochanego. O nic więcej nie prosił. I choć rozłąka nie była długa, w żaden
sposób nie mógł zaradzić na to, co czuł. Na początku nie spodziewał się tak
silnej tęsknoty. Teraz jednak jego serce na reszcie przepełniała radość, umysł
pożądanie, którego nie mógł pohamować.
- Witaj z powrotem. – szepnął. –
Tęskniłem.
- Ja również. Każdej nocy, każdego
dnia… - Zagryzł wargę, nieśmiało spoglądając w czekoladowe tęczówki. – W końcu
jesteśmy razem. Wyczekiwałem tego całym sercem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę
się, że znów trzymasz mnie w swoich ramionach. – Objął mężczyznę, czule całując
spierzchnięte wargi. Pieszczoty wyrwały z gardła obydwóch stłumiony jęk. Nasir
wysunął koniuszek języka, liżąc kącik ust. – Stęskniłem się za twoim smakiem… -
Pocałunkami powędrował na szyję. – za twoim zapachem… - Obojczyk. – twoim
głosem… - Klatka piersiowa. – Liczyłem dni, by wreszcie być z tobą. – szepnął z
nutką rozbawienia. – Wierz mi lub nie…
- Wierzę w każde twe słowo. - Pogłaskał
Syryjczyka po lekko zaróżowionych policzkach. – Moje ciało nieustannie błagało
o dotyk, nie mogąc doczekać się naszego spotkania. - W ciemnych tęczówkach
zauważył płonącą iskrę, która mogła zwiastować wyłącznie jedno.
- Agron…
- Musisz wiedzieć, że me serce na
zawsze pozostanie przy tobie! – wtrącił nieco chaotycznie. – Już nigdy... –
Wplótł palce w ciemne włosy, ciągnąc chłopaka do długiego pocałunku.
- Obiecaj mi, że już nigdy ode mnie nie
odejdziesz.
- Obiecuję, przyrzekam! – krzyknął,
bijąc się w lewą pierś.
- Bo jak nie, wiedz że spotka cię sroga
kara. – Na twarzy pojawił się zalotny uśmiech. Uszczypnął blondyna w sutek,
szybko wstając z łoża.
- Auć! – mruknął. – Dlaczego…
- Ej! Nie pozwoliłem ci mówić. –
Pokiwał palcem. – Musisz słuchać moich poleceń.
- Takiej zabawy pragniesz?
- A czy ja powiedziałem, że będzie to
zabawa?
Młodszy zagryzł wargę, walcząc z
rozsadzającą umysł żądzą. Najchętniej porzuciłby całe te gry wstępne, od razu
przechodząc do większych przyjemności. Lecz po co się spieszyć, gdy można
czerpać rozkosz z powolnych tortur?
- Połóż się na plecach. – Rozkazał, po
niedługiej chwili milczenia. German szeroko otworzył oczy, nie wiedząc co
powiedzieć. Przełknął głośno ślinę, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Serce
spazmatycznie rozsadzało klatkę. – Czemu mnie nie słuchasz?
- Przepraszam. – wyjąkał żałośnie.
Spełnił prośbę, w napięciu czekając na dalsze instrukcje.
- Rozbierz się.
- Tak. – Rozpiął skórzane sprzączki, po
czym rozwiązał starty, wypłowiały materiał oplatający biodra. Wszystko rzucił w
ciemny kąt, pozostając zupełnie nagim. Chłodne, nieco wilgotne powietrze
drażniło wrażliwą skórę, powodując dreszcze. – Przyjdziesz do mnie? – spytał,
kładąc ręce wzdłuż ciała. – Proszę.
- Jeszcze nie. – odpowiedział niskim
głosem. – Nie odzywaj się nieproszony, bo pożałujesz. – Mimo chęci, nie udało
mu się przybrać zbyt ostrego tonu. Odchrząknął, starając się brzmieć jak
najbardziej srogo. – Rozumiesz mnie?
- Tak.
- Dotykaj się. Wszędzie. – szepnął,
wsuwając dłoń za krawędź bielizny. Objął twardego członka, zaciskając na nim
swe palce. Uważnie przyglądał się gladiatorowi, chłonąc z tego niesamowitą
przyjemność. – Jęcz. Głośno!
- Mhmm… - Masował sztywną erekcję,
czując na sobie skoncentrowane, spowite perwersją spojrzenie. Nie spodziewał
się, tak intensywnej odpowiedzi swojego ciała. Każda komórka, zdawała się
przeżywać własny orgazm, doskonale ze sobą współgrając. – Mhmhmm… - Drugą
dłonią, gładził już lekko spoconą klatkę, drażniąc twarde sutki.
Sytuacja powoli zaczynała wymykać się
spod kontroli. Agron wypychał biodra w górę, zaciskając palce na płóciennym
posłaniu. Jego gardło opuszczały coraz głośniejsze wrzaski i błagania. Zacisnął
powieki, czując krople potu spływające po skroniach. Krew szumiała w uszach,
otępiając jego świadomość. Myślał wyłącznie o jednym – by móc wreszcie poczuć
na sobie ciepłe dłonie, napuchnięte wargi. O niczym bardziej nie marzył! Otworzył
usta, łapczywie połykając powietrze.
- Spokojnie, jestem tu. - wyszeptał.
Nachylił się nad drżącym ciałem, całując brzuch, miednicę.
- Proszę, zrób to wreszcie…
- To ty miałeś spełniać moje
zachcianki. – wtrącił się, liżąc prawą pachwinę. Wbił palce w uda mężczyzny,
pozostawiając za sobą czerwone ślady. – Jednak w tej sytuacji, mogę zrobić
wyjątek.
- Fuck the Gods!*
- Mhm… - Zacisnął wargi wokół
wilgotnego członka. Językiem pieścił jego czubek, czując tak dobrze znany mu smak.
Dokładnie wiedział, jak sprawić Germanowi wręcz diabelską rozkosz. Ostrożnie,
nie wypuszczając penisa z ust, rozchylił nogi blondyna.
- Kurwa! - Nasir wsunął mu palce do
ust. Ten szybko zaczął je ssać, wiedząc co zaraz nastąpi. – Taaak, zrób to…
Młodszy mężczyzna wsunął mokre palce do
ciasnego wnętrza blondyna, równocześnie pieszcząc sztywne przyrodzenie. Agron
odchylił głowę w tył, zagryzając dolną wargę. Drobna strużka krwi spłynęła po
brodzie, lecz ból ten nikł, przy rozkoszy jaka bombardowała jego ciało.
- Aghm!
Oboje zniknęli w otchłani przyjemności.
Niewielkie pomieszczenie wypełniły głośne westchnienia i pomruki. Brunet nie
chcąc zbyt szybko doprowadzić kochanka do szczytowania, położył się obok niego,
mrucząc zachęcająco.
- Chodź bliżej. – Oblizał wargi. – Tak
mocno cię pragnę.
- Nasir. – zawył. – Co ty ze mną
wyczyniasz?
- To, na co mam ochotę. Teraz twoja
kolej. Wyliż mnie. – Położył się na brzuchu, wypinając pośladki. Po chwili
poczuł wilgotny język, wsuwający się w jego wnętrze. Sapnął ciężko, zaciskając
pięści. Sam był niemal bliski orgazmu, ale spowalniał go jak tylko potrafił. –
Mhm…
- Czy dobrze, Domine*? – spytał kpiąco.
Wbił paznokcie w plecy Syryjczyka, wsłuchując w donośny jęk. Ponownie wsunął
język w ciasny otwór, czując zaciskające się na nim mięśnie. Młode ciało drżało
spazmatycznie.
- Wiesz, że taaa… - Wypchnął biodra,
chcąc poczuć w sobie coś sztywniejszego. Odchylił głowę w bok, wołając
mężczyznę do siebie. Ten nachylił się nad zaczerwienioną, spoconą twarzą dysząc
lekko. – Pragnę wreszcie poczuć twojego kutasa. – szepnął. – Bierz się do
roboty!
- Tak. – Szybko chwycił członka,
naprowadzając go we „wskazane” miejsce.
- Aghm!
- Boli? – zapytał czule.
- Trochę… Błagam, nie przestawaj! –
Wyrzucił miednicę w górę, pochłaniając całego członka. – Aghm! Kurwa…
Agron wbijał się w przyjemnie ciepłe
wnętrze, całując go po łopatkach, ramionach, karku. Lekko szarpnął bruneta za
włosy, zmuszając do kolejnego i nieostatniego mokrego pocałunku. Z upływem
chwili położył się na plecach. Nasir usiadł na jego biodrach, kołysząc ciałem w
przód i tył. Spoglądał w zielone oczy, widząc w nich płomienną miłość. Tak, to
było te uczucie. Jego serce podskoczyło po same gardło. Prawie nie zachłysnął
się własną śliną, próbując wydusić z siebie kilka logicznie brzmiących słów.
- Jesteś najwspanialszym mężczyzną,
jakiego poznałem. – Powiedział jednym tchem. Chwycił gladiatora za rękę,
przykładając jego dłoń do swojego policzka. Pocałował miękką skórę, widząc lekkie
zakłopotanie w jasnych tęczówkach. – Stało się coś?
- N-nie, tylko… - Podniósł się,
opierając na łokciach. Młodszy nadal kołysał swoim ciałem, dekoncentrując
blondyna cichymi pomrukami i rozkosznym spojrzeniem. Ten wziął szybki haust
powietrza, nie potrafiąc złożyć sensownego zdania. Mózg wypełniła papka
nasiąknięta bzdurami, których lepiej nie wymawiać. – Aghm…
- Czyżbyś nie mógł się skupić? – zakpił
pod nosem. Powoli uniósł biodra, gwałtownie opadając z powrotem. – Dotykaj
mnie.
- Tak, Domine. – Uśmiechnął się
szeroko. Chwycił wilgotną erekcje, posuwiście masując cały trzon. Kciukiem
pieścił czubek, widząc pierwsze krople spełnienia.
- Mhm!
Obydwoje osiągnęli orgazm w tym samym
czasie. Nasir trysnął białą spermą na umięśniony tors i brzuch, czując w sobie
rozlewające rozkoszne ciepło. Nie wysuwając członka, położył się na nagiej,
lekko klejącej klatce i wtulił w szyję ukochanego. Ten objął go, przyciskając
jeszcze bliżej siebie. Choć mógł powiedzieć teraz tak wiele. Choć chciał
wyszeptać wszystko, co kryło się w jego sercu – nie był to odpowiedni moment.
Pocałował Syryjczyka w czoło i przymknął oczy.
***
- Duro! – Poklepał mężczyznę po
plecach. Ten odwrócił się zaskoczony, po chwili wtulając w ciało starszego
brata. – Jesteś wreszcie!
- Jak widać.
- Wczoraj chciałem się przywitać, ale
nigdzie nie mogłem cię znaleźć, choć mówili że już wróciłeś. Gdzieś się
podziewał?
- To tu, to tam. – Wyszczerzył się
głupio. – Witaj bracie! – Pokazał szereg białych zębów, wieszając się na szyi
wyższego.
- Dobrze już.
- Nie mogę tęsknić za swym braciszkiem?
– zarechotał głośno.
- Oczywiście, że możesz. Ale nigdy nie
wybaczę ci, że znikłeś na prawie dwadzieścia nocy, nie dając znaku życia. –
Klepnął chłopaka w tył głowy. - Odchodziłem od zmysłów, pizdo!
- Powiedziałem ci dokąd zmierzam.
- Ale nie raczyłeś przyznać, na jak
długo!
- Nic mi się nie stało. Żyję, a to
chyba najważniejsze, nie?
- Yhm, ale do rzeczy. Pragnę ci kogoś
przedstawiać. – Głos wibrował radośnie, przez co blondyn zdawał się niezwykle
podekscytowany. - Ta osoba jest dla mnie bardzo ważna, więc zachowuj się, jak
należy. – Ostrzegająco uniósł palec, kiwając bratu przed nosem. – Rozumiesz?
- Yhm. – Obojętnie wzruszył ramionami, jakby
nie słysząc skierowanych do niego słów.
- Więc, co takiego robiłeś przez tyle
dni?
- Z życia korzystałem w towarzystwie pięknych
niewiast. – Puścił oczko w kierunku stojącycych blondynek, jednak ani jedna nie
raczyła go choćby spojrzeniem. – Co jest ze mną nie tak, że mnie kobiety nie
pragną? – mruknął pod nosem. – Tutaj, każda jedna woli tego pijanego
obrzydliwca!
- Pech. – zakpił. – Idziemy?
- Gdzie?
- Mówiłem, że pragnę ci kogoś
przedstawić…
- Ach tak, przepraszam. Znam ją?
- Raczej go. – Na twarz wpełznął
czerwony rumieniec. Uśmiechnął się nieśmiało, drapiąc w czubek głowy. –
Zapomniałem wspomnieć, w kim gustuję?
- Na to wychodzi. – Zaśmiał się. –
Więc? Znam go?
- Być może. – Rozejrzał się w
poszukiwaniu kochanka. Ten stał niedaleko, żywo rozmawiając z Gannicusem.
Długowłosy blondyn próbował wcisnąć mu kieliszek wina, opowiadając o milionie
zalet owego trunku. Objął go, szepcząc coś do ucha. – Puść go! – warknął,
podbiegając w stronę gladiatora.
- Dobrze. – Uniósł dłonie. – Spokojnie.
Tylko wymienialiśmy nasze spostrzeżenia na temat tego, czy pieprzysz jak
prawdziwy bóg.
- Agron! – wrzasnął, powstrzymując
blondyna przed rzuceniem się na rozbawionego Celta. – On żartuje! Opanuj się do
cholery!
- Jeszcze słowo… - Poczuł delikatny
pocałunek na wargach.
- Już? Uspokoiłeś się?
- Mhm… Chodź, muszę ci kogoś
przedstawić… - szepnął między kolejnymi, nieco głębszymi pocałunkami. – Proszę,
przestań… tracę zmysły. – Odsunął bruneta i chwycił go za rękę. – Chcesz bym
kiedyś wyzionął ducha, przez twoje niecne uczynki?
- Nigdy. – Pokręcił przecząco głową. –
Kogo mam poznać?
- Mojego brata.
Podeszli do stojącego, szczupłego
chłopaka. Duro uśmiechnął się serdecznie, podając rękę speszonemu Syryjczykowi.
Przywitali się, wymieniając przyjazne spojrzenia. Agron objął bruneta,
dyskretnie całując w policzek. Serce znów wzniosło się w przestworza,
rozlewając ciepło po całym ciele. Czuł się naprawdę szczęśliwy. Przez dłuższą
chwilę, rozmawiali na neutralne tematy, od czasu do czasu wymieniając się poglądami
na temat trwającego buntu.
- Agron! – krzyknął Donar, kiwając do
przyjaciela. – Spartacus cię wzywa!
- Już idę! – odpowiedział, zdzierając
gardło. Spojrzał przepraszająco, całując bruneta w usta, nieco dłużej niż było
to konieczne. – Uważaj na niego, bywa nieznośny. – szepnął mu do ucha. – Jak
wrócę, to się tobą zajmę. – Wysunął koniuszek języka, chcąc polizać płatek
ucha, jednak został brutalnie odciągnięty. – Co ty wyprawiasz?!
- Spartacus cię wzywa, nie każ mu
czekać. – odszczekał młody Germanin, uśmiechając się cwaniacko.
- Od kiedy…
- Od dziś.
Blondyn wzruszył ramionami, ostatni raz
spoglądając na ukochanego. Gdyby tylko mógł, spędzałby z nim każdą chwilę.
Jeszcze nigdy nie czuł się w ten sposób. Nie porzucając trapiących umysł myśli,
wbiegł do niewielkiego pomieszczenia. Spartacus wraz z Crixusem stali za
drewnianym stolikiem, uważnie wpatrując się w rozłożoną na nim wyblakłą mapę.
Żywo dyskutowali na temat podbijania kolejnych ziem i niesienia pomocy
niewolnikom. Po chwili wszedł Gannicus, którego Agron powitał zirytowanym
spojrzeniem. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się idiotycznie, unosząc czarę wina.
- Nadal żywisz do mnie urazę, bracie?
Mówiłem te głupoty, pod namową okrutnego Momusa*, który przecież słynie z drwin
i żartów. – Poklepał Germanina po plecach, czekając na odpowiedź. – Nie obrażaj
się.
- Jeszcze raz go tkniesz…
- Źle rozumiesz moje intencje. W
przeciwieństwie do ciebie, wolę ruchać wilgotne cipki.
- Ygh… - Skrzywił się. – Więc, o chodzi
Spartacusie? Dlaczego mnie wezwałeś? – spytał, nie chcąc wdawać się w dalsze
dyskusje z ledwie trzeźwym Celtem.
- Otóż…
***
Zaraz po odejściu Agrona, Nasir poczuł
się niesamowicie dziwnie. Duro zamilkł, a uśmiech spełzł mu z twarzy niemal tak
szybko, jak się pojawił. Skrzyżował ręce na klatce, odchodząc pół kroku.
Syryjczyk zastanawiał się nad tak raptowną zmianą w zachowaniu chłopaka.
Dyskretnie spojrzał w ciemne oczy, w których nie ujrzał niczego, prócz agresji
i złości.
- Widzę, że spochmurniałeś. –
stwierdził, ostrożnie ważąc słowa. Chłopak nie odpowiedział, mierząc go
zdegustowanym spojrzeniem. Jeszcze przed chwilą uradowane serce, teraz zalała
nieprzyjemna fala goryczy. Przez moment zastanowił się, czy nie powiedział
czegoś, co mogło przypadkowo urazić młodego szatyna. W przyśpieszonym tempie
przypomniał sobie przebieg rozmowy, nie wyłapując jednak niczego konkretnego. –
Miło było cię poznać. – Porzucając bezsensowne rozmyślenia, pragnął pożegnać
się i odejść. – Muszę już…
- Zamilcz. – Wtrącił się. Jego głos był
ostry, niczym brzytwa. – To ty jesteś miłością mojego brata? Dobre sobie. - Łypnął
na skonfundowanego bruneta. – Nie wiem, co w tobie widzi.
- Nie rozumiem.
- Posłuchaj mnie uważnie, niewolniku. –
Chwycił Nasira za podbródek. – Agron jest moim bratem. Mamy tylko siebie. Nie
chcę, by ktokolwiek stawał między nim a mną.
- Już nie jestem niewolnikiem! Zresztą
ty też nim byłeś! – Chciał się wyszarpnąć, jednak ucisk był zbyt mocny.
- W przeciwieństwie do ciebie, byłem
gladiatorem. – warknął dumnie. – Walczyłem na Arenie…
- Z tego, co słyszałem niezbyt dobrym.
– prychnął kpiąco. – Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? Agron jest ze mną
szczęśliwy. Żałosna jest twa prośba, bym go zostawił.
- Nie zrozumiałeś moich słów, psie?
Masz dać mu spokój!
- Nie! – Odepchnął bruneta. – On jest
miłością mojego życia i nie mam zamiaru zostawić go dla kaprysu niedojrzałego
gówniarza. Zastanów się, co mówisz!
- Zobaczymy. – rzucił na odchodne. W
środku czuł poczucie winy. Nasir był miłym chłopakiem, gdyby nie fakt, że
pieprzy się z jego bratem, może by go nawet polubił. Sytuacja jednak na to nie
pozwalała. Duro czuł się zagrożony. Teraz nie on, był oczkiem w głowie Agrona,
lecz jego kochaś. Duro nie mógł do tego dopuścić. – Jestem ciekaw, ile jesteś w
stanie znieść w imię miłości. – mruknął, idąc w stronę dziedzińca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz