czwartek, 6 czerwca 2013

II.

Nasir uśmiechnął się blado, spoglądając w promieniujące radością zielone tęczówki. Splótł palce z palcami blondyna, czując przepływającą przez nie energię. Mógł przysiąc, że słyszy przyśpieszone bicie serc, pompowanie krwi, napięcie wiszące w powietrzu. Wszystko wokół niego, w jednej chwili stało się magiczne. Wiedział, jak żałośnie musiało to brzmieć, lecz w tych silnych ramionach, ciepłym geście odnalazł swoje sacrum. Tu należał. Tu było jego miejsce – w objęciach Agrona – człowieka, któremu oddał swe serce. Przy nim zapominał o wszelkich troskach i smutkach. Liczyła się wyłącznie chwila, w której mógł beztrosko wsłuchiwać się w kojący głos, drżeć przez czułe słowa i płonąc pod gorącym dotykiem.   

- Czy coś się stało, podczas mojej nieobecności? – zapytał, chłonąc przyjemny zapach ciemnych włosów. Opuszkami palców, sunął po opalonej skórze, wprawiając w drżenie każde miejsce, które doświadczyło łagodnej pieszczoty. – W twoich oczach dostrzegam zmartwienie. – Przechylił głowę w bok, uważnie wpatrując się w czekoladowe oczy. Biło od nich coś niepokojącego, czego nie umiał dokładnie sprecyzować. – Powiedz mi, co cię trapi, a zrobię wszystko, by temu zaradzić.     
- Agron. – westchnął. – Wszystko jest w porządku.
- Czemu twe oczy odzwierciedlają…
- Mylisz się. – zaprzeczył gorączkowo. Pod żadnym pozorem nie miał zamiaru wspominać o incydencie z Duro. Nie chciał stwarzać niepotrzebnego konfliktu. Musiał na spokojnie porozmawiać z młodym Germaninem i wytłumaczyć mu, że nie jest dla niego żadnym zagrożeniem. – Nic mi nie jest. – Pod skórą czuł, że ta rozmowa nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.
- Gannicus.
- Słucham?
- To on, tak? Zrobił ci coś i teraz wstydzisz się o tym mówić. – mruknął pod nosem, odchodząc pół kroku. Położył ręce na biodrach, rozglądając się w poszukiwaniu miecza. – Zabiję go, jeśli jeszcze raz cię tknie!
- O czym ty mówisz!?
- Widziałem, jak na ciebie patrzy… - Zniesmaczony splunął na podłogę. Adrenalina zalała jego żyły, igrając już z na w pół trzeźwym umysłem. Złość wsiąkła w każdą część ciała, zmieniając go w zaborczą bestie.  
- Zamilcz. – Przyłożył palec do wilgotnych warg kochanka. – Zaczynasz bredzić. Gannicus jest jedynie moim przyjacielem…
- O! Przyjacielem! Od kiedy?! – obruszył się. – Masz się do niego nie odzywać, rozumiesz? - Położył dłonie na ramionach bruneta, potrząsając nim lekko. – Słyszysz mnie?
- Mam być niegrzeczny? – Zazdrość Agrona zdawała się niesamowicie zabawna i podniecająca. – Co jeśli mnie o coś zapyta lub poprosi? Mam minąć go bez słowa, gdyż nakazał mi to mój mężczyzna? – Głos wibrował radośnie, lekko przesiąknięty sarkazmem. – Gdy będzie chciał poczęstować winem…
- Tak!

Blondyn nie zastanawiał się nad bezmyślnością swoich próśb. Choć tego dnia rozmawiał z Celtem, który wyraźnie wyjawił swe prawdziwe zamiary, wciąż czuł pewne idiotyczne podejrzenia. Wiedział, że wręcz obsesyjna zazdrość o Nasira, nie przyniesie niczego dobrego, jednak w żaden sposób nie mógł temu zaradzić. To uczucie nieustannie żarło go od środka, przysłaniając trzeźwe myślenie.

- Ty naprawdę postradałeś zmysły.
- To nie tak… - począł się tłumaczyć, chcąc jakoś wybrnąć z tej niezbyt komfortowej sytuacji. – Ja jestem… o ciebie… - Język zaczął plątać mu figle, a głos odmawiał posłuszeństwa. Odchrząknął nerwowo, chcąc zacząć od nowa. Wziął głęboki oddech. – Jestem o ciebie bardzo zazdrosny. Nie lubię, gdy ktoś inny cię dotyka. Gdy widzę, jak… jak przytulasz się do Gannicusa, albo Lugo…
- Agron.
- Czuję się, jak wulkan bliski erupcji! Wiem, że to nie jest zdrowe. Nie wspominając o normalności, ale to dlatego, że no wiesz… ja… moje serce… - Odchrząknął speszony. – Fuck the Gods! To wszystko twoja wina. Nieprzerwanie mącisz mi w myślach!
- Agron. – szepnął, kładąc dłonie na gorących policzkach. – Zaiste, twoja chorobliwa zazdrość jest niewłaściwa, gdyż świadczy o braku zaufania…
- Nie! Absolutnie! Ufam ci całym mym sercem, ja tylko…
- Shhh… - Zamknął usta blondyna słodkim pocałunkiem. – Wiem to. W okolicznościach takich, jak ta… - Złapał dłoń gladiatora i przysunął do swojego krocza. – Mogę ci wybaczyć.

Germanin nie słyszał nic, prócz magnetyzującego głosu, który począł oplatać go mocniej i mocniej. Ściskał gardło, nie pozwalając wymówić ani słowa. Wszystko, co miał zamiar powiedzieć, siedziało zamknięte w głowie – przyduszone przez przyjemnie odurzające poczynania czarnowłosego.

- Mhm… - Agron zacisnął palce na sztywnym członku, głośno przełykając ślinę. – Cz-czemu wciąż mi to robisz?
- Muszę wyperswadować ci te głupoty. – Wypchnął lekko biodra, przysuwając brzuch do miednicy wyższego. – Przyjemniejszego i zarazem skuteczniejszego sposobu nie widzę.
- Ale on…
- Zapomnij o nim. – wtrącił. - Ten pijak myśli wyłącznie o kobietach, w nieskończoność licząc te, których jeszcze nie posmakował. Mylisz jego intencje względem mnie. – Pocałował mężczyznę w policzek. – Jednak twoja zazdrość… - Przygryzł dolną wargę, jęcząc cichutko. – bardzo mnie podnieca. Czujesz to?
- Mhmmm…
- Przyśpiesz. – mruknął. Wysunął koniuszek języka i polizał ciepłą skórę szyi. Nie minęła chwila, a badał nim każdy skrawek umięśnionego ciała. Ramiona, obojczyki, klatkę, piersi. 

W jego głowie wciąż huczały obelgi młodego Germanina, których poniekąd nie potrafił zrozumieć. Za wszelką cenę chciał się ich pozbyć, próbując oddać przyjemniejszym czynnościom.  

- Chcę się z tobą pieprzyć. - Pchnął blondyna na ścianę. Przysunął miednice do już sporej wypukłości, czując niespodziewany zastrzyk podniecenia.   
- Tym razem nie oddam ci się tak łatwo. – zapewnił.
- Zobaczymy. – Zaśmiał się słodko, wyrzucając pochmurne myśli. – Sprawa Duro może poczekać. – pomyślał. – Nieco dłuższą chwilę.
***

- Gdzie się znowu podziewałeś, bracie? – krzyknął w stronę rozkojarzonego Agrona. Włosy sterczały mu na cztery strony świata, a szyja pokryta była czerwonymi śladami. Duro nie chciał zastanawiać się, czemu jego brat wyglądał, niczym półtorej nieszczęścia. – Wszędzie cię szukałem. – Posępnie rozejrzał się w poszukiwaniu Syryjczyka, obawiając się, że ten zaraz wyskoczy zza rogu z głupawym uśmiechem na twarzy.
- Moja kilkudniowa nieobecność sprawiła, że Nasir nie potrafi się mną nacieszyć. – Policzki zarumieniły się lekko. – Wciąż jest… - Przymknął oczy, mrucząc rozmarzony. – tak cholernie…
- Chyba nie chcę tego słyszeć. – wtrącił szybko. – Gdzie jest teraz?
- Nasir? Poszedł z Donarem i Mirą na polowanie.
- On? – prychnął. – Przecież on nawet miecza nie potrafi utrzymać!
- Skąd to wiesz? Dopiero co go poznałeś…
- Być może. Jednak wszyscy śmieją się z niego, że wojownikiem to on nie zostanie.
- Co? Kto tak mówi? Od kogo to słyszałeś?
- Wszyscy…
- To kpina. Nie musisz wierzyć w każde ich słowo.
- Dobrze, nie gorączkuj się tak. – Poklepał brata po ramieniu. Wreszcie miał okazję z nim porozmawiać w spokoju. – Mam do ciebie prośbę.
- Słucham. – odpowiedział beznamiętnie.
- Czy mógłbym dziś z tobą potrenować? Obiecałeś mi to, pamiętasz?
- Pamiętam, lecz nie mogę. – Uśmiechnął się szeroko. – Nasir poprosił mnie, bym nauczył go władać włócznią. Szczerze, to modle się o boską opatrzność, bo nie jestem w tym dobry. – wymruczał speszony. Jasne oczy wypełniła fala radości. Mężczyzna zachowywał się, niczym podekscytowane dziecko. – Nie chciałem mówić, że nie umiem, bo wziąłby mnie za mięczaka, a przecież…
- Ty mówisz poważnie?

Duro skrzyżował ręce na piersi, łypiąc na blondyna. W środku kipiał zarówno ze wściekłości, jak i rozczarowania. Znów o wszystko obwiniał Syryjczyka, chcąc wbić mu miecz prosto w serce. Sfrustrowany kopnął leżący na ziemi kamień, klnąc pod nosem.

- Bądź ze mną szczery i wyznaj, że żartujesz.
- Dlaczego miałbym żartować? – Zdziwił się. Zmierzył chłopaka podejrzliwym spojrzeniem. – Od kiedy zależy ci na naszych treningach? – zakpił. Zachowanie młodszego daleko odbiegało od normy, co wzbudziło w gladiatorze pewne podejrzenia. – Ostatnio mnie zadziwiasz.
- Czy dziwi cię fakt, iż pragnę spędzać z tobą więcej czasu?
- Tak. Ostatnimi czasy, wolałeś uganiać się za kobietami. – prychnął. – Nie zważałeś na mnie zbyt często.
- Teraz jest inaczej.
- Bo?
- Bo tak… - szepnął.

***

Gannicus uśmiechnął się szeroko biorąc spory łyk gorzkiego trunku. Alkohol przyjemnie rozgrzał jego ciało, mrocząc umysł. Podniósł się na równe nogi i chwiejnym krokiem podszedł do siedzącego niedaleko Syryjczyka. Mężczyzna wyglądał na zmartwionego. Lekko zmarszczone brwi i skupiony wzrok wskazywały, iż intensywnie o czymś rozmyślał. Celt usiadł obok bruneta, chcąc poznać przyczynę tak dziwnej zmiany w jego zachowaniu.

- Byłeś na polowaniu? – zaczął wesoło. – I jak? Obudziłeś w sobie serce łowcy?
- Niekoniecznie. Wyłącznie przyglądałem się Donarowi i reszcie, stojąc w cieniu niczym pieprzony…
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. – Poklepał towarzysza po plecach. – Z tego co słyszałem, odbywasz dziś trening z Agronem. Jeśli skupicie się wyłącznie na włóczni, może się czegoś nauczysz. Jeśli jednak oddacie się gorętszym zachciankom, nie wróże ci…
- Będziemy ćwiczyć! – Zawstydzony odwrócił twarz w przeciwnym kierunku.
- Bracie, widzę że coś cię gnębi. – krzyknął niespodziewanie, szarpiąc ciemnowłosego do siebie. – Napij się i zażegnaj swe troski.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty. – szepnął niewyraźnie. Dyskretnie spojrzał w roześmiane tęczówki, chcąc wzbudzić w sobie odrobinę pozytywnych uczuć. Uniósł kąciki ust w uśmiechu, który był jedynie maską, fałszywie kryjącą smutek.
- Widzę, że coś cię gryzie i nie pozwolę byś sam się tym zadręczał. – Uniósł czarę wina, przykładając ją do ust bruneta. Ten mimo niechęci, upił pokaźny łyk, lekko się krztusząc. – Grzeczny chłopczyk. Teraz opowiedz mi o wszystkim.

Nasir pokręcił przecząco głową. Przymknął oczy, pod powiekami czując nieprzyjemne pieczenie. Zagryzł wargę, wyrywając z rąk długowłosego naczynie z trunkiem.

- Widzę, że się rozkręcasz bracie! Powiedz…
- Duro… - wybełkotał. – Ten cholerny gnojek!
- Brat Agrona? – zdziwił się.
- Tak. – Skinął głową. Alkohol zaczął rozpalać krew w jego żyłach, powodując przenikliwy ból w skroniach. Umysł zasnuła mgiełka otępienia, powoli rozmazując otaczającą go rzeczywistość. – Był taki bezczelny..
- Ten mięczak?!
- Agron jest jego bratem… - mruczał do siebie. – Są rodziną. A ja? Kim ja jestem? Gdy będzie musiał wybrać… 
- Przepraszam, ale nie rozumiem. Jesteś miłością tego półgłówka. – zarechotał głupio. – Niby z jakiego powodu miałby wybierać pomiędzy tobą, a tym smarkaczem?
- Ja… przecież, on… musi… - Nie widział sensu w wypowiadanych przez siebie słowach. – Duro powiedział, że mam dać sobie spokój. Odpuścić.
- Słucham? Jeśli chcesz mogę tego skurczybyka doprowadzić z powrotem do pionu. – Zacisnął pięści. – Powiedz tylko słowo…
- Co masz na myśli?
- Krótka rozmowa, mogłaby dać mu do myślenia.
- Nie chcę cię w to mieszać.
- Nie przejmuj się tym, bracie kochany. Potraktuj to, jak przysługę.

Brunet objął Celta w pasie, po chwili czując bolesne szarpnięcie. Odwrócił się w tył napotykając zbulwersowaną twarz Agrona. Mężczyzna oddychał szybko, zaciskając szczękę. W lewej ręce trzymał miecz, mierząc nim w kierunku gladiatora. Gannicus wyszczerzył zęby, unosząc ręce do góry. Zza pleców Germanina wyszedł Duro, śmiejąc się cwaniacko.

- Agron! Co ty wyprawiasz?
- Ja? – Przysunął ostrze bliżej skóry. – Ostrzegałem cię! Lecz z tego co widzę, zaczęło ci się to podobać! – warknął w stronę otępiałego kochanka.  
- Uspokój się. – Poczuł ukłucie na piersi. Miecz począł wbijać się w jego ciało. – Czy to nie przesada? Wysuwasz bezpodstawne wnioski, podsycane pewnie przez tego jadowitego węża. – Prychnął w stronę młodszego z Germanów.
- Duro nie ma z tym nic wspólnego!
- To może fakt, że nie ufasz swojemu kochasiowi. – Uniósł brwi. – Mylę się?

Nasir stał obok z nisko opuszczoną głową. Dokładnie wiedział, że rozmowa z Duro przyniesie za sobą jeszcze większe konsekwencje. Teraz widział jeden z zapewne wielu przykładów. Agron zaślepiony braterską miłością wierzył w każde słowo szatyna. Syryjczyk nie miał ochoty wdawać się w niepotrzebny konflikt. Serce wypełnił żal i rozczarowanie.

- Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko. – szepnął. – Teraz jednak dostrzegam, jak bardzo mi nie ufasz.
- Kazałem ci się do niego nie zbliżać. To takie trudne!?– wrzasnął. Zdał sobie sprawę, jak beznadziejnie postąpił. – Ja…– Niechętnie opuścił broń. – Fuck!
- Ej! Czemu? Co ja takiego zrobiłem? – oburzył się długowłosy.
- Milcz! – krzyknął w stronę oburzonego Celta.
- Pfff…
- Kazałeś mi? Od kiedy jesteś moim Panem?
- Przepraszam, ja nie chciałem… nie miałem tego na myśli…
- Zachowujesz się, jak prawdziwy kutas. Oskarżasz mnie o romans z tym pijakiem…
- Ej!
- …nie wierząc w moje słowa. – Ukradkiem zerknął w stronę roześmianego Duro. – Mam nadzieję, że się otrząśniesz i przestaniesz słuchać szeptów tej jadowitej żmii.
- Nasir…
- Nie mam ochoty dłużej z tobą rozmawiać. Wiedz, że potwornie mnie zawiodłeś.
- Kurwa… - Zachrypnięte gardło opuścił cichy szloch. 
   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz