II.
Nasir uśmiechnął się blado, spoglądając
w promieniujące radością zielone tęczówki. Splótł palce z palcami blondyna,
czując przepływającą przez nie energię. Mógł przysiąc, że słyszy przyśpieszone
bicie serc, pompowanie krwi, napięcie wiszące w powietrzu. Wszystko wokół
niego, w jednej chwili stało się magiczne. Wiedział, jak żałośnie musiało to
brzmieć, lecz w tych silnych ramionach, ciepłym geście odnalazł swoje sacrum.
Tu należał. Tu było jego miejsce – w objęciach Agrona – człowieka, któremu oddał
swe serce. Przy nim zapominał o wszelkich troskach i smutkach. Liczyła się
wyłącznie chwila, w której mógł beztrosko wsłuchiwać się w kojący głos, drżeć
przez czułe słowa i płonąc pod gorącym dotykiem.
- Czy coś się stało, podczas mojej
nieobecności? – zapytał, chłonąc przyjemny zapach ciemnych włosów. Opuszkami
palców, sunął po opalonej skórze, wprawiając w drżenie każde miejsce, które doświadczyło
łagodnej pieszczoty. – W twoich oczach dostrzegam zmartwienie. – Przechylił
głowę w bok, uważnie wpatrując się w czekoladowe oczy. Biło od nich coś
niepokojącego, czego nie umiał dokładnie sprecyzować. – Powiedz mi, co cię
trapi, a zrobię wszystko, by temu zaradzić.
- Agron. – westchnął. – Wszystko jest w
porządku.
- Czemu twe oczy odzwierciedlają…
- Mylisz się. – zaprzeczył gorączkowo.
Pod żadnym pozorem nie miał zamiaru wspominać o incydencie z Duro. Nie chciał
stwarzać niepotrzebnego konfliktu. Musiał na spokojnie porozmawiać z młodym
Germaninem i wytłumaczyć mu, że nie jest dla niego żadnym zagrożeniem. – Nic mi
nie jest. – Pod skórą czuł, że ta rozmowa nie będzie należeć do
najprzyjemniejszych.
- Gannicus.
- Słucham?
- To on, tak? Zrobił ci coś i teraz
wstydzisz się o tym mówić. – mruknął pod nosem, odchodząc pół kroku. Położył
ręce na biodrach, rozglądając się w poszukiwaniu miecza. – Zabiję go, jeśli
jeszcze raz cię tknie!
- O czym ty mówisz!?
- Widziałem, jak na ciebie patrzy… - Zniesmaczony
splunął na podłogę. Adrenalina zalała jego żyły, igrając już z na w pół
trzeźwym umysłem. Złość wsiąkła w każdą część ciała, zmieniając go w zaborczą
bestie.
- Zamilcz. – Przyłożył palec do
wilgotnych warg kochanka. – Zaczynasz bredzić. Gannicus jest jedynie moim
przyjacielem…
- O! Przyjacielem! Od kiedy?! –
obruszył się. – Masz się do niego nie odzywać, rozumiesz? - Położył dłonie na
ramionach bruneta, potrząsając nim lekko. – Słyszysz mnie?
- Mam być niegrzeczny? – Zazdrość
Agrona zdawała się niesamowicie zabawna i podniecająca. – Co jeśli mnie o coś
zapyta lub poprosi? Mam minąć go bez słowa, gdyż nakazał mi to mój mężczyzna? –
Głos wibrował radośnie, lekko przesiąknięty sarkazmem. – Gdy będzie chciał
poczęstować winem…
- Tak!
Blondyn nie zastanawiał się nad
bezmyślnością swoich próśb. Choć tego dnia rozmawiał z Celtem, który wyraźnie
wyjawił swe prawdziwe zamiary, wciąż czuł pewne idiotyczne podejrzenia.
Wiedział, że wręcz obsesyjna zazdrość o Nasira, nie przyniesie niczego dobrego,
jednak w żaden sposób nie mógł temu zaradzić. To uczucie nieustannie żarło go
od środka, przysłaniając trzeźwe myślenie.
- Ty naprawdę postradałeś zmysły.
- To nie tak… - począł się tłumaczyć,
chcąc jakoś wybrnąć z tej niezbyt komfortowej sytuacji. – Ja jestem… o ciebie…
- Język zaczął plątać mu figle, a głos odmawiał posłuszeństwa. Odchrząknął
nerwowo, chcąc zacząć od nowa. Wziął głęboki oddech. – Jestem o ciebie bardzo
zazdrosny. Nie lubię, gdy ktoś inny cię dotyka. Gdy widzę, jak… jak przytulasz
się do Gannicusa, albo Lugo…
- Agron.
- Czuję się, jak wulkan bliski erupcji!
Wiem, że to nie jest zdrowe. Nie wspominając o normalności, ale to dlatego, że
no wiesz… ja… moje serce… - Odchrząknął speszony. – Fuck the Gods! To wszystko
twoja wina. Nieprzerwanie mącisz mi w myślach!
- Agron. – szepnął, kładąc dłonie na
gorących policzkach. – Zaiste, twoja chorobliwa zazdrość jest niewłaściwa, gdyż
świadczy o braku zaufania…
- Nie! Absolutnie! Ufam ci całym mym
sercem, ja tylko…
- Shhh… - Zamknął usta blondyna słodkim
pocałunkiem. – Wiem to. W okolicznościach takich, jak ta… - Złapał dłoń
gladiatora i przysunął do swojego krocza. – Mogę ci wybaczyć.
Germanin nie słyszał nic, prócz
magnetyzującego głosu, który począł oplatać go mocniej i mocniej. Ściskał
gardło, nie pozwalając wymówić ani słowa. Wszystko, co miał zamiar powiedzieć,
siedziało zamknięte w głowie – przyduszone przez przyjemnie odurzające
poczynania czarnowłosego.
- Mhm… - Agron zacisnął palce na
sztywnym członku, głośno przełykając ślinę. – Cz-czemu wciąż mi to robisz?
- Muszę wyperswadować ci te głupoty. –
Wypchnął lekko biodra, przysuwając brzuch do miednicy wyższego. –
Przyjemniejszego i zarazem skuteczniejszego sposobu nie widzę.
- Ale on…
- Zapomnij o nim. – wtrącił. - Ten
pijak myśli wyłącznie o kobietach, w nieskończoność licząc te, których jeszcze
nie posmakował. Mylisz jego intencje względem mnie. – Pocałował mężczyznę w
policzek. – Jednak twoja zazdrość… - Przygryzł dolną wargę, jęcząc cichutko. –
bardzo mnie podnieca. Czujesz to?
- Mhmmm…
- Przyśpiesz. – mruknął. Wysunął
koniuszek języka i polizał ciepłą skórę szyi. Nie minęła chwila, a badał nim
każdy skrawek umięśnionego ciała. Ramiona, obojczyki, klatkę, piersi.
W jego głowie wciąż huczały obelgi
młodego Germanina, których poniekąd nie potrafił zrozumieć. Za wszelką cenę
chciał się ich pozbyć, próbując oddać przyjemniejszym czynnościom.
- Chcę się z tobą pieprzyć. - Pchnął
blondyna na ścianę. Przysunął miednice do już sporej wypukłości, czując
niespodziewany zastrzyk podniecenia.
- Tym razem nie oddam ci się tak łatwo.
– zapewnił.
- Zobaczymy. – Zaśmiał się słodko, wyrzucając pochmurne myśli. – Sprawa Duro może poczekać. – pomyślał. – Nieco dłuższą chwilę.
- Zobaczymy. – Zaśmiał się słodko, wyrzucając pochmurne myśli. – Sprawa Duro może poczekać. – pomyślał. – Nieco dłuższą chwilę.
***
- Gdzie się znowu podziewałeś, bracie?
– krzyknął w stronę rozkojarzonego Agrona. Włosy sterczały mu na cztery strony
świata, a szyja pokryta była czerwonymi śladami. Duro nie chciał zastanawiać
się, czemu jego brat wyglądał, niczym półtorej nieszczęścia. – Wszędzie cię
szukałem. – Posępnie rozejrzał się w poszukiwaniu Syryjczyka, obawiając się, że
ten zaraz wyskoczy zza rogu z głupawym uśmiechem na twarzy.
- Moja kilkudniowa nieobecność sprawiła,
że Nasir nie potrafi się mną nacieszyć. – Policzki zarumieniły się lekko. –
Wciąż jest… - Przymknął oczy, mrucząc rozmarzony. – tak cholernie…
- Chyba nie chcę tego słyszeć. –
wtrącił szybko. – Gdzie jest teraz?
- Nasir? Poszedł z Donarem i Mirą na
polowanie.
- On? – prychnął. – Przecież on nawet
miecza nie potrafi utrzymać!
- Skąd to wiesz? Dopiero co go
poznałeś…
- Być może. Jednak wszyscy śmieją się z
niego, że wojownikiem to on nie zostanie.
- Co? Kto tak mówi? Od kogo to
słyszałeś?
- Wszyscy…
- To kpina. Nie musisz wierzyć w każde
ich słowo.
- Dobrze, nie gorączkuj się tak. –
Poklepał brata po ramieniu. Wreszcie miał okazję z nim porozmawiać w spokoju. –
Mam do ciebie prośbę.
- Słucham. – odpowiedział beznamiętnie.
- Czy mógłbym dziś z tobą potrenować?
Obiecałeś mi to, pamiętasz?
- Pamiętam, lecz nie mogę. – Uśmiechnął
się szeroko. – Nasir poprosił mnie, bym nauczył go władać włócznią. Szczerze,
to modle się o boską opatrzność, bo nie jestem w tym dobry. – wymruczał speszony.
Jasne oczy wypełniła fala radości. Mężczyzna zachowywał się, niczym
podekscytowane dziecko. – Nie chciałem mówić, że nie umiem, bo wziąłby mnie za
mięczaka, a przecież…
- Ty mówisz poważnie?
Duro skrzyżował ręce na piersi, łypiąc
na blondyna. W środku kipiał zarówno ze wściekłości, jak i rozczarowania. Znów
o wszystko obwiniał Syryjczyka, chcąc wbić mu miecz prosto w serce.
Sfrustrowany kopnął leżący na ziemi kamień, klnąc pod nosem.
- Bądź ze mną szczery i wyznaj, że
żartujesz.
- Dlaczego miałbym żartować? – Zdziwił
się. Zmierzył chłopaka podejrzliwym spojrzeniem. – Od kiedy zależy ci na
naszych treningach? – zakpił. Zachowanie młodszego daleko odbiegało od normy,
co wzbudziło w gladiatorze pewne podejrzenia. – Ostatnio mnie zadziwiasz.
- Czy dziwi cię fakt, iż pragnę spędzać
z tobą więcej czasu?
- Tak. Ostatnimi czasy, wolałeś uganiać
się za kobietami. – prychnął. – Nie zważałeś na mnie zbyt często.
- Teraz jest inaczej.
- Bo?
- Bo tak… - szepnął.
***
Gannicus uśmiechnął się szeroko biorąc
spory łyk gorzkiego trunku. Alkohol przyjemnie rozgrzał jego ciało, mrocząc
umysł. Podniósł się na równe nogi i chwiejnym krokiem podszedł do siedzącego
niedaleko Syryjczyka. Mężczyzna wyglądał na zmartwionego. Lekko zmarszczone
brwi i skupiony wzrok wskazywały, iż intensywnie o czymś rozmyślał. Celt usiadł
obok bruneta, chcąc poznać przyczynę tak dziwnej zmiany w jego zachowaniu.
- Byłeś na polowaniu? – zaczął wesoło.
– I jak? Obudziłeś w sobie serce łowcy?
- Niekoniecznie. Wyłącznie przyglądałem
się Donarowi i reszcie, stojąc w cieniu niczym pieprzony…
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie
czas. – Poklepał towarzysza po plecach. – Z tego co słyszałem, odbywasz dziś
trening z Agronem. Jeśli skupicie się wyłącznie na włóczni, może się czegoś
nauczysz. Jeśli jednak oddacie się gorętszym zachciankom, nie wróże ci…
- Będziemy ćwiczyć! – Zawstydzony
odwrócił twarz w przeciwnym kierunku.
- Bracie, widzę że coś cię gnębi. –
krzyknął niespodziewanie, szarpiąc ciemnowłosego do siebie. – Napij się i
zażegnaj swe troski.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty. – szepnął
niewyraźnie. Dyskretnie spojrzał w roześmiane tęczówki, chcąc wzbudzić w sobie
odrobinę pozytywnych uczuć. Uniósł kąciki ust w uśmiechu, który był jedynie
maską, fałszywie kryjącą smutek.
- Widzę, że coś cię gryzie i nie
pozwolę byś sam się tym zadręczał. – Uniósł czarę wina, przykładając ją do ust
bruneta. Ten mimo niechęci, upił pokaźny łyk, lekko się krztusząc. – Grzeczny
chłopczyk. Teraz opowiedz mi o wszystkim.
Nasir pokręcił przecząco głową.
Przymknął oczy, pod powiekami czując nieprzyjemne pieczenie. Zagryzł wargę,
wyrywając z rąk długowłosego naczynie z trunkiem.
- Widzę, że się rozkręcasz bracie!
Powiedz…
- Duro… - wybełkotał. – Ten cholerny
gnojek!
- Brat Agrona? – zdziwił się.
-
Tak. – Skinął głową. Alkohol zaczął rozpalać krew w jego żyłach, powodując
przenikliwy ból w skroniach. Umysł zasnuła mgiełka
otępienia, powoli rozmazując otaczającą go rzeczywistość. – Był taki
bezczelny..
- Ten mięczak?!
- Agron jest jego bratem…
- mruczał do siebie. – Są rodziną. A ja? Kim ja jestem? Gdy będzie musiał
wybrać…
-
Przepraszam, ale nie rozumiem. Jesteś miłością tego półgłówka. – zarechotał
głupio. – Niby z jakiego powodu miałby wybierać pomiędzy tobą, a tym smarkaczem?
-
Ja… przecież, on… musi… - Nie widział sensu w
wypowiadanych przez siebie słowach. – Duro powiedział, że mam dać sobie spokój.
Odpuścić.
- Słucham? Jeśli chcesz
mogę tego skurczybyka doprowadzić z powrotem do pionu. – Zacisnął pięści. –
Powiedz tylko słowo…
- Co masz na myśli?
- Krótka rozmowa, mogłaby
dać mu do myślenia.
- Nie chcę cię w to
mieszać.
- Nie przejmuj się tym,
bracie kochany. Potraktuj to, jak przysługę.
Brunet objął Celta w
pasie, po chwili czując bolesne szarpnięcie. Odwrócił się w tył napotykając
zbulwersowaną twarz Agrona. Mężczyzna oddychał szybko, zaciskając szczękę. W
lewej ręce trzymał miecz, mierząc nim w kierunku gladiatora. Gannicus
wyszczerzył zęby, unosząc ręce do góry. Zza pleców Germanina wyszedł Duro,
śmiejąc się cwaniacko.
- Agron! Co ty wyprawiasz?
- Ja? – Przysunął ostrze
bliżej skóry. – Ostrzegałem cię! Lecz z tego co widzę, zaczęło ci się to
podobać! – warknął w stronę otępiałego kochanka.
- Uspokój się. – Poczuł
ukłucie na piersi. Miecz począł wbijać się w jego ciało. – Czy to nie przesada?
Wysuwasz bezpodstawne wnioski, podsycane pewnie przez tego jadowitego węża. –
Prychnął w stronę młodszego z Germanów.
- Duro nie ma z tym nic
wspólnego!
- To może fakt, że nie
ufasz swojemu kochasiowi. – Uniósł brwi. – Mylę się?
Nasir stał obok z nisko
opuszczoną głową. Dokładnie wiedział, że rozmowa z Duro przyniesie za sobą
jeszcze większe konsekwencje. Teraz widział jeden z zapewne wielu przykładów.
Agron zaślepiony braterską miłością wierzył w każde słowo szatyna. Syryjczyk
nie miał ochoty wdawać się w niepotrzebny konflikt. Serce wypełnił żal i
rozczarowanie.
- Myślałem, że
wyjaśniliśmy sobie wszystko. – szepnął. – Teraz jednak dostrzegam, jak bardzo
mi nie ufasz.
- Kazałem ci się do niego
nie zbliżać. To takie trudne!?– wrzasnął. Zdał sobie sprawę, jak beznadziejnie
postąpił. – Ja…– Niechętnie opuścił broń. – Fuck!
- Ej! Czemu? Co ja takiego
zrobiłem? – oburzył się długowłosy.
- Milcz! – krzyknął w
stronę oburzonego Celta.
- Pfff…
- Kazałeś mi? Od kiedy
jesteś moim Panem?
- Przepraszam, ja nie
chciałem… nie miałem tego na myśli…
- Zachowujesz się, jak
prawdziwy kutas. Oskarżasz mnie o romans z tym pijakiem…
- Ej!
- …nie wierząc w moje
słowa. – Ukradkiem zerknął w stronę roześmianego Duro. – Mam nadzieję, że się
otrząśniesz i przestaniesz słuchać szeptów tej jadowitej żmii.
- Nasir…
- Nie mam ochoty dłużej z
tobą rozmawiać. Wiedz, że potwornie mnie zawiodłeś.
- Kurwa… - Zachrypnięte
gardło opuścił cichy szloch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz