- Cięcie! –
krzyknął postawny mężczyzna, dość ostro zdzierając gardło. Anna Hutchison,
odgrywająca rolę Laety westchnęła z ulgą. Dyskretnie spojrzała na wycieńczonego
Liam’a, poklepując go po ramieniu. Mężczyzna zerknął w kierunku DeKinight’a z
chęcią mordu w oczach.
- Kiedyś
przyjdzie taki dzień, że zabiję tego dupka. – Uśmiechnął się. – On nas
torturuje!
- Przesadzasz,
on tylko bardzo…
- Skończcie
plotkować. – Wtrącił się łysy;), szczerząc zęby. – Marsz do garderoby. Liam!
Masz dokładnie godzinę przerwy, więc jeśli się spóźnisz na następną scenę,
zabiję cię. – Pogroził palcem. – Musimy się teraz zająć sceną Nagrona, jeśli
chcemy wrócić do domu przed północą! – Rozejrzał się w poszukiwaniu czerwonego
notatnika, którego zwykł nosić przy sobie. – Tu jesteś. – Przewertował kartki,
zatrzymując wzrok na jednej z nich. – Dokładnie! O godzinie szesnastej mieliśmy
zacząć kręcić! Jest kwadrans po, a ich jeszcze nie ma! Gdzie jest Dan i Pana?!
Zaraz mnie trafi jasny szlag!
- Nie denerwuj
się staruszku. – Zakpił aktor.
- Cicho bądź i
mnie nie denerwuj!
- Hahaha!
- Zmykaj stąd i
to w trymiga! Ty! Podejdź szybciutko. – Pomachał w kierunku niskiej, rudowłosej
dziewczyny. Ta podbiegła natychmiast, poprawiając spływające z nosa okulary.
- Tak?
- Posłuchaj mnie
teraz bardzo uważnie… Jak masz na imię?
- Victoria.
- Ładnie. Więc
Victorio, posłuchaj mnie… – zniżył nieco głos, odchrząkując. – musisz
sprawdzić, czy wszystko w porządku z Danielem i Taylor’em. Scena, nad którą
aktualnie mam zamiar pracować wymaga od nich dużo więcej zaangażowania.
- Rozumiem.
- Chcę być pewien,
że mnie nie zawiodą, kapujesz?
- Tak, proszę
pana. – Pokiwała głową, skrupulatnie spisując każde słowo reżysera w niewielkim
notesiku. – Wszystko rozumiem.
- I proszę, mów
mi Stev. – Uśmiechnął się na krótki moment, zaraz potem przybierając morderczy
wyraz twarzy. – ŚWIATŁO! Błagam poprawcie je na Boga!
- T-to ja idę
ich poszukać. – szepnęła, jakby do siebie. Poprawiła kręcone włosy i udała się
na poszukiwanie zaginionych aktorów. – Widzieliście idziesz Feuerriegel’a i
Taylor’a? – spytała stojącą grupkę montażystów.
- Ostatnio
widziałem tego blondaska niedaleko garderoby.
***
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiliśmy.
– Dan spojrzał na rozpromienionego kochanka. Pociągnął go do kolejnego
pocałunku, nie mogąc opanować szerokiego uśmiechu.
- Daniel, Pana! – Rozległo się donośne
pukanie do drzwi. – Wasza kolej. – Dziewczyna, spróbowała wejść do środka, lecz
pomieszczenie było zamknięte. – Stev was woła! – Po dłuższej chwili, nie
słysząc żadnej odpowiedzi, wymruczała coś pod nosem i odeszła.
Aktorzy spojrzeli na siebie wymownie. W
pośpiechu przebrali się w sceniczne stroje i wyszli z garderoby. W drodze na
plan, uśmiechali się do siebie zalotnie. Obydwoje kryli tajemnice, o której
nikt nie miał prawa wiedzieć.
- To nasz mały sekret. – Blondyn
wyszeptał, przed wejściem na plan.
- Nikt się o tym nie dowie, jednakże
liczę na powtórkę. – Na twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. – Jeszcze nie
przećwiczyliśmy wszystkiego. – Chciał, by słowa zabrzmiały, jak obietnica.
Obietnica, której nie miał zamiaru dotrzymywać. Wszystko zaczynało go
przerastać. Choć na zewnątrz wydawał się naprawdę szczęśliwy, w rzeczywistości
była to jedynie skorupa. W środku pełen był wątpliwości i pytań, na które nie
chciał znać odpowiedzi.
- Jesteś tego pewien?
- Tak. – Pomimo niechęci, dalej brnął w
kłamstwo i złudzenie, jakim obdarowywał starszego aktora. Czy, aż tak bał się
przyznać, do tego kim był naprawdę? Przecież było mu tak dobrze! Czując na
sobie przyjemny męski dotyk, czułe pocałunki i pieszczoty. Przymknął powieki,
na moment wracając do tych silnych ramion, w których po raz pierwszy poczuł się
kochany i bezpieczny. Nie czuł smutku, żalu – wypełniało go kojące uczucie
szczęścia. Czy był na tyle odważny, by teraz pokierować swoje życie w
całkowicie odmiennym kierunku? Czy teraz, był gotowy pomyśleć wyłącznie o
sobie?
- Pana? Słyszysz mnie?
- Co? Mówiłeś coś? – Odchrząknął
nerwowo. Ciemne oczy zatrzymał na ustach blondyna, mamroczącego coś pod nosem.
Nieporadnie poprawiał zwisające u bioder skórzane sprzączki, co jakiś czas
rzucając chłodną obelgę w kierunku twórcy tak oryginalnego stroju.
- Kto to wymyślił!? Znów mi się to cholerstwo
zaplątało! Szlag mnie zaraz z tym trafi!
- Nie denerwuj się. – wyszeptał, widząc
w niezdarności Daniela coś zabawnego. Uśmiechnął się szeroko, pomimo
rozrywającego go przygnębienia. – Bardzo słodko wyglądasz, gdy się wkurzasz.
- Cicho bądź. To nie jest wcale takie
śmieszne, wiesz? – prychnął, po chwili samemu wybuchając śmiechem. – Ty bardzo
słodko wyglądasz, gdy się uśmiechasz. – Chciał dotknąć bruneta za policzek,
lecz zauważył zbliżającą się rudowłosą asystentkę.
- Tu jesteście!
- Coś się stało?
- Stev, jest na was mega wkurzony.
Macie już ponad pół godziny spóźnienia, więc radzę się pośpieszyć.
- Cholercia. - Dan posłał dziewczynie
głupkowaty grymas, drapiąc się w czubek nosa. – Musimy teraz znaleźć jakieś
solidne wytłumaczenie.
- Co takiego robiliście? Ćwiczyliście
scenę seksu? – zażartowała, głośno chichocząc. W zielonych tęczówkach przez
ułamek sekundy błysnęła panika. Dyskretnie zerknął w stronę bruneta. Mężczyzna
stał
z nisko opuszczoną głową, zębami skubiąc dolną wargę. Wyglądał na spiętego i
zdenerwowanego.
- Dokładnie.
Musieliśmy sprawdzić, jak to jest naprawdę. Zobaczyć, czy końcówki do siebie
pasują. – puścił oczko rudowłosej, na co odpowiedziała delikatnym rumieńcem.
- Hahaha! Jesteś
porąbany! Powiedz szczerze, co robiliście?
Taylor wciąż
zastanawiał się, czy da radę. Czy poradzi sobie z tym, co zrobił swojej żonie?
Słysząc niewinne żarty, skrywające w sobie prawdę - poczuł się przygnieciony. Zaczęły
gryźć go wyrzuty sumienia, z którymi nie potrafił walczyć.
- Pana?
- S-słucham? – wyjąkał,
odwracając się w przeciwnym kierunku. Jego twarz spłonęła rumieńcem, a serce zabiło
w szaleńczym tempie, przez co zaczął panikować. Jego oddech przyśpieszył, gdy
tylko zerknął na blondyna. Nie potrafił nad tym zapanować. Skórzany materiał
zdobiący biodra mężczyzny, złośliwie uwypuklał członka, powodując
niewytłumaczalne zawroty głowy. Pana starł krople potu z czoła i karku, czując
silny ucisk w klatce.
- Pytałam o coś.
Co robiliście?
- Przyszłaś na
zwiady, czy jak? – Feuerriegel uśmiechnął się szeroko obejmując dziewczynę w
pasie.
- Na jakie znowu
zwiady? Stev mnie przysłał.
- Powiedz mu, że
zaraz przyjdziemy.
- Kazał też
wypytać o wasze samopoczucie. Chce mieć pewność, że sobie poradzicie. – W
niebieskich oczach błysnęła, szydercza iskra. – W końcu będziecie nadzy i
spoceni. Obydwoje w ciasnym uścisku miłości i pożądania. – Zerknęła w stronę
bruneta. – Co na to twoja żonka?
- Teraz już
jesteś złośliwa. Przyszłaś nam dokuczać? – Dan wtrącił szybko, widząc
zdezorientowaną minę Taylor’a. – Jesteśmy profesjonalistami, zapewniam że sobie
poradzimy. Za kogo ty nas…
- Dan, mogę cię
prosić na moment? – Pana uśmiechnął się nieśmiało, nie chcąc jednak wyrazić
zbyt wiele.
- Stało się coś?
- Nie. Chcę
tylko porozmawiać.
- Teraz!? –
krzyknęła Victoria. – Chyba żartujecie!
- Przepraszam
cię, ale muszę natychmiast omówić z Danielem jedną kwestię. – Rozglądnął się w
poszukiwaniu stosownego miejsca, gdzie mogliby swobodnie porozmawiać. – Chodźmy
do garderoby. – Nie wiedział, czemu tak bardzo pragnie tam wrócić.
- Co?! –
wrzasnęła rudowłosa. – Jeśli zaraz nie pójdziecie do Stevena, to… zabije całą
naszą trójkę!
- Daj nam pięć
minut.
- No nie wiem.
On jest naprawdę wkurzony.
- Victoria,
proszę.
- Dobrze.
Idźcie, ale wróćcie szybko!
- Tak.
***
- To mnie
przerasta. – szepnął, wchodząc do pomieszczenia. Miejsca, gdzie pozwolił, by uczucia
przeważyły nad rozumem. Teraz nie mógł
sobie na to pozwolić. – Słyszysz, co do ciebie mówię? – Wciąż rozmyślał o
swojej żonie, o tym jak mocno ją zranił. – Daniel, powiedz coś!
Odpowiedziała mu
martwa cisza i smutne zielone oczy wpatrzone w przestrzeń za nim. Wziął głęboki
oddech, nie wiedząc jak inaczej może ubrać to w słowa. Jak mógł nazwać rodzący
się romans z mężczyzną? Gdyby był to jedynie pocałunek, flirt – jednak
połączyło ich coś znacznie intymniejszego. Pozwolili, by ich ciała przejęły
kontrolę, by prymitywne rządze zasnuły umysł odbierając zdrowy rozsądek. Choć
nie chciał tego robić, złapał blondyna za podbródek unosząc jego głowę do góry.
Zlustrował posmutniałą twarz, opuszkami palców pieszcząc spierzchnięte usta. Znów
poczuł dziwny skurcz w żołądku.
- Daniel, ja
przepraszam. To wszystko to jedna, wielka pomyłka. Nie powinniśmy tego robić.
Nigdy! Co mnie pokusiło?
Zapach perfum,
głośne bicie serca - teraz to wszystko odczuwał mocniej, intensywniej, jakby w
przyśpieszonym tempie. Drobne krople potu zaczęły spływać po czole, adrenalina
krążyć w żyłach.
- To mnie przerasta.
– wyszeptał. – Tak bardzo przerasta. – Zbliżył się do mężczyzny. Ich oddechy
mieszały się w jedno, a dłonie powędrowały ku sobie. – To mnie przerasta. –
Przymknął oczy, pozwalając swemu ciału, zrobić to czego umysł odradzał. –
Proszę pocałuj mnie.
Dan niczym pies
na komendę, zbliżył się i ucałował drżące ze strachu usta. Mimowolnie jęknął
wsuwając język między wargi. Bał się, że to za wiele. Chciał szybko się
wycofać, lecz Taylor go powstrzymał, szepcząc:
- Nie przerywaj.
Nigdy nie przerywaj. – Wplótł palce w jasne włosy, ciągnąc aktora jeszcze
bliżej siebie. Granica dzieląca ich ciała stawała się coraz mniejsza. – To
mnie…
- Wiem. –
Pokiwał głową. – To wszystko moja wina. Gdybym potrafił zachować się, jak
pieprzony profesjonalista! Gdybym potrafił oddzielić pracę od prywatnych uczuć.
- Dan, ja tak
nie mogę. To mnie… – Położył głowę na piersi blondyna, rękoma oplatając go w pasie.
– Przepraszam. Tak bardzo przepraszam.
- Kiedy
zobaczyłem cię po raz pierwszy, nie mogłem przestać o tobie myśleć. – Oparł
policzek na ciemnych włosach. – Nie wiedziałem jeszcze, kim jesteś. – Ucałował
je, kładąc dłonie na biodrach niskiego aktora. – Gdy później okazało się, że
będziesz moim serialowym kochankiem… - jęknął cichutko, jakby w żalu. – to
wszystko było silniejsze ode mnie. Nie potrafiłem z tym walczyć. Chyba byłem
zbyt słaby i głupi…
Brunet nie
wiedział, co odpowiedzieć. Stał osłupiały, myślami wracając do pierwszego
spotkania. Gdy zobaczył Feuerriegel’a zwrócił uwagę na jego uśmiech i zielone
oczy. Czy już wtedy poczuł to, co czuje teraz? Czy już wtedy poczuł pożądanie,
którego nie umiał powstrzymać?
- Powinienem był
o nich zapomnieć. Zniszczyć je. Jesteś żonaty na Boga! Jesteś ojcem! Co ja
sobie myślałem?! – ciągnął. – Tak bardzo mi przykro. Żałuję, że pozwoliłem, by
to wszystko… by jakieś głupie niedojrzałe pragnienie…
- Żałujesz?
- Tak! Nie! Nie
wiem! A ty? Nie jesteś wściekły, że zmusiłem cię do… - Odsunął się, oddychając
płytko.
- Nie zmusiłeś
mnie, Dan. Nie mam pojęcia, co to oznacza, ale ja.. ja też tego chciałem.
Pragnąłem byś mnie wtedy pocałował. Ja nie miałem odwagi, by zrobić pierwszy
krok, wiesz? Byłem tchórzem. Jestem nim całe swoje życie.
- Co masz na
myśli? Jak przez całe życie?
- Nie chcę o tym
gadać. Nie teraz.
- Pana, Daniel!
Już dawno minęło pięć minut! – krzyknęła asystentka. – Stev, jest cholernie
wkurzony, że jeszcze was nie ma na hali! Wyłaźcie natychmiast, bo nie ręczę za
siebie! No kurdę, chłopaki!
- Musimy wracać.
– wyszeptał Taylor.
- Wiem. Czy
możemy się dziś spotkać? Jeśli będziesz chciał, oczywiście.
- Bardzo chcę,
tylko musimy być ostrożni. – Złapał dłoń blondyna, splatając z nim swe palce.
Kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu, powodując, że twarz rozpromieniła się
na krótki moment. Ignorując nieustanne wołanie młodej kobiety, zbliżył się do
ust Feuerriegel’a i podarował długi pocałunek. Jego nienasycone ciało, zaczęło
żebrać o jeszcze, gdy tylko odsunęli od siebie swe ciała.
- Proszę pozwól
mi jeszcze raz…
- Nie. – Pomimo
odpowiedzi, nosem musnął policzek bruneta, po chwili znów złączając z nim swe
wargi. - Chodźmy na plan, bo Steven nas zabije. – wymruczał pomiędzy kolejnymi
pocałunkami. Odruchowo wsunął rękę za skórzany materiał, palcami oplatając
członek mężczyzny. Ten jęknął głośno, poddając się fali podniecenia. Wypchnął
biodra do przodu, wbijając paznokcie w umięśnione ramiona Dan’a.
- C-co ty
wyrabiasz? – wybełkotał. – Z-zwariowałeś… proszę przestań…
- Wiem, że tego chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz