piątek, 7 czerwca 2013

Clumsy ferret - część 4

- A to? - Chciał pocałować bruneta w nos, jednak on uniósł głowę i wydymał usta. – Co robisz?
- Ja… - Poczuł, jak żołądek skręca się w środku. – Ja… myślałem, że chcesz mnie znów pocałować. – Pragnął ponownie zapaść się pod ziemię. Wyglądało na to, że towarzystwo Hadesa jest nieuniknione. Szybko odwrócił głowę, próbując uspokoić płytki oddech. – Ale się wygłupiłem. Chyba już czas, żebym…
- Nigdzie nie pójdziesz. Najpierw muszę cię pocałować w… - Zbliżył usta do szyi. Wysunął koniuszek języka i polizał gorącą skórę.
- Hahahahaha! Nie rób tak! To mnie łaskoczę! – pisnął, odsuwając się od nastolatka. Ten spoglądał na niego rozbawiony.
- Ale ja chcę. – mruknął. Chwycił bruneta za nadgarstki, kładąc jego dłonie na swoich biodrach. Przysunął miednice blisko brzucha. – Mam pewien pomysł, fretko.
- J-jaki? – spytał, wybałuszając oczy. Jego głowa wypełniła się setką dziwacznych myśli i obaw. Winchester przyglądał mu się uważnie, nic nie mówiąc przez jakiś czas. Powietrze zrobiło się gęstsze. – C-co masz na myśli, Dean?

Zagryzł wargę, wciąż czując na sobie przenikliwe, wręcz świdrujące spojrzenie blondyna. Ciężar zielonych tęczówek był zbyt wielki, by mógł sobie z nim poradzić w normalny i opanowany sposób. Zaczął robić to, co potrafił najlepiej.

- Dean, nie za bardzo wiem, co masz na myśli. Jeśli zaraz nie powiesz mi, o co chodzi pójdę sobie. – burknął jednym tchem. – Nie widzisz, jak mocno się denerwuję? Jesteś bardzo stresującą osobą, wiesz? Nigdy nie czułem takiego zażenowania, jak teraz. Wszystko, co teraz słyszysz, jest efektem mojego zdenerwowania. Chyba lepiej będzie, jak się po prostu…
- Nie. – Pokiwał głową. – Uwielbiam twój głos.
- Co? – Otworzył szeroko usta, po czym szybko zamknął je przykładając dłoń. – Ty mmnómnisz serpio?
- Tak. Proszę, nie wstydź się mnie. – Wplótł palce w ciemne włosy. Serce dziko uderzało w klatkę piersiową, nieustannie przypominając o swojej obecności. Głośno przełknął ślinę, nawilżając spuchnięte usta. – To co? Chcesz wiedzieć, na jaki pomysł wpadłem?
- Nie wiem… - Wzruszył ramionami.
- Tak czy nie?
- Tak.
- Wpadłem na naprawdę przyjemny pomysł. Na pewno będziesz zadowolony.  
- Z-zadowolony? Co ty chcesz mi zrobić?
- Sprawić przyjemność. – Uśmiechnął się kokieteryjnie, widząc zawstydzone i nieco skonfundowane oblicze. Ujrzał wszystko, co kocha. Czerwone policzki, kąciki ust wygięte w dyskretnym uśmiechu i oczy wypełnione dziecinnym zawstydzeniem. Nareszcie przyznał się do swych uczuć. Nareszcie mógł trzymać w swych ramionach osobę, którą darzył tak głębokim uczuciem.
- Jeszcze tego nigdy nie robiłem! – Głos zadrżał spanikowanie.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Pogłaskał bruneta po policzkach. Opuszkami palców badał miękką skórę, podziwiając jej piękno. – Będzie fajnie.
- Robiłeś to już wcześniej?
- No pewnie! – Zaśmiał się. – Wiele razy! Chodź ze mną, a na pewno nie pożałujesz.

Castiel drżał, walcząc z natłokiem niekomfortowych myśli. Nie za bardzo wiedział, jak zareagować. Dean robił to niejednokrotnie – Novak wcale. Nastolatek szczerze wątpił, że jest w stanie zrobić coś podobnego. Niby codziennie o tym marzył, jednak jak już nadawała się ku temu okazja, miał ochotę uciec z głośnym krzykiem. No, bo jak to miałoby wyglądać? Był chodzącą pokraką. Szybciej stanie się któremuś krzywda, nim zdążą przejść do przyjemniejszych rzeczy. Mimo niepewności i protestów rozsądnej części mózgownicy, Cas postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Będzie, co będzie.

- Dobrze. Chcę to z tobą zrobić. – Szepnął nieśmiało.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – Klasnął w dłonie uradowany. Podarował niższemu krótki, ale pełen czułości pocałunek.
- Będzie boleć?
- Ale… co? – spytał, nie do końca rozumiejąc pytanie nastolatka. – Co ma cię boleć?
- Ty robiłeś to wiele razy, ja nigdy. Boję się, że cię nie zaspokoję.

Wokół nich zapanowała niesamowicie długa i krępujące cisza. Żaden z nich nie miał odwagi odezwać się, jako pierwszy. Castiel stał podparty o ścianę, z możliwie najniżej opuszczoną głową. Dean otworzył usta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Skrzyżował ręce na piersi. Po chwili odezwał się, burząc mur milczenia.

- Miałem na myśli zupełnie co innego.
- Nie chciałeś się ze mną kochać? – spytał, dławiąc się ostatnim słowem. – Boże, co za kompromitacja. Odchylił głowę w tył i spłynął na podłogę. Usiadł na zimnych kafelkach, chowając twarz między kolanami.
- K-kochać? – Podrapał się w tył głowy, szybko klękając naprzeciwko bruneta. Odchrząknął nerwowo, chwytając go za ramię. – Oczywiście, pragnę tego całym sercem. Ale nie teraz! – Uniósł dłonie, widząc strach w błękitnych oczach. – Miałem na myśli ucieczkę… no wiesz, zerwać się z lekcji.
- Czemu nie teraz?
- Fretko pragnę cię, rozumiesz? Całym moim sercem… - Chwycił bruneta za policzki. – Tylko najpierw chciałbym pójść z tobą na randkę…
- Oczywiście! Przepraszam, plotę głupoty. Nie słuchaj mnie.
- Więc? Uciekamy, czy nie? – Chciał nieco rozluźnić napiętą atmosferę, by móc wreszcie należycie cieszyć się z obecności nastolatka. Ten nagle spochmurniał.  – Ej, co jest znowu?
- Nic, tylko ja nie mogę uciec.
- Bo?
- Jestem przewodniczącym. Mam nienaganną frekwencję. Nie mogę, tak po prostu zerwać się z lekcji. To byłoby nie w porządku w stosunku do nauczycieli.
- Co ty mówisz? – Zaśmiał się. – Teraz powinieneś być na lekcji fizyki, a mimo wszystko siedzisz tu ze mną.
- To zupełnie, co innego.
- Nie sądzę. – Podniósł ciemnowłosego z podłogi i pociągnął w stronę wyjścia. – Chodź, musisz się nieco rozluźnić.
- Nie mogę! – pisnął. Pokusa była monstrualna, ale… wagary? Dla Castiela byłaby to jedna z najbardziej szalonych rzeczy, jakie zrobił w swoim życiu!

Na co dzień był spokojnym uczniem, pilnie spełniającym swoje obowiązki. Udzielał się w szkolnym samorządzie, chodził na najróżniejsze kółka. Nigdy przez myśl nie przeszło mu, że mógłby się zerwać z lekcji. Nigdy!

- Możesz.
- Nie.
- Tak.
- Nie. Co jeśli, ktoś nas przyłapie, albo spotkamy naszych rodziców? – Przyłożył dłoń do skroni. – To zbyt ryzykowne.
- Przesadzasz. – Wzruszył ramionami. Otworzył drzwi, wręcz wybiegając z budynku. – Choć raz, możesz zrobić coś szalonego. Proszę… - Zatrzymał się przed lśniąco czarną Impalą. Puścił chłopaka, dumnie opierając się o przednią maskę. Na piegowatą twarz wpełznął cwany uśmieszek. – Zrób to dla mnie, fretko.
- No nie wiem… - zastanowił się. Nie chciał wyjść na sztywniaka. Coś jednak nie dawało mu spokoju. – Dziś mam ważną pracę klasową z mikrobiologii molekularnej, jeśli jej nie napiszę…
- Mikro-czego? – westchnął ciężko. – Castiel, błagam cię.
- Dobrze, już. Zrobię to. Ucieknę! – Zacisnął pięść, dumnie unosząc ją w górę. – Tylko muszę do kogoś zadzwonić. To ważne.

Winchester zaniemówił, wpatrując się w stojącego nastolatka. Ten niezdarnie grzebał w plecaku, zapewne szukając telefonu. Marudził pod nosem, przeklinając bałagan, jaki tam panował. Po niecałej minucie wyrzucił całą zawartość na ziemię, przebierając w stercie luźnych kartek i zeszytów.

- Mam! – krzyknął. Wystukał numer i przyłożył telefon do ucha. Odezwała się automatyczna sekretarka. – Cześć, Balthy mam ogromną prośbę. Właśnie urywam się z Dean’em… - Ściszył głos, odwracając się od blondyna. - Tak, z tym Dean’em! Rozumiesz?! Nie mogę w to uwierzyć. To musi być sen. Jutro się pewnie obudzę i wszystko jasny szlak trafi, ale nie to chciałem mówić. – Zaśmiał się głupiutko. – Urywamy się z lekcji, więc nie będzie mnie na pracy klasowej z mikrobiologii molekularnej. Mógłbyś przekazać pani profesor, że źle się poczułem i wróciłem do domu? Spytaj się jeszcze, kiedy mógłbym ją nadrobić. – Spojrzał w zniecierpliwione zielone tęczówki. – Jak wrócę koniecznie musimy się spotkać. – szepnął. – Dzięki, papa. – Schował komórkę do kieszeni. – To, co? G-gdzie jedziemy?
- Mam pewien pomysł. Wsiadaj.

Wnętrze samochodu pachniało świeżością. Cas usiadł się wygodnie, znów wpadając w panikę. Wziął głęboki, uspokajający oddech.

- Zapnij pasy.
- Tak. – Chwycił metalową sprzączkę, próbując wcisnąć ją w należyte miejsce. Ta bezczelnie się buntowała, wpędzając nastolatka w zażenowanie. – Chyba nie mogę… - wyjąkał żałośnie.
- Spokojnie… - Nieprzypadkowo dotknął dłoni bruneta. – Widzisz? Trzeba to robić bardzo spokojnie.
- Zapamiętam.
Znów zapanowała cisza. Winchester odpalił silnik i ruszył przed siebie. Powietrze jakby znów zgęstniało, a temperatura wzrosła kilkakrotnie.

- Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Tak, tak… oczywiście.
- Więc?
- Jedziemy do wesołego miasteczka. – Ucieszył się, niczym dziecko. – Masz coś przeciwko?
- N-nie. Chyba nie. – Głośno przełknął ślinę. Niczego nie obawiał się bardziej. Chodzące klauny, mordercze karuzele, dziesiątki rozwrzeszczanych dzieciaków. Poczuł gęsią skórkę na plecach.
- Stało się coś? Strasznie zbladłeś.
- Wszystko w porządku. – uspokoił towarzysza. – Już nie mogę się doczekać.
- Ja też!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz