- A to? - Chciał pocałować bruneta w
nos, jednak on uniósł głowę i wydymał usta. – Co robisz?
- Ja… - Poczuł, jak żołądek skręca się
w środku. – Ja… myślałem, że chcesz mnie znów pocałować. – Pragnął ponownie zapaść
się pod ziemię. Wyglądało na to, że towarzystwo Hadesa jest nieuniknione.
Szybko odwrócił głowę, próbując uspokoić płytki oddech. – Ale się wygłupiłem.
Chyba już czas, żebym…
- Nigdzie nie pójdziesz. Najpierw muszę
cię pocałować w… - Zbliżył usta do szyi. Wysunął koniuszek języka i polizał
gorącą skórę.
- Hahahahaha! Nie rób tak! To mnie
łaskoczę! – pisnął, odsuwając się od nastolatka. Ten spoglądał na niego
rozbawiony.
- Ale ja chcę. – mruknął. Chwycił
bruneta za nadgarstki, kładąc jego dłonie na swoich biodrach. Przysunął
miednice blisko brzucha. – Mam pewien pomysł, fretko.
- J-jaki? – spytał, wybałuszając oczy.
Jego głowa wypełniła się setką dziwacznych myśli i obaw. Winchester przyglądał
mu się uważnie, nic nie mówiąc przez jakiś czas. Powietrze zrobiło się gęstsze.
– C-co masz na myśli, Dean?
Zagryzł wargę, wciąż czując na sobie
przenikliwe, wręcz świdrujące spojrzenie blondyna. Ciężar zielonych tęczówek
był zbyt wielki, by mógł sobie z nim poradzić w normalny i opanowany sposób. Zaczął
robić to, co potrafił najlepiej.
- Dean, nie za bardzo wiem, co masz na
myśli. Jeśli zaraz nie powiesz mi, o co chodzi pójdę sobie. – burknął jednym
tchem. – Nie widzisz, jak mocno się denerwuję? Jesteś bardzo stresującą osobą,
wiesz? Nigdy nie czułem takiego zażenowania, jak teraz. Wszystko, co teraz
słyszysz, jest efektem mojego zdenerwowania. Chyba lepiej będzie, jak się po
prostu…
- Nie. – Pokiwał głową. – Uwielbiam
twój głos.
- Co? – Otworzył szeroko usta, po czym
szybko zamknął je przykładając dłoń. – Ty mmnómnisz serpio?
- Tak. Proszę, nie wstydź się mnie. – Wplótł palce w ciemne włosy. Serce dziko uderzało w klatkę piersiową, nieustannie przypominając o swojej obecności. Głośno przełknął ślinę, nawilżając spuchnięte usta. – To co? Chcesz wiedzieć, na jaki pomysł wpadłem?
- Tak. Proszę, nie wstydź się mnie. – Wplótł palce w ciemne włosy. Serce dziko uderzało w klatkę piersiową, nieustannie przypominając o swojej obecności. Głośno przełknął ślinę, nawilżając spuchnięte usta. – To co? Chcesz wiedzieć, na jaki pomysł wpadłem?
- Nie wiem… - Wzruszył ramionami.
- Tak czy nie?
- Wpadłem na naprawdę przyjemny pomysł.
Na pewno będziesz zadowolony.
- Z-zadowolony? Co ty chcesz mi zrobić?
- Sprawić przyjemność. – Uśmiechnął się
kokieteryjnie, widząc zawstydzone i nieco skonfundowane oblicze. Ujrzał
wszystko, co kocha. Czerwone policzki, kąciki ust wygięte w dyskretnym uśmiechu
i oczy wypełnione dziecinnym zawstydzeniem. Nareszcie przyznał się do swych
uczuć. Nareszcie mógł trzymać w swych ramionach osobę, którą darzył tak
głębokim uczuciem.
- Jeszcze tego nigdy nie robiłem! –
Głos zadrżał spanikowanie.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. –
Pogłaskał bruneta po policzkach. Opuszkami palców badał miękką skórę,
podziwiając jej piękno. – Będzie fajnie.
- Robiłeś to już wcześniej?
- No pewnie! – Zaśmiał się. – Wiele
razy! Chodź ze mną, a na pewno nie pożałujesz.
Castiel drżał, walcząc z natłokiem
niekomfortowych myśli. Nie za bardzo wiedział, jak zareagować. Dean robił to
niejednokrotnie – Novak wcale. Nastolatek szczerze wątpił, że jest w stanie
zrobić coś podobnego. Niby codziennie o tym marzył, jednak jak już nadawała się
ku temu okazja, miał ochotę uciec z głośnym krzykiem. No, bo jak to miałoby
wyglądać? Był chodzącą pokraką. Szybciej stanie się któremuś krzywda, nim zdążą
przejść do przyjemniejszych rzeczy. Mimo niepewności i protestów rozsądnej
części mózgownicy, Cas postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Będzie, co
będzie.
- Dobrze. Chcę to z tobą zrobić. –
Szepnął nieśmiało.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! –
Klasnął w dłonie uradowany. Podarował niższemu krótki, ale pełen czułości
pocałunek.
- Będzie boleć?
- Ale… co? – spytał, nie do końca
rozumiejąc pytanie nastolatka. – Co ma cię boleć?
- Ty robiłeś to wiele razy, ja nigdy.
Boję się, że cię nie zaspokoję.
Wokół nich zapanowała niesamowicie
długa i krępujące cisza. Żaden z nich nie miał odwagi odezwać się, jako
pierwszy. Castiel stał podparty o ścianę, z możliwie najniżej opuszczoną głową.
Dean otworzył usta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Skrzyżował ręce na
piersi. Po chwili odezwał się, burząc mur milczenia.
- Miałem na myśli zupełnie co innego.
- Nie chciałeś się ze mną kochać? –
spytał, dławiąc się ostatnim słowem. – Boże, co za kompromitacja. Odchylił
głowę w tył i spłynął na podłogę. Usiadł na zimnych kafelkach, chowając twarz między
kolanami.
- K-kochać? – Podrapał się w tył głowy,
szybko klękając naprzeciwko bruneta. Odchrząknął nerwowo, chwytając go za
ramię. – Oczywiście, pragnę tego całym sercem. Ale nie teraz! – Uniósł dłonie,
widząc strach w błękitnych oczach. – Miałem na myśli ucieczkę… no wiesz, zerwać
się z lekcji.
- Czemu nie teraz?
- Fretko pragnę cię, rozumiesz? Całym
moim sercem… - Chwycił bruneta za policzki. – Tylko najpierw chciałbym pójść z tobą
na randkę…
- Oczywiście! Przepraszam, plotę
głupoty. Nie słuchaj mnie.
- Więc? Uciekamy, czy nie? – Chciał
nieco rozluźnić napiętą atmosferę, by móc wreszcie należycie cieszyć się z
obecności nastolatka. Ten nagle spochmurniał.
– Ej, co jest znowu?
- Nic, tylko ja nie mogę uciec.
- Bo?
- Jestem przewodniczącym. Mam
nienaganną frekwencję. Nie mogę, tak po prostu zerwać się z lekcji. To byłoby
nie w porządku w stosunku do nauczycieli.
- Co ty mówisz? – Zaśmiał się. – Teraz
powinieneś być na lekcji fizyki, a mimo wszystko siedzisz tu ze mną.
- To zupełnie, co innego.
- Nie sądzę. – Podniósł ciemnowłosego z
podłogi i pociągnął w stronę wyjścia. – Chodź, musisz się nieco rozluźnić.
- Nie mogę! – pisnął. Pokusa była
monstrualna, ale… wagary? Dla Castiela byłaby to jedna z najbardziej szalonych
rzeczy, jakie zrobił w swoim życiu!
Na co dzień był spokojnym uczniem,
pilnie spełniającym swoje obowiązki. Udzielał się w szkolnym samorządzie,
chodził na najróżniejsze kółka. Nigdy przez myśl nie przeszło mu, że mógłby się
zerwać z lekcji. Nigdy!
- Możesz.
- Nie.
- Tak.
- Nie. Co jeśli, ktoś nas przyłapie, albo
spotkamy naszych rodziców? – Przyłożył dłoń do skroni. – To zbyt ryzykowne.
- Przesadzasz. – Wzruszył ramionami.
Otworzył drzwi, wręcz wybiegając z budynku. – Choć raz, możesz zrobić coś
szalonego. Proszę… - Zatrzymał się przed lśniąco czarną Impalą. Puścił
chłopaka, dumnie opierając się o przednią maskę. Na piegowatą twarz wpełznął
cwany uśmieszek. – Zrób to dla mnie, fretko.
- No nie wiem… - zastanowił się. Nie
chciał wyjść na sztywniaka. Coś jednak nie dawało mu spokoju. – Dziś mam ważną
pracę klasową z mikrobiologii molekularnej, jeśli jej nie napiszę…
- Mikro-czego? – westchnął ciężko. –
Castiel, błagam cię.
- Dobrze, już. Zrobię to. Ucieknę! –
Zacisnął pięść, dumnie unosząc ją w górę. – Tylko muszę do kogoś zadzwonić. To
ważne.
Winchester zaniemówił, wpatrując się w
stojącego nastolatka. Ten niezdarnie grzebał w plecaku, zapewne szukając
telefonu. Marudził pod nosem, przeklinając bałagan, jaki tam panował. Po
niecałej minucie wyrzucił całą zawartość na ziemię, przebierając w stercie
luźnych kartek i zeszytów.
- Mam! – krzyknął. Wystukał numer i
przyłożył telefon do ucha. Odezwała się automatyczna sekretarka. – Cześć,
Balthy mam ogromną prośbę. Właśnie urywam się z Dean’em… - Ściszył głos,
odwracając się od blondyna. - Tak, z tym Dean’em! Rozumiesz?! Nie mogę w to
uwierzyć. To musi być sen. Jutro się pewnie obudzę i wszystko jasny szlak
trafi, ale nie to chciałem mówić. – Zaśmiał się głupiutko. – Urywamy się z
lekcji, więc nie będzie mnie na pracy klasowej z mikrobiologii molekularnej.
Mógłbyś przekazać pani profesor, że źle się poczułem i wróciłem do domu? Spytaj
się jeszcze, kiedy mógłbym ją nadrobić. – Spojrzał w zniecierpliwione zielone
tęczówki. – Jak wrócę koniecznie musimy się spotkać. – szepnął. – Dzięki, papa.
– Schował komórkę do kieszeni. – To, co? G-gdzie jedziemy?
- Mam pewien pomysł. Wsiadaj.
Wnętrze samochodu pachniało świeżością.
Cas usiadł się wygodnie, znów wpadając w panikę. Wziął głęboki, uspokajający
oddech.
- Zapnij pasy.
- Tak. – Chwycił metalową sprzączkę,
próbując wcisnąć ją w należyte miejsce. Ta bezczelnie się buntowała, wpędzając
nastolatka w zażenowanie. – Chyba nie mogę… - wyjąkał żałośnie.
- Spokojnie… - Nieprzypadkowo dotknął
dłoni bruneta. – Widzisz? Trzeba to robić bardzo spokojnie.
- Zapamiętam.
Znów zapanowała cisza. Winchester
odpalił silnik i ruszył przed siebie. Powietrze jakby znów zgęstniało, a
temperatura wzrosła kilkakrotnie.
- Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Tak, tak… oczywiście.
- Więc?
- Jedziemy do wesołego miasteczka. –
Ucieszył się, niczym dziecko. – Masz coś przeciwko?
- N-nie. Chyba nie. – Głośno przełknął
ślinę. Niczego nie obawiał się bardziej. Chodzące klauny, mordercze karuzele,
dziesiątki rozwrzeszczanych dzieciaków. Poczuł gęsią skórkę na plecach.
- Stało się coś? Strasznie zbladłeś.
- Wszystko w porządku. – uspokoił
towarzysza. – Już nie mogę się doczekać.
- Ja też!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz