- Nie mam zamiaru. – Szepnął i znów przycisnął
roześmiane usta do miękkich, wilgotnych od śliny warg. Ich języki na nowo
rozpoczęły wspólny taniec.
Chwycił Anioła za brodę, pogłębiając żarliwy
pocałunek. Wsunął śliski język do środka, masując gładkie podniebienie. Brunet
spiął sie, wlepiając nadal zagubione ślepia w piegowatą twarz Winchestera.
- Wciąż się boisz, prawda? – Spytał bardzo! niechętnie
odsuwając się od ciemnowłosego..
Marzył tylko, by wpić się w te słodkie wargi, już
nigdy nie przerywając przyjemnych pieszczot. Zbadałby każdy milimetr ciała,
znacząc go swoim dotykiem.
- Boję?
- Boisz się mnie dotykać.
- Nieprawda. – Zaprzeczył speszony. Szybko objął blondyna w
pasie, przyciskając twarz do klatki piersiowej. Wtulił się w nią z całych sił,
chłonąc przyjemny zapach perfum. – N-no,
bo ja nie wiem, co mam robić. – Jęknął zrozpaczony. – Naprawdę chcę, żeby było ci dobrze…
- Jest mi dobrze.
- Nie kłam.
- Castiel spójrz na mnie.
Skrzydlaty niepewnie uniósł głowę. Jego twarz
pokryta była uroczym rumieńcem.
- Cas, k-kochanie… - Serce znów przyśpieszyło. – Ja
jestem szczęśliwy, rozumiesz? Kurews… - Zamilkł, zbombardowany karcącym
spojrzeniem Anioła. Chrząknął zdenerwowany, na nowo układając w głowie litanie
słów. – Jestem naprawdę szczęśliwy.
Tak długo cię szukałem. Codziennie myśląc, o tym jak cię zawiodłem. – Uniósł
dłoń, widząc zmartwione oblicze Skrzydlatego. – Tak, zawiodłem cię i pewnie
będę żałować tego do końca mojego nieszczęsnego życia, ale teraz…
- Kocham cię, Dean. – Wtrącił szybko półszeptem, znów kryjąc twarz w
szerokich ramionach Łowcy.
Słowa Castiela zawisły wokół nich niczym mgła.
- Nie wiem, czy powinienem…
przepraszam, jeśli powiedziałem za dużo. –
Język zaczął plątać mu figle. – C-chyba
jestem tym trochę prze-przerażony.
- Cas, czy ty… - Mężczyzna zastygł w otępieniu. –
kochasz mnie, tak po ludzku?
- A jak inaczej? Po raz pierwszy czuję
się szczęśliwy. A jestem taki, wyłącznie dzięki tobie.
- O Boże. – Wydyszał. – Cas, ja myślałem, że nigdy…
że ty nie czujesz…, nie powiesz mi…, że to co ja, ty też.
- Tak, Dean. To, co ty, ja też. – Powiedział z kamienną, tak charakterystyczną na niego
twarzą.
Winchester mógł ujrzeć uśmiech, jedynie w
błękitnych oczach, które od zawsze były portalem wyrażania „castielowych”
uczuć. Tylko w nich, kryła się cała prawda.
- To jak będzie z tym dotykaniem? – Posłał
mężczyźnie szelmowski uśmiech, pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
- Ale Dean, przecież mówiłem…
- Shh. – Cmoknął go w usta. – Nie denerwuj się.
Chcę tylko przejść już do rzeczy.
- Jakich
rzeczy?
- Przyjemnych.
- Ale?
- Kocham cię, wiesz o tym, prawda? – Ujrzał
nieśmiałe skinienie głową. – Więc, nie zrobię absolutnie nic, czego nie
będziesz chciał. Do niczego nie będę cię zmuszał. Chcę tylko sprawić ci
przyjemność, którą pamiętać będziesz przez resztę swojego istnienia, rozumiesz?
Chłodne jesienne powietrze owiewało ich rozgrzane
ciała, zraszając drobnymi kroplami deszczu.
- Rozumiem.
- Zaufaj mi. Nie skrzywdzę cię.
- Wiem.
- Więc, podaj mi swoją dłoń i zacznij mnie dotykać.
Wszędzie.
Anioł opuszkami palców badał piegowatą skórę,
uważnie wpatrując się w zielone tęczówki. Przejechał po zaczerwienionym
policzku, wilgotnych ustach, drżącym podbródku zmierzając w kierunku szyi,
obojczyków, piersi, umięśnionego brzucha.
Dean stał oszołomiony, drżąc z podniecenia i
ekscytacji. Każde spotkanie z ciepłym dotykiem bruneta, kończyło się nowym spazmem
rozkoszy, odurzając umysł swoją nadzwyczajną siłą.
- Mmm… - Jego gardło opuściło, głośne stękniecie.
Castiel poczuł pod palcami zimny metal, gwałtownie
cofając dłoń.
- Błagam nie przerywaj.
Winchester przycisnął miednice do krocza, przez
materiał spodni czując szybko nabrzmiewającego członka bruneta, co tylko
jeszcze bardziej go nakręciło.
- D-Dean. – Stęknął, wyginając ciało w łuk. Odchylił głowę do
tyłu, próbując złapać oddech.
- Nie uciekaj mi. – Zbliżył się, darując
przepełniony namiętnością pocałunek.
Po chwili zaczął dyszeć prosto w anielskie usta,
czując nieśmiałe ruchy języka, masującego jego podniebienie. Wszystko wokół
niego zaczęło niebezpiecznie wirować, zmieniając się w zamgloną poświatę.
- Castiel… - Szepnął czule, wsuwając śliski język
do ucha. Anioł, aż się wzdrygnął, jęcząc przeciągle. – Chcę cię tam dotknąć.
- Mmhmm…
- Poczuć twoje podniecenie.
- D-dean.
- Złapać mocno, zadając przeraźliwą rozkosz. –
Chwycił w zęby płatek ucha.
- Dotknij
mnie, błagam. Zrób to. - Jego gardło opuściło kolejne, namiętne stęknięcie.
Winchester położył dłoń na klatce piersiowej Anioła, gładząc roztrzęsione
ciało. Rozpiął guziki białej koszuli, wsuwając palce za cienki materiał. – Dean… - Ciepło skóry, jakie czuł pod
palcami było oszałamiające. – Dean… -
Napięcie w spodniach łowcy rosło z każdą minioną sekundą, napędzane cichymi
pomrukami wydobywającymi się z ust bruneta. – Dean!
Dzika fala podniecenia, uderzyła w niego z siłą
rozpędzonego pociągu. Jedną ręką drażnił wrażliwą skórę piersi, torturując
twardniejące sutki. Drugą rozpoczął wędrówkę do pulsującego w spodniach
członka. Zaczął od brzucha, bioder, miednicy, czując każde drżenie, słysząc
każdy przerywany jęk.
- Jesteś mój… - Szepnął, (nareszcie!) zaciskając
palce na kroczu bruneta, prawie nie dostając orgazmu od samego dotyku. –
Castiel… - Rozpiął zamek, wsuwając rękę głębiej.
- Dotykaj
mnie, Dean. Wszędzie…
- Tylko mój.
- Mmm..
- Należysz tylko do mnie…
Palcami wśliznął się za cienki materiał bokserek i
nie przedłużając już ujął w dłoń sztywnego członka. Efekt był spektakularny. Po
plecach przeszedł spazm przyjemności, wręcz zadając ból swą intensywnością. Serce
załomotało w piersi, prawie nie eksplodując od nawału nowych emocji.
Przesunął dłonią po całej długości, drażniąc
wilgotny już czubek.
- Aghh… - Wyjęczał. Resztkami sił złapał, poły skórzanej
kurtki ciągnąc blondyna do siebie. – Co
ty wyprawiasz, Dean?
- To, co ci obiecałem.
- Torturując mnie?
Zielonooki zaśmiał się głośno, nadal nie
przerywając zabawy z pulsującym członkiem Anioła. Był pewien, że ten nie
wytrzyma długo. Zacisnął palce, kciukiem masując pokaźną erekcję.
- Ja już… Błagam, nie rób tego…
Dean gwałtownie wyjął rękę ze spodni mężczyzny,
odchodząc pół kroku. Podniecenie prawie rozrywało, za ciasne już spodnie, lecz
nie chciał jeszcze ulec mu całkowicie.
- Co się stało? Czemu przestałeś?
- Nie chcę, by to się jeszcze skończyło. - Posłał
Skrzydlatemu swój najcudowniejszy uśmiech, uważnie lustrując go wzrokiem.
Drżącymi rękoma, zrzucił z siebie skórzaną kurtkę.
Chłodne krople ugodziły odsłoniętą skórę ramion, pozostawiając na niej wilgotne
ślady. Po chwili namysłu, pozbył się również koszuli, w efekcie pozostając
jedynie w spodniach.
- Dean,
ubierz się natychmiast! – Syknął, oburzony bezmyślnością Łowcy. – Przeziębisz się!
- To mnie wyleczysz. – Mrugnął, posyłając kolejny,
doskonały uśmiech. – Proszę, podejdź do mnie.
Cas poczuł niczym niewytłumaczalne wątpliwości.
Szybko zbył je, skupiając całą swą uwagę na prezentującym się wdzięcznie
mężczyźnie. Wziął głęboki oddech, przysuwając blisko umięśnionego ciała,
pokrytego tuzinami blizn.
Były dowodem na to, z czym Łowca zmagał się od
najmłodszych lat dzieciństwa. Wychowany pod czujnym okiem surowego rodzica,
hartowany niczym żołnierz. Każdego dnia musiał spełniać ojcowskie rozkazy,
wychodząc naprzeciw wszelkim oczekiwaniom. Nauczony, by zabijać nadprzyrodzone
istoty w imię…
Właśnie, w imię czego?!
Castiel przesunął palcami po czerwonej szramie w
kształcie półksiężyca, znajdującej się cal pod obojczykiem. Chwilę później
dostrzegł kolejną, większą na lewym biodrze, potem kolejną i jeszcze następną…
- Twoje
ciało… - Rozprostował dłoń, kładąc ją płasko na piersi blondyna. – Całe pokryte bliznami.
- Życie łowcy… - Poczuł rozlewające się wewnątrz
ciepło. Trwało to niemalże sekundę. - Co zrobiłeś?
Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą
jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.
Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym
ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z
piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.
- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! -
Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust.
Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął
przeciągle, nie ukrywając zażenowania.
Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając
zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. - Proszę, błagam, natychmiast!
Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.
Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna.
Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce.
Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą
koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie
znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja
robiłem tobie.
- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean?
– Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.
Łowca posłał mu szeroki uśmiech i
chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając
mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny,
językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.
- Tylko
nie tutaj.
- A gdzie…
Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w
ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do
prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W
motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką
lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco
przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję,
że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. –
Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak
zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym
myślę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz