czwartek, 6 czerwca 2013

Whole world against him - część 3




- Nie mam zamiaru. – Szepnął i znów przycisnął roześmiane usta do miękkich, wilgotnych od śliny warg. Ich języki na nowo rozpoczęły wspólny taniec.

Chwycił Anioła za brodę, pogłębiając żarliwy pocałunek. Wsunął śliski język do środka, masując gładkie podniebienie. Brunet spiął sie, wlepiając nadal zagubione ślepia w piegowatą twarz Winchestera.

- Wciąż się boisz, prawda? – Spytał bardzo! niechętnie odsuwając się od ciemnowłosego..

Marzył tylko, by wpić się w te słodkie wargi, już nigdy nie przerywając przyjemnych pieszczot. Zbadałby każdy milimetr ciała, znacząc go swoim dotykiem.
  
- Boję?
- Boisz się mnie dotykać.
- Nieprawda. ­– Zaprzeczył speszony. Szybko objął blondyna w pasie, przyciskając twarz do klatki piersiowej. Wtulił się w nią z całych sił, chłonąc przyjemny zapach perfum. – N-no, bo ja nie wiem, co mam robić. – Jęknął zrozpaczony. – Naprawdę chcę, żeby było ci dobrze…
- Jest mi dobrze.
- Nie kłam.
- Castiel spójrz na mnie.

Skrzydlaty niepewnie uniósł głowę. Jego twarz pokryta była uroczym rumieńcem.

- Cas, k-kochanie… - Serce znów przyśpieszyło. – Ja jestem szczęśliwy, rozumiesz? Kurews… - Zamilkł, zbombardowany karcącym spojrzeniem Anioła. Chrząknął zdenerwowany, na nowo układając w głowie litanie słów. – Jestem naprawdę szczęśliwy. Tak długo cię szukałem. Codziennie myśląc, o tym jak cię zawiodłem. – Uniósł dłoń, widząc zmartwione oblicze Skrzydlatego. – Tak, zawiodłem cię i pewnie będę żałować tego do końca mojego nieszczęsnego życia, ale teraz…
- Kocham cię, Dean. – Wtrącił szybko półszeptem, znów kryjąc twarz w szerokich ramionach Łowcy.

Słowa Castiela zawisły wokół nich niczym mgła.

- Nie wiem, czy powinienem… przepraszam, jeśli powiedziałem za dużo. – Język zaczął plątać mu figle. – C-chyba jestem tym trochę prze-przerażony.
- Cas, czy ty… - Mężczyzna zastygł w otępieniu. – kochasz mnie, tak po ludzku?
- A jak inaczej? Po raz pierwszy czuję się szczęśliwy. A jestem taki, wyłącznie dzięki tobie.
- O Boże. – Wydyszał. – Cas, ja myślałem, że nigdy… że ty nie czujesz…, nie powiesz mi…, że to co ja, ty też.
- Tak, Dean. To, co ty, ja też. – Powiedział z kamienną, tak charakterystyczną na niego twarzą.

Winchester mógł ujrzeć uśmiech, jedynie w błękitnych oczach, które od zawsze były portalem wyrażania „castielowych” uczuć. Tylko w nich, kryła się cała prawda.

- To jak będzie z tym dotykaniem? – Posłał mężczyźnie szelmowski uśmiech, pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
- Ale Dean, przecież mówiłem…
- Shh. – Cmoknął go w usta. – Nie denerwuj się. Chcę tylko przejść już do rzeczy.
­- Jakich rzeczy?
- Przyjemnych.
- Ale?
- Kocham cię, wiesz o tym, prawda? – Ujrzał nieśmiałe skinienie głową. – Więc, nie zrobię absolutnie nic, czego nie będziesz chciał. Do niczego nie będę cię zmuszał. Chcę tylko sprawić ci przyjemność, którą pamiętać będziesz przez resztę swojego istnienia, rozumiesz?

Chłodne jesienne powietrze owiewało ich rozgrzane ciała, zraszając drobnymi kroplami deszczu.

- Rozumiem.
- Zaufaj mi. Nie skrzywdzę cię.
- Wiem.
- Więc, podaj mi swoją dłoń i zacznij mnie dotykać. Wszędzie.

Anioł opuszkami palców badał piegowatą skórę, uważnie wpatrując się w zielone tęczówki. Przejechał po zaczerwienionym policzku, wilgotnych ustach, drżącym podbródku zmierzając w kierunku szyi, obojczyków, piersi, umięśnionego brzucha.

Dean stał oszołomiony, drżąc z podniecenia i ekscytacji. Każde spotkanie z ciepłym dotykiem bruneta, kończyło się nowym spazmem rozkoszy, odurzając umysł swoją nadzwyczajną siłą.

- Mmm… - Jego gardło opuściło, głośne stękniecie.

Castiel poczuł pod palcami zimny metal, gwałtownie cofając dłoń.
- Błagam nie przerywaj.

Winchester przycisnął miednice do krocza, przez materiał spodni czując szybko nabrzmiewającego członka bruneta, co tylko jeszcze bardziej go nakręciło.

- D-Dean. – Stęknął, wyginając ciało w łuk. Odchylił głowę do tyłu, próbując złapać oddech.
- Nie uciekaj mi. – Zbliżył się, darując przepełniony namiętnością pocałunek. 
   
Po chwili zaczął dyszeć prosto w anielskie usta, czując nieśmiałe ruchy języka, masującego jego podniebienie. Wszystko wokół niego zaczęło niebezpiecznie wirować, zmieniając się w zamgloną poświatę.  

- Castiel… - Szepnął czule, wsuwając śliski język do ucha. Anioł, aż się wzdrygnął, jęcząc przeciągle. – Chcę cię tam dotknąć.  
- Mmhmm…
- Poczuć twoje podniecenie.
­- D-dean.
- Złapać mocno, zadając przeraźliwą rozkosz. – Chwycił w zęby płatek ucha.
- Dotknij mnie, błagam. Zrób to. - Jego gardło opuściło kolejne, namiętne stęknięcie. Winchester położył dłoń na klatce piersiowej Anioła, gładząc roztrzęsione ciało. Rozpiął guziki białej koszuli, wsuwając palce za cienki materiał. – Dean… - Ciepło skóry, jakie czuł pod palcami było oszałamiające. – Dean… - Napięcie w spodniach łowcy rosło z każdą minioną sekundą, napędzane cichymi pomrukami wydobywającymi się z ust bruneta. – Dean!

Dzika fala podniecenia, uderzyła w niego z siłą rozpędzonego pociągu. Jedną ręką drażnił wrażliwą skórę piersi, torturując twardniejące sutki. Drugą rozpoczął wędrówkę do pulsującego w spodniach członka. Zaczął od brzucha, bioder, miednicy, czując każde drżenie, słysząc każdy przerywany jęk.
- Jesteś mój… - Szepnął, (nareszcie!) zaciskając palce na kroczu bruneta, prawie nie dostając orgazmu od samego dotyku. – Castiel… - Rozpiął zamek, wsuwając rękę głębiej.
­- Dotykaj mnie, Dean. Wszędzie…     
- Tylko mój.
­­­- Mmm..
- Należysz tylko do mnie…

Palcami wśliznął się za cienki materiał bokserek i nie przedłużając już ujął w dłoń sztywnego członka. Efekt był spektakularny. Po plecach przeszedł spazm przyjemności, wręcz zadając ból swą intensywnością. Serce załomotało w piersi, prawie nie eksplodując od nawału nowych emocji.

Przesunął dłonią po całej długości, drażniąc wilgotny już czubek.     

- Aghh… - Wyjęczał. Resztkami sił złapał, poły skórzanej kurtki ciągnąc blondyna do siebie. – Co ty wyprawiasz, Dean?
- To, co ci obiecałem.
- Torturując mnie?

Zielonooki zaśmiał się głośno, nadal nie przerywając zabawy z pulsującym członkiem Anioła. Był pewien, że ten nie wytrzyma długo. Zacisnął palce, kciukiem masując pokaźną erekcję.

- Ja już… Błagam, nie rób tego…   

Dean gwałtownie wyjął rękę ze spodni mężczyzny, odchodząc pół kroku. Podniecenie prawie rozrywało, za ciasne już spodnie, lecz nie chciał jeszcze ulec mu całkowicie.

- Co się stało? Czemu przestałeś?
- Nie chcę, by to się jeszcze skończyło. - Posłał Skrzydlatemu swój najcudowniejszy uśmiech, uważnie lustrując go wzrokiem.

Drżącymi rękoma, zrzucił z siebie skórzaną kurtkę. Chłodne krople ugodziły odsłoniętą skórę ramion, pozostawiając na niej wilgotne ślady. Po chwili namysłu, pozbył się również koszuli, w efekcie pozostając jedynie w spodniach.
- Dean, ubierz się natychmiast! – Syknął, oburzony bezmyślnością Łowcy. – Przeziębisz się!
- To mnie wyleczysz. – Mrugnął, posyłając kolejny, doskonały uśmiech. – Proszę, podejdź do mnie.

Cas poczuł niczym niewytłumaczalne wątpliwości. Szybko zbył je, skupiając całą swą uwagę na prezentującym się wdzięcznie mężczyźnie. Wziął głęboki oddech, przysuwając blisko umięśnionego ciała, pokrytego tuzinami blizn.

Były dowodem na to, z czym Łowca zmagał się od najmłodszych lat dzieciństwa. Wychowany pod czujnym okiem surowego rodzica, hartowany niczym żołnierz. Każdego dnia musiał spełniać ojcowskie rozkazy, wychodząc naprzeciw wszelkim oczekiwaniom. Nauczony, by zabijać nadprzyrodzone istoty w imię…

Właśnie, w imię czego?!

Castiel przesunął palcami po czerwonej szramie w kształcie półksiężyca, znajdującej się cal pod obojczykiem. Chwilę później dostrzegł kolejną, większą na lewym biodrze, potem kolejną i jeszcze następną…

- Twoje ciało… - Rozprostował dłoń, kładąc ją płasko na piersi blondyna. – Całe pokryte bliznami.
- Życie łowcy… - Poczuł rozlewające się wewnątrz ciepło. Trwało to niemalże sekundę. - Co zrobiłeś?

Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.

Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.       

- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! - Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust. Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął przeciągle, nie ukrywając zażenowania.

Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. -  Proszę, błagam, natychmiast!

Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.  

Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna. Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce. Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja robiłem tobie.
­- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean? – Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.

Łowca posłał mu szeroki uśmiech i chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny, językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.

- Tylko nie tutaj.
- A gdzie…

Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję, że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. – Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym myślę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz