czwartek, 6 czerwca 2013

I'm too stupid, to be loved - część 2



"Cover my eyes, cover my ears.
Tell me these words are a lie.
It can't be true, that I'm losing you.
The sun cannot fall from the sky.
Can you hear heaven cry?
Tears of an angel.
Stop every clock, stars are in shock.
The river would run to the sea.
I won’t let you fly,
I won’t say goodbye,
I won’t let you slip away from me.

Can you hear heaven cry?
Tears of the angel."

RyanDan - Tears Of An Angel
____________________________

  
Dean’s POV:


- Żegnaj Dean.

Stałem wpatrzony w pustkę, jaką po sobie pozostawił.   

- Co ja najlepszego zrobiłem? – W otępieniu podszedłem do lustra. Przez moment przyglądałem się kretynowi, który zniszczył sobie życie. Na tchórza bojącego się miłości. Zacisnąłem pięści, niespodziewanie uderzając w swoje odbicie. Drobne odłamki rozlały się po podłodze, po części wbijając w dłonie. - Ja…

Usiadłem na brzegu łóżka, czując ściekającą po palcach krew.   

Moje serce zgasło. Nie miało już dla kogo bić. Zwiesiłem głowę, pozwalając płynąć słonym łzom. To była jedna  z tych chwil, w których moje ciało buntowało się przeciwko mnie. Choć nie chciałem – robiło swoje. W tym momencie nie byłem już mężczyzną – byłem samotnym chłopcem.

- Dean. - Gdzieś z oddali usłyszałem głos mojego brata. Zignorowałem go. – Dean! – Szarpnął mną, chwytając za ramiona. – Krwawisz. Co ty znowu odjebałeś? 
- Ja, ja… - wysunąłem krwawiące dłonie, Sammy totalnie spanikował. Mamrotał coś po nosem, przeklinał. Pobiegł do łazienki, każąc mi siedzieć spokojnie. Osunąłem się na podłogę. Podkurczyłem nogi, chowając głowę między kolana.

„- Czy mogę cię kochać, Dean?”

Zdusiłem w sobie jęk rozpaczy. Głupota zniszczyła mi życie. Głupota odepchnęła jedyną istotę na Ziemi, którą byłem zdolny kochać ponad wszystko.

- Wystaw ręce. – rozkazał. Był przestraszony. – Coś ty zrobił? - Powoli wyjmował szklane odłamki, próbując nie patrzeć mi w oczy. Wiedziałem, że chce poznać prawdę. Wiedziałem, ze teraz pewnie zastanawia się, o co wpierw zapytać.

Nie miałem ochoty opowiadać mu o mojej porażce.

- Powiesz mi, co się stało?
- Nie.
- Widzę, że coś cie gryzie. – Nie dawał za wygraną. – To przez Cas’a, tak?
- Nie! – Serce podskoczyło mi do gardła. Wstałem, odpychając go od siebie. – Daj mi spokój, kurwa mać! – Chwyciłem drewniane krzesło i cisnąłem nim o ścianę. Na twarzy chłopaka zauważyłem dezorientacje. Zrobił kilka kroków w tył. – Mam dosyć! – wydarłem się.
- Czego? – zapytał niepewnie.
- Mojego jebanego życia!

Wyszedłem z pokoju, zamykając drzwi z głośnym hukiem. Wsiadłem do czarnej Impali. Ręce owinięte bandażem drżały spazmatycznie. Adrenalina krążyła w żyłach. Pod powiekami czułem na nowo kłębiące się łzy. Zacisnąłem ręce na kierownicy.

- Ty idioto.

Gdybym przyznał się, kim jestem.
Gdybym przyznał, że zbyt mocno bałem się wyznać mu prawdę. 
Gdybym przyznał, jak bardzo go kocham.


Castiel’s POV:


Szedłem przed siebie nie znając kierunku, ani drogi dokąd zmierzam. Chciałem zapomnieć o bólu, który wciąż rozrywał moje wnętrzności. Chciałem wymazać z pamięci wszystkie okrutne słowa, widok oczu pełnych obrzydzenia i nienawiści.

Dean zbudował przed sobą mur, którego nie mogłem zburzyć. Okazałem się bezsilny. Mimo, iż próbowałem – on z uporem zaprzeczał. Mogłem  nadal się kłócić, tłumaczyć. Może zrozumiałby, jaką krzywdę mi wyrządził?

„Nie chcę cię więcej widzieć. Nigdy!”

Musiałem uszanować jego prośbę. Choć zadawała tyle cierpienia, wylanych łez – Winchester wyraził się jasno. A mój świat skończył się wraz z jego decyzją.  

- Chcę przestać istnieć. – szepnąłem pod nosem. Myśl ta wydawała mi się niegdyś tak absurdalna, odległa. Nie wierzyłem, że przyjdzie dzień, w którym zapragnę tego tak bardzo. W zaistniałej sytuacji było to jedyne rozwiązanie.

Wszystko wokół mnie zdawało się bezkształtną formą. Każdy mijany dom, ulica. Twarze ludzi pozbawione blasku. Świat stał się szary, ciemny, nijaki.

- Czemu mnie odepchnąłeś? Czemu nie chciałeś kochać?

Uciekłem daleko od miejskiego gwaru. Znalazłem się w lesie, czując otaczający mrok. W powietrzu unosił się zapach wilgoci. Krople minionego deszczu spływały po drzewach, liściach. Z daleka słyszałem jedynie cichy szum wiatru. Zdałem sobie sprawę, że od dziś tak będzie wyglądało moje życie.

Zostałem sam.

Moje serce pragnęło Dean’a. Jeszcze raz chciałem zobaczyć zielone oczy. Choć przez chwilę - móc usłyszeć jego głos. Tylko przez moment.

„Jesteś żałosny. Myślisz, że mnie zmienisz?”

- Nie.

Znów miałbym nadzieję, znów zamknąłbym się w chorej iluzji – nie dopuszczając gorzkiej prawdy. Świadomość, że moje uczucia nie mają dla niego żadnego znaczenia – zabijała mnie.  

- Dlaczego? – Upadłem na kolana. Zwróciłem głowę ku górze, wpatrując w pociemniałe niebo. – Ojcze, czemu pozwoliłeś, bym pokochał tego człowieka? Miłością tak niespełnioną, bolesną. Pozwoliłeś, bym cierpiał.  

Przymknąłem powieki, pod którymi na nowo zbierały się łzy. Tańczyłem na granicy bezradności. Umysł torturował mnie milionami bolesnych wspomnień…

- Cass, zejdź do mnie…

Usłyszałem zachrypnięty głos starszego Winchestera. Jego brzmienie wypełniło mnie po brzegi, bezwstydnie igrając z myślami. Coś tknęło mnie w środku. Spojrzałem w błękitne oczy przyjaciela, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Dobrze się czujesz? – Balthazar zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Tak, przyjacielu. Czemu pytasz? 
- Bo naprawdę głupio teraz wyglądasz. – Roześmiał się. – Winchester?
- Słucham? – Serce załomotało ostrzegawczo.
- Masz obsesje na jego punkcie, czy co? – Poklepał mnie po ramieniu. – Czasami mnie zadziwiasz… swoją głupotą.
- Muszę już iść.
- Będziesz na każde jego zawołanie? Jesteś lepszy, niż prywatna prostytutka. Nie chcesz nic w zamian.
- Zamknij się, to nie twoja sprawa.
- Daj na wstrzymanie. – obruszył się. W jego oczach dostrzegłem szelmowski błysk.- Jeszcze dostaniesz zmarszczek, Misiaku. Wtedy Dean mógłby…
- Proszę, zamilknij. – Zacisnąłem pięści.
- No już, już. Zmykaj. Twoje kochanie pewnie się niecierpliwi. – Machnął ręką, pomrukując pod nosem. – Idioto, nawet nie wiesz, w co się pakujesz. – wyszeptał. – Będziesz tego żałował.

Zignorowałem niezrozumiałą dla mnie konkluzję Anioła, przenosząc się do motelowego pokoju, w którym przebywał mój łowca.

Siedział na łóżku ze zwieszoną głową. W powietrzu unosił się dobrze mi znany, silny zapach alkoholu. Mężczyzna obracał w dłoni szklankę z brunatnym płynem, oddychając ciężko.

- Jesteś.
- Wzywałeś mnie. – Zahamowałem kolejny przypływ radości, udając obojętnego. – Gdzie jest Sam?
- Poszedł na polowanie.
- Rozumiem. – Poczułem niewytłumaczalną ulgę. Złożyłem usta w cienką linię. – Coś się stało, Dean?
- Tak.

Wstał, dopijając resztę trunku. Puste naczynie, odłożył na stół, robiąc kilka chwiejnych kroków w moją stronę. Piegowata skóra pokryta drobnymi kroplami potu, policzki rumieńcem. Włosy w całkowitym nieładzie, sterczały na wszystkie strony. Obserwowałem go skoncentrowanym wzrokiem, czując to samo napięcie, co ostatnim razem.

Z początku przeżywałem oszołomienie, później silną ciekawość - chęć zagłębienia się w to. Poznania prawdziwych intencji blondyna. Wtenczas, nie wiedziałem, jak okrutnie krzywdziłem sam siebie. Jak bezmyślnie topiłem się w kloace brudnych kłamstw i wyolbrzymień.

- Castiel. – Podszedł do mnie, kładąc dłoń na karku. Opuszkami palców głaskał moją skórę, doprowadzając do szaleństwa. – Chciałbym ci coś powiedzieć. – Oddech przesiąknięty był zapachem whiskey.
- Mów.
- Stań blisko. – Szarpnął mnie, przysuwając usta do ucha. – Myślałem dziś o tobie.
- To bardzo miłe, Dean.
- Ty nie rozumiesz. – Zaśmiał się krótko. W kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki, dodające mu więcej uroku. – Myślałem, o tym by znów cię pocałować.
- To również bardzo miłe. – Zwróciłem się w jego kierunku, zaplatając dłonie na szyi. – Zrób to. Nie mam nic przeciwko.

Chwilę później poczułem gorzki smak jego ust. Znowu pokryte whiskey, znów tak rozkosznie miękkie. Trwaliśmy w tej czułej pieszczocie dopóty, dopóki nie przerwał nam odgłos nadjeżdżającej Impali. Wpierw zignorowałem to, jeszcze silniej poddając się sprawnym poczynaniom Winchestera.

- Przestań już! – wyszeptał, nie mogąc oderwać ust. Złapał mnie za biodra, odpychając od siebie. – On. Sammy zaraz…
- Proszę, ostatni raz.
- Nie cierpię cię!

Tym razem pocałunek trwał krótko. Jednak spustoszenie, które po sobie pozostawił, długo wirowało mi w głowie.

- Cześć, Dean. Kupiłem ci… - Sam stanął w drzwiach, lustrując nasze zarumienione twarze. Serce stanęło mi w gardle. Zamarłem. – Hej, Cas. – Zdziwił się lekko.
- Witaj, Sam.
- Znowu piłeś? – Podszedł do blondyna.
- Tylko trochę. – Zakołysał się, upadając na podłogę. – Kurwa!
- Nie przeklinaj, Dean. – wtrąciłem odruchowo.

Sam chwycił brata pod pachy, podnosząc na równe nogi. Dean odepchnął go od siebie, odchodząc pół kroku. Jego ciało zakołysało się, niemalże znów spadając na ziemie. Podbiegłem błyskawicznie, obejmując go w pasie – nie dopuszczając, by znów się przewrócił.

- Uważaj, bo robisz sobie krzywdę! – wycedziłem, przez zaciśniętą szczękę. Mój błąd. Zbyt emocjonalna reakcja, mogła zdradzić nasz mały „romans”. Sam spojrzał na mnie wyraźnie zszokowany. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Szybko odezwałem się jako pierwszy, by uniknąć niepotrzebnych pytań. – Znaczy się… Ten kretyn ledwie trzyma się na nogach. – Wskazałem na półprzytomnego blondyna, zwisającego obok mnie. – Upadając, mógł niepotrzebnie się poobijać. W najgorszym przypadku uderzyć w głowę, co mogłoby doprowadzić do silnego wstrząsu mózgu. Wówczas straciłby przytomność i…  
- Rozumiem. – Zmarszczył brwi. – Połóż go.
- Tak. – Twarz zapiekła boleśnie. Ratował mnie półmrok panujący w pokoju, dzięki któremu mogłem zakamuflować zarumienione policzki.
- Idę pod prysznic. Przypilnuj go, by polazł już spać.
- Tak. – odpowiedziałem, kładąc mężczyznę na łóżku. Sam zniknął za drzwiami łazienki. Obróciłem się w stronę leżącego łowcy. – Dean, pozwól że… - Zdjąłem z niego ubranie, pozostawiając w samej bieliźnie.

Ten, złapał mnie za kark gwałtownie zbliżając do siebie. Krew uderzyła mi do głowy. Zza ściany dobiegł mnie szum wody i ciche podśpiewywanie młodszego z braci.

- Zmykaj już, Cassie. – Ugryzł płatek ucha. – Sammy już tu jest, a ja wciąż nie mogę się opamiętać.
- Dobrze. – Pocałowałem go krótko. Niechętnie odsunąłem od siebie, nie chcąc się żegnać tak szybko.
- Do jutra. – wymruczał, zamykając oczy. – Kocham cię.

Pijane „kocham cię” z jego ust. Nawet pijane, zabrzmiało pięknie. Byłem pewien, że chcę słyszeć to częściej. Byłem pewien, że chcę słyszeć to codziennie.

Gdybym wiedział, że była to jedynie niedojrzała zabawa... Gdybym wiedział, że nie będzie miał tyle odwagi, by kiedykolwiek wyznać mi prawdę... Gdybym wiedział, że nigdy nie będę z nim...


7 komentarzy:

  1. będzie następna część? Pliss :*

    OdpowiedzUsuń
  2. również przyłączam się do prośby :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna część się pojawi. Cały czas nad nią pracuję. Niestety będzie ona tą ostatnią (lub najwyżej - przedostatnią). Cieszę się, że coraz więcej ludzi upomina się o to opow. Sądziłam, że już nikt o nim nie pamięta.. :)

      Usuń
  3. Kocham to no, no jejku no, czemu nie ma więcej? Później zdecydowanie napiszę dłuższy komentarz. ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj chyba będę zmuszona napisać kolejny rozdział, co? :D

      Usuń
    2. Hmm.. cóż dopiszę to do mojej listy "rzeczy do zrobienia" :*
      Nie no postaram się - na pewno.
      Teraz zaprosić Cię mogę do mojego nowego opowiadania "I fallen for you" :*

      Usuń