czwartek, 6 czerwca 2013

Whole world against him - część 8




- Dean! – wrzasnął żałośnie.

Zaraz potem jego gardło opuściła enochiańska plątanina słów - pojedynczych głosek. Ciałem wstrząsnął dziki dreszcz. Anioł czuł jak okrutnie bawi się nim, mieszając w głowie. Nie potrafił poskładać myśli.  

Każda komórka, tej kruchej ludzkiej powłoki poruszała się we własnym rytmie. Zapanował chaos. Serce nie potrafiło współgrać z płucami, odbierającymi dech. Mięśnie rąk, nóg drżały jakby z zimna, jednak skóra pozostawała rozpalona, niczym ogień. Gardło opuszczały przeróżne dźwięki - pomruki, skomlenia. Mężczyzna, kiedyś będący oazą spokoju i opanowania, teraz rozproszony na miliony pojedynczych elementów. Próbował na nowo poskładać swoje ciało, przywrócić mu dawną formę.

A gdy tylko zobaczył Dean’a… Gdy spostrzegł zielone oczy, piegowatą twarz i usta pokryte mieszanką śliny i potu, znów rozbił się, niczym szklana kula.    
   
- Cas! Co ty pieprzysz?
- Mówię, że cię kocham, Dean. – Spowolnił puls, próbując opanować przy okazji drżenie strun głosowych. - Kocham najbardziej na świecie.
- Przestań…
- Nie.– Na czerwoną twarz wstąpił niewinny uśmiech. - Nie przestanę.
- D-Dlaczego? Mhm…
- Wiem, że cię to zawstydza. – Palcami przejechał po torsie, szczypiąc prawy sutek. – Wiem, że nie lubisz rozmawiać o swoich uczuciach.
- Aghm…
- Nauczę cię tego, Dean.
- Od kiedy… mhm! Znasz się na u-uczu… Aghm! – Gwałtownie uniósł biodra, tłumiąc w sobie krzyk rozkoszy. Wpatrywał się w błękitne oczy, widząc w nich miłość tak szczerą i bezkresną, że dostawał szału.

Jak ktoś mógł kochać go tak mocno? Jak Anioł mógł obdarzać go tak potężnym, ludzkim uczuciem?

Dean Winchester nie wierzył w miłość (partnerską). Nie wierzył w stałe związki, małżeństwa, przyjemność posiadania dzieci. Wierzył, że jedynie w… seks.

Uważał, że tylko on jest prawdziwy. Włóczył się po barach, flirtował z dziewczynami byle zaciągnąć którąś do łóżka. Bawił się nimi, porzucając następnego dnia. Nie pamiętając choćby imienia. Postępował tak, przez większość swojego życia. Dopóty, dopóki na jego drodze nie stanął Castiel. Paranormalna istota, wysłannik Niebios, który wywrócił całe jego dotychczasowe życie do góry nogami.

Wszystko zmieniało się, prawie niezauważalnie. Z dnia na dzień, coraz częściej się uśmiechał. Gdy przebywał z tym skrzydlatym stworzeniem, zapominał o całej trwodze życia. Zapominał o czarnej robocie, obowiązkach, nadchodzącej apokalipsie, pokonywaniu zła. Cieszył się, gdy tylko go zobaczył. Cieszył się tu - w środku. Nie pokazywał tego. Nie przyznawał do tego, co czuł. Dusił to w sobie. Tak było łatwiej.

Codziennie wmawiał sobie „normalność”. Nie mógł się zakochać! Nie on! Nie w Castielu! Jednak wraz z upływem kolejnych dni, wszystko jeszcze bardziej się komplikowało. Już nie potrafił swobodnie oddychać. Nie umiał opanować drżenia głosu, dłoni. Czuł ciągły ucisk w żołądku. Zupełnie, jak nastolatka. Denerwował się, wstydził. Nie patrzył w oczy, unikał. Każdej nocy, tuż przez zaśnięciem marzył o nim. Marzył o jego kruchym ciele, szafirowych oczach skrywających w sobie cały błękit pieprzonego nieba! Choć nie chciał, choć wypierał. Erotyczne fantazje nawiedzały go, nie pozwalając zasnąć.  

Gdy dowiedział się o jego zdradzie, o pracy z Crowley’em – cały świat runął. Wiara w Anioła, była dla niego pewnego rodzaju ostoją. Tylko w niego wierzył, tylko jemu ufał. Później wszystko potoczyło się tak szybko.

Został sam.

Sam ze swoją nienormalną miłością. Każdy dzień był przepełniony smutkiem, tęsknotą. Nic nie mógł poradzić. Niczego zmienić. Gdyby mógł cofnąć czas, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Może odważyłby się powiedzieć Aniołowi prawdę? Może przyznałby się do swoich chorych uczuć?

- Castiel!

A jednak Anioł był teraz z nim. Dean wyznał mu, co czuł. Powiedział o uczuciach, które chował przez tak długo. Był to jeden z niewielu momentów, gdy Łowca otworzył się tak bardzo. Gdy płakał, jak dziecko. To nie było w jego stylu. On się tak nie zachowywał. On nie mówił, nie uzewnętrzniał swoich emocji. Jeśli kochał, to okazywał to w bardziej dyskretny sposób. Opiekował się, dbał, chronił. Był mężczyzną.

Z Castielem było inaczej. Tak bardzo inaczej. Dean nie był już twardym facetem z jajami, potrafiącym skopać demoniczne tyłki. Nie był człowiekiem, który powstrzymał apokalipsę, rozmawiał ze Śmiercią. Był przestraszonym chłopcem. Bał się, bo kochał. Kochał tak mocno, że nie potrafił wytłumaczyć gdzie tą miłość chował przez ten czas. Jeszcze nigdy nie mówił tak wiele.

- Castiel, tak mocno cię kocham! – Gdy to mówił, choć powtarzał tak wiele razy, nadal czuł wstyd. Nie znał źródła.

Może on sam był powodem?

Ojciec wychował go na żołnierza. Przez całe życie uczył się walczyć, zabijać. Zmierzał z okrucieństwem, podłością. Na polu bitwy nie było miejsca na łzy. Nie było miejsca na wzruszenia. Demoniczna krew, żądne śmierci ohydne stworzenia. Dean codziennie widział zło.

- Chciałeś spytać: od kiedy znam się na twoich uczuciach? ­– Nachylił się, by posmakować miękkiej skóry. – Wierz mi, znam cię lepiej niż ktokolwiek. John, Bobby, Sam. Tylko ja wiem, jaki jesteś naprawdę.
- Skąd wiesz, jak kochać? Skąd wiesz, że właśnie mnie…
- Kocham? – Uniósł brew. – Przy tobie moje serce bije naprawdę szybko. Pragnę powiedzieć ci tak wiele…
- To żenujące, Cas. Możesz się zamknąć?!

Te wszystkie słowa. Czułość, bliskość. Łowca czuł jak rozpadał się na miliardy drobinek. Nie mógł zaprzeczyć. Był szczęśliwy. Przy tym Skrzydlatym dupku, przy mężczyźnie. To wzbudzało w nim uczucie bezpieczeństwa. Chroniła go istota, tak silna, tak potężna. Sam czuł się wtedy taki bezbronny. Wiedział, że ktoś nad nim czuwał, że nie był sam. 

- Miłość nie jest żenująca, Dean.
- Castiel, ty… - Zagryzł dolną wargę i zacisnął pięści. Na nadgarstkach czuł ucisk. Anioł wgniatał go w łóżko, zniewalając swą nadprzyrodzoną siłą. Blondyn zaskomlał rozpaczliwie, próbując wydostać się z ciasnej pułapki. Mimo starań, nie udało mu się. W końcu, jak człowiek może mierzyć się z Aniołem? Wojownikiem pieprzonych Niebios!  – Nie wystarczy ci, że zrobiłem z siebie błazna, tam na drodze? Beczałem, jak…
- To było prawdziwe, Dean. To byłeś ty.
- Nieprawda!
- Prawda, nie zaprzeczaj. Na mój widok rozpłakałeś się. Tęskniłeś za mną, tak mocno.
- No i? – burknął niezadowolony.
- Przez ten czas, gdy mnie nie było. Gdy zostałeś sam. Tłumiłeś w sobie smutek. Tam na drodze, pękłeś.

Musiał przyznać mu rację. Nie dał rady, już niczego ukryć. Tyle słów cisnęło mu się na usta. A łzy? Płynęły same, bez jego zgody. Nie chciał tego, ale nie potrafił nad tym zapanować. Stało się.

- Twoje zachowanie było tak…
- Gejowskie. – Skrzywił się na smak tego słowa. Dobra. Może i rozkraczał się przed Aniołem, może pragnął jego twardego kutasa, ale to nie czyniło z niego geja. Prawda?! – Nie chcę do tego wracać. I tak powiedziałem za dużo.
- Ge-jo-wskie? Co ty mówisz?
- Słyszałeś.

Dean nie uważał, że był gejem. Kochał mężczyznę, uprawiał z nim seks, ale to nie oznaczało, że podobali mu się wszyscy faceci. Nie. Tylko Anioł. On był wyjątkowy. Sam [nie chodzi o Łosia! ;)] Winchester nie umiał tego wyjaśnić.
      
- Czemu to mówisz? Myślałem, że…
- Tak. Kocham cię, Castiel. Właśnie to zaczyna mnie przerażać.
- Dlaczego?
- Robię rzeczy, których nie zrobiłbym z żadnym innym mężczyzną. Chcę, abyś mnie pieprzył. Mocno, brutalnie, bez żadnych granic. – Lawina słów, której nie mógł powstrzymać. – Castiel!
- Dobrze.
- Błagam, mniej mówienia… więcej pieprzenia! Aghm!

Po pokoju znów rozeszła się gama przeciągłych jęków. Odbiła od ścian, okien, sufitu. Przesiąkła przez wszystko. Stół, krzesła, szafę, łóżko. Łowca czuł jak przeniknęła również jego ciało, wsiąknęła w każdą komórkę, krążyła we krwi. Jak otumaniła umysł.   

Łowca nadal próbował wyrwać się z żelaznego uścisku. Szarpnął ręką, używając całych swoich sił. Uderzył głową w mokrą od potu poduszkę. Spod uchylonych powiek, dostrzegł skupioną twarz bruneta.

– Castiel! – Zakołysał biodrami. Przyśpieszył, byle zaczerpnąć jak najwięcej. Byle czuć go blisko siebie. Zacisnął powieki. – Chcę… muszę się dotknąć. - Jego członek okrutnie ocierał się o ciasno zlepione ciała.  

Anioł nie słuchał, zbyt mocno pochłonięty tym brudnym, ludzkim aktem. To dla niego nowość. Z pewnością! Choć mógł wydawać się całkiem pewny, dokładnie analizował każdy ruch. Aby nie zrobić krzywdy. Byle nie zranić leżącego pod nim mężczyzny. Nieustannie kontrolował przepływ krwi, spowalniał puls. Wcześniej nie mając pojęcia o istnieniu tylu organów. Ludzkiej materii, nad którą poniekąd tracił już panowanie. Wiedział, że nie mógł dopuścić do całkowitego zatracenia się w tym. Inaczej mogłoby się skończyć tragicznie.  

- To… chociaż, ty mnie dotknij, Cassie! Proszę!

Posłusznie skinął głową. Dłonią zaczął błądzić po piegowatym ciele. Już znał je na pamięć. Każdy milimetr, cal. Na moment przyłożył dłoń do zaróżowionej blizny na lewym ramieniu. Czuł przepływającą energię.

- Dean.

Nachylił się niespodziewanie, by złączyć ich usta w głębokim pocałunku. Nie miał wprawy. Nie całował, tak doskonale jak Winchester. Nieustannie zapamiętywał, co robić, a czego nie. Co sprawiało, że blondyn tracił kontrolę nad sobą.

- Cas, ty idioto! Rozpalasz mnie…
- Przepraszam!
- Nie przepraszaj mnie! – warknął. Znów musiał stoczyć walkę. Bitwę pomiędzy swoją dumną męskością, a rozpalonym ciałem. - Bierz się do roboty!

Jak wiele uczuć chowało się w jego głowie. Jak wiele wątpliwości, pytań. Czy to możliwe, że teraz już nie był sobą? Staczał się, upadał. Tracił ostatki męskości i pewności siebie. Wiedział, że ojciec nie byłby z niego dumny. Wiedział, że Sam uważałby go za mięczaka. Tylko czemu myślał o nich w tej chwili? Po co zadręczał się stekiem nieważnych bzdur?

Nie mógł wyciszyć umysłu i skupić się na orgazmie, który w tej chwili rozrywał jego ciało? Widocznie Dean Winchester był sadomasochistą.

- Dean…

Brunet chwycił sztywny członek, przesuwając palcami po całej wilgotnej długości. Niedelikatnie, gwałtownie. Przyśpieszył, darując kolejny namiętny pocałunek. Łowca oszołomiony brutalną dawką przyjemności, dyszał w jego usta. Chwilę później oddał pocałunek, pełen pasji i pożądania.

- Dean… - Ruchy dłoni były coraz szybsze. – Jesteś, taki cudowny.
- Cas! – wrzasnął, po raz kolejny zdzierając gardło. Czuł silne pchnięcia. Czuł zwinne palce. – Kurwa!
- Nie przeklinaj.
- Zamknij się! Kurwa! – Eksplodował. Każdą częścią ciała owładnęła furia, jakby wszystko przeżywało prywatny orgazm. Jedno po drugim - mózg, skóra, serce, płuca, żołądek, ręce, nogi. Tańczyło w post-orgazmicznych rytmach, nie mogąc znaleźć wspólnego metrum. – Kurwa, kurwa, kurwa…
- Dean!
- Zamknij się, aghm…  

Anioł uwolnił blondyna z uścisku. Zacisnął dłonie na jego biodrach, mocno wbijając w nie palce. Uniósł go do góry, przysuwając twarz do pokrytego białą spermą brzucha. Wysunął język.

- Zliż to, Cas!
- Tak.

Muskał spoconą skórę, pozbywając się każdej słonej kropli. Pomrukiwał, jęczał. Dean wplótł palce w jego włosy.

- Dean, coś się ze mną dzieję.
- Co?
- Ja nie mogę… ja zaraz…
- Taak! Zrób to! We mnie! – Łowca wrzasnął, szarpiąc Anioła do siebie. – Zrób to! Chcę czuć… aghm!
- DEAN! – Ciało bruneta zaczęło się trząść. Poruszał się w ciasnym wnętrzu. Rękoma pieścił silne ramiona Łowcy, wbijając w nie palce, drapiąc. – DEAN! Ku… Nie powiem tego!
- Och, Cassie! Dalej, jeszcze trochę. – Wgryzł w mokrą szyję, otoczył rękoma.
- Mhm!
- Taa… - Dean poczuł kolejny zbliżający się orgazm. – Podniecasz mnie.
- Aghm! Zrób coś z tym!
- Castiel. – Skrzyżował nogi na plecach i przycisnął go mocno do siebie. – Jeszcze…
- Ahmmm…
- Taa… - Czuł rozlewające się w środku ciepło. Jego członek zesztywniał. Chwilę potem, trysnął białą cieczą na tors, brzuch, przy okazji obryzgując również Anioła. – Nie wierzę…

Skrzydlaty schował głowę w ramionach Łowcy. Nosem muskał skórę szyi. Dean mógł przysiąc, że poczuł na sobie anielskie skrzydła. Muskały jego policzki, ramiona. Czuł, ale nie widział. Spoglądnął na ścianę. Lampka bijąca mdłym światłem, pozwalała ujrzeć niewyraźny cień.

To były one. Widział je.

Uniósł dłoń. Przysunął bliżej. Poczuł je. Anioł zadygotał.

- Nie przeszkadza, ci to?
- Co?
- Że ich dotykam.
- Nie. Jesteś wyjątkowy, Dean. Jesteś dla mnie. Możesz robić mi, co zechcesz.
- To tylko mnie nakręca, Cassie. – Zaśmiał się. – To takie dziwne. Będę mógł je zobaczyć?
- Jeszcze nie teraz. Nie nalegaj.
- Dlaczego?
- Ukazanie skrzydeł człowiekowi, jest pewnego rodzaju obnażeniem. Ja po prostu… ja się jeszcze…
- Wstydzisz się. – wtrącił. Nie mógł nadziwić się ich miękkością. Były cudowne. – Nie będę cię pośpieszał.
- Dziękuję.

Tak. Dean Winchester nigdy nie wierzył w miłość.

- Kocham cię, Dean.
- Kocham cię, Cas.

Ta noc zmieniła wszystko. Dean Winchester nareszcie w nią uwierzył! Wiedział z kim pragnął spędzić resztę życia. Wiedział, kogo chciał mieć przy swoim boku. Może nie było to normalne. Może wykraczało poza kanony człowieczeństwa.

Ale właśnie to, było dla niego normalnością. Jego prywatnym Niebem.

Ckliwości, czułe słowa, bliskość drugiej osoby. Będzie musiał się nauczyć, oswoić. Ale, czy odrzucenie uprzedzeń, nie było tego warte? Nie było warte anielskiej miłości?

Było. Dean to wiedział.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz