piątek, 7 czerwca 2013

Clumsy ferret - część 2


  
Idąc do szkoły, zastanawiał się nad scenariuszem dzisiejszego dnia. Choć wieczorem , zanim poszedł spać – wszystko dokładnie przeanalizował - nadal czuł pewien niepokój. Gdzieś w środku. Bezpodstawnie zadręczał się niepotrzebnymi wątpliwościami, co tylko przyćmiewało mu poranną pewność siebie. Spojrzał w górę, na lekko rozpromienione niebo, chcąc jak najszybciej zdusić w sobie negatywne emocje.

Nie cierpiał zimy. To była jedna z tych pór roku, która przyprawiała go o niemalże depresje. Nie mógł znieść zimna, szarości dnia, braku słońca. Jedyne, co sprawiało mu radość – to uśmiech Dean’a Winchestera. Gdy Castiel widział piękną twarz nastolatka, serce wznosiło się po sam Olimp, a ciało wbijało w ziemię, niczym mosiężne kowadło.

- Jesteś moim uzależnieniem. – mruknął pod nosem, znów przenosząc się do świata fantazji. Do miejsca, gdzie czuł się najszczęśliwszy. W objęciach miłości jego życia.  – Mhm..
- Cas?
- Mhm..
- Dobrze. Się. Czujesz? – Szturchnął przyjaciela w ramię. – Cas! Nie jęcz na ulicy, bo się ludzie gapią!
- Co? Słucham? O co chodzi? – Przetarł nieco zamglone oczy, wpatrując się w zbulwersowanego chłopaka. – Znowu masz problem?      

Słońce, stłumione jeszcze przez chłodny wiatr próbowało przebić się przez grubą warstwę chmur. Drobne promyki rozjaśniały pokaźnie zarumienione oblicze bruneta, próbując zakamuflować wstydliwą prawdę.

- Jesteśmy na dworze, między ludźmi, mój drogi. – Wskazał na niewielką grupkę, zmierzającą w tylko sobie znanym kierunku. – Widzisz?
- I?
- Ty nie masz wstydu, perwersie! – krzyknął, niespodziewanie ciągnąc Castiela do siebie. – No to powiedz maleńki, o czym znów marzyłeś. – Wydął usta i zwiesił nadgarstki. – Mów, mów, szybciutko!
- Spadaj!
- Ej! Bo się obrażę! – wysyczał, gestykulując na wszystkie strony. Podparł się na biodrach, uporczywie tupiąc w pokryty śniegiem chodnik.

Cas otworzył usta z zamiarem wypowiedzenia kilku brzydkich słów, ale w ostatniej chwili się opamiętał. Przezwiska, które normalnie obraziłyby rozmówcę - w tym przypadku podziałałyby wręcz przeciwnie. Chłopak postawił na mniejsze zło. Uśmiechnął się szeroko, łapiąc Balthazara pod pachę. Chciał uniknąć niezręcznych pytań, na które mimo własnej niechęci i tak udzieliłby pożądanej odpowiedzi.

- To będzie wspaniały dzień!  
- Taa, kurczaczku. – odpowiedział, nieco zbity z pantałyku.
- Przestań już, okey? – Zrobił naburmuszoną minę, spoglądając na przyjaciela kątem oka. – Mówiłem, żebyś o tym zapomniał.
- Ale ja nie potrafię! On był taki maciupeńki!
- Jeszcze chwila, a cię zabiję! – Mimo lekkiego uczucia złości, jego twarz wciąż zdobił szeroki uśmiech. – Cicho bądź, Balthy!
- Wiem, co teraz robisz. – odparł po chwili, niskim, nieco srogim tonem. – Znam cię lepiej, niż sobie wyobrażasz. - Spojrzał w górę, niczym starożytny mędrzec. - Nawet sam nie wiesz o sobie, niektórych rzeczy. - Jedną dłonią masował się po brodzie, marszcząc jasne, odsłonięte czoło. -  Choć dla wszystkich zdajesz się zagadką, dla mnie jesteś niczym otwarta księga. Znam każdy rozdział, wers… - Modulował głos, nadając wypowiedzi, dziwnie dramatyczny wydźwięk. – Ty Castielu, jesteś zbyt przewidywalny, dlatego nie omieszkam sądzić, iż to właśnie o Deanie marzyłeś.
- Ja…
- Nawet zachowanie zdradza twe myśli, skarbie.
- No ej! W co ty się zmieniłeś? W poetę od siedmiu boleści?
- Krzyk, którym mnie raczysz w tej chwili, nie jest w stanie ukryć prawdy, jaką widzę w twych oczach.
- Daj mi spokój!
- O czym myślałeś? – Naciskał. – Powiedz.
- O niczym. – odpowiedział pośpiesznie. Policzki zapiekły go, perfidnie pokazując to, co chciało ukryć serce.

To było „schorzenie”, z którym nastolatek walczył od wczesnego dzieciństwa. Będąc małym berbeciem, później młodzikiem – nie mógł poradzić sobie z nadwrażliwą, silnie reagującą na bodźce naturą. Nie mógł kłamać, oszukiwać. Jego ciało reagowało zbyt emocjonalnie, przez co tracił wiarygodność. Twarz robiła się czerwona, a język poczynał plątać się w ustach.

- Zresztą, czemu tak naciskasz?
- Z ciekawości. – Uniósł brwi, drapiąc się w czubek nosa. – Więc?
- Nikt ważny.
- Czyli jednak, to ‘ktoś’! – Kąciki ust uniosły się w cwanym uśmieszku. – Czyli to Dean. – stwierdził.
- Nie! No coś ty! Ja? On!? Błagam cię! Przecież to głupek! Nie! Nie myślałem o nim, bo po co? Prawda? Mam wiele innych rzeczy do robienia!
- Nie musisz znów krzyczeć.
- Tylko nie myśl, że wystroiłem się dla niego! Proszę cię! – Serce biło w nienaturalnie przyśpieszonym tempie. Chłopak nie potrafił się opanować. Zupełnie, jakby stracił kontrolę nad swoim ciałem. Drżące ręce, przerywany oddech.
- Młody, wyluzuj. – Blondyn czerpał z tego widoku niesamowitą i niczym niewytłumaczalną satysfakcję. – Jeszcze nabawisz się nerwicy. – Stanął naprzeciwko rozdygotanego chłopaka, kładąc mu dłonie na ramionach. – Wdech i wydech…
- Wdeeech i wydeeeech. – powtórzył, biorąc porządny haust chłodnego powietrza.
- Brawo. Grzeczny chłopczyk. – Poklepał bruneta po głowie i ruszył przed siebie.
- Ja…
- Wiem.
- Nie! Ty nic nie wiesz! Ja go nie kocham! Ba! Ja go nawet nie lubię!
- Lubisz go, Cas.
- Taaaak! – krzyknął nagle, upadając na kolana. Złapał się na kark, kiwając ciałem w przód i w tył. – Co ja mam zrobić?! Pomóż mi! – wyjąkał żałośnie.
- Wstań głupku, ludzie się na nas gapią! – Odwrócił się w stronę bruneta.
- No i? – oburzył się, jeszcze głośniej lamentując. – Ja go tak mocno kocham! To mój ideał! – Teatralnie przyłożył rękę do piersi, drugą przykładając do czoła.
- Dziwny jesteś.
- Te zielone oczy!
- Cas? Wiesz, co? Chyba powinieneś wstać.
- Cudowny uśmiech!
- CAS!
- Chcę mu o tym powiedzieć! Teraz! Natychmiast! Nic mnie nie powstrzyma! Muszę go znaleźć!
- Kogo? – Winchester zmierzył klęczącego nastolatka, robiąc zszokowaną minę. Wiedział, że ciemnowłosy jest dziwnie specyficzny. Wiedział, że niekiedy zachowuje się w niekonwencjonalny sposób. Jednakże w tej dziwaczności się zakochał. Oryginalność chłopaka, rozpalała w nim tak silne uczucia, że obawiał się za nimi podążać. Nie był pewien, dokąd może doprowadzić go miłość – w jego mniemaniu jednostronna – z którą zmagał się już od roku. Lecz mimo wszystko tkwił w niej, nie zamierzając przestać.  

W tym samym czasie Castiel poczuł, jak rozsypuje się niczym miliony ziarenek piachu. Znał TEN głos. Doskonale wiedział, do KOGO należy. Zamknął oczy, chcąc zapaść się pod ziemie – głęboko, po same królestwo Hadesa! Zagryzł dolną wargę, czując drobne krople potu na karku.

Postawił przed sobą dwie alternatywy wyjścia z tej sytuacji. Jedna dotyczyła spanikowanej ucieczki w nieznanym kierunku - byle uniknąć rozmowy z nowoprzybyłym typem. Druga wymagała nieco większych zdolności.

Serce, oddech, dłonie – to niewiele spośród tego, nad czym musiałby panować. Musiałby, ale z pewnością! nie dałby rady.

Balthazar zaśmiał się głośno, klepiąc Winchestera po plecach. Ten stał, niczym marmurowy posąg, spoglądając wyczekująco w stronę nadal klęczącego bruneta. Najchętniej sam padłby na ziemię i wziął w ramiona to drobne ciałko, lecz nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi. Podparł ręce na biodrach, nachylając się nad ciemnowłosym.

- Powiesz coś, fretko?
- Nie. – wymruczał, ledwie słyszalnym głosem. Zakrył twarz dłońmi w nadziei, iż blondyn odpuści.
- Chcesz wyznać miłość? Komu? – Zgrywał pewnego siebie, choć w środku pozostawał nieśmiałym, wstydliwym chłopcem.
- Ja… - Uniósł głowę. – To nie twój interes. S-spadaj!
- I tak się dowiem. – zapewnił. Poczuł ulgę. Był świadkiem wszystkiego. Widział, jak chłopak upada na kolana, głośno krzycząc. Słyszał słowa, które wypowiadał.
Nagle, jego serce wzniosło się w przestworza, a umysł przepełniła fala szczęścia.

- Nie.
- O tak. – Zły humor, niechęć i negatywne nastawienie do wszystkiego, co go otaczało – wyparowało w jednej chwili. Nie spodziewał się podobnego obrotu sytuacji.  – Do zobaczenia w szkole, fretko. – rzucił na odchodne. Drżące ręce schował do kieszeni, mocno zaciskając pięści. Po stokroć zastanawiał się, w jaki sposób wyzna chłopakowi miłość. Teraz, gdy znał intencje bruneta – nie potrafił skupić się na sklejeniu myśli. Rozproszony dumał wyłącznie nad słowami błękitnookiego.

 „Ja go tak mocno kocham! To mój ideał! Te zielone oczy! Cudowny uśmiech!”

- Ja ciebie też, fretko. – wyszeptał. - Kocham najbardziej na świecie. – Zerknął na czerwonego nastolatka, uśmiechając się niepewnie. – Wkrótce będziemy razem, zobaczysz.

Castiel zwiesił głowę. Wstał, otrzepując kolana z białego puchu. Przyłożył dłonie do piekących policzków, zerkając na roześmianego kompana.

- Balthy, ty idioto! Czemu nie powiedziałeś mi, że ON stoi obok?
- Nie zauważyłem go! – krzyknął. – Piękne przedstawienie.
- Zamknij się. Wracam do domu. – Castiel warknął groźnie, chcąc udać się na przystanek. – Do zoba…
- Słucham? O nie, nie, nie! Wracaj tu!
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz