ROZDZIAŁ V
TOTALNY BAŁAGAN W GŁOWIE – CZĘŚĆ 1
Obudziłem się
zdezorientowany. Drobne kropelki potu spływały mi po twarzy, mocząc piegowate
policzki. Przetarłem rozgrzaną twarz, rozglądając się po pokoju – szybko powiodłem
wzrokiem wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu czegoś niezwykłego. Wszystko wyglądało
jednak normalnie. Wczorajsze ubrania leżały w niewielkiej kupce w kącie pod
oknem. Na podłodze walała się sterta szkiców i rysunków wymagających dodatkowej
poprawki. Wszystko było na swoim miejscu. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na
roztrzęsione dłonie.
„Czy ja nadal
śnię?” Za oknem panował półmrok. Spojrzałem na elektryczny zegarek, wiszący na
ścianie. Wskazywał dokładnie 3.45. „Dzięki Panie, że dziś sobota. Może uniknę
spotkania z Sodziakiem. Tym, tym…” Czułem nieustająco pulsujący ból w
skroniach. Mój oddech był nienaturalnie przyśpieszony, a serce biło z podwojoną
prędkością. Na wszelkie sposoby próbowałem się uspokoić. Przetarłem twarz,
mocno zaciskając powieki. „Cały drżę... To nie może być prawda. To żart.
Cholernie głupi żart!”
Zdjąłem
przepocona koszulkę, rzucając ją w kąt pokoju. Z powrotem opadłem na poduszkę,
zakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. Pragnąłem zasnąć - o wszystkim
zapomnieć. Wyrzucić z głowy obrzydliwe wspomnienia, które tylko zamykały mnie w
jeszcze ciaśniejszej klatce.
„Dlaczego?
Dlaczego? DLACZEGO WŁAŚNIE ON?!”
Na samo pytanie,
głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Wynurzyłem się spod wielgachnej pościeli,
chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Wolno wstałem i owinąwszy się
ciepłym, wełnianym swetrem wyszedłem na balkon. Zza kaloryferów wyjąłem
niepełną paczkę fajek.
Nie byłem nałogowym
palaczem – tylko, jak to się mówi? Od czasu do czasu popalałem, nie czując się
w żaden sposób uzależniony. Paczkę zwędziłem ojcu kilka miesięcy temu. Nawet
się nie zorientował. Nigdy nie kręciły mnie żadnego rodzaju używki - alkohol,
papierosy, a o narkotykach już nie wspomnę. Moją „używką” była sztuka. Nie
mogłem bez niej normalnie funkcjonować!
Teraz jeśli
chodzi o wspomnianą wcześniej paczkę fajek. Cóż trzymałem ją na takie okazję, jak ta. Gdy byłem wściekły,
smutny lub zdruzgotany papierosy były najlepszym lekarstwem. Wiem, bardzo
głupie wytłumaczenie, ale sprawdzało się doskonale. „Przecież każde
wytłumaczenie jest dobre, co nie?”
Oparłem się o
chłodną barierkę, spoglądając w nieprzeniknioną czerń. Księżyc oświetlał mi
twarz, a gwiazdy sprawnie dotrzymywały mu kroku. Zlustrowałem najbliższe
sąsiedztwo - wszędzie panowała cisza. Z oddali słychać było jedynie szmer
jadących samochodów. Gdzie tylko spojrzałem stały wysokiej klasy, ogromne domy.
Niektóre z bujnymi ogrodami, inne z basenami i jacuzzi. Mieszkałem w zamożnej
dzielnicy. Moimi najbliższymi sąsiadami byli politycy, adwokaci, lekarze - cała
śmietanka towarzyska na jednym osiedlowym talerzu. Dwie przecznicę ode mnie,
mieszkał najbardziej rozchwytywany adwokat w mieście. Klienci ustawiali się do
niego w kilometrowych kolejkach. Najczęściej w efekcie dostając przyszłoroczne
terminy.
Nie było mi tu
dobrze. Czułem się w pewien sposób wyizolowany. Nie miałem kolegów z
sąsiedztwa, nie chodziłem z rodziną na grilla do sąsiadki zza płotu i nie
grywałem w piłkę z chłopakami z naprzeciwka. Być może przez wrodzoną
nieśmiałość lub pewien rodzaj niechęci do nawiązywania bliskich kontaktów z
innymi ludźmi. Podczas, gdy moi rodzice bawili się na bankietach w towarzystwie
dostojnych lekarzy, ja siadywałem przed domem i robiłem to, co potrafiłem
najlepiej - rysowałem. Znów przenosząc się w bezpieczną strefę, gdzie czułem
się najszczęśliwszy.
Spojrzałem na
jasno błyszczące gwiazdy. Rozsypane były obficie po granatowym niebie tworząc
cudowny obraz.
Zapaliłem
papierosa, mocno zaciągając się dymem. „Od razu lepiej…”, pomyślałem czując
błogi spokój. Między nogami wciąż czułem nabrzmiałego członka, jednak z całych
sił próbowałem zignorować jego obecność.
„Tym razem na
pewno TEGO nie zrobię. Nie z powodu tego lalusia! Tego kretyna! Nie dam się
otumanić. Jestem prawdziwym facetem, a facet musi myśleć o kobietach. Taki jest
normalny porządek świata. Tak powinno być i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Koniec kropka!”
Zacząłem
niedowierzać w swoje słowa. Zdawały mi się coraz bardziej niewiarygodne. Co
gorsza, nie zgodne z prawdą. Czy, aż tak przeszkadzało mi fantazjowanie o
Patryku? Czy fakt, że był przystojny i niezwykle zbudowany, nie pozwalał mi na
zachwalanie jego urody? Czy ktoś mi tego zabraniał? Mówił, że robię źle? Szydził
ze mnie i wytykał palcami? Zbyt dużo pytań.
„Co ty wyprawiasz? Zamierzasz się usprawiedliwiać? Jesteś
chory. To powinno się leczyć, a nie się z tym zgadzać! Czyś ty do reszty
postradał zmysły?”, potrząsnąłem głową.
Opieprz, który
dostałem od rozsądniejszej połowy, przywołał mnie z powrotem do pionu.
Wyrzuciłem niedopaloną fajkę, czując przyjemny smak tytoniu w ustach.
Skrzyżowałem ręce na piersi i osunąłem się na podłogę. Usiadłem na niewielkiej
poduszce, opierając się o chłodną ścianę. Usta złożyłem w cienką linię i
przymknąłem powieki.
Nieszczęśnie
wróciłem do minionego snu, który powinienem nazywać koszmarem. Ale czy na
pewno?
Podobało mi się
to, co w nim robiłem. Z kim to robiłem! Całowałem, przytulałem i pieściłem
Patryka. Mojego najlepszego kumpla, chłopaka, wiernego kompana na Boga!. Kogoś,
o kim nie mogłem myśleć w TEN sposób!
Czemu to wszystko
musiało być tak pogmatwane?!
Zerwałem się na
równe nogi i wbiegłem z powrotem do pokoju. Włączyłem komputer. W chwili, gdy
na ekranie pojawiło się przywitalne okienko Windowsa poczułem nagły skurcz
żołądka. „Nie robisz nic złego.”, uspokajałem się w duchu. „Chcesz tylko
dowiedzieć się paru rzeczy. Musisz wiedzieć, z czym dokładnie masz do
czynienia.”
Wpisałem hasło.
Nie lubiąc ciszy, odpaliłem pierwszą lepszą płytę Metallici. Próbując wsłuchać się w wersy piosenki,
otworzyłem przeglądarkę internetową.
„Szukana fraza… Rajuśku,
uspokój się! Łapy ci się trzęsą, jak u pieprzonego alkoholika! Jeszcze raz,
skup się. Szukana fraza?”
-
Ho-mo-se-ksu-a-li-sta. – Ostrożnie, ważąc każdą sylabę, wpisałem słowo,
czekając na załadowanie wyników.
Dużo tego. – Pobieżnie
przeglądnąłem niekończącą się listę propozycji. – Może zacznę od najprostszej?
Wikipedia zawsze spoko. – Uśmiechnąłem się pod nosem, choć nie był to najlepszy
moment. Starłem z czoła resztki potu, po czym kliknąłem na granatowy link. – Homoseksualizm, inaczej: homoseksualność -
trwałe zaangażowanie psychoemocjonalne i pociąg seksualny do tej samej płci,
bla bla, bla. W seksuologii,
szczególnie w starszej literaturze, spotykane jest użycie słowa homoseksualizm
także w odniesieniu do seksu homoseksualnego... – Głośno przełknąłem ślinę,
ponownie trawiąc to, co przeczytałem.
„To jeszcze nic nie znaczy. Ty nie czujesz żadnego
pociągu. Ani do Patryka, ani do żadnego chłopaka na świecie! Schiller!”
Przesunąłem kursor myszy. Enigmą to dla mnie nie
było. Wiedziałem, kim była osoba homoseksualna i nie byłem ślepy, czy
niedoinformowany. W sztuce homoseksualizm był szeroko rozpowszechniony. Zarówno
w sztuce plastycznej, jak literackiej i muzycznej. Na dodatkowych zajęciach (na
które uczęszczam raz w tygodniu) poświęciliśmy kilka miesięcy na zapoznanie się
z tego typu twórczością.
Byłem tolerancyjny, dlatego absolutnie nie przeszkadzała
mi inność tych ludzi. Człowiek to człowiek, bez naklejek, wizytówek nadawanych
mu przez społeczeństwo. Jednak fakt, iż TO dotknęło mnie osobiście, sprawiło,
iż zachowywałem się w sposób, w który nie do końca rozumiałem. Wciąż
zaprzeczałem sam sobie. Nie potrafiłem jednoznacznie określić swojej
seksualności, mając niewyobrażalny problem z przyznaniem się…
„Do niczego nie będziesz się przyznawał! To ciebie
nie dotyczy, baranie! Jesteś porządnym chłopakiem, a nie jakąś ciotą!”
Kolejny kop w tyłek. Zaprzeczanie samemu sobie,
budziło we mnie nieokiełzaną panikę. Nie wiedziałem, jak się zachować, co
myśleć. Jeśli chodziło o innych ludzi, nie miałem nic przeciwko, jednak jeśli w
grę wchodziła moja osoba…
„Gej to normalny człowiek. Nie różniący się niczym,
od reszty społeczeństwa. Po prostu pociągają go mężczyźni. No. Tyle. Nie jesteś
chory. Nikt nie jest chory. Chora może być najwyżej twoja babcia, która już od
kilku miesięcy skarży się na…”
- Stop! – pisnąłem. Zacząłem panikować. Drżące ręce
schowałem między kolana, wciąż ignorując (na całe szczęście!) już mniej
pobudzonego członka. Głośno przełknąłem ślinę i wlepiłem wzrok w obszerny
tekst. – Początkowo psychologia i medycyna zakładała,
że homoseksualność jest stanem patologicznym... - Przetarłem twarz. - Psychologowie, psychiatrzy i inni
specjaliści zajmujący się zdrowiem psychicznym, zgadzają się co do faktu, że
homoseksualność nie jest chorobą, zaburzeniem psychicznym czy problemem
emocjonalnym, bla bla i jeszcze raz bla! – Pośpiesznie wyłączyłem wikipedię,
wchodząc na masę innych stron. Czytałem między innymi wypowiedzi na jakimś
młodzieżowym forum, na którym chłopacy wypowiadali się na temat swoich
pierwszych gejowskich doświadczeń. Poruszali różnorakie kwestie. Jedni chwalili
się swoimi seksualnymi przeżyciami, drudzy opowiadali o swoich rodzinach i ich
reakcjach na „coming out”. Jeden nastolatek napisał, że nieustannie myślał o
samobójstwie. Bał się reakcji swoich rodziców, którzy byli katolickimi
bufonami. Gdy poznał swojego chłopaka, znalazł w sobie siłę i wyznał rodzinie
prawdę. Został wyklęty i wyrzucony z domu.
„Jak można znienawidzić
swoje dziecko z takiego powodu?”, westchnąłem.
- Co jeśli… jeśli powiem moim rodzicom, że jestem
gejem? Mnie też znienawidzą i wyrzucą z domu? Na ulicę, jak nic niewartego
śmiecia? N-nie, nie, nie! – Pośpiesznie zamknąłem wszystkie okna przeglądarki.
Zgłośniłem muzykę, nucąc kolejne wersy piosenki. Podkurczyłem nogi, chowając
głowę między kolanami. Kołysałem się delikatnie, coraz głośniej podśpiewując. –
Never opened myself this way. Life is ours, we live it our
way. All these words I don't just say. And
nothing else matters. – Słone kropelki łez zaczęły niespodziewanie spływać mi
po policzkach. - Trust I seek and I find in you. Every day for us something new. Open mind for a
different view. And nothing else matters. Never cared for what they do. Never
cared for what they know. But I know…
„To nie może być prawda. To jeszcze nic nie znaczy. To, że śniłeś o Patryku. To, że zacząłeś patrzeć
na niego w sposób jawnie jednoznaczny, wcale nie czyni cię homoseksualistą. To
tylko chwilowa faza. Dojrzewasz. Wkraczasz w świat dorosłości.” Do oczu
napłynęła mi kolejna gwałtowna fala łez.
- So close no matter how far. Couldn't be much more from
the heart. Forever trusting who we are. No nothing else matters.
„A jeśli to prawda?” Uniosłem głowę i spojrzałem na zegarek. „6.25.” Zagubiony wstałem z krzesła
i powlokłem się do drzwi. Ostrożnie chwyciłem za klamkę i wyszedłem na
korytarz. W domu, jak zwykle panowała nienośna cisza. Podszedłem do okna i
wyjrzałem na podwórko. Rodzice znów byli w pracy - nie wrócili na noc. Wciąż
szlochając, zszedłem do kuchni. Przygotowałem śniadanie i w osłupieniu usiadłem
przy jadalnianym stoliku. Próbowałem dojść do siebie, przestać się w końcu
mazgaić. Wszystkie sposoby szły w odstawkę.
Z
racji tego, iż tak wcześnie wstałem, poczułem niepohamowane zmęczenie.
Powlokłem się małymi kroczkami do salonu. Położyłem się wzdłuż ciemnogranatowej
kanapy i odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Czyżbym znowu musiała uciec się do szantażu emocjonalnego, żeby wyłudzić kolejną część ? :D
OdpowiedzUsuń~ Sebryk 5ever <3
Najprawdopodobniej :3 Ale tak serio, to nowy rozdział pojawi się już na początku tygodnia. Proszę o cierpliwość xD
UsuńTo był sen???! Poprzedni rozdział to był sen??? O Jezuuu... Nie wierzę! :D No wiesz co? :D Ale i tak kapitalnie!
OdpowiedzUsuńPoza tym zrobiłaś ten jeden zabieg, który ja osobiście uwielbiam w książkach/opowiadaniach - wtrąciłaś piosenkę! Piosenkę, która odpowiada sytuacji, nastrojowi... Świetnie :D Tak trzymaj i powodzenia na tym blogu. Mam tylko nadzieję, że tamtego konta na pingu nie skasujesz. Może będziesz dodawać tam wpisy, że tu dodałaś kolejny rozdział?
Buźki :*
Alys27
Od dziękuję Ci ślicznie! <3 Oj to musiał być sen, no bo nie mogło być tak kolorowo xD A co do piosenki, taaak - to mi się udało;3
UsuńI nie, nie usunę tamtego konta. Jakoś trudno mi się z nim pożegnać;)Świetny pomysł, gdy coś nowego napiszę - bd wrzucać info na pingu. Buziaki! ;***