Za oknem panuje mrok. Wokół nich cisza.
Dean leży na łóżku pogrążony w sennych mrzonkach. Sam głośno chrapie,
przewracając się z boku na bok. Obydwoje śpią, wyczerpani po dzisiejszym
polowaniu.
Po pokoju rozchodzi się trzepot
skrzydeł.
Castiel.
Brunet siada na brzegu łóżka. Spogląda
na starszego Łowcę, delikatnie głaszcząc po policzku. Mężczyzna budzi się
spanikowany i cholernie szczęśliwy. Krew uderza do mózgu.
- Cas! – Wpatruje się w szafirowe oczy.
– Castiel, ty… - Daruje szybki, frenetyczny pocałunek. Byle, jak najwięcej.
Byle szybko, czuć już wspaniały smak anielskich ust.
- Dean, tęskniłem.
- Kurwa, ja bardziej! – Szczerzy zęby.
Sammy porusza się niespokojnie. Uchyla
powieki. Wytęża słuch, próbując zidentyfikować znajome głosy.
- Modliłem się do ciebie, dupku.
- Wiem.
- Ale? – Obejmuję Anioła i powala obok
siebie. Wtula w gorące ciało, chłonie narkotyzujący zapach. Cas zaczyna dyszeć
niespokojnie. Wplata palce w blond włosy, zagryza wargę. – Nie chcesz, nie mów,
ale będzie sroga kara.
Łowca absolutnie zapomina o obecności
„śpiącego” brata. Zbyt mocno podekscytowany widokiem bruneta. Nie przyzna się,
ale w duchu cieszy się, niczym małe dziecko. Siada na biodrach Skrzydlatego,
zaczyna kołysać. Czuje rosnącą w anielskich spodniach wypukłość.
Na twarz wstępuje szelmowski uśmiech.
- Nakręcasz się Aniołku.
- Milcz.
Młodszy łowca marszczy brwi. Słyszy
wyraźne pomruki, jakieś pojedyncze jęki. Wie do kogo należą. Wie, że nie
powinien. Mimo, to wsuwa rękę za granicę bielizny.
- Mhm…
- Anioł jęczy żałośnie. Blondyn przyśpiesza ruchy bioder, szarpie za
włosy. Z zawziętością wgryza w wilgotne wargi.
Po czole spływa pot. Sam czuje
dreszcze. Ciepło rozchodzące po ciele. Obejmuje sztywnego penisa, czując
pierwsze strużki spełnienia. Jego ruchy stają się szybsze, gwałtowniejsze.
Zaczyna dyszeć, sapać. Chowa głowę pod poduszkę. Zaciska usta.
- Słyszałeś to? – pyta Anioł. – Dean,
co to?
- Pewnie Sam. Może śni mu się coś
sprośnego. – odpowiada wymijająco. Ponownie zatapia się w napuchniętych już
ustach.
Sammy nie wytrzymuje. Ma dosyć
buzującego napięcia. Wysuwa rękę, pozostając w stanie niezaspokojenia.
Doskonale wie, że najlepiej byłoby to przemilczeć. Mógł udawać, że śpi. Jakoś
przeżyłby skomlenia brata. Zignorował erotyczne pomruki.
Z resztą podobne sytuacje zdarzają się
- na dzień dzisiejszy - dość często.
Jednak tym razem, Łowca postanawia
zrobić inaczej. Wstaje.
Dean jest przerażony. Cas zmieszany.
Szybko chowa głowę w szerokich ramionach blondyna. Po chwili wpada na pewien
pomysł.
- Cześć chłopaki, bo… no ten, mogę… się
dołączyć?
- Że co kurwa?! Sam, co ty pleciesz?! –
Starszy obrusza się niespokojnie. Jest czerwony na twarzy. Wstydzi się.
Najchętniej zapadłby się pod ziemie. – Zjeżdżaj stąd, chłopczyku!
- Pozwól mu, Dean. – wtrąca się Anioł.
Bracia wymieniają krótkie, zdziwione
spojrzenia. Skrzydlaty zrzuca mężczyznę ze swoich bioder. Poprawia pomiętolony
prochowiec i podchodzi do Sama. Obejmuje jego szyję. Po czym całuje
spierzchnięte wargi.
Długo… bardzo długo.
- Mhm… - Dean stęka zniecierpliwiony.
Trochę zazdrosny. Nie. Poważnie zazdrosny. Czuje, że jest ignorowany. Nie
podoba mu się to.
- Castiel, całujesz… tak wspaniale… -
Wyższy mężczyzna obejmuje drobne ciało, unosząc do góry.
- No, co ty nie powiesz! – Zielonooki
warczy gniewnie. Marszczy brwi. Jest kurewsko zdenerwowany. Teraz gra rolę
widza, co absolutnie mu nie odpowiada. On chce być dotykany, pieszczony. On ma
być w centrum uwagi!
- Uspokój się, Dean! – Anioł uwalnia
się z ciasnego uścisku. Rzuca zirytowane spojrzenie w kierunku blondyna.
- Jak mam być spokojny? Liżesz się z
moim bratem! Na moich oczach! To popieprzone i… niesprawiedliwe!
Skrzydlaty nie odpowiada. Spogląda na
zagubioną, niewinną twarz młodszego Winchestera.
- Sam, usiądź obok Dean’a.
- Tak. – Skina głową posłusznie. Ściera
z twarzy drobne krople potu.
- Pocałuj go.
- Ale, że on mnie!? Że ja go!? To mój
brat! – Dean wrzeszczy.
- Pocałuj go, Sam. To rozkaz.
Sammy przełyka gulę wielkości orzecha.
Odwraca w stronę rozjuszonego blondyna. Unosi rękę. Ten odsuwa się, uciekając
przez dotykiem.
- Dean! Pozwól mu!
- To takie pojebane!
Wyższy opuszkami palców, gładzi spocony
kark brata. Oblizuje usta. Walczy ze sobą. Walczy ze zdrowym rozsądkiem,
sumieniem i szaleńczym podnieceniem, tumaniącym umysł. Wszystko wydaje się
teraz takie banalne, mało ważne.
- Sam, my nie możemy, to chore… tak,
nie mo… - Ten nie słucha. Nie pozwala skończyć.
Bezceremonialnie wpycha mu język do ust.
W tym czasie, Anioł zrzuca beżowy
prochowiec. Rozluźnia krawat, rozpina koszulę. Rzuca ubrania na podłogę. Wciąż
nie odrywa wzroku od całujących braci. Czuje suchość w gardle. Odpina sprzączkę
od paska, wysuwa go ze spodni.
Dean odrywa się od warg brata. Oddycha
ciężko, nieregularnie. Spogląda w szczenięce oczy. Tonie w nich.
Będzie, co będzie. Najwyżej znów
wyląduję w piekle - myśli. – Najwyżej będę przeklęty.
- Sam, pocałuj mnie jeszcze raz.
- Jesteś pewien? – Czoła stykają się.
- Zamknij się!
Anioł siada na fotelu. Rozpina spodnie.
Mężczyźni leżą już na łóżku. Wdychają
mieszankę swych oddechów. Ich ciała, tak ciasno ze sobą splecione, tworzą
jedność. Zatraceni we wzajemnych pieszczotach. To szaleństwo.
- Dean, chcę żebyś zdjął koszulę. –
szepce brunet, swym cholernie! seksownym, niskim głosem.
Bracia czują elektryzujące dreszcze.
Sammy spogląda w granatowe oczy właściciela, minionych słów. Boi się. Boi, tego
co może się dziś stać. Jeśli nie zapanuje nad sobą. Jeśli zatraci w tym
przebiegłym uczuciu…
- Zdejmij koszulkę, Dean! – warczy,
wzburzony opieszałym zachowaniem starszego Winchestera.
- Dobrze, już. – Uśmiecha się nerwowo.
Powoli, niezgrabnie zdejmuje wypłowiałą koszulkę, rzucając w kąt pokoju. Na
jego piegowatym, tak cudnie umięśnionym brzuchu pojawia się gęsia skórka.
Dostrzega zainteresowanie w oczach brata. Ten speszony, szybko odwraca głowę.
- Sam, nie krępuj się. – szepce
Skrzydlaty.
- Ale… - Ma mętlik w głowie. Tak bardzo
chcę pocałować znów te słodkie wargi. Usta swojego brata. Ale wie, że to złe.
Wie, że tak nie wolno. – Przecież, to mój brat.
- Dotknij go, Sam.
- Mhm… - Starszy łowca, aż skręca się w
środku. Jego podniecenie powoli sięga zenitu.
- G-Gdzie? – pyta. Nie wie, co robić.
Jest zagubiony, niczym dziecko we mgle.
- Po brzuchu, torsie.
Mężczyzna wzdycha ciężko. Uniżenie spełnia
prośbę (rozkaz?) bruneta. Zwraca się w kierunku brata. Drżącymi rękoma gładzi
piegowatą skórę. Masuję umięśniony brzuch, gładki tors. Zahacza prawy sutek.
Dean warczy. Spogląda na swojego
Anioła. Dostrzega jego półnagie ciało. Chce je dotknąć. Musi!
- Cass… przyjdź do mnie… - Jego jęk,
tak żałośnie niemęski. – Cassie… - Cierpliwie czeka na odpowiedź. Widzi
granatowe oczy. Oczy przepełnione żądzą. Tak silną, wręcz obsesyjną.
- Nie. – Kręci głową. – Najpierw chcę
zobaczyć, jak go pieścisz, Dean. Jak pieścisz swojego młodszego braciszka.
- Aghm!- Sam drży na dźwięk tych paru
słów. Zrzuca z siebie czerwoną koszulkę.
Zielonooki panikuje. To wykracza po za
granicę jego moralności. Zabawianie się z paranormalną istotą – to jedno, ale
ze swoim bratem – to stanowcza przesada.
- Cas, czyś to do reszty zgłupiał? To
mój pieprzony brat, na Boga!
- Wiem.
- Więc, dlaczego? Nie możesz mnie po
prostu przeruchać? Jak zawsze?
- Nie, Dean. Chcę, żeby Sam też był
tego częścią.
Gdyby nie to, że jest diabelsko
podniecony. Gdyby nie to, że powodem pobudzenia jest nie tylko Anioł, ale
również jego młodszy brat… Dean spokojnie mógłby skopać ten pierzasty tyłek,
byle tylko dostać to, czego żądał.
- Nie. Castiel to poronione. Nie zgadzam
się!
- Dean, rozkazuję ci. Nie rozumiesz?
Masz zrobić, co mówię.
Blondyn patrzy na oszołomionego brata.
Jego nerwowy, zmieszany śmiech wypełnia cały pokój. Przełyka ślinę. Właściciel
zielonych oczu, po raz ostatni spogląda w ciemne tęczówki Anioła.
Sammy kładzie się na łóżku. Oddycha
coraz ciężej. Jego serce przyśpiesza.
Zrób to! Zrób! – wrzeszczy w myślach. –
Błagam, Dean!
- To porąbane. – Winchester wsuwa palce
na krawędź spodni, bielizny. Czuje ciepło skóry, drżenie mięśni. Chwyta całego
członka. Przesuwa palcami po całej długości.
- Mocniej! – wrzeszczy Anioł.
Sam tłumi rozrywający płuca jęk.
- To takie porąbane. – Przyśpiesza.
Czuje pierwsze krople. Czuje na palcach spermę swojego brata! Jest przerażony.
Zatrwożony faktem, że go to nie obrzydza. Nie odrzuca. Wręcz przeciwnie.
Sprawiając młodszemu przyjemność, czuje satysfakcje. Czerpie niczym
niewytłumaczalną rozkosz.
- Pocałuj go, Dean. Mokro!
Łowca jedynie kiwa głową. Oblizuje
usta, po czym językiem toruje sobie drogę do ust wyższego. Ten uchyla wargi.
Chłonie ciepło, bliskość drugiego ciała.
- Mhm! – Sam czuje zbliżający się w
okrutnie szybkim tempie orgazm. Czuje, że to koniec. Zaraz będzie po wszystkim.
- Sammy, jesteś tak kurewsko seksowny!
– Dean szepce, liżąc płatek ucha szatyna.
- Aghm! – Eksploduje.
Dean czuje ciepłą ciecz. Wysuwa rękę.
Po palcach spływają strużki mlecznobiałej spermy.
- Zliż to. – Tembr anielskiego głosu,
przenika przez wszystko. Przez dwa spocone ciała, przez zamroczone umysły. –
Zliż to, Dean.
- Ohujałeś!?
- Zlizuj! – Jego oddech jest za szybki,
klatka unosi w nieregularny rytmie. Powoli sam traci kontrolę nad swoim ciałem.
- Ty… - Chce wykrzyczeć obrazoburczą
wiązankę przekleństw. – Ty…
Sam łapie go za rękę, wkłada do ust dwa
palce, pokryte nasieniem, po czym zaczyna ssać.
- Posłuszny z ciebie chłopiec, Sam. –
Kąciki ust unoszą się nieznacznie, prawie niezauważalnie. Po chwili na twarz
wstępuję seksowny uśmiech. – Zadziwiasz mnie.
- Castiel, co w ciebie wstąpiło?
Starszy Winchester jest nie tylko
zajebiście podniecony, nakręcony tą całą niezwykłą sytuacją. Jest
najzwyczajniej w świecie zagubiony. Nie dość, że przed chwilą zwalił konia
swojemu młodszemu braciszkowi (nie czując z tego powodu żadnych wyrzutów
sumienia!). Nie dość, że mu się podobało. To jeszcze nie wie, co stało się z
jego nieśmiałym, wrażliwym Castielem!
Teraz zamiast czułego Cas’a, na fotelu
siedzi jakiś jebany alfons, trenujący prywatne dziwki. Nie żeby Dean’a to nie
kręciło. On to uwielbia! Chce być tak traktowany. Chce, by Anioł mu rozkazywał,
by traktował go jak seksualną zabawkę.
To zachowanie Cas’a, jego głos, słowa…
Umysł blondyna szaleje. Zupełnie jakby
spełniały się jego chore, perwersyjne marzenia. A ciało? Spragnione jedynie tej
delikatnej skóry. Skóry jego Anioła.
- Sam, przestań ssać na moment i
podejdź do mnie. – Błękitnooki wydaje się zniecierpliwiony. – Chodź tu szybko.
Mężczyzna podnosi się z łóżka.
Niepewnym, trochę zachwianym krokiem idzie w stronę bruneta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz