Stali w milczeniu, otoczeni
mrokiem nocy. Z nieba wciąż lał deszcz, jednak żadnemu to nie przeszkadzało.
Obydwoje przemoczeni, zmarznięci chłonęli jedynie wzajemną bliskość. Oddechy
mieszały się w jedno, spojrzenia krzyżowały, a ciało łaknęło ciepła
drugiego.
Wyższy mężczyzna nie wytrzymał długo
ciągnącego się milczenia i niespodziewanie złączył swe usta ze stojącym
naprzeciwko Aniołem. Ten
sparaliżowany nagłym impulsem, spiął zastygłe mięśnie i z szeroko otwartymi
oczami wpatrywał się w Winchestera.
Pocałunek trwał kilka sekund, jednak
pozostawił za sobą odurzającą dla obojga przyjemność.
Zielonooki poczuł wybuch gorąca,
rozchodzącego się po całym ciele. Zagryzł wargę i chwycił bruneta za
nadgarstki.
Panicznie bał się, że ten znów zniknie,
zostawiając go samego.
- Tylko nie uciekaj. – Prawie pisnął. –
Błagam, nie zostawiaj…
- Nie
zamierzam. – wyszeptał, nieco rozbawiony zachowaniem blondyna.
- Nie śmiej się ze mnie.
- Przepraszam. – Przechylił głowę w swój „castielowy”
sposób, wlepiając w mężczyznę pełne czułości oczy.
- Nic na to nie poradzę. Za długo byłem
sam… bez ciebie…
- Dean, proszę.
- Wiem, no! Czemu to musi być takie
popieprzone? Zachowuję się jak, jakaś głupia nastolatka!
- To urocze.
Nigdy nie widziałem, byś się tak zachowywał.
- Ja też nie i to jest…
- Wspaniałe,
Dean.
-Wcale, że n…
- Ty jesteś
wspaniały.
Jego serce drgnęło.
- Czy mogę… - Głos grzązł mu w gardle.
Skrępowany, spuścił głowę, nie wierząc w swoje słowa. – mogę jeszcze raz cię
pocałować, Cas?
Drgnęło na dźwięk tych kilku słów, na
widok szafirowych oczu, na ruch spierzchniętych warg.
- Nie wiem,
czy… - zaczął niepewnie. – czy
potrafię.
- Proszę, Cas. - Blondyn złapał mężczyznę za
biodra. Zagryzł wargę, mocno zaciskając palce na drobnym ciele, z pewnością
zostawiając po sobie blade sińce.
Oddychał szybko, czekając na odpowiedz Anioła.
Wpatrywał się w błękitne oczy, niemalże w nich tonąc. To, co się z nim działo,
przechodziło jego najśmielsze oczekiwania. Usta pragnęły wpić się w wargi
bruneta, dłonie zbadać każdy milimetr ciała, mięśnie drżały z podniecenia a
umysł podsyłał zawstydzające obrazy, jeszcze bardziej pobudzając.
Castiel nie był do końca pewien, co powinien
zrobić. Chciał, a nawet pragnął całkowicie oddać się błogiemu uczuciu, bo
przecież kto mu zabraniał? Mimo wszystko rzucił przerażone spojrzenie w stronę
mężczyzny, badając jego zachowanie.
- Cas… błagam… - Nie
czekając dłużej na odpowiedź, językiem
rozchylił zdrętwiałe wargi bruneta, wślizgując się do środka i smakując słodkie
wnętrze. - Całuj mnie… – Dean wyszeptał prosto w usta błękitnookiego. Chwycił
go za szyję, przyciskając do siebie i tym samym pogłębiając mokry pocałunek.
Ten po
chwili zwrócił pocałunek, niezdarnie i nieumiejętnie, ale z taką szczerością,
że Łowca powoli tracił głowę z pożądania. Był niemal pozbawiony tchu.
Już po kilku sekundach błękitnooki
Anioł zaczął się trząść, przyciskając się do niego i szepcząc coś w jego usta.
Blondyn odsunął się, by dać mu chwilę wytchnienia. Zastanawiał się, jak
obezwładniające musiało być to doświadczenie dla kogoś, kto jeszcze nigdy tego
nie robił. Wysunął koniuszek języka i przejechał nim po wilgotnej wardze
bruneta.
Usłyszał zduszony jęk i aż skręcił się
w środku, czując gotujące się podniecenie.
- Co
robisz, Dean? – zapytał.
- Całuję cię, a-anio... – Szybko zagryzł
wargę. - …łku.
- Czemu się
krępujesz?
- Ja nigdy… - Wypuścił powietrze z
głośnym świstem. Znów dopadło go skrępowanie, dzięki któremu miał problem ze
sklejeniem logicznej odpowiedzi. - …do nikogo… nikt nie był mi tak bliski…
j-jak ty.
- Kochanie…
Dean zawył w myślach.
- Nikt tak do mnie nie mówił. Kurwa!
Ale się nad sobą użalam!
- Nie
przeklinaj.
- Przepraszam. – Wymruczał szybko,
niczym skarcone przez rodzica dziecko. – Castiel, no! Pocałuj mnie!
Skrzydlaty kiwnął głową i idąc za
przykładem blondyna, zamknął oczy. Rozchylił wargi, wysuwając koniuszek języka.
Musnął kącik ust, czując na skórze elektryzujący dreszcz. Jego oddech
przyśpieszył.
- Mhm…
Winchester przybliżył miednicę do
krocza mężczyzny. Błyskawicznie uderzyła go fala gorąca, najbardziej skupiająca
się w dolnych partiach ciała.
- D-Dean! – Wyjąkał między pocałunkami. – D-dlaczego to n-naczynie, reaguje w tak n-niezwykły
sposób?
- Podniecasz się, Cas.
- Podniecam?
– Przechylił głowę, czując bolesne pragnienie bliskości. – Co masz na…
- Podoba ci się, jak cię całuję? –
wyszeptał. – Tutaj? – Pocałował szyję, zostawiając na niej mokre ślady. – Albo
tu? - Linię szczęki. – Albo tu? – Czerwone policzki, zlizując z nich krople
deszczu.
- Tak.
– Odpowiedział, cichym zdławionym głosem. – Błagam
cię, Dean. Tylko nie przestawaj.
Dean poczuł na policzku gorący oddech
Anioła.
- Nie mam zamiaru. – Szepnął i znów przycisnął
roześmiane usta do miękkich, wilgotnych od śliny warg. Ich języki na nowo
rozpoczęły wspólny taniec.
Winchester stłumił w sobie
cichy jęk żalu. Najchętniej skopałby sobie tyłek, za to jakim był bezlitosnym
sukinsynem, odwracając się od Castiela. Nie oferując mu pomocy, tylko
zostawiając samego na pastwę losu.
Kim stał się w oczach
Anioła? Tego, który ciągle go bronił? Który był gotów bez wahania oddać za
niego swe życie?
- Codziennie w
nocy czuwam nad tobą. Wiem, że może się to wydawać przerażające, ale muszę mieć
pewność, że… - Zamilkł.
Niepewnie złapał blondyna za rękę. – że
nic ci nie grozi, Dean.
- Cas, proszę. Nie mów tak.
- Ale skoro taka jest prawda?
- Czuję się winny! –
wrzasnął, nie zwracając uwagi na brzmienie swojego głosu. – Tak potwornie mi
głupio.
- Dean…
- Bardzo cię potrzebuję,
Cas. – Jego głos był ledwie słyszalny. Krople deszczu rytmicznie uderzały w
czarny asfalt, wystukując nieznaną melodię. Dean przetarł twarz z resztek łez.
Przyłożył dłoń do czoła, kręcąc głową. – Jak mogłem być takim egoistą?
- W pełni cię rozumiem, Dean. Nie chciałeś narażać siebie i Sama.
- Przestań chrzanić!
Odwróciłem się od ciebie!
- Wcale tak nie uważam.
- Zamiast ci zaufać,
walczyłem przeciwko tobie. Powinienem… spłonąć w piekle. - Wziął głęboki wdech,
próbując opanować buzującą w nim wściekłość. – Jaki byłem głupi!
- Dean, znów bym cię z niego wyciągnął.
- Cas, błagam. Nie mów tak.
- Ale taka jest prawda. Nie potrafię… nie chcę cię okłamywać.
- Chcę żebyś mnie okłamał,
Cas! Powiedz, że jestem beznadziejnym skurwielem! Powiedz, że nie wybaczysz mi
tego, co ci zrobiłem!
- Nie rozumiem
czemu miałbym cię obrażać. Skoro tak nalegasz…
- Milcz. Proszę. Nic już
nie mów.
- Powiedziałem,
coś nie tak? – Anioł uniósł
nieznacznie brwi. Oczy przepełniło zainteresowanie.
- Musisz mi wybaczyć! Nie
poradzę sobie bez ciebie… Teraz, gdy to wszystko… - wziął głęboki, uspokajający
oddech. – Sam, Bobby. Ja już nie daję rady. Nie mogę stracić kolejnej, bliskiej
mi osoby.
- Bobby?
- Tak. Ten skurwiel Dick,
go zastrzelił. – Splunął z irytacją. – Sam ma wizje. Oddala się ode mnie. Nie
mam już nikogo… Byłem dupkiem.
- Dean, proszę. Spójrz na mnie.
- Cass, ja…
- Zamknij się,
Dean! – ryknął.
Zainteresowanie ustąpiło miejsce wściekłości. - Nie chcę już o tym słuchać! Nie zrobiłeś niczego złego. –
Uśmiechnął blado. – Nie muszę ci niczego
wybaczać. A teraz proszę, spójrz na mnie.
Z szalonym biciem serca,
spełnił prośbę Anioła niepewnie spoglądając w błękitne oczy. Podświadomie
ścisnął ciepłą dłoń, zaciskając na niej swe palce. Było mu tak dobrze. Czuł
przeszywające dreszcze, przechodzące wzdłuż kręgosłupa. Pragnął dotyku, czułych
pocałunków. Chciał, aby Anioł już nigdy go nie opuszczał. By został przy nim.
Na wieczność.
- Już nigdy mnie nie
opuszczaj, Cass.
- Dobrze. Obiecuję ci to.
- Przyrzeknij.
- Przyrzekam.
Po policzku Dean spłynęła
kolejna tej nocy, słona łza. Jednak tym razem nie była ona oznaką smutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz