czwartek, 6 czerwca 2013

Whole world against him - część 5




Dean’s POV:

Długo nie miałem odwagi przyznać, co czułem w stosunku do tego skrzydlatego sukinkota. Teraz, gdy leżałem tak blisko niego, gdy czułem każdy milimetr jego skóry na mojej – wiedziałem, że tu było moje miejsce. Przy nim.

Dziewczyny! Ja naprawdę, czasem potrafię być czuły!

- Jesteś mój, rozumiesz? Należysz do mnie!
Wplotłem palce w jego miękkie włosy, poczym wpiłem w spękane wargi. Oddał mi pocałunek zupełnie, jakby był tym ostatnim.
- Wiem. Ty też jesteś mój.
- Cas…
- Chcę cię... – Odetchnął głęboko. W jego granatowych tęczówkach dostrzegłem wstyd. Nie wspominając, jak uroczo przy tym wyglądał. – Chcę cię zobaczyć nago, Dean.

Kiwnąłem głową z aprobatą. Nie było mnie stać na jakąkolwiek odpowiedź. Szybko pozbyłem się ciasno opiętych spodni, to samo czyniąc z bielizną. Anioł powiódł wzrokiem po moim nagim ciele, jeszcze mocniej się rumieniąc.
Oblizał dolną wargę, ścierając słone krople potu z czoła i policzków. Waga jego przenikliwego spojrzenia zawstydzała mnie ale i piekielnie podniecała. Zniecierpliwiony czekałem na rozwój sytuacji.

Nie chciałem go popędzać, ponaglać. Choć w duszy, aż wyłem z buzującego we mnie podniecenia. 

- Ej, co jest? Czemu zamknąłeś oczy?
- Bo… nie wiem, czy mogę patrzeć. Jesteś zupełnie nagi. To nieco niezręczne.
- Przecież chciałeś, mnie takiego zobaczyć, czyż nie?
- Zdałem sobie sprawę, jak ta prośba była niestosowna. Dlatego, może lepiej…
- Nie podobam ci się? – Zamknąłem mu usta leniwym pocałunkiem, dłonią głaszcząc po piersi.
- Jesteś idealny.
- Boże. – jęknąłem.
- Kocham cię, tak bardzo. – powiedział, otwierając oczy. Tembr jego głosu, wdarł się w każdą komórkę mojego ciała. Czułem go wszędzie. W sercu, głowie, żołądku, pod skórą.

Castiel nieśmiało przejechał palcami wzdłuż linii moich bioder, ud, łydek. Był skoncentrowany. Jakby chciał uważnie zbadać każdy fragment mojej skóry. Powrócił do masowania brzucha, zjeżdżając w dół na miednicę, pachwinę.
- Dotknij go.
- Kogo? – spytał szybko, cofając dłoń.
- Złap mnie tu. – Chwyciłem „castielowe” nadgarstki, kładąc roztrzęsioną dłoń na sztywnym penisie. – Nie bój się.
- Nie boję, tylko…
- Shh. Dotykaj. – Opuszkami palców przejechał po całej długości, kciukiem drażniąc wilgotny już czubek. Po chwili spostrzegłem naprawdę spore wybrzuszenie między nogami mężczyzny. Ten, wolną dłonią dotykał się przez materiał spodni, unosząc biodra w górę.
- Ja też chcę cię zobaczyć nago, Cassie.
- Mhm…

Przez moment zdawał się niezdecydowany, jednak po krótkiej pauzie zdjął spodnie, zsuwając je do kostek. Pomogłem mu się z nich wyplątać.
- A… bielizna?
- Zdejmij.

Musiałem przyznać – cholernie się podniecałem, gdy mówił do mnie tym ochrypłym głosem. Podświadomie pragnąłem być zdominowany przez to drobne ciało. Dla którego straciłem resztki zdrowego rozsądku. Pocałowałem go krótko, ściągając bokserki z twardniejącego członka. Wrażenie było piorunujące. Otworzyłem usta, nasycając wzrok. Anioł widząc moje spojrzenie zamknął oczy, przyklejając policzek do ciepłej pościeli.

- Jesteś piękny. – Najbardziej nieprawdopodobnie ckliwy tekst w mojej „łóżkowej karierze”. Ale jak już wspomniałem, przy tym pierzastym dupku nie byłem sobą. – Znaczy… uważam, że… masz pięknego penisa. – Klepnąłem się w czoło. – Ehm… miałem na myśli, t-twoje… ciało…

Przez moment pomyślałem, czy mogę jeszcze bardziej się pogrążyć. Nadawałem, jak katarynka nie potrafiąc złożyć sensownego zdania.
- Nie wstydź się mnie, Cas. Wiem, że głupio gadam, ale to przez ciebie. - wyszeptałem, drażniąc płatek jego ucha.  

Anioł rozchylił wargi, by niedługo potem wessać mój język do środka. Złapał mnie za ramiona, boleśnie wbijając w nie paznokcie. Zawyłem, uginając się pod kolejną tej nocy, dawką przyjemności. 
– Gdzieś się tego nauczył, do cholery?
- Widziałem twoje sny.

No taaak… O_o

Przez ostatnich kilka miesięcy, miewałem sny wyłącznie z udziałem błękitnookiego Anioła. Z początku były wyrazem mojego poczucia winy. Brutalnie przypominały mi, o tym co mu zrobiłem. Budziłem się wtedy zły, zrozpaczony i bezradny. Później (Niespodziewanie? Raczej podświadomie!) zamieniły się w ostre, erotyczne i pełne nagości fantazje, których za żadne skarby tego świata nie mogłem pohamować. Budziłem się wówczas podniecony, przerażony i tak samo bezradny.

Zazwyczaj fantazjowałem o seksie z brunetem, na tylnym siedzeniu czarnej Impali, przy gorących piosenkach starych rockowych wyjadaczy. O tak! Nawet teraz, jak o tym pomyślę, dostaję gęsiej skórki! Codziennie budziłem się ze stojącą erekcją, którą zmywałem wraz z porannym prysznicem. Musiałem szybko i niezauważalnie rozprawić się z kłopotliwym problemem, zanim Sammy cokolwiek by zauważył i zaczął wypytywać o szczegóły. A to byłoby cholernie krępujące.

Oczywiście, nie powiedziałbym mu prawdy! Na łeb nie upadłem <durnowaty śmiech>. Prawda?!   

Z każdą nocą, sny stawały się intensywniejsze, jakby bardziej realne. Delikatne, motyle? (skąd mi się wzięło to słowo?) pocałunki zamieniały się w pełną dzikiego, zwierzęcego pożądania grę o dominację. Pod skórą czułem wszechogarniającą falę ekstazy. Targały mną dreszcze i tak silne pragnienie bliskości i ciepła, że prawie jęczałem, żebrząc o dotyk. 

- Ehm… - Skuliłem się zakłopotany. – Ja… nie mogłem nad nimi panować. Byłem przerażony! Tęskniłem za tobą Chciałem powiedzieć ci to wszystko, wytłumaczyć…

Dean! Za dużo mówisz!

- Nie musisz. Tylko weź się w końcu do roboty. - Gwałtownie popchnął mnie, przewalając na plecy. Oszalałe z podniecenia oczy błądziły po moim ciele. – Błagam, D-ean!  

Powiodłem językiem po zagłębieniu między jego wargami. Jęknąłem wprost w miękkie usta, uznając to za słodką rutynę. Brunet (cholernie szybko się uczył!) ostrożnie wessał dolną wargę między swoje, co wywołało kolejny ostry jęk, który wzmógł się, gdy jego dłoń spoczęła na moim członku, trochę pewniej przesuwając palce po całej długości.
- Mhm… - Nie pozostałem dłużny. Brutalnie złapałem twardego penisa, słysząc przerywane sapnięcia. – Mmm…
- Och! – wrzasnął. – ­Szybciej…

Wyrzucił biodra w górę. Wolną dłoń zacisnął w pięść tak mocno, aż pobielały mu knykcie.

-Aghh! Dean! Mocniej!

Masowałem miękką skórę, czując pod palcami pierwsze strużki spermy.

- Mhm! Błagam, czemu zw-zwolniłeś?
- Spokojnie aniołku, nie tak szybko. – Serce podskoczyło mi w piersi, hamując swobodny przepływ krwi. Postanowiłem, znów go trochę storturować. Mój dotyk był ledwie wyczuwalny. Drażniłem nabrzmiałego do czerwoności penisa, podszczypując lekko twarde jądra.
- Mmm! Chcę… to… j-już… z-zrooo… zrobić. – wycedził przez zaciśnięte zęby, przerywając molestowanie mojego członka. – Proszę, nie mogę się skupić na niczym innym.
- Jeszcze nie.
- Dlaczego!? – odburknął zagniewany. Ciemne włosy sterczały na wszystkie strony świata, nadając mu rozkoszny wygląd.
- Musisz skosztować moich warg..
- Wiem, jak smakują!
- Tam, na dole.
- Tak. Zrób to! Mhm…
- Połóż się na plecach.

Anioł pokiwał w odpowiedzi, posłusznie kładąc się obok mnie. Pragnąłem doprowadzić go na skraj szaleństwa. Realizacja tego przerażała mnie pod jednym względem. Jeszcze nigdy w życiu (wykluczając sny, bo tam potrafiłem wszystko!) - nie robiłem laski. Cas musiał to wyczuć. Oparł się na łokciach, przechylając głowę w czarujący, „castielowy” sposób.
- Wszystko w porządku?
- Tak! – Uśmiechnąłem się pożądliwie, otwierając usta.


~ Błagam pomocy! Niech ktoś powie mi, jak mam to robić?, wrzeszczałem w myślach. ~ Ale się wkopałem -_-

m:0� � a g @� hA� :.0001pt;text-align: justify;text-justify:inter-ideograph;line-height:normal'>- Wiem. – Pogłaskał mnie po policzku. – Kontynuuj.





r� } o t @� hA� �e sekundę. - Co zrobiłeś?


Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.

Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.       

- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! - Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust. Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął przeciągle, nie ukrywając zażenowania.

Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. -  Proszę, błagam, natychmiast!

Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.  

Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna. Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce. Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja robiłem tobie.
­- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean? – Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.

Łowca posłał mu szeroki uśmiech i chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny, językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.

- Tylko nie tutaj.
- A gdzie…

Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję, że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. – Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym myślę?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz