Dean’s POV:
Długo nie miałem odwagi przyznać, co
czułem w stosunku do tego skrzydlatego sukinkota. Teraz, gdy leżałem tak blisko
niego, gdy czułem każdy milimetr jego skóry na mojej – wiedziałem, że tu było
moje miejsce. Przy nim.
Dziewczyny! Ja naprawdę, czasem
potrafię być czuły!
- Jesteś mój, rozumiesz? Należysz do
mnie!
Wplotłem palce w jego miękkie włosy,
poczym wpiłem w spękane wargi. Oddał mi pocałunek zupełnie, jakby był tym
ostatnim.
- Wiem. Ty też
jesteś mój.
- Cas…
- Chcę
cię... – Odetchnął głęboko. W jego granatowych tęczówkach dostrzegłem wstyd.
Nie wspominając, jak uroczo przy tym wyglądał. – Chcę cię zobaczyć nago, Dean.
Kiwnąłem głową z aprobatą. Nie było mnie
stać na jakąkolwiek odpowiedź. Szybko pozbyłem się ciasno opiętych spodni, to
samo czyniąc z bielizną. Anioł powiódł wzrokiem po moim nagim ciele, jeszcze
mocniej się rumieniąc.
Oblizał dolną wargę, ścierając słone
krople potu z czoła i policzków. Waga jego przenikliwego spojrzenia zawstydzała
mnie ale i piekielnie podniecała. Zniecierpliwiony czekałem na rozwój sytuacji.
Nie chciałem go popędzać, ponaglać.
Choć w duszy, aż wyłem z buzującego we mnie podniecenia.
- Ej, co jest? Czemu zamknąłeś oczy?
- Bo… nie wiem,
czy mogę patrzeć. Jesteś zupełnie nagi. To nieco niezręczne.
- Przecież chciałeś, mnie takiego
zobaczyć, czyż nie?
- Zdałem sobie
sprawę, jak ta prośba była niestosowna. Dlatego, może lepiej…
- Nie podobam ci się? – Zamknąłem mu
usta leniwym pocałunkiem, dłonią głaszcząc po piersi.
- Jesteś
idealny.
- Boże. – jęknąłem.
- Kocham cię,
tak bardzo. –
powiedział, otwierając oczy. Tembr jego głosu, wdarł się w każdą komórkę mojego
ciała. Czułem go wszędzie. W sercu, głowie, żołądku, pod skórą.
Castiel nieśmiało przejechał palcami
wzdłuż linii moich bioder, ud, łydek. Był skoncentrowany. Jakby chciał uważnie
zbadać każdy fragment mojej skóry. Powrócił do masowania brzucha, zjeżdżając w
dół na miednicę, pachwinę.
- Dotknij go.
- Kogo? – spytał szybko, cofając dłoń.
- Złap mnie tu. – Chwyciłem
„castielowe” nadgarstki, kładąc roztrzęsioną dłoń na sztywnym penisie. – Nie
bój się.
- Nie boję,
tylko…
- Shh. Dotykaj. – Opuszkami palców
przejechał po całej długości, kciukiem drażniąc wilgotny już czubek. Po chwili
spostrzegłem naprawdę spore wybrzuszenie między nogami mężczyzny. Ten, wolną
dłonią dotykał się przez materiał spodni, unosząc biodra w górę.
- Ja też chcę cię zobaczyć nago,
Cassie.
- Mhm…
Przez moment zdawał się niezdecydowany,
jednak po krótkiej pauzie zdjął spodnie, zsuwając je do kostek. Pomogłem mu się
z nich wyplątać.
- A… bielizna?
- Zdejmij.
Musiałem przyznać – cholernie się
podniecałem, gdy mówił do mnie tym ochrypłym głosem. Podświadomie pragnąłem być
zdominowany przez to drobne ciało. Dla którego straciłem resztki zdrowego
rozsądku. Pocałowałem go krótko, ściągając bokserki z twardniejącego członka.
Wrażenie było piorunujące. Otworzyłem usta, nasycając wzrok. Anioł widząc moje
spojrzenie zamknął oczy, przyklejając policzek do ciepłej pościeli.
- Jesteś piękny. – Najbardziej
nieprawdopodobnie ckliwy tekst w mojej „łóżkowej karierze”. Ale jak już
wspomniałem, przy tym pierzastym dupku nie byłem sobą. – Znaczy… uważam, że…
masz pięknego penisa. – Klepnąłem się w czoło. – Ehm… miałem na myśli, t-twoje…
ciało…
Przez moment pomyślałem, czy mogę
jeszcze bardziej się pogrążyć. Nadawałem, jak katarynka nie potrafiąc złożyć
sensownego zdania.
- Nie wstydź się mnie, Cas. Wiem, że
głupio gadam, ale to przez ciebie. - wyszeptałem, drażniąc płatek jego ucha.
Anioł rozchylił wargi, by niedługo
potem wessać mój język do środka. Złapał mnie za ramiona, boleśnie wbijając w
nie paznokcie. Zawyłem, uginając się pod kolejną tej nocy, dawką
przyjemności.
– Gdzieś się tego nauczył, do cholery?
- Widziałem
twoje sny.
No taaak… O_o
Przez ostatnich kilka miesięcy,
miewałem sny wyłącznie z udziałem błękitnookiego Anioła. Z początku były
wyrazem mojego poczucia winy. Brutalnie przypominały mi, o tym co mu zrobiłem.
Budziłem się wtedy zły, zrozpaczony i bezradny. Później (Niespodziewanie?
Raczej podświadomie!) zamieniły się w ostre, erotyczne i pełne nagości
fantazje, których za żadne skarby tego świata nie mogłem pohamować. Budziłem
się wówczas podniecony, przerażony i tak samo bezradny.
Zazwyczaj fantazjowałem o seksie z
brunetem, na tylnym siedzeniu czarnej Impali, przy gorących piosenkach starych
rockowych wyjadaczy. O tak! Nawet teraz, jak o tym pomyślę, dostaję gęsiej
skórki! Codziennie budziłem się ze stojącą erekcją, którą zmywałem wraz z
porannym prysznicem. Musiałem szybko i niezauważalnie rozprawić się z
kłopotliwym problemem, zanim Sammy cokolwiek by zauważył i zaczął wypytywać o
szczegóły. A to byłoby cholernie krępujące.
Oczywiście, nie powiedziałbym mu
prawdy! Na łeb nie upadłem <durnowaty śmiech>. Prawda?!
Z każdą nocą, sny stawały się
intensywniejsze, jakby bardziej realne. Delikatne, motyle? (skąd mi się wzięło
to słowo?) pocałunki zamieniały się w pełną dzikiego, zwierzęcego pożądania grę
o dominację. Pod skórą czułem wszechogarniającą falę ekstazy. Targały mną
dreszcze i tak silne pragnienie bliskości i ciepła, że prawie jęczałem, żebrząc
o dotyk.
- Ehm… - Skuliłem się zakłopotany. –
Ja… nie mogłem nad nimi panować. Byłem przerażony! Tęskniłem za tobą Chciałem
powiedzieć ci to wszystko, wytłumaczyć…
Dean! Za dużo mówisz!
- Nie musisz.
Tylko weź się w końcu do roboty. - Gwałtownie popchnął mnie, przewalając na plecy. Oszalałe
z podniecenia oczy błądziły po moim ciele. –
Błagam, D-ean!
Powiodłem językiem po zagłębieniu
między jego wargami. Jęknąłem wprost w miękkie usta, uznając to za słodką
rutynę. Brunet (cholernie szybko się uczył!) ostrożnie wessał dolną wargę
między swoje, co wywołało kolejny ostry jęk, który wzmógł się, gdy jego dłoń
spoczęła na moim członku, trochę pewniej przesuwając palce po całej długości.
- Mhm… - Nie pozostałem dłużny.
Brutalnie złapałem twardego penisa, słysząc przerywane sapnięcia. – Mmm…
- Och!
– wrzasnął. – Szybciej…
Wyrzucił biodra w górę. Wolną dłoń
zacisnął w pięść tak mocno, aż pobielały mu knykcie.
-Aghh! Dean!
Mocniej!
Masowałem miękką skórę, czując pod
palcami pierwsze strużki spermy.
- Mhm! Błagam,
czemu zw-zwolniłeś?
- Spokojnie aniołku, nie tak szybko. –
Serce podskoczyło mi w piersi, hamując swobodny przepływ krwi. Postanowiłem,
znów go trochę storturować. Mój dotyk był ledwie wyczuwalny. Drażniłem
nabrzmiałego do czerwoności penisa, podszczypując lekko twarde jądra.
- Mmm! Chcę… to…
j-już… z-zrooo… zrobić.
– wycedził przez zaciśnięte zęby, przerywając molestowanie mojego członka. – Proszę, nie mogę się skupić na niczym innym.
- Jeszcze nie.
- Dlaczego!? – odburknął zagniewany. Ciemne włosy
sterczały na wszystkie strony świata, nadając mu rozkoszny wygląd.
- Musisz skosztować moich warg..
- Wiem, jak
smakują!
- Tam,
na dole.
- Tak. Zrób to!
Mhm…
- Połóż się na plecach.
Anioł pokiwał w odpowiedzi, posłusznie
kładąc się obok mnie. Pragnąłem doprowadzić go na skraj szaleństwa. Realizacja
tego przerażała mnie pod jednym względem. Jeszcze nigdy w życiu (wykluczając
sny, bo tam potrafiłem wszystko!) - nie robiłem laski. Cas musiał to wyczuć.
Oparł się na łokciach, przechylając głowę w czarujący, „castielowy” sposób.
- Wszystko
w porządku?
- Tak! – Uśmiechnąłem się pożądliwie,
otwierając usta.
…
~ Błagam pomocy! Niech ktoś powie mi,
jak mam to robić?, wrzeszczałem w
myślach. ~ Ale się wkopałem -_-
Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą
jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.
Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym
ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z
piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.
- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! -
Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust.
Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął
przeciągle, nie ukrywając zażenowania.
Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając
zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. - Proszę, błagam, natychmiast!
Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.
Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna.
Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce.
Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą
koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie
znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja
robiłem tobie.
- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean?
– Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.
Łowca posłał mu szeroki uśmiech i
chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając
mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny,
językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.
- Tylko
nie tutaj.
- A gdzie…
Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w
ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do
prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W
motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką
lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco
przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję,
że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. –
Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak
zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym
myślę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz