- Zdejmij spodnie.
- Co!? – wzdryga się. – Ale po co? Co
ty…
- Po prostu je zdejmij, Sam.
Łowca milczy. Pozbywa się luźnych,
przetartych dresów, pozostając w przemoczonej bieliźnie.
- Cas, ty przebiegły dupku. Co żeś
znowu wymyślił? – Dean warczy rozjuszenie. Znów jest niespokojny. Znów
przepełniony frustracją.
- Dean zamilcz. – Anioł ignoruje
pytanie blondyna. – Wstań i również podejdź do mnie. – Skinieniem ręki ponagla
go.
Winchester idzie, posłusznie – bez
zbędnego gadania – w stronę siedzącego w mroku bruneta. Podekscytowany,
ciekawy. Nie wie, czego może się spodziewać. Czym Anioł zaskoczy go tym razem?
Staje obok brata. Póki, co jest wciąż lekko oszołomiony i zestresowany tą
pochrzanioną sytuacją. Sam to jego brat! Jego młodszy braciszek…
To, co dzieje się w tej chwili jest
istnym szaleństwem! Chorą enigmą, którą chce rozszyfrować.
- Cas. – myśli. – Ty przebiegła, nędzna
kreaturo! W co ty pogrywasz? Co knujesz? – Musi przyznać, że jeszcze nigdy, w
całym swoim nędznym życiu! nie był tak podniecony, jak dziś. Jego ciało,
naładowane milionami pragnień, potrzeb. Chce je wszystkie zaspokoić! Teraz, tu!
Ze swoim Aniołem… ze swoim rodzonym bratem.
Skrzydlaty wstaje. Daruje obydwóm
mężczyznom pociągłe spojrzenie.
- Dean, pocałuj mnie. Tak, jak zawsze
to robisz.
Nie musi powtarzać. Dean, jak pies na
komendę, wpija się w słodkie wargi. Czuje dziki spazm rozkoszy. Dziki i
bolesny. Przenika przez jego wnętrze, krąży we krwi, pulsuje w skroniach. Anioł
obejmuje go. Wbija paznokcie w umięśnione plecy. Jest im tak dobrze. Zatracają
się w tym, tak błogim uczuciu, powoli zapominając o obecności ‘tego trzeciego’.
Żadnemu to nie przeszkadza. Pogłębiają pocałunek. Jeszcze bardziej i bardziej.
Chcąc jak najwięcej, nieprzerwanie. Obydwoje wiedzą, że są dla siebie. Nic nie
może ich rozdzielić.
- Kocham cię, Cas. – Dean szepce w
anielskie usta. Cicho, by nikt nie słyszał. Nikt, prócz jego Stróża. – Tak,
mocno…
Czuje zmieszanie. Od kiedy jest takim
romantykiem ? Czyżby tracił resztki swojego ‘ja’? Tylko, jak ono wygląda teraz?
Dean – sprośna świnia? Dean – amant? Dean – przemądrzały dupek? Nie. To
wszystko, jest jedynie zniekształconym odbiciem dawnego ‘ja’ do którego Łowca
nie ma zamiaru wracać. Choć się wstydzi, obawia przyszłości. Wie, że Anioł zawsze
będzie przy nim. Tak, jak on. Już zawsze będą razem.
Łowca uśmiecha się, pełen podziwu.
Jednak potrafi kochać, być oddanym. Potrafi zaufać.
- Wiem, Dean. Ja ciebie też. – Usta
układają się w delikatnym uśmiechu. – Nawet mocniej.
Jak miłość może zmienić człowieka? Jak
może zmienić Dean’a Winchestera? To śmieszne.
- Castiel, tak bardzo… - Pragnie tyle
wyrazić, powiedzieć. W jednym, krótkim zdaniu. Jednak to trudniejsze, niż się
spodziewał. – Nie wiem, co powiedzieć Cassie.
- A ja wiem. - Opuszkami palców masuje
spięte pośladki. Łowca wzdryga się. Przysuwa miednice bliżej. Czuje wybuch
gorąca. Tak nagły, niespodziewany. – Kocham cię, Dean’ie Winchesterze i już
zawsze będę z tobą.
Samuel oddycha płytko. Uważnie wpatruje
w całujących się mężczyzn. Widzi ruchy języków, ciasno zlepionych warg. Znajome
ciepło, znów kłębi się w podbrzuszu. Jęczy niespokojnie. Zsuwa rękę na krocze,
zaciskając palce na sztywniejącym członku.
- Cass…- Chce zobaczyć jego nagie
ciało. Tak bardzo chce zatrzymać go przy sobie. Dlaczego? Bo przy nim jest
szczęśliwy i nie chce, by ktoś mu tą radość odebrał. - Całuj mnie Cas, proszę.
Dotykaj.
- Nie teraz.
- Dlaczego?!
- Dziś jesteś moją zabawką, Dean. Ty i
twój brat.
- Ale ja nie chcę, znaczy… chcę z tobą.
– Mruczy niepocieszony. – Sammy to mój…
- Brat, którego pragniesz.
- Nieprawda!
- Słyszę twoje myśli. Nie oszukasz
mnie.
- Nie zaczynaj!
- Oh Dean, nie drocz się ze mną. –
Całuje delikatnie spierzchnięte usta. – Wiem, jak kręci cię ten widok.
Odwraca głowę, uwalniając się z
ciasnego uścisku. Patrzy uważnie w rozbiegane oczy młodszego łowcy. Chwyta za
kark. Ciągnie do siebie. Daruje szybki pocałunek. Zębami kąsa dolną wargę.
Jedną ręką zjeżdża po umięśnionym, „dean’owym” brzuchu, masując wciąż rosnące!
wybrzuszenie między nogami.
- Widzisz Dean? Zdradza cię twoje
ciało. - Drugą obejmuje Sammy’ego roztapiając się w kolejnym, nieco dłuższym
pocałunku. Bracia skomlą, jak kundle. Każdy z nich potrzebuje dotyku.
Anielskich pieszczot.
- Cas! – Sam szepce w usta bruneta. –
Mghm…
Zielonooki głaszcze brata po plecach.
Zsuwa dłoń na pośladki. Czuje, jak ten spina mięśnie, zaskoczony nagłym
dotykiem. Musi przyznać Aniołowi rację. Już od dawna o tym marzył. To głupie,
niemoralne. Marzyć o swoim bracie? Ale, co może poradzić?
- Castiel niecierpliwię się! – zrzędzi.
– Halo! Też tu jestem!
- Widzę. Teraz wasza kolej. – Po
niekrótkiej chwili odrywa się od (wciąż chętnych!) ust i spogląda na
zdezorientowane twarze braci. – Dean. Sam. Do dzieła.
- Długo zamierzasz nas tak torturować?
Cas, błagam…
- Dean, ty nadal nie rozumiesz. To jest
rozkaz. Okaż trochę ogłady i skończ wreszcie te nieporęczne dyskusje. – mruga
do niego dyskretnie.
- Ale… - Sam napiera na brata, kradnąc
nieco chaotyczny pocałunek. Usta blondyna odpierają atak z jeszcze większą
natarczywością. Język wkrada do wnętrza, masuje dziąsła, podniebienie. – Oh,
Sam…
- Mhm…
Ich języki rozpoczynają walkę o
dominację. Jeden napiera na drugiego. Strużka śliny ścieka po brodzie niższego.
Skrzydlaty wysuwa koniuszek języka i zlizuje mokry ślad. Dean jęczy głośno.
Obejmuje dwa spocone ciała, przyciskając mocno do siebie.
Przez moment, w trójkę trwają w tym
niezwykłym pocałunku. Każdy z nich czuje dreszcze, czuje przyśpieszone bicie
serca.
- Dean? – odzywa się młodszy. – Czy mogę
cię tam dotknąć?
- Oh taak, Sammy!
Mężczyzna kiwa głową. Szybko obejmuje
brata, wtulając w jego umięśnione ciało. Zębami zaczyna kąsać skórę szyi.
Dłonią bada miękką skórę, pod palcami czuje twarde mięśnie.
- Mhm… - Wsuwa dłoń za krawędź
bielizny. – Nie krępuj się Sam. Działaj już!
Anioł siada na fotelu. Uważnie
przygląda się tej uroczej scenie, czerpiąc niemałą satysfakcję. Może i jest
nieco zazdrosny. Może i skręca go w środku, na widok Dean’a całującego się z
innym mężczyzną. Ale on sam wpadł na pomysł, by namieszać Sam’owi w głowie. By
ten nagle zapragnął homoseksualnego seksu, którego i tak nie będzie pamiętał.
Byle tylko Dean był szczęśliwy.
Rozpiął spodnie i wsunął rękę za
bieliznę.
- Jesteście tacy seksowni.
- Sam! – Łowca czuje zwinne palce. –
Mocniej!
- Przyśpiesz, Sam! – Skrzydlaty
obejmuje swój członek. – Zacznij krzyczeć, Dean. Tak żałośnie. Proś o dotyk!
- Tak! Błagam, Sammy!
Starszy zagryza wargę. Eksploduje.
Brutalny orgazm poniewiera jego ciałem, zadając rozkoszny ból.
- Ej! – Anioł niespodziewanie wstaje i
popycha braci w stronę łóżka. – Rozkręcasz się. Gdzie ta łapka? – Spogląda na
krocze bruneta. Ten lekko skrępowany wyciąga dłoń i rzuca mężczyźnie karcące
spojrzenie.
- Zamknij się, Dean! Nie pozwoliłem ci
się odezwać.
- Tak.
Błękitnooki Anioł pozbywa się mokrej
bielizny Samuel’a, jak również reszty garderoby starszego z Winchesterów. W
rezultacie mężczyźni są nadzy. Goli i bezbronni wobec Anioła – perwersa, który
bawi się nimi, rozkazuje.
Dean nie narzeka. A Sam? Jemu też to
nie przeszkadza.
- Dean, połóż się wygodnie. – Nie musi
się zastanawiać. Wie, że jego ciało należy wyłącznie! do Dean’a. Nikt inny nie
ma prawa. Nikomu innemu się nie odda. – Jesteś taki cudowny, perfekcyjny… -
szepce, pozbywając resztki swoich ubrań.
Blondyn skomle, niczym szczeniak. Jak
bardzo kocha to drobne ciało!
- Mhm… - Cas siada na biodrach
blondyna. Chwyta sztywną erekcję, kierując w swoje wnętrze. Jego gardło
opuszcza gama przerywanych jęków. – Agh, Dean!
- Castiel! Son of bitch!
- Pieprz mnie! Mocno, brutalnie!
- Jak zawsze? – pyta z głupawą miną.
- Taak.
- Wiesz, tylko w tej pozycji… to
trochę, jakby…
- Postaraj się!
Anioł nie zapomina o obecności
młodszego z braci. Spod uchylonych powiek, widzi jego przerażone oblicze.
- S-Sam.
- Słucham? – Od samego patrzenia na ten
brudny, sprośny obrazek dostaje gęsiej skórki.
- Pocałuj Dean’a. Natychmiast.
- Tak. – Mężczyzna nachyla się nad
idealną twarzą blondyna. Koniuszkiem języka drażni wilgotne wargi.
Dean sapie. Unosi biodra, szybko,
gwałtownie. Bezlitośnie wbija w ciasne wnętrze chcąc dać Aniołowi, jak
najwięcej rozkoszy. Czuje spinanie mięśni.
- Szybciej Dean! Agh! - Cas zaciska
pośladki. Członek Łowcy wibruje.
Sammy głaszcze brata po klatce, kreśli
przeróżne, tylko sobie znane wzory. Ściska lewy sutek. Donośny krzyk rozchodzi
się po motelowym pokoju. Blondyn łapie Anioła za biodra i powala go na łóżko.
Teraz on jest na górze. Pogłębia pchnięcia, ciesząc się z obrotu sytuacji. Ręką
chwyta sztywnego, do czerwoności penisa.
- Tak, Dean! Och…
- Kocham cię, Cas! Aghm... Jak mocno,
kurwa! cię kocham!
Brunet wychyla się, by pocałować chętne
usta. Toną we wzajemnych, słodkich torturach.
- Dean… - mruczy prosto w usta. – Dean,
przestań na moment.
- Nie.
- To rozkaz. – Spogląda na Sammy’ego. –
Jesteś podniecony, Sam.
- Aż tak to widać?
- Stań obok Dean’a. – Wskazuje miejsce
tuż przy ramieniu mężczyzny.
- Po jakiego huja? – Starszy Łowca
warczy zdenerwowany.
- Chcę żebyś mu obciągnął, Dean. Czy to
nie oczywiste?
- Ja myślę, że to… nie jest najlepszy
pomysł, Cas. – Sam drapie się w tył głowy. Pragnie tego. Chce poczuć na sobie
wargi brata. Czy to nie przesada?
- Wiem, że tego pragniesz.
- Ja…
- Halo, chyba zapominacie o mnie! –
Dean obrusza się zagniewany. – A ja się na to nie zgadzam. Nigdy w życiu! Aghm,
kurwa!
- Opanuj się, Dean. – Zaciska pośladki.
– Kiedy wreszcie pojmiesz, że nie masz prawa głosu?
- Castiel, ty sukin…
- Sam. Stań koło brata.
- Nie radzę ci! – Blondyn grozi palcem.
Zagryza wargę. Castiel porusza się szybciej, brutalniej. – Aghm…
Młodszy nie wie, co ma robić. Przez
moment rozpatruje, wszelkie za i przeciw. Myśli nad konsekwencjami. Ciekawość
wygrywa. Podnosi się i staje obok rozjuszonego brata.
- Otwórz buzię, Dean. – Niski głos
Anioła, zdaję się być chłodniejszy.
- Nie widzisz, że to pojebane?
- Nie.
Blondyn wzdycha ciężko. Rozchyla usta.
Z jednej strony jest piekielnie ciekawy. Chce go posmakować! Z drugiej, uderza
go świadomość, że zrobienie laski swojemu bratu… to naprawdę chory pomysł!
- Znów pójdę do piekła. – myśli
rozpaczliwie. Po niecałej chwili, odrzucając wszelkie moralne wątpliwości,
bierze go w usta.
- Mhm!
Dłonią łapie podstawę penisa, wpychając
go głęboko w gardło. Musi przyznać, że Sam jest dość solidnie obdarzony.
Językiem zaczyna drażnić różową główkę. Zlizuje pierwsze słone krople
spełnienia. Przesuwa palcami po jądrach, podszczypując wrażliwą skórę.
- Tak, Dean. Jak dobrze…
- Mhm…
Skrzydlaty porusza biodrami. Drapie
nagą, piegowatą klatkę. Zostawia krwawe szramy. Ciało Łowcy wije się w
konwulsjach. Wygina w łuk. Zielonooki próbuje skupić się na obciąganiu. Nie
chce zrobić bratu krzywdy. Jednak poczynania Anioła, uniemożliwiają mu trzeźwe
myślenie. Wypuszcza członka z usta. - Cas, ja zaraz…
- Taak! Zrób to!
- Castiel, ja w tobie… już nie mogę!- Otwiera
oczy. - Son of bitch!
- Aghmn…
- Sam, chodź tu! – Chwyta brata za
kark. – Zrekompensuję… ci… to… kiedy… indziej! – wykrzykuje.
- Dean!
Sam nachyla się i całuje starszego w
usta. Mokro i gorąco. Czuje swój smak. Dyskretnie spogląda na Anioła, lustrując
jego ciało.
- Cas! – Fala ciepła zalewa anielskie
wnętrze. – To było…
- Nieziemskie. – Drobne strużki potu.
Włosy przyklejają się do czoła. Cas podpiera się na łokciach. Całuje
Winchestera, zaciskając palce na prześcieradle. Jego zamglone spojrzenie znów
pada na młodszego łowcę.
Ten czuje się, jak intruz. Nie pasuje
tu. Czuje, że przeszkadza. W oczach obydwu mężczyzn widzi rozognione uczucie.
Żar. Prawdziwą miłość. Bez granic.
- Sam, połóż się na brzuchu.
- Ja, chyba…
- Proszę, nie dyskutuj.
- Tak. – Mechanicznie spełnia, kolejną
tej nocy, prośbę Anioła. Przykleja twarz do poduszki. Za plecami słyszy
stłumione szepty.
- Wejdź w niego, Dean. Głęboko.
- Cas, ty naprawdę zwariowałeś.
- Wiem, że marzysz, by to zrobić. Nie
oszukasz mnie, Dean. Za długo cię znam.
- To pomyłka.
- Nie kłam. – Odpycha blondyna,
wysuwając jego członek ze swojego wnętrza.
- Dean! – Sam wypina tyłek w górę.
Gardło opuszcza żałosny jęk. Nie może nad tym zapanować. – Właź we mnie!
Proszę!
- Nie słyszysz? Twój mały braciszek
skomle o dotyk.
- Zamknij się, Cas. Wiem, co mam robić.
– Rozchyla pośladki. Wsuwa palec, czując zaciskające się na nim mięśnie. –
Musisz się rozluźnić, Sam. Inaczej tego nie zrobię.
- Aghm… Ja nie mogę, Dean. Nie umiem!
- Umiesz! – warczy gniewnie. – Chyba,
że wolisz cierpieć przez tydzień. Zmuś się! – Wsuwa kolejny palec. Bez
ostrzeżenia.
- Kurwa!
- Sam, rozluźnij się, proszę.
Anioł przygląda się temu uważnie. Gładzi
Dean’a po plecach. Całuje zroszony potem kark. Ten nachyla się nad
roztrzęsionym ciałem młodszego brata. Wysuwa palce, zastępując sztywnym już
członkiem.
Sammy jęczy niezadowolony.
- Boli!
- Zaraz przestanie. Uspokój się. –
Pierwsze pchnięcie. Spokojne, nie za szybkie. – Sammy… - Następne, głębsze.
- Dean! Ahh… - Wyrzuca tyłek w górę.
Nabija na twardy członek, czuje rozrywający ból.
Starszy Winchester przesuwa palcami po
biodrach, udach. Nachyla się, by pocałować szatyna w kark. Liże płatek ucha,
szepcąc:
- Sam, kocham cię. Wiesz o tym, prawda?
- Tak. Ale… bardziej kochasz… Castiela.
– Brzmi, jakby z dziecięcym wyrzutem.
- Nie. – Zaprzecza. – Ty jesteś moim
bratem, moją rodziną, a on…
- To co innego, wiem.
Zielonooki spogląda w tył. Anioł całuje
go w usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz