Dean’s POV:
- Przecież
wiesz… prawda?
- Może i wiem, ale chcę usłyszeć, jak
to mówisz, skarbie.
- Ale Dean!
Wiesz to! Nie zgrywaj się!
- Powiedz,
czego pragniesz! – Rozkazałem, unosząc kąciki ust w złośliwym uśmieszku. –
Natychmiast.
- Ciebie. – Jego oczy błysnęły. – Pasuję? Tylko ciebie, ty id-idioto. –obruszył
się.
- I?
- I?! – wyjęczał. – I chcę, żebyś mnie dużo dotykał. Wszędzie.
- Och, Cas.
- Całował,
tulił. Ja chcę się z tobą kochać, Dean. Tu i teraz.
Przełknąłem ślinę, czując suchość w
ustach. Na miękkich nogach podszedłem do mężczyzny, splatając z nim swe palce. Wymieniliśmy
pełne pożądania spojrzenie, zupełnie zapominając o otaczającym nas świecie.
- Pocałuj mnie
wreszcie.
Nie zwlekałem długo. Złączyłem nasze
usta w wilgotnym pocałunku, czując elektryzujący dreszcz. Świat znów zawirował
mi przed oczami. Pocałunki z nim sprawiały mi tak potworną przejemność.
Zatracałem się w nich. Tonąłem
w morzu.
Nie przerywając rozkosznych pieszczot,
chwyciłem go za biodra, kierując w stronę łóżka. Jego gardło opuściło głośne
westchnięcie. Objąłem w pasie, unosząc do góry. Nogami oplótł moje ciało,
przyciskając miednicę blisko brzucha. Zrobiłem kilka kroków.
- Mhmmm… jesteś taki seksowny... –
wymruczałem. Nasze oddechy mieszały się w jedno. Cas chwycił mnie za kark,
lekko wbijając paznokcie. – Mhm…
Usiadłem na łóżko, sadzając Anioła na
kolanach. Rękoma powiodłem wzdłuż jego pleców, myśląc tylko o pozbyciu się
zbędnych ubrań. Złapałem „castielowe” pośladki, zaciskając na nich swe palce.
- Dean. – Zaczerpnął powietrza, obejmując moją
szyję. – Dean.
- Co się stało?
- Ja… mhmmm… - jęknął, zagryzając dolną wargę. Przez
chwilę miałem wrażenie, że poleci z niej krew. Napięcie między nami stawało się
nie do wytrzymania. W błękitnych oczach ujrzałem zniecierpliwienie. – Dean, proszę. Zrób coś ze mną. – Wpatrywał
się we mnie tak ufnie, że odebrało mi dech w piersi.
- Czego tylko sobie zażyczysz.
Językiem powiodłem po krawędzi szczęki,
kreśląc na niej mokry wzór. Uważnie wsłuchiwałem się w głośne pomruki. Nosem
musnąłem ciepły policzek, szybko powracając do znęcania się nad, wręcz
narkotyzującymi wargami. Językiem wślizgnąłem głęboko we wnętrze, głaszcząc
bruneta po klatce piersiowej.
Czułem szalone bicie swego serca. Czułem
adrenalinę, dziko pulsującą w żyłach.
Dobrze znane ciepło w dole brzucha znów
wzrastało, robiąc mi papkę z mózgu. Myślałem tylko o jednym. O nagim ciele Anioła.
Chciałem go skosztować. Posmakować każdy fragment skóry. W końcu zatracić się w
nim całkowicie.
- Mhm… - wyjęczał. Złapał mnie za ramiona, odchylając
w tył na skrzypiące łóżko.
Naparł na mnie, dostarczając
obezwładniającą przyjemność. Przycisnąłem biodra do jego miednicy, czując wybrzuszenie
w okolicach rozporka. Castiel rzucił mi pełne czułości spojrzenie. Wsunął
kolano między moje nogi, drażniąc pulsujący członek. Fala płonącego gorąca
wlała się w moje ciało. Kurczowo zaciskałem dłonie na prześcieradle, skupiając
się na hamowaniu przedwczesnego wytrysku. Nie chciałem, by to skończyło się tak
prędko.
- Aghm! Cas! – syknąłem. Anioł usiadł
na moich biodrach. Zaczął się kołysać, wydając przy tym cholernie podniecające
dźwięki. Jedną ręką odpiąłem już dawno za ciasne spodnie, nareszcie czując
swobodę.
Przymknąłem oczy. Chciałem więcej. Dużo
więcej.
- Dean, jesteś
tu? –
szepnął czule. - Słyszysz mnie?
- Tak, k-kochanie. – Przelotnie
spojrzałem na twarz Anioła, na której malowało się oszołomienie. – No co? Czasem
potrafię być czuły.
- Pytałem, o
czym myślisz?
- O tobie. – Uniosłem brwi. - O tym, co cię czeka.
- Możesz zrobić
ze mną wszystko, Dean.
- Jesteś tego pewien ? Potrafię być
brutalny. – Ścisnąłem prawy pośladek
bruneta. – Naprawdę brutalny.
- Tak. Zrób ze
mną, co chcesz.
Perwersyjna cząstka mnie, zaczerpnęła z
tych kilku słów kurewską satysfakcję. Mój umysł zalała masa zawstydzających
scenariuszy dzisiejszej nocy.
- Sprawię, że będziesz błagał o dotyk,
Cassie. - mruknąłem, ponownie przejmując
kontrolę. Powaliłem go z powrotem na łóżko, przygniatając swoim ciałem.
Zniżyłem miednicę, by móc bezkarnie ocierać się o jego krocze. Castiel
pomrukiwał, co jakiś czas tłumiąc w sobie coraz głośniejsze jęki. - Nie hamuj
się. – Pogłaskałem go po policzku. Spochmurniał, mierząc mnie sfrustrowanym
wzrokiem. – Co jest?
- Znęcasz
się nade mną, Dean.
Nie odpowiedziałem, jedynie znacząco
pokiwałem głową. Ponawiając torturowanie napuchniętych ust, coraz szybciej
poruszając biodrami.
- Przecież, tego chciałeś.
- Mhm!
Po raz pierwszy byłem w łóżku z kimś,
kogo kochałem. Pomijając oczywiście fakt, iż był to również mój pierwszy raz z
mężczyzną. Dzisiaj już nic nie miało znaczenia.
Liczył się tylko Cas. Mój Anioł Stróż.
- Gorąco
mi… - Wychrypiał nagle. Drobne strużki potu spływały mu po czole i karku.
Rozluźnił krawat, wyciągając go spod kołnierzyka białej koszuli. – Zrób coś z tym, Dean.
- Tylko spokojnie, zaraz to zdejmiemy.
– Chwyciłem za beżowy prochowiec i zwinnym ruchem strząsnąłem go z jego ramion.
Wyciągnąłem spod pleców, rzucając gdzieś za siebie.
- Dean,
Dean, Dean… - powtarzał, niczym słowa modlitwy. Opuszkami palców głaskał
mnie po brzuchu. Nim zdążyłem nabrać tchu, wyrzucił biodra do góry.
Wyszczerzyłem zęby, nie zastanawiając
się na tym, jak głupio musiałem wyglądać. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Subtelnie zacząłem całować jego spoconą szyję,
odpinając guziki koszuli. Po upływie chwili wylądowała na podłodze.
Postanowiłem ruszyć o krok dalej. Wysunąłem czubek
języka. Cas wplótł palce w moje włosy, przybliżając do swego drżącego ciała.
Szyja, obojczyk, tors. Musnąłem twardą brodawkę wskutek czego, aż wygiął ciało
w łuk, oddychając płytko.
- Teraz się troszkę zabawimy, Cas!
Anioł przełknął ślinę z napięciem wpatrując
się w moje przepełnione pożądaniem oczy. Po chwili zacząłem bez opamiętania
ssać i gryźć sutek, namiętnie pomrukując. Anioł wił się pode mną, jak wąż, nie
mogąc zaczerpnąć powietrza.
- Dean!
- Złapał mnie za włosy, podciągając do góry. Oparłem swoje czoło o jego,
ciężko dysząc. Nasze klatki unosiły się w nienaturalnie szybkim tempie.
Obydwoje spoceni, rozgrzani i podnieceni do granic możliwości.
- Co? – Wyszczerzyłem białe zęby,
robiąc głupkowatą (idealnie w moim stylu) minę. – Chcesz jeszcze? - spytałem
niewinnie, niby przypadkiem zsuwając dłoń na jego krocze.
- Nie
pogrywaj ze mną, Dean! To, że potrafisz doprowadzić mnie do takiego stanu, nie
daje ci przyzwolenia na znęcanie…
- Znęcanie?
- Tak.
- Czujesz się niekomfortowo?
- N-nie,
tylko to wszystko…
- Jest dla ciebie nowe. – stwierdziłem.
- Z
tego co wiem, to również twój debiut… - Zagryzł wargę. - … w tej dziedzinie.
- Uprawiałem seks.
- Wiem.
Z wieloma kobietami. – powiedział to w ten sam sposób, co rodzic karcący
dziecko. – Zawsze uważałem, to za…
- Shh… - Byłem zdenerwowany. Serce
rozrywało mi żebra. – Teraz tylko ty się liczysz, Cas. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem. – Pogłaskał mnie po policzku. – Kontynuuj.
Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą
jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.
Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym
ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z
piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.
- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! -
Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust.
Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął
przeciągle, nie ukrywając zażenowania.
Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając
zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. - Proszę, błagam, natychmiast!
Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.
Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna.
Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce.
Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą
koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie
znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja
robiłem tobie.
- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean?
– Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.
Łowca posłał mu szeroki uśmiech i
chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając
mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny,
językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.
- Tylko
nie tutaj.
- A gdzie…
Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w
ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do
prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W
motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką
lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco
przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję,
że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. –
Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak
zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym
myślę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz