czwartek, 6 czerwca 2013

Whole world against him - część 4




Dean’s POV:

- Przecież wiesz… prawda?
- Może i wiem, ale chcę usłyszeć, jak to mówisz, skarbie.
- Ale Dean! Wiesz to! Nie zgrywaj się!
­- Powiedz, czego pragniesz! – Rozkazałem, unosząc kąciki ust w złośliwym uśmieszku. – Natychmiast.
- Ciebie. – Jego oczy błysnęły. – Pasuję? Tylko ciebie, ty id-idioto. –obruszył się.
- I?
- I?! – wyjęczał. – I chcę, żebyś mnie dużo dotykał. Wszędzie.
- Och, Cas.
- Całował, tulił. Ja chcę się z tobą kochać, Dean. Tu i teraz.

Przełknąłem ślinę, czując suchość w ustach. Na miękkich nogach podszedłem do mężczyzny, splatając z nim swe palce. Wymieniliśmy pełne pożądania spojrzenie, zupełnie zapominając o otaczającym nas świecie.

- Pocałuj mnie wreszcie.

Nie zwlekałem długo. Złączyłem nasze usta w wilgotnym pocałunku, czując elektryzujący dreszcz. Świat znów zawirował mi przed oczami. Pocałunki z nim sprawiały mi tak potworną przejemność. Zatracałem się w nich. Tonąłem w morzu.

Nie przerywając rozkosznych pieszczot, chwyciłem go za biodra, kierując w stronę łóżka. Jego gardło opuściło głośne westchnięcie. Objąłem w pasie, unosząc do góry. Nogami oplótł moje ciało, przyciskając miednicę blisko brzucha. Zrobiłem kilka kroków.
- Mhmmm… jesteś taki seksowny... – wymruczałem. Nasze oddechy mieszały się w jedno. Cas chwycił mnie za kark, lekko wbijając paznokcie. – Mhm…

Usiadłem na łóżko, sadzając Anioła na kolanach. Rękoma powiodłem wzdłuż jego pleców, myśląc tylko o pozbyciu się zbędnych ubrań. Złapałem „castielowe” pośladki, zaciskając na nich swe palce.
      
- Dean. – Zaczerpnął powietrza, obejmując moją szyję. – Dean.
­- Co się stało?
- Ja… mhmmm… - jęknął, zagryzając dolną wargę. Przez chwilę miałem wrażenie, że poleci z niej krew. Napięcie między nami stawało się nie do wytrzymania. W błękitnych oczach ujrzałem zniecierpliwienie. – Dean, proszę. Zrób coś ze mną. – Wpatrywał się we mnie tak ufnie, że odebrało mi dech w piersi.
- Czego tylko sobie zażyczysz.  

Językiem powiodłem po krawędzi szczęki, kreśląc na niej mokry wzór. Uważnie wsłuchiwałem się w głośne pomruki. Nosem musnąłem ciepły policzek, szybko powracając do znęcania się nad, wręcz narkotyzującymi wargami. Językiem wślizgnąłem głęboko we wnętrze, głaszcząc bruneta po klatce piersiowej.

Czułem szalone bicie swego serca. Czułem adrenalinę, dziko pulsującą w żyłach.

Dobrze znane ciepło w dole brzucha znów wzrastało, robiąc mi papkę z mózgu. Myślałem tylko o jednym. O nagim ciele Anioła. Chciałem go skosztować. Posmakować każdy fragment skóry. W końcu zatracić się w nim całkowicie.

- Mhm… - wyjęczał. Złapał mnie za ramiona, odchylając w tył na skrzypiące łóżko.

Naparł na mnie, dostarczając obezwładniającą przyjemność. Przycisnąłem biodra do jego miednicy, czując wybrzuszenie w okolicach rozporka. Castiel rzucił mi pełne czułości spojrzenie. Wsunął kolano między moje nogi, drażniąc pulsujący członek. Fala płonącego gorąca wlała się w moje ciało. Kurczowo zaciskałem dłonie na prześcieradle, skupiając się na hamowaniu przedwczesnego wytrysku. Nie chciałem, by to skończyło się tak prędko.

- Aghm! Cas! – syknąłem. Anioł usiadł na moich biodrach. Zaczął się kołysać, wydając przy tym cholernie podniecające dźwięki. Jedną ręką odpiąłem już dawno za ciasne spodnie, nareszcie czując swobodę.

Przymknąłem oczy. Chciałem więcej. Dużo więcej.

- Dean, jesteś tu? – szepnął czule. - Słyszysz mnie?
- Tak, k-kochanie. – Przelotnie spojrzałem na twarz Anioła, na której malowało się oszołomienie. – No co? Czasem potrafię być czuły.
- Pytałem, o czym myślisz? ­
- O tobie. – Uniosłem brwi. -  O tym, co cię czeka.
- Możesz zrobić ze mną wszystko, Dean.
- Jesteś tego pewien ? Potrafię być brutalny. – Ścisnąłem prawy pośladek  bruneta. – Naprawdę brutalny.
- Tak. Zrób ze mną, co chcesz.

Perwersyjna cząstka mnie, zaczerpnęła z tych kilku słów kurewską satysfakcję. Mój umysł zalała masa zawstydzających scenariuszy dzisiejszej nocy.    

- Sprawię, że będziesz błagał o dotyk, Cassie. -  mruknąłem, ponownie przejmując kontrolę. Powaliłem go z powrotem na łóżko, przygniatając swoim ciałem. Zniżyłem miednicę, by móc bezkarnie ocierać się o jego krocze. Castiel pomrukiwał, co jakiś czas tłumiąc w sobie coraz głośniejsze jęki. - Nie hamuj się. – Pogłaskałem go po policzku. Spochmurniał, mierząc mnie sfrustrowanym wzrokiem. – Co jest?
- Znęcasz się nade mną, Dean.

Nie odpowiedziałem, jedynie znacząco pokiwałem głową. Ponawiając torturowanie napuchniętych ust, coraz szybciej poruszając biodrami.

- Przecież, tego chciałeś.
- Mhm!

Po raz pierwszy byłem w łóżku z kimś, kogo kochałem. Pomijając oczywiście fakt, iż był to również mój pierwszy raz z mężczyzną. Dzisiaj już nic nie miało znaczenia.

Liczył się tylko Cas. Mój Anioł Stróż.

- Gorąco mi… - Wychrypiał nagle. Drobne strużki potu spływały mu po czole i karku. Rozluźnił krawat, wyciągając go spod kołnierzyka białej koszuli. – Zrób coś z tym, Dean.
- Tylko spokojnie, zaraz to zdejmiemy. – Chwyciłem za beżowy prochowiec i zwinnym ruchem strząsnąłem go z jego ramion. Wyciągnąłem spod pleców, rzucając gdzieś za siebie.
- Dean, Dean, Dean… - powtarzał, niczym słowa modlitwy. Opuszkami palców głaskał mnie po brzuchu. Nim zdążyłem nabrać tchu, wyrzucił biodra do góry.

Wyszczerzyłem zęby, nie zastanawiając się na tym, jak głupio musiałem wyglądać. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Subtelnie zacząłem całować jego spoconą szyję, odpinając guziki koszuli. Po upływie chwili wylądowała na podłodze.

Postanowiłem ruszyć o krok dalej. Wysunąłem czubek języka. Cas wplótł palce w moje włosy, przybliżając do swego drżącego ciała. Szyja, obojczyk, tors. Musnąłem twardą brodawkę wskutek czego, aż wygiął ciało w łuk, oddychając płytko.

- Teraz się troszkę zabawimy, Cas!

Anioł przełknął ślinę z napięciem wpatrując się w moje przepełnione pożądaniem oczy. Po chwili zacząłem bez opamiętania ssać i gryźć sutek, namiętnie pomrukując. Anioł wił się pode mną, jak wąż, nie mogąc zaczerpnąć powietrza.
   
- Dean! - Złapał mnie za włosy, podciągając do góry. Oparłem swoje czoło o jego, ciężko dysząc. Nasze klatki unosiły się w nienaturalnie szybkim tempie. Obydwoje spoceni, rozgrzani i podnieceni do granic możliwości.
- Co? – Wyszczerzyłem białe zęby, robiąc głupkowatą (idealnie w moim stylu) minę. – Chcesz jeszcze? - spytałem niewinnie, niby przypadkiem zsuwając dłoń na jego krocze.
- Nie pogrywaj ze mną, Dean! To, że potrafisz doprowadzić mnie do takiego stanu, nie daje ci przyzwolenia na znęcanie…
­- Znęcanie?
- Tak.
- Czujesz się niekomfortowo?
- N-nie, tylko to wszystko…
- Jest dla ciebie nowe. – stwierdziłem.
- Z tego co wiem, to również twój debiut… - Zagryzł wargę. - … w tej dziedzinie.
- Uprawiałem seks.
- Wiem. Z wieloma kobietami. – powiedział to w ten sam sposób, co rodzic karcący dziecko. – Zawsze uważałem, to za…
- Shh… - Byłem zdenerwowany. Serce rozrywało mi żebra. – Teraz tylko ty się liczysz, Cas. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem. – Pogłaskał mnie po policzku. – Kontynuuj.




r� } o t @� hA� �e sekundę. - Co zrobiłeś?


Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.

Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.       

- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! - Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust. Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął przeciągle, nie ukrywając zażenowania.

Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. -  Proszę, błagam, natychmiast!

Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.  

Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna. Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce. Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja robiłem tobie.
­- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean? – Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.

Łowca posłał mu szeroki uśmiech i chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny, językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.

- Tylko nie tutaj.
- A gdzie…

Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję, że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. – Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym myślę?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz