czwartek, 6 czerwca 2013

Whole world against him - część 7




Dean’s POV:

- Pomóż mi. Dotykaj, Cas! – Rozchyliłem nogi, wypychając biodra w górę. Ostrożnie wsunąłem kolejny palec. – Castiel! – wrzasnąłem żałośnie.
- Tak jest. – Posłusznie skinął głową. Ucałował mój policzek, zlizując drobne krople potu. – Rozluźnij się.

Gdybym tylko mógł! To uczucie było tak trudne do sprecyzowania. Nigdy niczego… tam! nie wkładałem, na Boga! -_-  Jako samiec Alfa, prawdziwy macho-kobieciarz, uważałem to miejsce za święte. Jednokierunkową drogę, na którą nikt nie miał prawa wkroczyć. Nikt, prócz tego przeklętego Anioła. Jemu oddałbym wszystko. Dlatego, że był… wyjątkowy.

Tak, powiedziałem to. Castiel był obecnie, najważniejszą osobą w moim pochrzanionym życiu. Nie zmuszajcie mnie, bym powiedział to jeszcze raz. I tak czułem się, jak spedalona ciotunia.

Ale to przez miłość, mam rację?!     

- Agh! – Ból był nie do zniesienia. Czułem, jak rozrywa moje wnętrzności, nie szczędząc choćby kawałka. Gdzie ta zajebista przyjemność, ja się pytam!? 

Wzbraniałem się, modliłem by przestało boleć. Moje ciało wiło się w pieprzonych konwulsjach, dyszałem jak pies, jęcząc i wykrzykując na okrągło imię Anioła.

- Cas, Cas, Cas, Cas…

To było tak potwornie żenujące! Robiłem rzeczy, które kiedyś były wyłącznie senną mrzonką. Mówiłem słowa, za każdym razem, czując przyśpieszone bicie serca. Było mi wstyd. Cholernie. W końcu to ja! leżałem z palcem w tyłku, tuż przed Aniołem Pańskim! Kurw@! Przez moment miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Schować gdzieś głęboko, z dala od jego pięknej twarzy. Od przeszywających na wskroś oczu.

- Nie pozwolę ci ode mnie uciec, Dean. – Pogłaskał mnie po gorącym policzku. – Nie pozwolę, byś się przede mną chował.
- Co? – Uniosłem brwi. – Co ty wygadujesz?
- Nie masz się czego wstydzić. To naturalne, że twoje ciało reaguję w taki sposób na ten... - Przejechał palcami po moim biodrze, miednicy. Zadygotałem z ekscytacji. - ...dosyć szczególny dotyk. – Musnął wilgotną skórę. Mój członek zadrżał w odpowiedzi. – Krzycz moje imię, Dean. –  Zmaltretował dotykiem całą długość penisa, nie darując ani jednego milimetra.
­- Aghmmm! Wyłaź z mojej głowy-y! Znów mnie podsłuchiwa-łeś!  
- Przepraszam, ale twoje myśli są tak głośne, że…
- Mmm! To ich nie słuchaj!     
- Wiem, że nie powinienem. Przepraszam, to ostatni raz.
- I słusznie. – Wplotłem palce w ciemne włosy, szarpiąc gwałtownie. Zbliżyłem jego twarz do mojej. - Posłuchaj mnie uważnie, ty skrzydlaty dupku… - Nasze czoła, nosy stykały się ze sobą. Byliśmy tak blisko siebie. 
- Dean, ja…                                                                                    
- Jeśli zaraz mnie nie przeruchasz, to…
- Nie mów tak, Dean. To wulgarne.
- Będzie jeszcze bardziej. – Rozchyliłem wargi, wysuwając ślizgi język. Musnąłem „castielowe" usta i wepchnąłem się do „środka”. Spotkanie warg, zębów. Nasz pocałunek był długi, agresywny, pełen bestialskiej pasji.– Masz we mnie wejść. Najgłębiej!
- Dean! Mmhm…
- Tak, bym czuł twojego twardego kutasa.

Co ja powiedziałem?! Kutasa!?

- Cas… - Tego było za po prostu wiele! Dziwiłem się, że mój organizm jeszcze nie wybuchnął, zmieniając w bezużyteczną papkę post-orgazmicznych drgawek. – po prostu…
- Dean, mhm… - Chciał być opanowany. Zrównoważony, jak zawsze. Póki co, na takiego nie wyglądał. Trząsł się, jęczał. Oczy przepełnione miał pożądaniem. Oczy, wpatrzone we mnie. – Mhm! - Wyszarpnął się i klęknął między moimi nogami, zakładając je sobie na ramiona.
- Oh, taa… - Nareszcie!
- Wrzeszcz moje imię, Dean! – Jego głos drżał. Wibrował w moich uszach, niczym natrętna piosenka.    
- Castiel! Właź we mnie! Castiel! ­– Zagryzłem wargę. – Właź… Agh!

Anioł sięgnął fioletową tubkę (nie miałem pojęcia, skąd ją wytrzasnął), wyciskając zawartość na palce. Jedną ręką, bez najmniejszego problemu, uniósł mnie do góry, drugą rozchylił pośladki. Bezmyślnie spiąłem mięśnie.

- Mhm!

Lada moment poczułem, jak wsunął pierwszy palec, zaraz potem kolejny. Gorączkowo, rozsmarowywał lubrykant wokół „wejścia”, uważnie obserwując każdą reakcje mojego organizmu. Nie wiedziałem co robić, co mówić. Nie panowałem nad niczym.

Zupełnie, jakbym stracił kontrolę. Postradał resztki zdrowego rozsądku. Mój umysł zwariował. Moje ciało oszalało z pożądania. Owładnęła mną niepohamowana żądza. Żądza jego ciała i tych cholernych pocałunków.      

- Castiel! – pisnąłem, gdy wsunął je na tyle głęboko, że poczułem nagłe uderzenie gorąca.  – Co to jest!? Więcej, nie przestawaj!
- Prostata, Dean. – szepnął, unosząc usta w uśmiechu. W tym samym, niezmiennym. Tym, którego niewielu dostrzegało. – Podoba ci się? – zapytał kokieteryjnie.
­­
I niech go trafi jasna cholera! Jak można być, takim… erotycznym?! Znów przyciągnąłem go do siebie. Zachłannie skubałem jego usta, językiem torując sobie drogę do środka.        

- Cas! Cassie!
- Tak? – Niewinny ton. Wargi mokre od śliny.  – Coś nie tak?

Nie-e, tylko zdycham z podniecenia! Nie pastw się nade mną!  

Wsunął trzeci palec. Poruszał nimi w przód i w tył, dotykając tej całej prostaty. Było mi tak cholernie dobrze. Na Boga, jeszcze nigdy nikt nie sprawił mi tyle rozkoszy. Żadna kobieta, z jaką spędziłem noc, nie dorównywała poczynaniom Anioła. Żadna seksowna blondynka, nie robiła mi tego, co on. Ha! Z pewnością, nawet by nie potrafiła!

- Gdzie… się tego… nauczyłeś, Cassie? – zapytałem zdyszanym głosem.
- Dokładnie wiem, czego pragniesz, Dean.
- Mhm…
- Tego. ­– Ugryzł moją szyję. – Tego. – Polizał obojczyk. – I tego. – Zgiął trzy palce. Dotknął czegoś. Dotknął tę całą prostatę! Zamknąłem oczy. Czułem, jak rozpadam się na kawałki.

Wziąłem szybki haust powietrza.

On nie przerywał. Ustawicznie czułem na sobie jego ciepłe wargi. Na szyi, obojczykach, torsie. Kąsał moją skórę, wbijał paznokcie, zadając rozkoszny ból.  

- O Boże!
- Nie bluźnij!
- Zamknij się. Błagam, proszę, Cas. Nie drażnij się już ze mną!
- Tak jest. – Pokornie skinął głową i wysunął palce. – Mam użyć prezerwatywy, Dean?
- *Son of bitch! Nie! Masz skończyć gadać!
- Dobrze.

Od tamtej chwili, jego gardło nie opuściły już żadne słowa.  

Nieporadnie chwycił swojego członka, wciskając go w moje ciasne wnętrze. Nie byłem pewien, czy użył jakichkolwiek anielskich sztuczek. Wiedziałem tylko, że nie odczuwałem dyskomfortu. Żadnego rozrywającego bólu.

- Głębiej! – Objąłem jego szyję, zmuszając do krótkiego pocałunku. – Cas…  - Nasze uda spotkały się, ciała w końcu stały jednością.

Anioł złapał mnie za ramiona, odchylając głowę do tyłu.  

- Agh! – Pierwsze pchnięcie. W łepetynie miałem istny rozgardiasz myśli i słów, które chciałem wykrzyczeć. – Mhm! – Kolejne pchnięcie. Tym razem o wiele pewniejsze. – Cas, ty skurczybyku! - Przejechałem dłonią po plecach bruneta, zatrzymując się na spiętych pośladkach. Osunąłem nogi na biodra, zaplatając je wokół tali.

Skrzydlaty jęknął długo, przeciągle. Jego ciałem owładnęła furia.   

- Mhm… - Następne pchnięcie. Ostre, brutalne. Bez zahamowań. – Ahh! – I kolejne. – Cas, ja nie mogę dłużej! – Mój członek uderzał o nasze brzuchy, wibrując w przypływie kolejnych szokujących doznań.

Na Przenajświętszą Matkę Chrystusową, gdybym tylko mógł się dotknąć!

- Nie. – Odezwał się nagle, swym seks-głosem. – Nie pozwalam. – Złapał moje dłonie, kładąc nad głową. Mocno chwycił za nadgarstki, wciskając w motelowe łóżko. W mroku, oświetlanym jedynie nocną lampką, udało mi się dostrzec ciemne, prawie granatowe oczy Anioła.  
- Ale… Cas, ja muszę... – Czułem go w sobie. Był wielki. Twardy. – Ja zaraz… oszaleję!
- To niesamowite. – Wyrzucił biodra w przód. Kosmyki ciemnych włosów przykleiły się do czoła. – Jesteś niesamowity, Dean.
- Cas! – Wydarłem się, zdzierając gardło. Mój krzyk był tak głośny, że z pewnością słyszeli go wszyscy mieszkańcy tego motelu, z recepcjonistką na czele. – Mmm…
- Dean!    

  
 * "Son of bitch!" - Nie mogłam napisać tego po polsku! Brzmiałoby, tak nie Dean'owo. ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz