- Słucham? O nie, nie, nie! Wracaj tu!
– wrzasnął, doskakując do bruneta. – Musisz stawić temu czoła!
- Czemu niby? Zachowałem się, jak
skończony głupek. – pisnął spanikowany. Usiadł na drewnianej ławce, pozwalając
płynąć słonym łzom. – Nie widzisz tego?
- Tylko się teraz nie rozklejaj!
- Nie potrafię inaczej!
- Castiel, spójrz na mnie. Cas! –
Złapał przyjaciela za podbródek. – Zawsze musisz się mazgaić? Ile ty masz lat?
- 17.
- Nie musiałeś odpowiadać, kurczaczku.
– Na twarzy pojawił się promienny uśmiech. Usiadł obok skulonego nastolatka,
próbując zachować powagę i dojrzałość (co było nieziemsko trudne!). – Posłuchaj
mnie teraz bardzo, ale to bardzo uważnie.
- Dobrze. – Podciągnął nosem,
niezdarnie ścierając z policzków resztki łez.
- Kochasz Dean’a… Ani mi się waż. – Ostrzegawczo
uniósł palec w górę, widząc sprzeciw w szafirowych oczach. – Mam tego dosyć.
Dorośnij.
- Ale…
- Shhh! Kochasz go i pozostaje jedynie
kwestia, powiedzenia mu o tym. – Zastanowił się przez chwilę. – Mam doskonały
pomysł!
- Nie jestem pewien, czy chcę go
poznać.
- Oj cicho bądź. – Zbył go machnięciem
ręki. – Z pewnością jest lepszy, niż twoje padanie na kolana i…
- Nie przypominaj mi o tym, błagam.
- Dobrze, dobrze. – Stanął naprzeciwko
ciemnowłosego. – Pójdziemy teraz do szkoły.
- Ale ja nie chcę!
- Ostrzegam cię! – Pogroził palcem. – Z
kim ja się zadaję! – Złapał się za czoło, głośno wypuszczając powietrze z płuc.
Spojrzał w górę, na rozpromienione niebo, przez moment nic nie mówiąc. –
Pójdziemy do szkoły. – powtórzył groźnie. – Będziesz zachowywał się tak samo
niezdarnie, jak zawsze. Przewróć się, czy coś. Chociaż, możesz też…
- Słucham!? – obruszył się. – Ja?
Niezdarnie? – Skrzyżował ręce na klatce, srogo marszcząc brwi. – Nie mogę
uwierzyć, że jesteś moim przyjacielem.
- Jedynym, najukochańszym. Lepszego nie
znajdziesz. – Cmoknął.
Castiel wstał szybko, chcąc minąć
nastolatka i ruszyć przed siebie. Nie zauważył jednak, zamarzniętej kałuży
znajdującej się zaraz obok. Zrobił kilka kroków, po czym poślizgnął się i padł
na ziemię. Blondyn wybuchł dzikim, niepohamowanym śmiechem.
- Nawet tego nie komentuj!
- Cas, uwielbiam cię! – Klasnął w
dłonie. Pomógł brunetowi podnieść się na równe nogi, po czym wtulił w wąskie
ramiona.
- Chyba nie rozumiem…
- Wpadłem na jeszcze lepszy pomysł.
Wszystko dzięki tobie! – Poczochrał chłopaka po włosach. – Szybko! Nie możemy
się spóźnić!
***
Winchester przekraczając próg szkoły,
chciał jak najszybciej porozmawiać z błękitnookim. Pragnął wreszcie wyznać mu
swoje uczucia, by w końcu wtulić się w
te drobne ramiona, pocałować miękkie wargi. Wiedział, że gdy prawda wyjdzie na
jaw, brama do „deanowo- fretkowego” raju, nareszcie zostanie otwarta. Nie
jutro, za tydzień, miesiąc – dziś! Dzień świętego Walentego, zdawał się wręcz
perfekcyjną okazją.
- Cześć, Dean! – krzyknęła rudowłosa
piękność, machając zalotnie. – Będziesz moją walentynką?
- Nie. – burknął, nie racząc dziewczyny
choćby spojrzeniem.
- Pff…
Idąc korytarzem czuł na sobie
dziesiątki ciekawskich spojrzeń. Słyszał plotkujące w kącie cheerleaderki i
wredne komentarze zazdrosnych kujonów.
Nie mógł powiedzieć, że tego nie lubi. Wręcz
przeciwnie. Był najbardziej znaną osobistością w szkole. W bezlitosnej
hierarchii „popularnych” - zajmował czołowe miejsce. Miał pozycję i sławę.
Nigdy nie narzekał, lecz dziś – liczyła się wyłącznie jego fretka – osoba, dla której
był gotów zrobić wszystko.
Stojąc przy szafce, rozmyślał o
minionych wydarzeniach. Serce biło mu, jak u królika. Z plecaka wyjął gruby
zeszyt. Pomiędzy kartkami znajdowała się czerwona koperta, w której zawartość
zaadresowana była do błękitnookiego nastolatka. Dean wiedział, że musi
przekazać ją osobiście, bowiem nie znał imienia ani nazwiska, swojego wybranka.
Odkąd pamiętał, zawsze nazywał go fretką, nie myśląc o poznaniu jego
tożsamości.
Zagryzł dolną wargę, zastanawiając się
nad odpowiednią porą.
- Co tam masz? – Usłyszał znajomy głos.
- Nieważne.
- No powiedz mi, co to jest. –
zaskomlał, wyrywając kopertę z rąk Winchestera.
- Ash! Oddawaj to! – Dean wrzasnął, w
stronę długowłosego nastolatka. – Ty mendo! Oddaj mi to!
- A co to takiego? – spytał, oglądając
nabytą zdobycz. – List do dziewczyny?
- Zamknij się!
- Czyli jednak.
W zielonych oczach zapłonęła panika.
Nie wiedział, jak wybrnąć z tej nieszczęsnej sytuacji, by nie wzbudzić żadnych
podejrzeń.
- Ash, błagam!
- Hm? – Otworzył kopertę. – Zaraz
zobaczymy, kto jest twoją wybranką.
- Ty… - Podbiegł do blondyna, jednak on
odskoczył szybko. Wyjął lekko pomiętą kartkę i zaczął czytać. Uśmiech spełzł z
jego twarzy tak szybko, jak się pojawił.
- Dean, czy ty na poważnie?
Zielonooki wyrwał kartkę, nie racząc
przyjaciela ani jednym słowem. Kipiał ze złości i wstydu.
- Ej, poczekaj! Nie ma się czego
wstydzić!
- Że co? – spytał zdezorientowany.
- Kochasz go, tak? – Poklepał blondyna
po plecach. – A on ciebie?
- Chyba tak. Znaczy się, dzisiaj jak
szedłem do szkoły, to usłyszałem co nieco na swój temat.
- Hm? – Zrobił powściągliwą minę. –
Musimy upewnić się, czy ta twoja fretka darzy cię tym samym, gorącym uczuciem.
– uśmiechnął szeroko. – Póki co, zachowuj się neutralnie.
- To znaczy?
- Widzisz go, prawda? – Wskazał palcem
na stojącego pod ścianą bruneta.
Pokaźne rumieńce na policzkach
ciemnowłosego i uroczo zaczerwieniony nos, wyrwał z gardła Winchestera głośne
westchnięcie. Zacisnął pięści, ignorując masę głupich, nieprzemyślanych
pomysłów, które nawiedziły jego zamroczony umysł. Jednym z najbardziej
idiotycznych było podejście i balladowe wyśpiewanie mu swoich uczuć.
- Ziemia do Dean’a! Słyszałeś mnie?
Pytałem o coś.
- Tak. Nie. Nie wiem.
- Co normalnie byś teraz zrobił?
- Pewnie podszedł do niego, potargał
włosy i wyzwał od fretki. Kocham witać go w ten sposób.
- Dokładnie. Idź i to zrób.
- Ale…
- Co? Wstydzisz się nagle?
- Noooo…
- Przestań, idź! – Pchnął jasnowłosego
przed siebie. – Trzymam kciuki, bracie. – Dean mógł zaprzedać duszę diabłu, ale
wyczuł w głosie przyjaciela szczerą troskę.
Winchester odetchnął głęboko,
uspokajając rozdygotane ciało. Bał się, że głos ugrzęźnie mu w gardle. Na okrągło
powtarzał sobie, co ma powiedzieć. W jaki sposób wyrecytować kilka prostych
zdań, by nie było to w żaden sposób podejrzane.
- Będzie dobrze. – szepnął
pokrzepiająco. – Musi być!
Minął grupkę cheerleaderek, całkowicie
ignorując uporczywe wołanie ze strony rudowłosej. Dziewczyna uśmiechała się,
próbując zwrócić na siebie uwagę starszego.
- Czemu mnie ignorujesz? Dean!
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. –
prychnął pod nosem. - Daj mi wreszcie spokój!
- Dupek!
- Co za uporczywe babsko. – wymamrotał.
Każdy krok, przybliżał go do
niezręcznej konfrontacji. Kamlot w klatce piersiowej stawał się coraz cięższy,
a nogi miękły mu w kolanach.
- Hej… - Krzyknął w stronę niskiego
bruneta. Ten odwrócił się zaskoczony, spoglądając zaciekawionymi, szafirowymi
oczyma. Winchester zaniemówił, przygnieciony nadzwyczajną urodą nastolatka.
Uniósł rękę, chcąc jak zwykle poczochrać chłopaka po głowie. Jednak nie na
włosach spoczęła jego dłoń, a na policzku. Niczym zahipnotyzowany, badał
opuszkami miękką skórę, czując jej nadzwyczajne gorąco.
- C-co rrobisz? – wyjąkał.
Dean był tak blisko niego, dotykał go,
głaskał!
- Ja… - Zmarszczył brwi, rzucając
spanikowane spojrzenie. – Nie wiem, fretko.
- Nie przestawaj.
- Dobrze.
Stali naprzeciw siebie – milcząc. Było
dawno po dzwonku, ale żaden z nich za bardzo się tym nie przejął.
- Jestem… - zamierzał się przedstawić,
jednak niższy mu na to nie pozwolił.
- Dean Winchester. Klasa trzecia, o
profilu sportowym. Kapitan szkolnej drużyny piłkarskiej. Zdobywca wielu tytułów
mistrzowskich. W zeszłym roku zostałeś mianowany najprzystojniejszym chłopakiem
w szkole, z czym absolutnie się zgadzam. Jesteś najlepszy. Ponadto…
- Widzę, że dobrze mnie znasz. – Kąciki
ust uniosły się w niewyraźnym uśmiechu. – Niestety ja nie wiem o tobie tylu
rzeczy. Nawet nie znam twojego imienia…
- Castiel Novak. Klasa trzecia o
profilu matematycznym. Przewodniczący szkolnego kółka „Młodych naukowców”. Od
pierwszej klasy… - Przymknął usta, zażenowany spuszczając wzrok. – Przepraszam.
- Masz naprawdę piękne imię.
- Dz-dziękuję.
- Nie wstydź się mnie.
Ciemnowłosy nie mógł zrozumieć postawy towarzysza.
Nie żeby narzekał na rozwój sytuacji, jednak zachowanie zielonookiego wzbudziło
w nim pewne podejrzenia.
- Dean, mogę cię o coś…
- Czy ty, co roku wysyłałeś mi
anonimową walentynkę? – zapytał nagle z niepokojącym błyskiem w oczach. Zbliżył
się do zawstydzonego chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Dziś też dostanę?
- T-tak. Przepraszam. Zapomnij o tym. –
Jeszcze nigdy nie czuł gorszego wstydu. - To tylko wygłup, ja… Co?
- Pytałem, czy masz dla mnie
walentynkę.
- N-nie.
- Dlaczego? – Pogłaskał chłopaka po
policzku, wpatrując się w błękitne oczy.
- Bo teraz… chciałem… z tobą
porozmawiać… - Słowa coraz ciężej opuszczały zachrypnięte gardło. – chciałem…
powiedzieć ci, co czuję!
Blondyn niespodziewanie złączył ich
usta w nieśmiałym pocałunku. Castiel otworzył oczy ze zdumienia. Serce
rozrywało mu żebra, płuca jakby kurczyły się z braku powietrza. Dean odsunął
się na moment pozwalając nastolatkowi odetchnąć.
- Przepraszam – wyjąkał. Sam musiał
dojść do siebie. Nie spodziewał się, tak silnej reakcji swojego ciała.
- Ja…
- Nie musisz przepraszać. Od dawna o
tym marzyłem . – odparł, zanim zdążył zastanowić się na tym, co właśnie mówi.
Szybko skrył twarz w dłoniach, czując jej ciepło. W rzeczywistości policzki
oblane były wręcz szkarłatnym rumieńcem. – Głupio mówię, nie słuchaj mnie.
Zawsze tak mam, jeśli chodzi o ciebie. – Mamrotał pod nosem. – Jesteś idealny i
chyba to mnie onieśmiela. Ja jestem zwykłym nastolatkiem…
- Przestań mówić, fretko.
- Bardzo zależy mi byś nie pomyślał o
mnie, jak o wariacie. Jestem normalny, tylko…
- Dużo mówisz.
- Gdy się denerwuje.
- Odkryj twarz.
- Po co? Jestem czerwony…
- No i? To słodkie. – Chwycił chłopaka
za biodra, zmniejszając granicę dzielącą ich ciała.
- Oh! Mhm… Nie rób tak! – obruszył się,
odsuwając pół kroku.
- Czemu?
- Bo… - Położył dłonie na szybko
unoszącej się klatce Winchestera, nie mogąc złapać tchu. – To mnie zawstydza.
- A to…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz