Łowca nie zastanawiał się długo.
Powiódł dłonią po umięśnionym brzuchu, wsłuchując się w zniecierpliwione jęki
bruneta. Anioł zacisnął dłonie na prześcieradle.
- Dean! Zrób to! Proszę! – Twarz zaklęta w wyrazie czystej ekstazy. Drobne krople potu,
spływające po rozgrzanej skórze. Przyśpieszony oddech. – Błagam!
Winchester poczuł niezdrową
satysfakcję. To on doprowadził Castiela do takiego stanu. To przez niego, Anioł
wił się w spazmach podniecenia. Spragniony dotyku warg, dłoni, nagiego
ciała. Sapał, jęczał prosząc o więcej.
Wciąż nienasycone ciało pragnęło zaspokoić prymitywną żądze.
-
Błagam! D-Dean.
- Wyglądasz, tak apetycznie. –
Pogłaskał biodro, zjeżdżając w dół na podbrzusze. Pod palcami czuł spoconą
skórę. Czuł bijące od niej ciepło. Znów zawirowało mu w głowie. Dziesiątki
myśli przelatywało przez umysł, nie mogąc znaleźć ujścia. Racjonalizm,
opanowanie, wszystko poszło w niepamięć. Zmieniając Winchestera w tykającą
bombę.
-
Mhm…
- Sprawię, … - Nachylił się, chwytając
w dłoń podstawę sztywnego do czerwoności penisa. Wszelkie wątpliwości, które
czuł jeszcze przed chwilą, ulotniły się pozostawiając po sobie jedynie
złudzenie. Zastąpiło je pragnienie. Tak silne, że niemal obsesyjne. - …, że
stracisz zmysły, Cassie. – mruknął ponętnie, biorąc go w usta.
Pierwsza myśl: „Jaki on wielki!”
Łowca spanikował. Zacisnął powieki,
wpychając twardego członka do samego gardła. Kilka razy, prawie się nie
zachłysnął. To jednak liczyło się najmniej. On chciał dać z siebie wszystko.
Nie zraził go smak, czy zapach. Było idealnie. Tylko, czy Aniołowi będzie
dobrze?
Druga myśl: „To zajebiście seksowne i
nie mam zamiaru tego schrzanić!”
Na początku nie wiedział, co robić. Jak
zacząć. Działał chaotycznie, nieostrożnie. Miał prawo. Dopiero, co zaczął się uczyć.
Skrzydlaty warknął groźnie, gdy niechcący ugryzł wrażliwy napletek. Dean sapnął
ciężko.
- Przepraszam, nie chciałem.
-
Och! Milcz!
Przejechał językiem po trzonie, sporo
uwagi poświęcając różowej główce. Zlizywał z niej pierwsze krople spełnienia, pieszcząc
malutki otwór na samym czubku. Castiel smakował wspaniale. Po chwili ustami
otoczył sztywną erekcję i zaczął ssać. Jak prawdziwa dziwka, nieznająca granic.
-
Dean, ja zaraz…
Wypuścił członka z ust z głośnym
pompnięciem. Sekundę później całował jądra, zębami kąsał delikatną skórę,
uważając by w żadnym wypadku nie zrobić Aniołowi krzywdy. Dłonie powędrowały na
pośladki, tam rozpoczynając kolejne słodkie tortury. Wiedział, co niedługo
nastąpi i mimo, to nie zamierzał przestać.
-
Mhm! – Mięśnie zadrżały z rozkoszy. Gorący
oddech, ślizgi język, zaciskające się na nim usta. – Dean. Szybciej!- Wplótł palce we włosy Winchestera, wręcz wduszając
go między swoje nogi. – Dean, Dean, Dean…
Łowca spojrzał na skupioną twarz
Skrzydlatego. Tak. To on, sprawiał mu taką rozkosz. To on, zadawał bolesne
ciosy przyjemności.
-
Dean, chodź do mnie, chodź tu szybko! – Złapał mężczyznę za podbródek przyciągając do siebie. Zmieszany
spojrzał w zielone tęczówki. Uniósł kąciki ust w uśmiechu, który dla niektórych
mógł wydawać się zwyczajnym grymasem.
- Co się stało?
-
Nic. – Podarował mu dziki, wręcz agresywny
pocałunek, tak bardzo do niego nie podobny. Poczuł swój smak na wargach Łowcy.
Jego umysł oszalał. Językiem wślizgnął się między wargi blondyna.
- Cas, ja muszę…
-
Co? – szepnął w jego wargi.
- Dokończyć sprawę… tam na dole. - Jak
bardzo pragnął poczuć już ten smak w ustach!
Szyja, obojczyk, nagi tors, brzuch.
Pocałunkami znaczył każdy milimetr ciała. Językiem oplótł drżącą erekcję.
Wystarczył moment. Cas eksplodował w jego usta, w uniesieniu wykrzykując szereg
enochiańskich słów.
Łowca połknął całe nasienie, dokładnie
zlizując resztki słonej cieczy.
-
Dean, to było…
- Gorące. – Pokochał ten smak, głośne
jęki. Ten intensywny zapach, przez który odchodził od zmysłów. – Ale to jeszcze…
-
Naucz mnie tego! –
rozkazał. – Chcę zrobić ci to samo! –
Usiadł naprzeciwko mężczyzny, chwytając go za przeguby. Gwałtownie przysunął do
siebie, kradnąc długi, mokry pocałunek. Z kącika ust zlizał strużkę białej
spermy. Palcami przesunął po umięśnionych ramionach.
Chociaż propozycja była kusząca, a
dusza wrzeszczała błagalnie, przecząco pokręcił głową. Myślał już tylko o
jednym.
- Na wszystko będzie czas. – Głos drżał
w napięciu. – C-Cas.
-
Ale ja chcę teraz!
- Nie.
-
To nieuczciwe.
- Cas, wiesz o czym teraz myślę?
-
O czym? – Mina
naburmuszonego dzieciaka. Skrzyżował ręce na klatce, marszcząc ciemne brwi.
- Myślę, o tym jak leżę pod tobą i
jęczę twoje imię.
-
Ty nie mówisz poważnie.
– obruszył się, wyraźnie skrępowany. W szafirowych oczach pojawił się strach.
Anioł przypominał spłoszone zwierzę, niemogące znaleźć drogi ucieczki.
- Jesteś we mnie, głęboko. Bardzo
głęboko. Czuję cię.
Castiel zadrżał na dźwięk tych słów.
- Cas, chcę cię poczuć. Całego! We
mnie. Teraz!
-
Ale, ja jeszcze nigdy… –
pisnął, wtulając twarz w zagłębienie między szyją, a obojczykiem mężczyzny. – … tego, nie robiłem. Nie wiem, jak.
Przecież, to ja miałem… ty chciałeś…
- Zmiana planów, kocie. – Ugryzł płatek
ucha. Wbił paznokcie w rozgrzane plecy, pozostawiając za sobą czerwone ślady.
Sięgnął pamięcią, do tych wszystkich
nocy spędzanych w towarzystwie kobiet. One były jedynie substytutem.
Zastępstwem. Wykorzystywał je, porzucając następnego dnia. Chodził po barach,
flirtował, w końcu brał to, co chciał. Można powiedzieć, że było mu dobrze.
Zapominał o bólu, tęsknocie. Mógł nareszcie zrzucić ten potworny ciężar. Na
chwilę. Na ten krótki moment. Choć nie dawało to absolutnego ukojenia, choć
musiał przez cały czas wypierać uczucia, Dean wiedział, że gdy zaśnie znów
znajdzie się w tych drobnych ramionach. Przytuli „castielowe” ciało, wplecie
palce we włosy. Znów będzie szczęśliwy, bezpieczny. Z dala od mroku i
okrutności otaczającego go świata.
Lecz każdy ranek niszczył to, co
zbudowała noc. Burzył mur, pokazując szarą rzeczywistość, w której Dean był
marionetką kapryśnego losu. Wstawał. Szedł do łazienki. Spoglądał w szare
odbicie. Widział oczy pełne smutku. Fałszywy uśmiech, którym karmił młodszego
brata, by ten nie nabrał żadnych podejrzeń. Zaciskał pięści. Tłumił łzy. Wracał
do pokoju, w progu witając nieświadomego Sammy’ego. Wracał do brudnej roboty.
Wracał do codzienności dnia.
Teraz było inaczej. Był z nim, tak
naprawdę, realnie. Tak blisko. Nie chciał już brać. Chciał oddać całego siebie.
Tej drobnej istocie, którą kochał.
- Kocham cię, Castiel. – Bał się. To
było oczywiste. – Ufam ci.
-
Ale, Dean! Mogę zrobić ci krzywdę!
- Nie większą, niż ja tobie.
-
Skończ już z tym!
- Shh! Nie denerwuj się.
Koniec rozdmuchiwania przeszłości!
Liczyła się ta chwila! Łowca czuł, jak napięcie przenika jego ciało. Jak przenika
skórę, mięśnie, kości. Krew szumiała w uszach, odurzała umysł.
- Chcę cię czuć, Cassie. Rozumiesz? –
Wsunął palec w swoje wnętrze, czując rozrywający ból. – Wiedzieć, że jesteś
prawdziwy. Że to nie jest kolejny wymysł mojej wyobraźni! – Wszedł głębiej. –
Aghm!
-
Dean?
- Shh. Zaraz skończę. – Położył się na
plecach, obok skonfundowanego Anioła. Ten siedział w bezruchu, przyglądając się
spiętemu ciału. – Agh!
-
Dean, przestań!
Winchester pokręcił głową. Wolną ręką
chwycił dłoń bruneta, kładąc na swoim torsie.
- Pomóż mi. Dotykaj, Cas! – Rozchylił
nogi, wypychając biodra w górę. Kolejny palec. – Castiel! - Rozciągał nadal
spięte mięśnie. – Cas!
-
Tak jest.
a y e @� hA� bottom:0cm;margin-bottom:.0001pt'>
Skrzydlaty jęknął długo, przeciągle.
Jego ciałem owładnęła furia.
- Mhm… - Następne pchnięcie. Ostre,
brutalne. Bez zahamowań. – Ahh! – I kolejne. – Cas, ja nie mogę dłużej! – Mój
członek uderzał o nasze brzuchy, wibrując w przypływie kolejnych szokujących
doznań.
Na Przenajświętszą Matkę Chrystusową,
gdybym tylko mógł się dotknąć!
- Nie.
– Odezwał się nagle, swym seks-głosem. – Nie pozwalam. – Złapał moje dłonie, kładąc nad głową. Mocno chwycił
za nadgarstki, wciskając w motelowe łóżko. W mroku, oświetlanym jedynie nocną
lampką, udało mi się dostrzec ciemne, prawie granatowe oczy Anioła.
- Ale… Cas, ja muszę... – Czułem go w
sobie. Był wielki. Twardy. – Ja zaraz… oszaleję!
-
To niesamowite. – Wyrzucił
biodra w przód. Kosmyki ciemnych włosów przykleiły się do czoła. – Jesteś niesamowity, Dean.
- Cas! – Wydarłem się, zdzierając
gardło. Mój krzyk był tak głośny, że z pewnością słyszeli go wszyscy mieszkańcy
tego motelu, z recepcjonistką na czele. – Mmm…
-
Dean!
* "Son of
bitch!" ~ Nie mogłam napisać tego po polsku! Brzmiałoby, tak nie Dean'owo.
;)
ottom:0L � a g @� hA� :.0001pt;text-align:
justify;text-justify:inter-ideograph;line-height:normal'>
…
~ Błagam pomocy! Niech ktoś powie mi,
jak mam to robić?, wrzeszczałem w
myślach. ~ Ale się wkopałem -_-
Wszystkie blizny zniknęły, pozostawiając za sobą
jedynie blade wspomnienie. Dean otworzył usta, nie mogąc ukryć podziwu.
Został tylko czerwony odcisk dłoni na lewym
ramieniu. Będący jedynym dowodem, na iż to właśnie Castiel uratował go z
piekielnych czeluści, dając kolejną szansę.
- Pocałuj mnie! – Rozkazał. – Pocałuj mocno! -
Frenetycznie chwycił za beżowy kołnierz, przyciskając się do wilgotnych ust.
Pewne już poczynania Casa sprawiły, że Dean’owi zmiękły kolana. Jęknął
przeciągle, nie ukrywając zażenowania.
Sięgnął ręką w kierunku swoich spodni, szybko rozpinając
zamek. – Dotknij mnie! – Szepnął oderwawszy wciąż spragnione wargi. - Proszę, błagam, natychmiast!
Płytki oddech walczył z szalejącym sercem.
Castiel wsunął palec za krawędź bielizny blondyna.
Nieco niepewnie złapał sztywnego członka, zaciskając na nim swe palce.
Winchester zawył, bez ostrzeżenia zrzucając z Anioła prochowiec i pomiętą
koszulę. Składał pocałunki na każdym milimetrze skóry. Kreślił tylko sobie
znane wzory, zapamiętale chłonąc ciepło i niebiańską rozkosz.
- Cas, szybciej… - wymruczał. – Rób to, co ja
robiłem tobie.
- Dobrze?
- Mhm, taa…
- Dean?
– Anioł wplótł palce we włosy mężczyzny, odchylając jego głowę do tyłu. – Chcę więcej, niż to.
Łowca posłał mu szeroki uśmiech i
chwycił za pośladki. Błękitnooki odpowiedział zdławionym jękiem, napinając
mięśnie. Schował głowę w zagłębieniu między szyją a obojczykiem mężczyzny,
językiem drażniąc mokrą o deszczu skórę.
- Tylko
nie tutaj.
- A gdzie…
Nie minęła chwila, gdy znaleźli się w
ciemnym pomieszczeniu, pachnącym mieszanką płynu do podłóg i taniego proszku do
prania.
- Gdzie jesteśmy?
- W
motelu, w Północnej Dakocie. – Anioł pstryknął palcami, zapalając niewielką
lampkę. Ciepłe światło przepełniło ciasny motelowy pokoik, nadając mu nieco
przyjaźniejszy charakter.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję,
że odpowiada ci miejsce, bo jak nie, to mogę nas przenieść gdzieś…
- Shh. – Podrapał się w tył głowy. –
Powiedz mi, czego dokładnie, chcesz, Cas? – Spytał niby niewinnie, jednak
zwierzęcy błysk w oku, nadal pytaniu nutkę drapieżności. – Czy tego, o czym
myślę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz