- Sam, kocham cię. Wiesz o tym, prawda?
- Tak. Ale… bardziej kochasz… Castiela.
– Brzmi, jakby z dziecięcym wyrzutem.
- Nie. – Zaprzecza. – Ty jesteś moim
bratem, moją rodziną, a on…
- To co innego, wiem.
Zielonooki spogląda w tył. Anioł całuje
go w usta. Mokro, długo, chcąc zaczerpnąć jak najwięcej. Wysuwa język, masując
podniebienie, dziąsła, zęby. Jego gardło znów opuszcza niekontrolowany krzyk
rozkoszy. Słodkie brzmienie, doprowadza blondyna do szaleństwa.
Jest im razem tak cholernie dobrze. Nie
trzeba powtarzać. Obydwoje wiedzą, co czują.
- Tak. Cas, to zupełnie co innego.
- Nie dekoncentruj się, Dean. – szepce
brunet. Jedną dłonią głaszcze Łowcę po plecach, drugą wplata we włosy. Ciało
mężczyzny drży. Reaguje na każdy, nawet najmniejszy gest Anioła. – Pamiętaj, że
musisz zadowolić swojego młodszego braciszka.
- Wiem, ale chcę…
- Czego?
- Ciebie. – mówi nieśmiało. W oczach
kryje się dzika żądza. Dean ledwo nad nią panuje. Jest niczym wulkan bliski
pieprzonej erozji! Każda komórka jego ciała zaczyna krążyć we własnym rytmie.
Wszystko pragnie dotyku, chwili uwagi. – Tak bardzo chcę mieć cię przy sobie,
Cas. – Do pełni zadowolenia brakuje mu tylko tego skrzydlatego dupka.
- Shh. – Przerywa. – Nic nie mów.
- Ja chcę… - Czuje na ustach anielskie
palce. Rozchyla wargi. Wysuwa koniuszek języka.
- Dobrze kombinujesz. – Na twarz
Skrzydlatego po raz kolejny wstępuje zadziorny uśmieszek. - Ssij. Będzie
nagroda.
Dean kiwa głową. Skupia się na tej
obscenicznej czynności, wiedząc co zaraz nastąpi. Czuje przyjemny dreszczyk.
Mięśnie spinają się w oczekiwaniu. Spogląda w dół, na drżącego brata. Brunet
wysuwa palce, chwytając Winchestera za pośladki. Wsuwa je w ciasne wnętrze.
Przez moment, delikatnie rozciąga zastygłe mięśnie.
- Ach!
- Dobrze, ci? – pyta, zginając palce.
Dotyka prostaty, zadając mężczyźnie bolesną dawkę przyjemności. Nachyla się, by
pocałować szyje, ramiona. Zlizuje drobne krople potu. – Wrzeszcz moje imię,
Dean. Głośno i perwersyjnie. – Wbija brutalnie, zaciska dłoń na biodrze
blondyna. Kontroluje każdy ruch.
- Tak! Castiel! Kurwa! – Przyśpiesza ruch
bioder. Brutalnie wbija się w leżącego pod nim brata. – Castiel! Sam!
- Cudownie, Dean. Jeszcze. – Anioł
chwyta sztywnego penisa. – Zaraz w ciebie wejdę. Zerżnę, tak mocno… - Niegdyś
łagodny głos, zmienia się w przesiąknięty erotyzmem półszept. – Głęboko.
- Tak, proszę! – Jęk, tak rozpaczliwy,
żałośnie niemęski. Twarz blondyna zalewa się czerwonym rumieńcem. On jednak nie
zważa na swoje słowa, gesty. Chce brać! Czuć! – Castiel!
- Dean! – wrzeszczy młodszy. Podnosi
się, opierając na łokciach. – Dean! Proszę! To boli!
- Spokojnie braciszku. – Głaszcze go po
karku. Czuje krople potu, spływające po ciepłej skórze. Bez opamiętania wsuwa w
ciasne, rozkosznie ciepłe wnętrze, nie zwracając uwagi na błagania brata.
- Tak bardzo boli! – krzyczy i klęka,
rozchylając nogi. – Błagam! Przestań!
- Zaraz przestanie, obiecuję.
Młodszy zaciska palce na prześcieradle.
Siła pchnięć powala go na poduszkę. Przymyka powieki, tłumiąc łzy. Na krótko.
Nie wytrzymuje dłużej, nie może znieść rozrywającego bólu. Jeszcze nigdy nie
czuł czegoś podobnego. Słone krople spływają po policzkach. Ma ochotę odepchnąć
brata, jak dalej od siebie. Zaczyna go nienawidzić.
To przez niego płacze, jak dziecko.
Przez niego, ciało przechodzi katusze.
- Nienawidzę cię! – krzyczy w myślach.
– Wyłaź ze mnie! Wyłaź natychmiast! – Czeka. Może zaraz przejdzie? Może ugodzi
go nagle! fala uniesienia i zapomni o towarzyszącym mu wcześniej dotkliwym
cierpieniu? Może nastąpi to już za moment? Teraz?
- Boli! – mamrocze w poduszkę. To trwa
tak długo. Czuje, jak powoli opada z sił.
- Sammy, kochanie.
Tak. To jego głos. Czuły, kojący głos
jego oprawcy. Co za ironia!
- Zaraz przestanie. – powtarza po raz
kolejny. - Rozluźnij się, słyszysz?
- Kłamiesz!
- Nie. – Nachyla się, by pocałować
młodszego w szyję. Językiem przesuwa po spoconej skórze. – Nie kłamię.
Sam czuje wstyd. Czuje się upokorzony,
wykorzystany. Jednak ogrom przyjemności, która nagle atakuje jego ciało,
niszczy to beznadziejne uczucie.
- Słyszysz? – Dean mruczy, zębami
pochwytując płatek ucha. – Jęczysz. Mmm…
Nadal cię boli?
- N-nie! - Zagryza wargę, czując
metaliczny smak krwi w ustach. Zaczyna kołysać biodrami, nabija na sztywnego
członka. - Dean, szybciej!
- Taak, dla ciebie wszystko braciszku.
– Szybkie, gwałtowne pchnięcie. – Och, Cas… czemu… - Odwraca głowę i spogląda w
błękitne oczy.
- Spokojnie, Dean. - Anioł obejmuje go,
przyciskając ciasno do siebie. - Dopiero się rozkręcam.
- Aghm!
Trzy ciała tworzą jedność. Każdy płynny
ruch bioder współgra, jęki mieszają się, krzyki otumaniają zdziczałe umysły.
- Och, Cassie! – krzyczy. Anioł kąsa go
w szyje. – Son of bitch!
- Ile razy mam powtarzać, byś przestał przeklinać?
- W nieskończoność. – warczy z
szyderczym uśmiechem. Daruje brunetowi mokry pocałunek. – Wiem, że lubisz gdy
bluźnię.
- Nieprawda.
- Nie kłam.– Uśmiecha się jeszcze
szerzej. - Znam cię.
- Dean! – odzywa się młodszy. Prostuje
ręce, wyginając ciało w łuk. Przechyla głowę w tył. – Ja już nie mogę! Ja
zaraz… - Jest tak blisko szczytu.
Starszy Winchester chwyta go za brodę i
przyciąga do długiego pocałunku. Kryje się w nim nutka niewytłumaczalnej
czułości i delikatności. Co dziwne, abstrakcyjnie wyróżnia się ona na tle
brutalnych pchnięć i krzyków. Pocałunek jest zupełnie inny. Sammy czuje wyraźną
różnice. Wolny ruch warg, dotyk języków. W tym przyjemnym geście Dean chowa
wszystkie emocje i uczucia, które żywi do młodszego brata. Nie chce mówić ich
wprost.
- Dean, ja… - Drży, chwilę potem jego
ciałem wstrząsa dziki spazm. Tryska białą spermą na prześcieradło i opada,
niczym szmaciana lalka. Krew pulsuje w żyłach.
- Sammy! – Blondyn szybko wychodzi z
ciepłego wnętrza. – Zaraz się spuszczę! Jeszcze tylko… - Chce złapać swojego
penisa, lecz Anioł odtrąca jego rękę. – Tak, Cas! Agmhm…
- Krzycz, Dean! - rozkazuje. Oplata
ciało Winchestera, jedną dłonią łapiąc sztywny członek, przyśpiesza. Potrzeba
tak niewiele.
- Kurwa! Cas!
Wystarczy kilka pchnięć, ruch dłoni.
- To jest kurewsko zajebiste! – krzyczy.
Białe krople spermy ściekają na plecy młodszego. – Tak, Cas! Spuść mi się do…
- Dean! – Anioł eksploduje. Ciało wije
się w dzikich konwulsjach. Oddech przyśpiesza, serce spazmatycznie uderza w
klatkę piersiową, odbijając się od mostka, żeber. Ciężkie, niczym mosiężne
wahadło. Pompuje krew do zamroczonego umysłu.
- Jak się czujesz, Sammy? – pyta,
nachylając się nad ciałem brata. Wysuwa język, poczym powoli zlizuje słoną
ciecz, co jakiś czas darując przelotny pocałunek.
- Dobrze. – mruczy. – To było cudowne,
Dean. Dziękuję. – Obraca się, kładąc na plecy.
- To ja dziękuję, Sam. – Spogląda w
kierunku Anioła. Ten uśmiecha się pod nosem - prawie nie zauważalnie i siada na
brzegu łóżka. – Idź pod prysznic.
- Tak. – Całuje blondyna przelotnie.
Wstaje i znika za drzwiami łazienki.
- Nie będzie pamiętał. – szepce brunet.
– Gdy skończy kąpiel, wróci jak gdyby nic i położy się spać.
- Perfekcyjnie.
- Dean, mam nadzieję, że wiesz…
- Hm? – Robi niewinną minę. Siada obok
swojego Stróża, darując mu pociągłe spojrzenie. – Masz ochotę na więcej?
- Dużo więcej. – Unosi dłoń,
przykładając do piegowatego czoła.
Epilog.
Sammy’s
POV:
Czułem się dziwnie nieswojo. Zakręciłem
dopływ wody sięgając po leżący nieopodal ręcznik. Podszedłem do zaparowanego
lustra. Zmyłem wilgotną parę, spoglądając w swoje odbicie. Twarz pokrytą miałem
czerwonym rumieńcem, ale to pewnie przez gorącą wodę.
Po chwili zwróciłem uwagę na bordowy
ślad na szyi.
- Co? Skąd się to wzięło, do cholery? –
spytałem sam siebie. – T-to jest malinka? Ale…
Spróbowałem sięgnąć pamięcią, czy ostatnio
nie udało mi się kogoś zaliczyć. Jednak najświeższym wspomnieniem, było konsumowanie
śniadania z jedzącym, niczym świnia bratem. Najświeższym i jedynym, jaki pamiętałem.
Dziwne i niepokojące.
Wzruszyłem ramionami, nieco niepewnie
otwierając drzwi. Powitał mnie intensywny zapach… seksu? Tak, seksu. Czułem tą
specyficzną nutkę. Zupełnie, jakby przed momentem ktoś uprawiał tu seks. Dean?
Oby nie! Jednak, co dziwniejsze w pokoju
nie było nikogo. W rogu paliła się niewielka lampka, rzucając blade światło na
moje łóżko. Było idealnie pościelone.
- Co ja robiłem, przez ten czas? – Nie
pamiętałem nic. Jakbym wpadł w czarną dziurę! – A Dean? Może on mi co nieco
rozjaśnij.
Chwyciłem telefon. Już chciałem
wykręcić numer brata, jednak coś nakazało mi tego nie robić. No tak.
Dean pewnie znów zaszył się gdzieś z
Castielem.
- Ohyda. – Zmarszczyłem brwi, szybko
wyrzucając z głowy obraz brata uprawiającego dziki, namiętny seks z tą
nadprzyrodzoną istotą. – Chryste!
Pozostało mi czekanie, na jego powrót.
Usiadłem na łóżko. Poczułem lekki ból w udach. Zignorowałem go, nie chcąc
zadręczać się nad wyrost.
- Wróci Dean i mi wszystko wyjaśni.
Wtedy nie byłem świadomy, nie
wiedziałem co zaszło. Póki, co tak pozostało do teraz.
Kiedy dowiem się prawdy?
KONIEC
Ale jesteś okrutna xd Biedny Sammy :(
OdpowiedzUsuń