Castiel’s
POV:
- Jeśli zaraz nie przestaniemy się całować, nie wiem czy będę w stanie się powstrzymać. – szepnął między pocałunkami. Jego niski, lekko zachrypnięty głos sprawił, że przez moje ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. Nie słyszałem nic, prócz przyjemnego brzmienia oplatającego moje zmysły. Słodki zapach jego perfum działał na mnie, niczym afrodyzjak.
Byliśmy tylko ja i on, wtuleni w swoje ramiona. Na ustach czułem soczyste pocałunki, za każdym razem odbierające mi dech w piersiach. Mógłbym przysiąc, że każdy był inny. Wpierw czuły, delikatny, po chwili zmieniający się w bardziej drapieżny, pewniejszy. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze. Serce nieustannie obijało mi żebra, a płuca wypluwały monstrualną dawkę powietrza. Dyszałem prosto w usta blondyna, zaciskając palce na jego ciele. W napięciu czekałem, na kolejne pieszczoty, nie mogąc wykrztusić z siebie choćby słowa.
Nastolatek spoglądał na mnie wyczekująco. Wygiąłem usta w speszonym uśmiechu, wpatrując się w zielone tęczówki.
- Powstrzymać? Przed czym? – spytałem niewinnie. Świadomość podsunęła mi różnorakie obrazy, które śmiało mogłem określić mianem sprośnych fantazji. Może niezupełnie sprośnych erotycznie, ale na swój sposób znacznie wybiegających poza rangę normalnych. Przełknąłem ślinę, nawilżając gardło. Moje dłonie, które nadal spoczywały na umięśnionych ramionach chłopaka, zaczęły drżeć, a palce mocniej zaciskać na szorstkim materiale kurtki. Zagryzłem wargę, czekając na odpowiedź.
- Przed zdarciem z ciebie ubrań.
Zdanie uderzyło mnie, niczym obuch gęstego dymu. Głowa wypełniała się jeszcze bardziej zawstydzającymi wizjami, do których nigdy bym się nie przyznał. Byłem w szoku, że mój nieco niedorozwinięty móżdżek był w stanie wykreować coś podobnego. Poruszyłem się niespokojnie, dostrzegając niebezpieczny błysk w oczach siedzącego Winchestera.
- Oh! – Odsunąłem się, chaotycznie wycierając twarz. Dyskretnie starłem krople potu, które spływały po skroniach i policzkach. Z głębi gardła poczułem zbliżającą się lawinę słów, których poprawność logiczna, czy stylistyczna pewnie pozostawiała wiele do życzenia. – Masz rację, przestańmy. Lepiej będzie, jak wyjdziemy już z tego ciasnego samochodu, odświeżymy się i pójdziemy wreszcie na te cudowne, zapierające dech w piersiach karuzele. – Zapiąłem kurtkę, nie zważając czy guziki są we właściwych miejscach. Sytuacja, która już dawano wymknęła się spod kontroli, teraz wzniosła się do poziomu skrajnie niebezpiecznej. Rozejrzałem się w poszukiwaniu szalika, chaotycznie kręcąc głową. – Widziałeś gdzieś mój szalik? Nie mogę go znaleźć… - spytałem po długim, bez efektownym poszukiwaniu.
- Na tylnym siedzeniu. – odpowiedział, kładąc nacisk na drugie słowo. Zaniemówiłem, nie wiedząc za bardzo, w jaki sposób mógłbym się teraz zachować.
- Tylnym? Co on tam robi? – Zaśmiałem się nerwowo. – Kto go tam rzucił? Ja? Kiedy? Przecież…
- Shh… – Przystojną twarz ozdobił szeroki uśmiech. – Znów się niepotrzebnie denerwujesz.
- To twoja wina! – jęknąłem, nie widząc w tym logiki. Blondyn wydawał się zaciekawiony. Uważnie obserwował każdy mój ruch, przez co chciałem walnąć go w tą śliczną buźkę! – Chcę już stąd wyjść. – Złapałem za klamkę, otwierając drzwi. – Proszę, musisz przestać się nade mną znęcać.
- Znęcać? – oburzył się wyraźnie zaskoczony. – To ty się nade mną pastwisz! – krzyknął.
- Jak niby? – Odwróciłem się, rzucając nieco rozkojarzone spojrzenie. – Ty przez cały czas mnie onieśmielasz. – Spazmatycznie drżące dłonie wcisnąłem między nogi. – Musisz wreszcie zrozumieć, jak na mnie działasz. Gdy mnie całujesz, albo dotykasz…
- Castiel. – wtrącił. Chwycił zaczerwienione policzki w obydwie dłonie, opuszkami palców gładząc ciepłą skórę. – To ty musisz zrozumieć, jak działa na mnie twoja obecność. Gdy jesteśmy tak blisko siebie, gdy pozwalasz mi na pocałunki… - Zbliżył twarz, muskając mój nos. – …zupełnie tracę głowę. Gdy pozwalasz mi, bym cię dotykał… - westchnął. – Nie masz pojęcia, co się ze mną dzieję! Nie mogę tego opanować, zatrzymać…
- Cz-czego? – Zagryzłem dolną wargę. Nasze oddechy mieszały się, otumaniając umysł. Powietrze wokół nas stało się cięższe, atmosfera dziwnie napięta. – Wstydzisz się mi to powiedzieć?
- T-trochę.
- Dean, nie musisz. To chyba nie jest takie złe, prawda?
- Czy złe jest pragnienie twojego głosu?
- N-nie. – wymruczałem, zaskoczony magią tych kilku słów. – Tylko zazwyczaj plotę takie głupoty, że nie warto mnie słuchać. – Machnąłem ręką, chichocząc. - Zaczynam gadać, jak najęty, nie mogąc się powstrzymać. To bardzo pokręcone, ale robie tak wyłącznie, gdy rozmawiam z tobą lub Balthazarem. Nie, żeby działał na mnie w ten sam sposób, co ty! Nie, nigdy w życiu! – pisnąłem, nieco za głośno. – Mam tak wyłącznie, gdy rozmawiamy o tobie. Tylko nie pomyśl teraz, że jesteś…
- Shh… - Przyłożył palec do moich ust. – Wiesz, że uwielbiam cię słuchać, prawda?
- Yhm.
- Jednak teraz ja pragnę coś powiedzieć.
- Dobrze. – Skinąłem głową. Że też miał do mnie cierpliwość. Balthy już dawno skopałby mi tyłek.
- Czy złe jest pragnienie twoich pocałunków? – zapytał po niedługiej chwili ciszy. Uśmiechnął się leciutko i nie czekając na odpowiedź, wpij się w moje wargi. – Czy złe jest pragnienie twojego dotyku? – Chwycił moją dłoń, kładąc na swoim piegowatym policzku.
- N-nie. Przecież wiesz, że czuje to samo.
- A czy złe jest pragnienie twojego ciała? – Uciekł wzrokiem. Jego twarz stała się nadzwyczaj czerwona, a oddech dziwnie płytki.
- M-mojego ciała? – Przełknąłem ślinę. – W j-jakim sensie ciała? Czego ty ode mnie chcesz?
- Super. Czuję się teraz jak jakiś zboczeniec. – Zwiesił głowę, wzdychając ciężko. – Ale to było głupie. Totalnie schrzaniłem. Przepraszam, nie powinienem mówić ci czegoś takiego. Jak mogłem? – zapytał sam siebie. - Jak najszybciej postaraj się o tym zapomnieć, dobrze? Zupełnie tego nie przemyślałem…
- Shh… - Wtrąciłem się. Ostrożnie przyłożyłem palce do jego spierzchniętych warg, przysuwając się bliżej. - Wiesz, że uwielbiam cię słuchać, prawda? – Uśmiechnąłem się, powtarzając nie tak dawne słowa Winchestera. - Jednak teraz ja pragnę coś powiedzieć.
***
Dean’s POV:
Jeszcze nigdy nie miałem ochoty skopać sobie zadka tak mocno, jak w tym momencie! Obecność Castiela naprawdę nieźle mieszała mi w łepetynie. Nie dosyć, że namówiłem go, by uciekł z lekcji, to jeszcze wygadywałem takie bzdury!
- Shh… - Poczułem dotyk jego przyjemnej skóry. Serce stanęło mi w piersi, gdy tylko zbliżył swoją twarz do mojej. – Wiesz, że uwielbiam cię słuchać, prawda? Jednak teraz ja pragnę coś powiedzieć. - W jego cudownie szafirowych oczach mogłem dostrzec tak wiele emocji. Zawstydzenie, niepewność, strach. Uniosłem dłoń, kładąc na jego kolanie. Podskoczył lekko, jednak nie odtrącił mnie. – Twój dotyk mi nie przeszkadza.
- Ale ja nie myślę o zwykłym dotyku. – wymruczałem, zanim zdążyłem się poważnie zastanowić nad konsekwencjami. – Kurde! Chodzi mi bardziej o taki czulszy dotyk. Wiesz taki… - Szybko począłem się tłumaczyć, nie chcąc jeszcze mocniej się pogrążać. – nieco bardziej intymny… Nie! To nie tak miało zabrzmieć! – jęknąłem pod nosem, przeklinając swoje narodziny.
- Chcesz mnie zobaczyć nago? – spytał niespodziewanie.
- J-ja… - Głośno przełknąłem ślinę, czując falę ciepła na policzkach. – N-nago? A-ale t-teraz? – klepnąłem się w czoło. – Nie oczywiście, że nie teraz!
- Dean.
- Wiesz, mam lepszy pomysł. – krzyknąłem. – Chodźmy już na te karuzelę, bo nie zdążymy przed zachodem słońca…
- Dochodzi jedenasta… - wtrącił drżącym głosem. Wyglądał na bardzo przestraszonego. Skrzyżował ręce na piesiach i powoli wyszedł z samochodu.
- Tak! Dokładnie. Dlatego może lepiej, jak już pójdziemy? Co o tym myślisz, fretko? – Podskoczyłem do niego, łapiąc za ramiona. Jeszcze przed momentem zaróżowione policzki, teraz stały się zupełnie białe. Chłopak zmarszczył brwi, siląc się na nikły uśmiech. – Ej, wszystko w porządku?
- T-tak, jak najbardziej. Chodźmy już.
- Ekstra.
Całą drogę szliśmy w krępującym milczeniu. Nie miałem odwagi odezwać się, jako pierwszy. Dyskretnie spojrzałem na bladego nastolatka, czując nieodpartą ochotę wtulenia się w jego drobne ciałko.
- Czy na pewno wszystko okey?
- Yhm… - odpowiedział, niezbyt przekonująco. Podszedł do stoiska z watą cukrową, zapewne szukając portfela. – Dzień dobry. – Ukłonił się, posyłając starszej kobiecie serdeczny uśmiech. – Największą, jaką robicie.
- 5$
- Momencik, nie mogę znaleźć…
- Proszę. – Podałem mu pieniądze, odbierając różową słodkość.
- Dz-dziękuję.
- Zjesz to wszystko sam?
- Tak. – burknął pod nosem.
- Dasz radę?
- W razie co, to mi pomożesz. – Uroczo zagryzł wargę. – Prawda?
- T-tak, oczywiście. – odchrząknąłem. – To gdzie idziemy najpierw? Szczerze, to jestem nakręcony na tego rollercostera! Na pewno będzie świetnie! Mówię ci, musimy na to pójść. Obiecuję, że nie pożałujesz! – krzyczałem podekscytowany. Castiel wzruszył ramionami, ignorując moją nieco irytującą egzaltację. –Więc? Masz coś przeciwko?
- J-ja…
Kiedy 7?!?!?!
OdpowiedzUsuńDziś!!!!!! :)
Usuń