Chciałabym ten rozdział w całości zadedykować Ance (tak tobie, Mrs. Winchester) - za to, że musiałaś tak długo czekać, aż w końcu zepnę tyłek i wyskrobię coś nowego. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu;) Enjoy!
Castiel’s
POV:
- Zjesz to wszystko sam? – spytał mnie, prezentując mi swój kolejny
diabelsko uroczy uśmiech.
- Tak.
- Dasz radę?
- W razie co, to mi pomożesz. – Zagryzłem wargę, skubiąc różową słodkość. Wata
cukrowa była jedną z tych rzeczy, którą uwielbiałem i nie mogłem bez niej
normalnie funkcjonować. Spojrzałem w zielone tęczówki, próbując grać pewnego
siebie. Czułem się, jak aktor na scenie odgrywający swoją rolę przed liczną publicznością.
Moją jedyną publicznością był Dean, przy którym nieustannie czułem pietra. –
Prawda?
- T-tak, oczywiście. – odchrząknął. – To gdzie idziemy najpierw? Szczerze, to
jestem nakręcony na tego rollercoaster’a! Na pewno będzie świetnie! Mówię ci,
musimy na to pójść. Obiecuję, że nie pożałujesz! – krzyczał podekscytowany.
Zupełnie nie rozumiałem, z czego wciąż cieszył się, jak pięcioletnie dziecko. –Więc?
Masz coś przeciwko?
- Chyba nie. - burknąłem, coraz mocniej odczuwając stres związany z
nieuniknioną jazdą na kolejce górskiej. Na samą myśl, że już niedługo wsiądę na
tą diaboliczną machinę, robiło mi się słabo. – Ale… – Przełknąłem głośno ślinę.
Na języku zastygła paniczna litania słów, których wolałem nie wymawiać.
Odetchnąłem, wpychając do buzi pokaźną ilość waty. Dean spoglądał na mnie z
lekkim szokiem, nie wiedząc, czy się do mnie przyłączyć. – Jeszli chcesz to
możemy iszcz. Tylko czy nie jeszt za żymno?
- Nie no coś ty! Nie widzisz, jak się
rozpromieniło? Zapowiadali dzisiaj gwałtowny skok temperatury. Ma być do 20oC!
- Szuper! – Przełknąłem resztę, nie
kryjąc niezadowolenia.
W tej części miasta nie było widać
żadnych oznak zimy. Śnieg stopniał już całkowicie, pozostawiając za sobą
jedynie mokre kałuże. Pogoda zmieniła się nieodpoznania! Wszystko było
przeciwko mnie – nawet sama Matka Natura! Czy ja naprawdę musiałem wchodzić na
tą kolejkę rodem z piekła? Musiałem!?
-
To jak? Gdzie najpierw? – spytał podniecony.
W zielonych oczach, w których bezwątpienia utonąłem, tliły się iskierki
dziecięcej radości. Piegowata twarz promieniowała wesoło sprawiając, że wyglądał
niczym mały chłopiec. Nie zastawiając nad tym, co robię (co niestety zdarzało
się coraz częściej!) uniosłem dłoń i przyłożyłem do jego policzka.
- Może… - Ciepło jego skóry przenikało
mnie. Nastolatek nachylił się, zbliżając swe usta do moich. Poczułem dotyk
delikatniejszy niż muśnięcie piórkiem. Nie zważając na ciekawskich gapiów,
pogłębiłem pieszczotę, czując jak ciało chłopaka spina się. – Przepraszam. –
wydukałem, mentalnie kopiąc się w zadek.
- Nie musisz. – Oblizał usta. – Jesteś
słodki. – Puścił mi oczko, wplatając palce we włosy. – Jesteś moją rozkoszną fretką
- Tak.
- Mógłbym stać tu i całować się z tobą
całymi dniami, ale proszę nie przedłużajmy tego. Gdzie idziemy?
Nie chciał dać za wygraną!
- Na tego rogallcostera? – wyjąkałem w
końcu. Widziałem, jak bardzo mu na tym zależało, więc postanowiłem odłożyć na
bok tchórzostwo i zachować się normalnie. Nastolatek wyszczerzył zęby nie
kryjąc radości.
- Rollercoaster’a, skarbie. – poprawił mnie,
cicho chichocząc. Szybko podbiegł do kasy, zamawiając dwa bilety.
Czekałem, wolno skubiąc resztki różowej
waty. Z daleka słyszałem przeraźliwe krzyki, przez które w mojej głowie zaczęły
pojawiać się różnorakie wizje. Przerażające obrazy mojej śmierci, z którą
przyjdzie mi się dziś spotkać. Rozejrzałem się, czując przypływ paniki. W
ostateczności znalazłem w sobie opary bohaterstwa, nie chcąc wychodzić na
mięczaka. Wyrzuciłem drewniany patyczek, rozpinając kurtkę.
- Mam! – Uniósł dwa kupony, machając mi
przed nosem. – O zjadłeś już! To dobrze, bo za dziesięć minut ruszamy.
- S-super.
- Chyba nie będzie ci po niej
niedobrze, nie?
- Nie-e.
- To ekstra!
- Tak! Hurra! – Mój entuzjazm był
szalenie udawany.
***
- Możemy już wracać? – szepnąłem
nieśmiało w stronę Winchestera. Chłopak stał krok przede mną z zafascynowaniem
przyglądając się ogromnej, kolorowej karuzeli. Osobiście wolałem nie mieć z nią
nic do czynienia. Przełknąłem głośno ślinę, gdy tylko usłyszałem głośne wrzaski
dzieci. Mój przeklęty żołądek wrzeszczał o pomoc, odkąd zsiedliśmy (i jakimś
cudem – przeżyliśmy!) z rollercoaster’a, od dziś będącego moim koszmarem numer
jeden.
Jeszcze nigdy w życiu nie bałem się tak
mocno. Konwulsyjnie zaciskałem palce na metalowej obręczy, nieustannie modląc
się do Szefa o pomoc. Zerkałem na roześmianego do łez blondyna, chcąc zrozumieć
jego radość w obliczu czegoś tak niebezpiecznego. Musiał być psychopatą! Moim
psychopatą, którego obecność wcale nie podnosiła mnie na duchu. Pomimo, iż
trzymał mnie za rękę. Pomimo, że szeptał – właściwie krzyczał – mi słowa otuchy
do ucha. Czułem się przy nim, jak mięczak. Cały czas powstrzymywałem łzy, byle
tylko nie zrobić z siebie pośmiewiska.
- D-Dean? – Zerknąłem na zegarek.
Dochodziła dwunasta. – Chyba musimy już wracać. – Ostrożnie chwyciłem za rękaw
skórzanej kurtki, zaciskając na niej swe palce.
- Mówiłeś coś fretko? – spytał. Blask
jego pięknych zielonych oczu, wydawał mi się mocniejszy niż zwykle. Choć pewnie
był to kolejny twór mojej niezrównoważonej psychiki. Otworzyłem szeroko usta,
nie mogąc wydusić z siebie choćby słowa. – Fretko? Wszystko w porządku? – Zerknął
w stronę mojej dłoni, nadal spoczywającej na jego nadgarstku. Odruchowo
zacisnąłem palce mocniej i zrobiłem mały krok w przód. Dean wyprostował się,
nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Oblizał wargi, biorąc głęboki wdech. –
Castiel, słuchaj… Boże, jakie ty masz piękne imię. – wyjąkał. – Kurczę,
zachowuję się, jak głupek. Słuchaj, mam
pewien pomysł. Znaczy, chciałbym cię o coś spytać. – Podrapał się w tył głowy.
– Cz-czy chciałbyś wpaść do mnie? Do domu? T-teraz?
Tego nie było w planach. Spanikowany
puściłem jego rękę, cofając się kilka kroków. Szybko opuściłem głowę, próbując
ukryć zażenowanie w jakie mnie wpakował.
- Przestraszyłem cię, tak? Boisz się mnie?
- N-nie! No coś ty! – zaprzeczyłem
gorączkowo, wymachując rękoma na wszystkie strony. – J-ja tylko…
- Przepraszam, nie powinienem pytać.
Zapomnij o tym. – rzucił obojętnie. Spojrzał na mnie z nieodgadniętym wyrazem
twarzy, po czym odwrócił się w przeciwnym kierunku. – Chodźmy już do samochodu.
Odwiozę cię do domu.
- Ale ja jestem głupi! – wymruczałem
pod nosem. Szybko klepnąłem się w czoło, lecz odrobinę za mocno, niż było to
konieczne. – Teraz wyjdziesz na jakiegoś tchórza! – Wyjąłem telefon i wybrałem
numer do Balthazara. Musiałem z kimś pogadać i to w trybie natychmiastowym. –
D-Dean?
- Tak?
- Muszę zadzwonić. I-idź już do
samochodu, ja cię dogonię za chwilę.
- Ale nie uciekniesz mi? – Lekki grymas,
który mógł być uśmiechem spełzł mu z twarzy.
- N-nie. Oczywiście, że nie. –
odpowiedziałem. Z pewnością znów przypominałem marmurową cegłę. Policzki paliły
mnie żywym płomieniem, nie wspominając już od spazmatycznie bijącym sercu.
- Zatem czekam w samochodzie. –
Podszedł do mnie i pocałował w czubek nosa. Ten drobny gest, prawie nie wyrwał
mi serca z piersi. Otworzyłem usta, wpatrując się w jego zielone oczy.
„Pocałuj mnie jeszcze raz”, pomyślałem.
Chwyciłem blondyna za rękaw kurtki, nie pozwalając mu odejść.
- Pocałujesz mnie jeszcze raz?
- Co?
- Pytałem, czy… - Wyszczerzyłem szeroko
oczy. Uderzył mnie obuch gorącego powietrza. – Ty kre…
- Shh, fretko. – wyszeptał,
przykładając mi palec do ust. – Wiesz, że nie musisz mnie prosić. – Oblizał
usta. – Wystarczy tylko…
Szybko przymknąłem powieki, czując na
sobie ciężar zielonych tęczówek. Nie byłem pewien, co było gorsze – moje głupie
zachowanie, czy nieustanne uczucie zażenowania. Wiedziałem jedynie, że w
obecności Dean’a Winchestera nie byłem umysłowo-zdrowym nastolatkiem.
- Cas?
Podkochiwałem się w nim już od
podstawówki. Zachwycał mnie swoim poczuciem humoru, cudownym uśmiechem i
zielonymi oczami, w które mogłem się wpatrywać całymi godzinami. Nie zwracałem
uwagi na nikogo innego. Balthazar wielokrotnie powtarzał mi, że nie mam u
Winchestera żadnych szans. Mówił, że mam sobie znaleźć kogoś innego, jeśli nie
chcę być samotny. Nigdy nie chciałem go słuchać, bo wierzyłem, iż w końcu
przyjdzie taki dzień, że ja i Dean będziemy razem.
- Cas?!
Teraz, gdy patrzę w przeszłość – nie
mogę uwierzyć. Jak to się stało, że stałem w objęciach chłopaka, którego
kochałem całym swoim sercem?
- CAS!?
- Słucham? – Otworzyłem oczy.
- Odpłynąłeś na jakieś kilka minut.
Wszystko w porządku?
- Nie. To znaczy tak. Jeden telefon.
Poczekaj na mnie.
- A pocałunek?
- Oh. – Zbliżyłem się do niego i
pocałowałem w kącik ust. – Może być?
- To ty mnie błagałeś, żebym cię
jeszcze raz..
- Wcale nie błagałem!
- Ależ błagałeś. Miałem wrażenie, że
zaraz zaczniesz płakać.
- Nieprawda!
- No żartuję, przecież. Dzwoń już, ja
poczekam w Impali. – Napiął mięśnie, prostując się dumnie. – W mojej czarnej
dziecince. – Klepnął się w pierś.
- A to nie jest przypadkiem samochód
twojego taty?
- T-to ja idę. – Opuścił nisko głowę,
mamrocząc coś z niezadowoleniem.
Dean’s
POV:
Skąd do diabła wiedział, że samochód
nie jest mój!? Poczułem się, jak totalny kretyn. Na dodatek coś mi odbiło i
zaprosiłem go do domu! Byłem ciekawy, co sobie o mnie pomyślał.
Na domiar złego, idąc w stronę
chevroleta, zastanawiałem się, jak wytłumaczę się z tego wszystkiego Sammy’emu.
Fakt, że uciekłem ze szkoły raczej go nie zdziwi. Jedynie jeden maluteńki
szczególik – fakt, że zwiałem z chłopakiem do parku rozrywki. Z chłopakiem, z
którym namiętnie całowałem się w samochodzie mojego taty!
Jak miałem powiedzieć o tym młodszemu
bratu? Od godziny bombardował mnie sms’ami, których kompletnie nie rozumiałem.
Obawiałem się, że Ash znów napaplał mu jakiś bzdur. Mój tak zwany „best friend
forever”, na którego rzekomo zawsze mogłem liczyć. Często zadawałem sobie
pytanie: czemu do diaska, wciąż przyjaźnię się z tym obibokiem? Widziałem dwa
rozsądne wytłumaczenia:
1. Ash potrafił liczyć lepiej ode mnie i
dzięki temu mogłem polegać na nim na klasówkach z matmy.
2. Ash…
Taaak. Jak się okazało, naukowa pomoc
na sprawdzianach to był jedyny racjonalny powód, dla którego jeszcze trwałem w
tej dziwacznej przyjaźni.
Wyjąłem kluczyki, znów słysząc dźwięk
nadchodzącej wiadomości.
- Naprawdę!? – jęknąłem. – Później
wszystkie nadrobię. – Wsiadłem do środka, przeszukując w stercie starych kaset –
tak „tych” kaset. Tak magnetofonowych kaset! Ludzie! Nie można mi?! W każdym
razie, szukałem romantycznego kawałka w rockowym klimacie. Musiałem pokazać
mojej fretce, że też mam duszę romantyka.
Przygotowałem piosenkę i czekałem na
powrót mojej – wciąż nie mogłem w to uwierzyć – mojej fretki! Zerknąłem za
okno, gdy przyszła kolejna wiadomość. Zbulwersowany wyjąłem telefon, by
sprawdzić na co tym razem wpadł mój kochany braciszek. Ku mojemu zdziwieniu
sms, wcale nie był od niego, tylko od 758963236. Przeczytałem krótką treść,
przełykając głośno ślinę. Szybko odłożyłem telefon na bok, biorąc głęboki,
uspokajający oddech. Jeśli Castiel zadawał się z nadawcą tej przerażającej
wiadomości, to chyba powinienem już nigdy nie myśleć o półnagim, zawstydzonym…
Stop! Jeszcze nie było dobranocki, a ja
już zaczynałem świntuszyć. Pacnąłem się w oba policzki, wyrzucając z głowy
wszystkie „dorosłe” myśli. Wszystkie, które w jakiś sposób mogły przyćmić
trzeźwe rozumowanie i klarowną ocenę sytuacji.
- Odpisać mu, czy nie? – Spytałem sam
siebie. Zastanowiłem się przez chwilę, powracając do głośnego monologu. – Jak tego
nie zrobię to pomyśli, że się przestraszyłem, a przecież… Dobra, może i jest w
tym jedno ziarenko prawdy, choć może dwa bądź trzy, lecz to nie prowadzi do...
Dean! Zmiana tematu! – Otrząsnąłem się, próbując poskładać chaotyczne myśli w
jednolitą całość. – Boisz się go i musisz się do tego przyznać. – Drżącymi
palcami wystukałem treściwą odpowiedz, w napięciu czekając na kolejnego sms’a.
- Stało się coś?
- Ale mnie przestraszyłeś! –
Podskoczyłem na fotelu. – N-Nie, nic się nie stało. Wracajmy już do domu. –
Widząc spłoszone błękitne oczy błądzące po mojej twarzy, odchrząknąłem szybko,
chcąc się poprawić. Chłopak pokiwał głową, posyłając w moją stronę słodki
uśmiech.
- N-Nadal chcesz mnie zaprosić do
siebie? – spytał, obgryzając skórki przy paznokciach. – Bo wiesz, ja chyba nie
mam nic przeciwko, gdybyś chciał oczywiście. – Podniósł obydwie ręce, po czym
szybo schował je między kolanami. – Kurczę, chyba mi niedobrze.
- Zaraz będzie lepiej. – Objąłem go
ramieniem, przytulając mocno. Chłopak odetchnął, kładąc mi głowę na ramieniu. –
Fretko? Będzie przeszkadzać ci muzyka?
- N-nie. – wymruczał cichutko. Szybko
włączyłem wcześniej znalezioną piosenkę, próbując rozszyfrować emocje chowające
się na zarumienionej twarzy nastolatka. W jego szafirowych oczach kryło się
zawstydzenie i radość. Byłem pewien, że jest mu przy mnie dobrze. Na ustach
wisiał delikatny uśmiech. – Castiel. – Tak. Uwielbiałem jego imię. Nie podobała
mi się skrócona wersja, której zwykli używać jego znajomi. Castiel brzmiało
oryginalnie i pięknie.
- S-słucham?
- Masz ochotę na coś więcej? –
wypaliłem, nie zdając sobie sprawy, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć.
- Więcej? – Podniósł się lekko,
odchrząkując. – Co masz na myśli?
- Ja tylko… Czy miałbyś ochotę na inną
piosenkę? Tego zespołu, co teraz leci. Czy masz ochotę na więcej ich kawałków? –
Wypaliłem bezsensu. Włożyłem kolejną kasetę, nie czekając na odpowiedź. Chłopak
odsunął się ode mnie, zapinając pasy.
Wszystko schrzaniłem. Teraz się mnie
bał! Świetnie, po prostu świetnie. Lepiej być nie mogło!
- Możesz mnie odwieźć do domu?
- Co? Przecież mówiłeś…
- Wiem, co mówiłem, ale mam ochotę
wrócić teraz do siebie. Przepraszam. – Odwrócił wzrok w stronę szyby, nie
odzywając się już ani słowem. Poczułem się, jak kretyn!
- Powiedziałem coś nie tak, prawda?
Przez to boisz się jechać do mnie?
***
Sammy ze zniecierpliwieniem spoglądał
na wiszący na ścianie zegar. Jeszcze kwadrans i będzie mógł wreszcie wrócić do
domu. Musiał, jak najszybciej spotkać się z Dean’em i wyjaśnić tą całą gejowską
aferę. Choć na początku nie chciał uwierzyć, teraz wszystko nabierało głębszego
sensu.
Dean jeszcze nigdy nie był w poważnym
związku. Jeszcze nigdy nie miał dziewczyny. Pomijając oczywiście fakt, że z kilkoma
cheerleaderkami – w akcie czystej dobroduszności - poszedł w ślinkę, po
wygranym meczu. Młodszy Winchester analizował wszystkie szczegóły z
przeszłości, na które nigdy nie zwracał uwagi.
- Dean jest gejem. – wymruczał pod
nosem, marszcząc brwi. Prychnął, odwracając się stronę siedzącej obok
dziewczyny. Meg spojrzała na niego zdziwiona.
- Mówiłeś coś?
- Dean jest gejem.
- Co? Kto jest gejem? – Złapała nastolatka
za ramię.
- Dean! – Uśmiechnął się szeroko. –
Wiedziałem, że ten skubaniec coś przede mną ukrywa.
- Co? Jak to jest gejem? Skąd to wiesz?
Nastolatek szybko streścił dziewczynie
swoje przemyślenia. Choć miała wątpliwości, przyznała mu rację.
No ładnie :D
OdpowiedzUsuńMimo wielu sytuacji, w których chłopcy są zakłopotani, nadal było fluffiaśnie.
Chcę znać treść wiadomości, która przyszła do Deana! ;p
Pisz szybko i ładnie, bo wszyscy chcemy więcej :)
~ na pewno nie wiesz kto ;p
Hehe, oczywiście, że wiem xd Dziękuję bardzo i postaram się pisać szybciej, no! Ale mam tyle na głowię!
UsuńZabawne, że pominęłaś w odpowiedzi sms do Deana ;p
UsuńOh dziękuję za dedykację...
OdpowiedzUsuńWłaśnie...sms do Deana. I tak bardzo Cię nienawidzę znów bo narobiłaś mi nadziei, ze Cas znajdzie tą różową szczoteczkę do zębów. Pomijam fakt, że czekam wciąż na Charlie.
Mam nadzieję, że VIII bez problemu pojawi się w przyszłym tygodniu
A i gdyby Dean mógł mówić fretko z wielkiej litery...bo to wygląda jakby miał go głęboko w swoim pięknym tyłku (wiem jak to zabrzmiało :D )
OdpowiedzUsuńWięc proszę jeśli to możliwe zamiast freto - Fretko
Ależ oczywiście!;) Postaram się nanieść poprawki z najbliższym czasie;p I w sumie, masz rację... Fretka, musi być z dużej. Dziękuję.
UsuńCo do sms'a - wszystko się wyjaśni - spokojnie. Już przeprowadziłam burzliwą dyskusję z RU na ten temat xD A co do tej różowej szczoteczki - hehe - pojawi się, pojawi! xD
Oh, a co do Charlie - szykuję malutką niespodziankę ^_^
Skoro burzliwa rozmowa z RU na ten temat się odbyła to jestem spokojna.
UsuńCzekam więc niecierpliwie do następnej niedzieli :)
I aż boję się pomyśleć co przygotowałaś dla naszej kochanej Charlie :P
Ty to ciągle trzymasz w zanadrzu jakieś niespodzianki :P
OdpowiedzUsuńCzy numer nadawcy smsa jest prawdziwy?? :D Czekam aż się wszystko wyjaśni!
Poza tym wyjątkowo tym razem bardziej podobała mi się część Deana. Nie to że Casowi czegoś brakuje, no ale... ;)
Achhh i padłam przy stwierdzeniach: "poszedł w ślinkę" i "Jeszcze nie było dobranocki, a ja już zaczynałem świntuszyć." :D Po prostu piękne!
Alys27
No wiem, no! Taka moja natura;) Dziękuję ślicznie za tak miłe słowa!;* Może w przyszłym rozdziale się coś wyjaśni, ale nie obiecuję, że wszystko^^
Usuń