niedziela, 9 czerwca 2013

Clumsy ferret - część 7

Chciałabym ten rozdział w całości zadedykować Ance (tak tobie, Mrs. Winchester) - za to, że musiałaś tak długo czekać, aż w końcu zepnę tyłek i wyskrobię coś nowego. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu;) Enjoy!


Castiel’s POV:


- Zjesz to wszystko sam? – spytał mnie, prezentując mi swój kolejny diabelsko uroczy uśmiech. 
- Tak.

- Dasz radę?
- W razie co, to mi pomożesz. – Zagryzłem wargę, skubiąc różową słodkość. Wata cukrowa była jedną z tych rzeczy, którą uwielbiałem i nie mogłem bez niej normalnie funkcjonować. Spojrzałem w zielone tęczówki, próbując grać pewnego siebie. Czułem się, jak aktor na scenie odgrywający swoją rolę przed liczną publicznością. Moją jedyną publicznością był Dean, przy którym nieustannie czułem pietra. – Prawda? 
- T-tak, oczywiście. – odchrząknął. – To gdzie idziemy najpierw? Szczerze, to jestem nakręcony na tego rollercoaster’a! Na pewno będzie świetnie! Mówię ci, musimy na to pójść. Obiecuję, że nie pożałujesz! – krzyczał podekscytowany. Zupełnie nie rozumiałem, z czego wciąż cieszył się, jak pięcioletnie dziecko. –Więc? Masz coś przeciwko?
- Chyba nie. - burknąłem, coraz mocniej odczuwając stres związany z nieuniknioną jazdą na kolejce górskiej. Na samą myśl, że już niedługo wsiądę na tą diaboliczną machinę, robiło mi się słabo. – Ale… – Przełknąłem głośno ślinę. Na języku zastygła paniczna litania słów, których wolałem nie wymawiać. Odetchnąłem, wpychając do buzi pokaźną ilość waty. Dean spoglądał na mnie z lekkim szokiem, nie wiedząc, czy się do mnie przyłączyć. – Jeszli chcesz to możemy iszcz. Tylko czy nie jeszt za żymno?
- Nie no coś ty! Nie widzisz, jak się rozpromieniło? Zapowiadali dzisiaj gwałtowny skok temperatury. Ma być do 20oC!
- Szuper! – Przełknąłem resztę, nie kryjąc niezadowolenia.   

W tej części miasta nie było widać żadnych oznak zimy. Śnieg stopniał już całkowicie, pozostawiając za sobą jedynie mokre kałuże. Pogoda zmieniła się nieodpoznania! Wszystko było przeciwko mnie – nawet sama Matka Natura! Czy ja naprawdę musiałem wchodzić na tą kolejkę rodem z piekła? Musiałem!?

- To jak? Gdzie najpierw? – spytał podniecony. W zielonych oczach, w których bezwątpienia utonąłem, tliły się iskierki dziecięcej radości. Piegowata twarz promieniowała wesoło sprawiając, że wyglądał niczym mały chłopiec. Nie zastawiając nad tym, co robię (co niestety zdarzało się coraz częściej!) uniosłem dłoń i przyłożyłem do jego policzka.
- Może… - Ciepło jego skóry przenikało mnie. Nastolatek nachylił się, zbliżając swe usta do moich. Poczułem dotyk delikatniejszy niż muśnięcie piórkiem. Nie zważając na ciekawskich gapiów, pogłębiłem pieszczotę, czując jak ciało chłopaka spina się. – Przepraszam. – wydukałem, mentalnie kopiąc się w zadek.
- Nie musisz. – Oblizał usta. – Jesteś słodki. – Puścił mi oczko, wplatając palce we włosy. – Jesteś moją rozkoszną fretką
- Tak.
- Mógłbym stać tu i całować się z tobą całymi dniami, ale proszę nie przedłużajmy tego. Gdzie idziemy?


Nie chciał dać za wygraną!

- Na tego rogallcostera? – wyjąkałem w końcu. Widziałem, jak bardzo mu na tym zależało, więc postanowiłem odłożyć na bok tchórzostwo i zachować się normalnie. Nastolatek wyszczerzył zęby nie kryjąc radości.
- Rollercoaster’a, skarbie. – poprawił mnie, cicho chichocząc. Szybko podbiegł do kasy, zamawiając dwa bilety.

Czekałem, wolno skubiąc resztki różowej waty. Z daleka słyszałem przeraźliwe krzyki, przez które w mojej głowie zaczęły pojawiać się różnorakie wizje. Przerażające obrazy mojej śmierci, z którą przyjdzie mi się dziś spotkać. Rozejrzałem się, czując przypływ paniki. W ostateczności znalazłem w sobie opary bohaterstwa, nie chcąc wychodzić na mięczaka. Wyrzuciłem drewniany patyczek, rozpinając kurtkę.

- Mam! – Uniósł dwa kupony, machając mi przed nosem. – O zjadłeś już! To dobrze, bo za dziesięć minut ruszamy.
- S-super.
- Chyba nie będzie ci po niej niedobrze, nie?
- Nie-e.
- To ekstra!
- Tak! Hurra! – Mój entuzjazm był szalenie udawany.

***

- Możemy już wracać? – szepnąłem nieśmiało w stronę Winchestera. Chłopak stał krok przede mną z zafascynowaniem przyglądając się ogromnej, kolorowej karuzeli. Osobiście wolałem nie mieć z nią nic do czynienia. Przełknąłem głośno ślinę, gdy tylko usłyszałem głośne wrzaski dzieci. Mój przeklęty żołądek wrzeszczał o pomoc, odkąd zsiedliśmy (i jakimś cudem – przeżyliśmy!) z rollercoaster’a, od dziś będącego moim koszmarem numer jeden.

Jeszcze nigdy w życiu nie bałem się tak mocno. Konwulsyjnie zaciskałem palce na metalowej obręczy, nieustannie modląc się do Szefa o pomoc. Zerkałem na roześmianego do łez blondyna, chcąc zrozumieć jego radość w obliczu czegoś tak niebezpiecznego. Musiał być psychopatą! Moim psychopatą, którego obecność wcale nie podnosiła mnie na duchu. Pomimo, iż trzymał mnie za rękę. Pomimo, że szeptał – właściwie krzyczał – mi słowa otuchy do ucha. Czułem się przy nim, jak mięczak. Cały czas powstrzymywałem łzy, byle tylko nie zrobić z siebie pośmiewiska.

- D-Dean? – Zerknąłem na zegarek. Dochodziła dwunasta. – Chyba musimy już wracać. – Ostrożnie chwyciłem za rękaw skórzanej kurtki, zaciskając na niej swe palce.
- Mówiłeś coś fretko? – spytał. Blask jego pięknych zielonych oczu, wydawał mi się mocniejszy niż zwykle. Choć pewnie był to kolejny twór mojej niezrównoważonej psychiki. Otworzyłem szeroko usta, nie mogąc wydusić z siebie choćby słowa. – Fretko? Wszystko w porządku? – Zerknął w stronę mojej dłoni, nadal spoczywającej na jego nadgarstku. Odruchowo zacisnąłem palce mocniej i zrobiłem mały krok w przód. Dean wyprostował się, nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Oblizał wargi, biorąc głęboki wdech. – Castiel, słuchaj… Boże, jakie ty masz piękne imię. – wyjąkał. – Kurczę, zachowuję się, jak głupek.  Słuchaj, mam pewien pomysł. Znaczy, chciałbym cię o coś spytać. – Podrapał się w tył głowy. – Cz-czy chciałbyś wpaść do mnie? Do domu? T-teraz?

Tego nie było w planach. Spanikowany puściłem jego rękę, cofając się kilka kroków. Szybko opuściłem głowę, próbując ukryć zażenowanie w jakie mnie wpakował.

- Przestraszyłem  cię, tak? Boisz się mnie?
- N-nie! No coś ty! – zaprzeczyłem gorączkowo, wymachując rękoma na wszystkie strony. – J-ja tylko…
- Przepraszam, nie powinienem pytać. Zapomnij o tym. – rzucił obojętnie. Spojrzał na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się w przeciwnym kierunku. – Chodźmy już do samochodu. Odwiozę cię do domu.
- Ale ja jestem głupi! – wymruczałem pod nosem. Szybko klepnąłem się w czoło, lecz odrobinę za mocno, niż było to konieczne. – Teraz wyjdziesz na jakiegoś tchórza! – Wyjąłem telefon i wybrałem numer do Balthazara. Musiałem z kimś pogadać i to w trybie natychmiastowym. – D-Dean?
- Tak?
- Muszę zadzwonić. I-idź już do samochodu, ja cię dogonię za chwilę.
- Ale nie uciekniesz mi? – Lekki grymas, który mógł być uśmiechem spełzł mu z twarzy.
- N-nie. Oczywiście, że nie. – odpowiedziałem. Z pewnością znów przypominałem marmurową cegłę. Policzki paliły mnie żywym płomieniem, nie wspominając już od spazmatycznie bijącym sercu.
- Zatem czekam w samochodzie. – Podszedł do mnie i pocałował w czubek nosa. Ten drobny gest, prawie nie wyrwał mi serca z piersi. Otworzyłem usta, wpatrując się w jego zielone oczy.

„Pocałuj mnie jeszcze raz”, pomyślałem. Chwyciłem blondyna za rękaw kurtki, nie pozwalając mu odejść.

- Pocałujesz mnie jeszcze raz?
- Co?
- Pytałem, czy… - Wyszczerzyłem szeroko oczy. Uderzył mnie obuch gorącego powietrza. – Ty kre…
- Shh, fretko. – wyszeptał, przykładając mi palec do ust. – Wiesz, że nie musisz mnie prosić. – Oblizał usta. – Wystarczy tylko…

Szybko przymknąłem powieki, czując na sobie ciężar zielonych tęczówek. Nie byłem pewien, co było gorsze – moje głupie zachowanie, czy nieustanne uczucie zażenowania. Wiedziałem jedynie, że w obecności Dean’a Winchestera nie byłem umysłowo-zdrowym nastolatkiem.

- Cas?

Podkochiwałem się w nim już od podstawówki. Zachwycał mnie swoim poczuciem humoru, cudownym uśmiechem i zielonymi oczami, w które mogłem się wpatrywać całymi godzinami. Nie zwracałem uwagi na nikogo innego. Balthazar wielokrotnie powtarzał mi, że nie mam u Winchestera żadnych szans. Mówił, że mam sobie znaleźć kogoś innego, jeśli nie chcę być samotny. Nigdy nie chciałem go słuchać, bo wierzyłem, iż w końcu przyjdzie taki dzień, że ja i Dean będziemy razem.

- Cas?!

Teraz, gdy patrzę w przeszłość – nie mogę uwierzyć. Jak to się stało, że stałem w objęciach chłopaka, którego kochałem całym swoim sercem?

- CAS!?
- Słucham? – Otworzyłem oczy.
- Odpłynąłeś na jakieś kilka minut. Wszystko w porządku?
- Nie. To znaczy tak. Jeden telefon. Poczekaj na mnie.
- A pocałunek?
- Oh. – Zbliżyłem się do niego i pocałowałem w kącik ust. – Może być?
- To ty mnie błagałeś, żebym cię jeszcze raz..
- Wcale nie błagałem!
- Ależ błagałeś. Miałem wrażenie, że zaraz zaczniesz płakać.
- Nieprawda!
- No żartuję, przecież. Dzwoń już, ja poczekam w Impali. – Napiął mięśnie, prostując się dumnie. – W mojej czarnej dziecince. – Klepnął się w pierś.
- A to nie jest przypadkiem samochód twojego taty?
- T-to ja idę. – Opuścił nisko głowę, mamrocząc coś z niezadowoleniem.



Dean’s POV:

Skąd do diabła wiedział, że samochód nie jest mój!? Poczułem się, jak totalny kretyn. Na dodatek coś mi odbiło i zaprosiłem go do domu! Byłem ciekawy, co sobie o mnie pomyślał.

Na domiar złego, idąc w stronę chevroleta, zastanawiałem się, jak wytłumaczę się z tego wszystkiego Sammy’emu. Fakt, że uciekłem ze szkoły raczej go nie zdziwi. Jedynie jeden maluteńki szczególik – fakt, że zwiałem z chłopakiem do parku rozrywki. Z chłopakiem, z którym namiętnie całowałem się w samochodzie mojego taty!

Jak miałem powiedzieć o tym młodszemu bratu? Od godziny bombardował mnie sms’ami, których kompletnie nie rozumiałem. Obawiałem się, że Ash znów napaplał mu jakiś bzdur. Mój tak zwany „best friend forever”, na którego rzekomo zawsze mogłem liczyć. Często zadawałem sobie pytanie: czemu do diaska, wciąż przyjaźnię się z tym obibokiem? Widziałem dwa rozsądne wytłumaczenia:

1. Ash potrafił liczyć lepiej ode mnie i dzięki temu mogłem polegać na nim na klasówkach z matmy.
2. Ash…

Taaak. Jak się okazało, naukowa pomoc na sprawdzianach to był jedyny racjonalny powód, dla którego jeszcze trwałem w tej dziwacznej przyjaźni.

Wyjąłem kluczyki, znów słysząc dźwięk nadchodzącej wiadomości.

- Naprawdę!? – jęknąłem. – Później wszystkie nadrobię. – Wsiadłem do środka, przeszukując w stercie starych kaset – tak „tych” kaset. Tak magnetofonowych kaset! Ludzie! Nie można mi?! W każdym razie, szukałem romantycznego kawałka w rockowym klimacie. Musiałem pokazać mojej fretce, że też mam duszę romantyka.

Przygotowałem piosenkę i czekałem na powrót mojej – wciąż nie mogłem w to uwierzyć – mojej fretki! Zerknąłem za okno, gdy przyszła kolejna wiadomość. Zbulwersowany wyjąłem telefon, by sprawdzić na co tym razem wpadł mój kochany braciszek. Ku mojemu zdziwieniu sms, wcale nie był od niego, tylko od 758963236. Przeczytałem krótką treść, przełykając głośno ślinę. Szybko odłożyłem telefon na bok, biorąc głęboki, uspokajający oddech. Jeśli Castiel zadawał się z nadawcą tej przerażającej wiadomości, to chyba powinienem już nigdy nie myśleć o półnagim, zawstydzonym…

Stop! Jeszcze nie było dobranocki, a ja już zaczynałem świntuszyć. Pacnąłem się w oba policzki, wyrzucając z głowy wszystkie „dorosłe” myśli. Wszystkie, które w jakiś sposób mogły przyćmić trzeźwe rozumowanie i klarowną ocenę sytuacji.

- Odpisać mu, czy nie? – Spytałem sam siebie. Zastanowiłem się przez chwilę, powracając do głośnego monologu. – Jak tego nie zrobię to pomyśli, że się przestraszyłem, a przecież… Dobra, może i jest w tym jedno ziarenko prawdy, choć może dwa bądź trzy, lecz to nie prowadzi do... Dean! Zmiana tematu! – Otrząsnąłem się, próbując poskładać chaotyczne myśli w jednolitą całość. – Boisz się go i musisz się do tego przyznać. – Drżącymi palcami wystukałem treściwą odpowiedz, w napięciu czekając na kolejnego sms’a.
- Stało się coś?
- Ale mnie przestraszyłeś! – Podskoczyłem na fotelu. – N-Nie, nic się nie stało. Wracajmy już do domu. – Widząc spłoszone błękitne oczy błądzące po mojej twarzy, odchrząknąłem szybko, chcąc się poprawić. Chłopak pokiwał głową, posyłając w moją stronę słodki uśmiech.
- N-Nadal chcesz mnie zaprosić do siebie? – spytał, obgryzając skórki przy paznokciach. – Bo wiesz, ja chyba nie mam nic przeciwko, gdybyś chciał oczywiście. – Podniósł obydwie ręce, po czym szybo schował je między kolanami. – Kurczę, chyba mi niedobrze.
- Zaraz będzie lepiej. – Objąłem go ramieniem, przytulając mocno. Chłopak odetchnął, kładąc mi głowę na ramieniu. – Fretko? Będzie przeszkadzać ci muzyka?
- N-nie. – wymruczał cichutko. Szybko włączyłem wcześniej znalezioną piosenkę, próbując rozszyfrować emocje chowające się na zarumienionej twarzy nastolatka. W jego szafirowych oczach kryło się zawstydzenie i radość. Byłem pewien, że jest mu przy mnie dobrze. Na ustach wisiał delikatny uśmiech. – Castiel. – Tak. Uwielbiałem jego imię. Nie podobała mi się skrócona wersja, której zwykli używać jego znajomi. Castiel brzmiało oryginalnie i pięknie.
- S-słucham?
- Masz ochotę na coś więcej? – wypaliłem, nie zdając sobie sprawy, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć.
- Więcej? – Podniósł się lekko, odchrząkując. – Co masz na myśli?
- Ja tylko… Czy miałbyś ochotę na inną piosenkę? Tego zespołu, co teraz leci. Czy masz ochotę na więcej ich kawałków? – Wypaliłem bezsensu. Włożyłem kolejną kasetę, nie czekając na odpowiedź. Chłopak odsunął się ode mnie, zapinając pasy.

Wszystko schrzaniłem. Teraz się mnie bał! Świetnie, po prostu świetnie. Lepiej być nie mogło!

- Możesz mnie odwieźć do domu?
- Co? Przecież mówiłeś…
- Wiem, co mówiłem, ale mam ochotę wrócić teraz do siebie. Przepraszam. – Odwrócił wzrok w stronę szyby, nie odzywając się już ani słowem. Poczułem się, jak kretyn!
- Powiedziałem coś nie tak, prawda? Przez to boisz się jechać do mnie?

***

Sammy ze zniecierpliwieniem spoglądał na wiszący na ścianie zegar. Jeszcze kwadrans i będzie mógł wreszcie wrócić do domu. Musiał, jak najszybciej spotkać się z Dean’em i wyjaśnić tą całą gejowską aferę. Choć na początku nie chciał uwierzyć, teraz wszystko nabierało głębszego sensu.

Dean jeszcze nigdy nie był w poważnym związku. Jeszcze nigdy nie miał dziewczyny. Pomijając oczywiście fakt, że z kilkoma cheerleaderkami – w akcie czystej dobroduszności - poszedł w ślinkę, po wygranym meczu. Młodszy Winchester analizował wszystkie szczegóły z przeszłości, na które nigdy nie zwracał uwagi.

- Dean jest gejem. – wymruczał pod nosem, marszcząc brwi. Prychnął, odwracając się stronę siedzącej obok dziewczyny. Meg spojrzała na niego zdziwiona.
- Mówiłeś coś?
- Dean jest gejem.
- Co? Kto jest gejem? – Złapała nastolatka za ramię.
- Dean! – Uśmiechnął się szeroko. – Wiedziałem, że ten skubaniec coś przede mną ukrywa.
- Co? Jak to jest gejem? Skąd to wiesz?

Nastolatek szybko streścił dziewczynie swoje przemyślenia. Choć miała wątpliwości, przyznała mu rację.  

9 komentarzy:

  1. No ładnie :D
    Mimo wielu sytuacji, w których chłopcy są zakłopotani, nadal było fluffiaśnie.
    Chcę znać treść wiadomości, która przyszła do Deana! ;p
    Pisz szybko i ładnie, bo wszyscy chcemy więcej :)


    ~ na pewno nie wiesz kto ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, oczywiście, że wiem xd Dziękuję bardzo i postaram się pisać szybciej, no! Ale mam tyle na głowię!

      Usuń
    2. Zabawne, że pominęłaś w odpowiedzi sms do Deana ;p

      Usuń
  2. Oh dziękuję za dedykację...
    Właśnie...sms do Deana. I tak bardzo Cię nienawidzę znów bo narobiłaś mi nadziei, ze Cas znajdzie tą różową szczoteczkę do zębów. Pomijam fakt, że czekam wciąż na Charlie.
    Mam nadzieję, że VIII bez problemu pojawi się w przyszłym tygodniu

    OdpowiedzUsuń
  3. A i gdyby Dean mógł mówić fretko z wielkiej litery...bo to wygląda jakby miał go głęboko w swoim pięknym tyłku (wiem jak to zabrzmiało :D )
    Więc proszę jeśli to możliwe zamiast freto - Fretko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście!;) Postaram się nanieść poprawki z najbliższym czasie;p I w sumie, masz rację... Fretka, musi być z dużej. Dziękuję.
      Co do sms'a - wszystko się wyjaśni - spokojnie. Już przeprowadziłam burzliwą dyskusję z RU na ten temat xD A co do tej różowej szczoteczki - hehe - pojawi się, pojawi! xD
      Oh, a co do Charlie - szykuję malutką niespodziankę ^_^

      Usuń
    2. Skoro burzliwa rozmowa z RU na ten temat się odbyła to jestem spokojna.
      Czekam więc niecierpliwie do następnej niedzieli :)
      I aż boję się pomyśleć co przygotowałaś dla naszej kochanej Charlie :P

      Usuń
  4. Ty to ciągle trzymasz w zanadrzu jakieś niespodzianki :P
    Czy numer nadawcy smsa jest prawdziwy?? :D Czekam aż się wszystko wyjaśni!
    Poza tym wyjątkowo tym razem bardziej podobała mi się część Deana. Nie to że Casowi czegoś brakuje, no ale... ;)
    Achhh i padłam przy stwierdzeniach: "poszedł w ślinkę" i "Jeszcze nie było dobranocki, a ja już zaczynałem świntuszyć." :D Po prostu piękne!
    Alys27

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, no! Taka moja natura;) Dziękuję ślicznie za tak miłe słowa!;* Może w przyszłym rozdziale się coś wyjaśni, ale nie obiecuję, że wszystko^^

      Usuń