czwartek, 6 czerwca 2013

Whole world against him - część 12




Castiel’s POV:

Tam, na drodze. Gdy stał, mokry od deszczu i łez. Postanowiłem zaryzykować. Tylko po co? Powiedziałem tyle słów. Zapewniłem, że kocham, że już nigdy nie opuszczę. Byłem durniem!

Nie przemyślałem niczego. Kierując się pustym egoizmem – wróciłem, by obudzić w nim nadzieję. 

Znów będzie cierpieć… przeze mnie.
Znów będzie nieszczęśliwy… przeze mnie.
Znów będzie… sam.

Chwyciłem się za głowę, upadając na kolana. Miałem nieodpartą ochotę wykrzyczeć ból, który rozrywał moje ciało. Świadomość, że znów go opuszczę – zostawię mężczyznę, którego kocham – tylko wylewała na mnie gorący żar poczucia winy. Tak bardzo nie chciałem odchodzić. Pragnąłem zostać przy nim już na zawsze, by czuć ciepło jego ciała, by widzieć płomyk szczęścia w jego hipnotyzujących, zielonych oczach.

Gdy tylko pomyślałem, że go nie ujrzę pod powiekami czułem kłębiące łzy, a w sercu smutek i pustkę. Przy nim, wbrew wszystkiemu czułem się bezpieczny. Kochałem go całym sercem.

Teraz zapytacie: Czemu nie mogę z nim zostać? Przecież byłbym szczęśliwy, czułbym się kochany. Wiedziałbym, że ktoś ważny jest przy mnie.

- Nie mogę. Najpierw muszę wszystko naprawić. Wrócić do Nieba.   

Uczyniłem tak wiele złego. Zabiłem moich braci, moje siostry. Przeze mnie zginęło tylu ludzi. Zdradziłem swoich jedynych przyjaciół, zdradziłem Dean’a. Musiałem ponieść konsekwencje. Bóg - mój Ojciec - chciał bym żył. Znów mnie wskrzesił. Moją pokutą - za błędy, które popełniłem - było odejście od Winchestera. Nie mogłem wieść spokojnego, pełnego radości życia. Nie, po tym, co zrobiłem na Ziemi.

Decyzja zapadła nieodwołalnie.

- Muszę odejść. – Wbrew wszystkiemu, co obiecałem, przyrzekłem. Nie widziałem innego wyjścia. Byłem grzesznikiem i musiałem ponieść za to stosowną karę.   

Podszedłem do lustra wiszącego na wschodniej ścianie. Spojrzałem w swe smutne oblicze, zmuszając się do nikłego uśmiechu.

- Nasze ostatnie spotkanie, Dean. Po raz kolejny musisz mi wybaczyć.   

Westchnąłem, mimowolnie zaglądając do umysłu przebywającego w łazience łowcy. Uderzyło mnie silne podniecenie. Temperatura mojego ciała, wzrosła o jakieś trzy stopnie zwiastując napięcie w okolicach krocza. Dean jęczał moje imię. Brudne obrazy, rzeczy których normalnie nie byłbym w stanie sobie wyobrazić. Co ten człowiek miał w głowie? 

- Co? – spiąłem się. – Skrzydła? – Serce zamarło mi w piersi. Krew odpłynęła z twarzy w jednym momencie, jakby wyssana siłą. Poczułem ciężar w żołądku. – Czemu chcesz je ujrzeć?

Nieprzerwanie zastanawiał się, jak wyglądają. Myślał o nich. Pragnął abym je pokazał, popełnił największe przestępstwo.

W pierwszej chwili chciałem uciec od niego, byle nie dopuszczać się kolejnego wykroczenia. Najszybsze i najprostsze rozwiązanie. Bez zbędnych słów, tłumaczenia. Zatrzymała mnie świadomość, że to ostatnie nasze spotkanie. Już nigdy…

Stanąłem na środku pokoju. Płuca unosiły się niespokojnie, adrenalina przesiąkła mój umysł. Zwątpiłem we wszystko. Nie wiedziałem, co jest właściwe a co nie.

Drzwi do łazienki otworzyły się. Zamarłem w bezruchu, rozpostarłszy ciemne skrzydła. 

- Castiel, chcę cię o coś spy… - zamilkł. Szeroko rozdziawił usta, nie mogąc ukryć oszołomienia. - Czy to…
- W rzeczywistości są większe. – Mój głos drżał. Czułem się obnażony, nagi, obdarty z godności. Było mi wstyd. Znów poczułem się Aniołem, Strażnikiem Nieba. Pozbawiony ludzkich emocji.

Skrzydła były naszym darem, którego strzegliśmy ponad wszystko. Ja bezmyślnie postanowiłem pokazać je człowiekowi - głupiej dwunożnej istocie. Tylko po to by poczuła się zaspokojona! Zdradziłem swych braci, zignorowałem anielskie morale. Niezrozumiałe jednak było dla mnie to, że nie czułem się źle. Nie bałem się reakcji Nieba, rodzeństwa, czy konsekwencji z którymi mogłem się spotkać.

Co było ze mną nie tak? 
- Castiel, czemu jesteś…

Nie pozwoliłem mu skończyć. Uniosłem dłoń, bezsłownie każąc mu zamilknąć. Opornie skinął głową. Wiedziałem, że w środku gotuje się ze złości i zniecierpliwienia. Chciał zadać tyle pytań i choć nie mogłem odpowiedzieć, dla niego zrobiłbym wyjątek. Wyjawiłbym całą prawdę o sobie, Niebie, Ojcu, Anielskim Garnizonie.

Absurdalne, jak staczałem się z powodu jednego człowieka. Absurdalne, jak omotał mój umysł.

- Smutny? – spytałem. Moje skrzydła poruszyły się niespokojnie, nie wydając żadnego dźwięku. Uspokoiłem oddech, obniżyłem ciśnienie krwi. Głęboko schowałem wszelkie wątpliwości, chcąc cieszyć się tym, co pozostało. Ostatnie chwile z Dean’em - moim łowcą. – Dean musisz zrozumieć, że jestem Aniołem. Wiele emocji nie potrafię jeszcze rozróżniać. Teraz możesz widzieć smutek, jednak wcale tego nie czuję. – Kłamstwo. – Jestem szczęśliwy będąc blisko ciebie. Wiem, że nie brzmi to zbyt męsko. – Zaśmiałem się pod nosem, sam nie wiedząc po co. – Jednakże, taka jest prawda. Oszalałem na twoim punkcie.

Spojrzałem w zaciekawione, zielone oczy. Lustrowały moje nagie ciało, najbardziej skupiając się na czarnych skrzydłach. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, robiąc krok w jego kierunku. Zorientowałem się, że Winchester mnie nie słucha. Westchnąłem zrezygnowany.  

- Wiem, że mnie nie słuchałeś.
- Nieprawda. – Uśmiechnął się nieśmiało. – Słuchałem.
- Podejdź do mnie. - Rozłożyłem ręce, czekając aż do mnie podejdzie. Jego umysł znów wypełnił się sprośnymi myślami. Czy ten człowiek myślał wyłącznie o jednym? Poruszyłem się niespokojnie. - Przepraszam cię. Moja nagość, może być dla ciebie ambarasująca. – wychrypiałem ledwie słyszalnie.  
- Jaka, kurwa!? – wydyszał, marszcząc brwi.
- Kłopotliwa, Dean. – odpowiedziałem niby spokojnie, jednak w środku drżałem jak osika. – Widzę, że masz problem.
- Nie, wcale. – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Stoisz przede mną zupełnie nagi. Widzę twojego… no, ten… - Skóra pokryta jeszcze drobnymi kropelkami wody, nabrała czerwonego koloru. – ale mnie to nie rusza. Spokojnie.
- Dobrze. – Zignorowałem zapewne sarkastyczną odpowiedź. Moje skrzydła, wbrew woli uniosły się gwałtownie, przybierając smolistą barwę. Reagowały na ludzką obecność. Ciało przeszedł bolesny dreszcz. - Musisz mnie wysłuchać.

Z każdą mijającą minutą - wbrew temu, co wiedziałem - czułem się coraz gorzej. Chcąc , czy nie pozostawałem zdrajcą.  



Dean’s POV:

- Castiel, ty idioto! – krzyknąłem, cisnąc butelką o ścianę. Odłamki szkła rozleciały się po całym pokoju, tworząc na podłodze błyszczącą mozaikę. – Kurw@!
- Nie przeklinaj, proszę. – wymruczał pod nosem . – Musisz mnie zrozumieć. Niegdyś uważałem to za rzecz najprawdziwszą i świętą. Tak musiało się stać i nic nie mogło tego zmienić.
- Debilizm. – Ugryzłem się w język, czując chęć skopania sobie tyłka. Mocno i boleśnie.
- Ty mnie zmieniłeś, Dean. Pokazałeś, że mam prawo do własnego głosu, sprzeciwu. Pokazałeś, że mogę istnieć niezależnie od Anielskiego Garnizonu, czy Boskiej Woli.
- Po jakim czasie to zrozumiałeś?
- Zbuntowałem się, sprzeciwiłem swoim braciom. – ciągnął. - Bezkreśnie zaufałem tobie, marnemu człowiekowi.
- Wypraszam sobie.
- Musisz mnie zrozumieć. – Kolejna łza ściekła mu z policzka. On nic nie zrobił, nawet nie drgnął.
- Czemu płaczesz? – Emocje opadły.
- Płaczę? – spytał, nieco rozkojarzony. Podniósł dłoń i przyłożył do mokrego policzka. – Nie rozumiem. ­– Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony. Zmarszczył brwi.
- Czego nie rozumiesz? – Podbiegłem do niego i szarpnąłem za ramiona. – Czego? – Objąłem oba nadgarstki, nieświadomie wbijając w nie paznokcie.
- Poczułem się smutny. – Mówił bardziej do siebie, niż do mnie. – Wiedziałem, że nie będziesz potrafił mnie zrozumieć. Poczułem się bezradny.
- Castiel, to nie tak…
- To takie ludzkie. Płacz jest nie tylko wyrażeniem szczęścia, ale też boleści…
- Zamknij się i mnie posłuchaj! Nie będę powtarzał tego w nieskończoność! – Mój głos jakby zniewieściał. No pięknie!
- Tak.

Wziąłem głęboki oddech, czując się jak skończony idiota.

- Jestem wściekły, cholernie! – Czuwanie nade mną od urodzenia, przyprawiało mnie o dreszcze na plecach. Ten cwaniaczek znał mnie na wylot. Wiedział o wszystkim! O tym, jak straciłem dziewictwo będąc napalonym dziewiętnastolatkiem! Widział, jak masturbowałem się przy zdjęciu Jenny Jameson, śliniąc na widok cycków! Czy on nie miał wstydu? – Ale nie jestem na tyle głupi, by nie domyślać się, dlaczego to robiłeś.
- Dean.
- Shh! Daj mi powiedzieć! – Serce znów zamieniło się w tykającą bombę. Cielesne rewolucje doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Jeśli tak będzie wyglądało życie u boku tego dupka, ja rezygnuję!
- Przepraszam.     
- Niczego nie mam ci za złe, bo ja… ja po prostu…  - Czy to musiało być takie trudne? – cię kocham, pierzasty sukinkocie. Musisz przyjąć to do wiadomości i zapamiętać. Rozumiesz, kurwa? – wymruczałem jednym tchem. Castiel spojrzał na mnie pokręconym wzrokiem, chcąc coś powiedzieć. Uniosłem dłoń, robiąc zbulwersowaną minę. Nie dość, że stałem, jak pajac z erekcją między nogami (tak! Byłem, jestem i pozostanę bezwstydną świnią!), to jeszcze jęczałem słowa miłości do skrzydlatego faceta! Chciałem zamknąć ten temat raz na zawsze. - Cicho bądź i mi nie przerywaj! – ostrzegłem.

Pokiwał głową w odpowiedzi. Nadal miałem wrażenie, że był dziwnie niespokojny. Mógł mi wmawiać, że wszystko z nim w porządku, ale taki głupi nie byłem. Coś było na rzeczy.  

- Więc?– Podrapałem się po karku. - Na czym to ja skończyłem? - W przyszłości, podaruję sobie czułe słówka, bo kompletnie się do tego nie nadawałem. Jeśli nie będzie zadowolony, niech znajdzie innego głupka! 
- Kocham cię, ty pierzasty sukinkocie. Musisz przyjąć to wiadomości i zapamiętać. Rozumiesz. – powtórzył. - Potem przekląłeś, ale nie mam zamiaru tego słownie powielać.
- Racja. – Uśmiechnąłem się kretyńsko. – Kocham cię.

Wziąłem haust powietrza sądząc, że uda mi się jak najszybciej zakończyć już tę farsę z wyznawaniem uczuć i przejść do bardziej przyjemnych rzeczy. Zamiary trochę mnie przerosły. Rozejrzałem się spanikowany po dziwnie ciasnym pokoju, szukając natchnienia. Czułem na sobie anielskie, przenikliwe spojrzenie, co tylko bardziej mnie rozpraszało. Chciałem ubrać wszystko w ładne słowa, by miało to logiczny skład, by niczego nie pochrzanić. Z każdym kolejnym zdaniem, było coraz gorzej.

- Dlatego no wiesz, ja bym chciał z tobą zamieszkać. – Wtf? – Znaczy nie zamieszkać, w sensie mieszkać razem, ale wiesz… widywać się często. – Język plątał mi się w gębie. – Nie mam na myśli randek, ale jakiś wspólny obiad od czasu do czasu. Wiesz, o co mi chodzi?

Anioł przechylił głowę.

- Z resztą dajmy już temu spokój! Chciałbym cię mieć zawsze przy sobie, ale nie non-stop. W sensie… no kurwa mać! - Cholerny Anioł i jego cholerne, błękitne oczy! Chciałem znów zapaść się głęboko pod ziemie. Po raz kolejny zrobiłem z siebie bałwana.

Pocieszające.

- Wszystko w porządku, Dean? – spytał słodko. Spojrzał na mnie, spod ciemnych rzęs. Rysy twarzy nieco złagodniały, jednak wzrok pozostał podszyty zniecierpliwieniem. Czego się jeszcze spodziewał? Oświadczyn? – Chcesz mi coś…  
- Odejdziesz ode mnie? – Słowa same wylazły mi z gardła. Zakryłem usta dłonią, desperacko próbując wepchnąć je z powrotem. Naprawdę powinienem porządnie rozważyć pójście do wariatkowa! – Son of bitch!
- Słucham?
- Słyszałeś, nie pal głupka. ­– Przyjdzie czas, a się doigram. – Więc?

Brunet długo wahał się z odpowiedzią.  

- Dlaczego miałbym…
- Pytam szczerze. Odpowiedz. – Spoważniałem.  

Czy chciałem znać prawdę?

W przeszłości miewałem równie realistyczne sny. To wszystko mogło być kolejnym tworem mojej popranej wyobraźni. Nie chciałem znów być sam - bez niego. Za długo tęskniłem, by znów dostać po dupie. Zasługiwałem na miłość. Zasługiwałem, by Anioł był przy mnie!  

- Ja… - Objął mnie skrzydłami, sprawiając, że o mało się nie spuściłem. Skrzyżowałem nogi, spinając wszystkie mięśnie. – Ja muszę…

Moja bezczelność nie znała granic. Uniosłem rękę, wsuwając palce między czarne pióra, które teraz były… ciepłe? Przesunąłem rękę dalej, zbliżając się do anielskich pleców. Temperatura wzrosła kilkakrotnie. Castiel zadygotał.  

- Dean przestań na moment. – wychrypiał głosem, przesiąkniętym strachem i wątpliwościami. Położył głowę na moje ramię, zbliżając usta do szyi.
- Boli cię?  
- Nie. – Pokiwał przecząco. Dłońmi powędrował na moje plecy, wbijając w nie paznokcie. Syknąłem, reagując na przyjemny ból. Próbował odwrócić moją uwagę. Wysunął koniuszek języka, liżąc mnie po mokrej skórze.
- Widzę, że coś jest nie tak. – Odsunąłem go od siebie. Jedną dłonią nadal pieściłem ciemne skrzydła, czując przepływającą przez nie energie. Wnikała w moje ciało, w każdą komórkę.  ­
- Jesteś pierwszym człowiekiem, który… - Zdusił w sobie płacz.
- Kochanie. Co jest?
- Jestem zdrajcą. Nie mogę tego robić.
- Czego?
- Ale tak bardzo pragnąłeś je zobaczyć. – Po raz kolejny odgrodził się ode mnie, zamykając w swoim świecie. Mruczał coś pod nosem, mamrotał niewyraźnie. – Słyszałem twoje myśli.
- Castiel!
- Jestem tu dla ciebie, Dean. Chcę byś był szczęśliwy. – pogłaskał mnie w policzek. – Skrzydła są najczulszym punktem każdego Anioła. Uszkodzenie ich, paraliżuje nas na wiele godzin. Nie możemy korzystać z większości naszych mocy, nie możemy już normalnie funkcjonować. Stajemy się bezsilni.

Trochę zbił mnie z tropu nagłą zmianą tematu, ale zdecydowałem mu nie przerywać. To był moment, w którym miał zamiar powiedzieć więcej, niż przez cztery lata naszej znajomości.


    


4 komentarze:

  1. Mania, kiedy ciąg dalszy?! no nie bądź taka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, tu też? :o Kurczę, tego to już w ogóle się nie spodziewałam! Kiedy rozdział, nie jestem pewna, bo muszę przeczytać to opow. od nowa i odkopać moje gdzieś zapisane pomysły.
      Widzę, że upomina się Was coraz więcej. Mania, musisz ruszyć zadek, nie ma co! :)

      Usuń
  2. Praca się skończyła, jeszcze miesiąc wakacji, więc czas jest :D
    chyba, że umilisz to czekanie jakimś soczystym one shot'em, to zalewać komentarzami nie będę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, wiem... A wiesz, że umilę? Zamierzam jakoś w środku tygodnia opublikować destielowy one-shot... póki co, nic o nim nie powiem. Trza czekać! :P

      Usuń